Apertura Ariana MKII

Apertura Ariana MKII

Niewielkie, dwudrożne, porządnie wykonane i ładnie prezentujące się kolumny podłogowe to obiekt poszukiwań wielu miłośników muzyki. Testujemy więc propozycję firmy Apertura

  • Data: 2016-07-22

Wszyscy kochamy duże, piękne, piekielnie drogie, high-endowe kolumny powalające na kolana potęgą i klasą brzmienia. Tyle że większości z nas ani na nie nie stać, ani nie mamy ich gdzie postawić. Sprzęt grający zdecydowanej większości miłośników muzyki trafia przecież do salonu i to mającego zwykle kilkanaście, czasem dwadzieścia kilka metrów kwadratowych. Nie dość więc, że kolumny nie powinny być zbyt duże ze względów lokalowych, to jeszcze muszą atrakcyjnie wyglądać, żeby pozostali domownicy nie wyrzucili nas razem z nimi przez balkon. Takie są realia bardzo wielu osób. Szukamy więc ciekawych, mających dużo do zaoferowania propozycji wśród kolumn rozsądnie wycenionych. Oczywiście wiele zależy od przeznaczonych na ten cel środków i posiadanego systemu. Naprawdę ciekawe propozycje można znaleźć już za 2–4 tys. złotych. Takowe proponują polskie marki i przy takim budżecie warto sprawdzić produkty Pylon Audio czy Audio Academy (by wymienić tylko dwie marki). Gdy jednak mamy do dyspozycji nieco większe środki, powiedzmy ok. 10 tys. złotych, można szukać dalej. W tym tekście opiszę właśnie jedną z takich propozycji, zdradzę już, że ciekawą.

Jako że "bawię się" w audio już sporo lat, najpierw "amatorsko", czyli jako miłośnik muzyki, który poszukiwał sprzętu grającego tak, jak lubię, a od pewnego czasu również jako recenzent, rzadko przydarza mi się sytuacja, w której dystrybutor proponuje mi do testu produkt marki, której zupełnie nie kojarzę. Jasne, że producentów audio znajdziemy na świecie setki, jeśli nie tysiące, więc nie sposób znać ich wszystkich, ale nazwy wpadają przynajmniej w ucho czy to na wystawach, czy przy czytaniu polskich i zagranicznych magazynów, portali tematycznych itd. A jednak gdy z Audio Systemu otrzymałem propozycję przetestowania kolumn Apertura, ich nazwa kompletnie nic mi nie mówiła. Ot, jedna z marek, które do tej pory umknęły mojej uwadze, mimo że istnieje od ponad 20 lat.

Założycielem, szefem i głównym konstruktorem firmy jest Christian Yvon, który w przeszłości współpracował z takimi markami, jak Sonus faber, Focal czy Goldmund. Jak napisał na swojej stronie, firmowa filozofia budowy kolumn (w ofercie jest 7 modeli oraz kabel głośnikowy) polega na pozbyciu się w pierwszym rzędzie wszystkich "śmieci", wad, problemów, bo dopiero gdy to się uda, można pracować nad poprawą jakości. Wszystkie modele Apertury to konstrukcje dwudrożne, nawet topowa Enigma. We wszystkich, poza najtańszymi Arianami, stosowany jest wstęgowy przetwornik wysokotonowy. Bardzo istotną rolę odgrywa także zwrotnica – konstruktor poświęcił wiele lat studiowaniu problemu filtrowania sygnału, dochodząc w końcu do autorskiego rozwiązania zwanego DRIM (Dual Resonant Intermodulation Minimization) stosowanego w zwrotnicach kolumn firmowanych marką Apertura.

Do testu trafił model otwierający ofertę tego francuskiego producenta. To nieduża kolumna podłogowa o konstrukcji dwudrożnej oczywiście. Porządne wykonanie i wykończenie bez zarzutu – to także cechy "firmowe" każdego produktu wychodzącego spod ręki Christiana Yvona, nawet jeśli "tylko" otwiera on ofertę. Jak już jednakże wspomniałem, oprócz cech wspólnych z całą ofertą Apertury łatwo wskazać i różnice. Po pierwsze zamiast przetwornika wstęgowego zastosowano tu 1-calowy pierścieniowy tweeter duńskiego Scan-Speaka wyposażony w stożek fazowy w kształcie pocisku, pracujący w wytłumionej komorze. Przetwornik nisko-średniotonowy to dla odmiany produkt norweskiego Seasa. Jest to 6,5-calowy woofer z membraną wykonaną z mieszanki trzciny i miazgi papierowej. Użyte materiały dają ciekawy efekt wizualny – w membranie widać bowiem drobne włókna w innym kolorze. Przetworniki nie zostały rozmieszczone symetrycznie – tweeter znajduje się bliżej krawędzi kolumny, natomiast woofer pośrodku ścianki frontowej. Daje to opcję dwóch ustawień tych kolumn, z przetwornikami wysokotonowymi bliżej zewnętrznej bądź wewnętrznej krawędzi. Warto wypróbować obie wersje ustawienia, wybierając tę, która w danym pomieszczeniu sprawdzi się lepiej. U mnie wygrało to pierwsze, w którym kreowana była większa, lepiej poukładana scena, a cała prezentacja była bardziej spójna. Druga różnica rzucająca się w oczy to klasyczny, prostopadłościenny kształt obudowy – w pozostałych modelach front jest szerszy od ścianki tylnej, a boczne ścianki są lekko zakrzywione. Tu mamy prostopadłościan ustawiony na czarnym cokole poprawiającym stabilność smukłej kolumny. Do cokołu wkręca się regulowane kolce. Ariana MKII to kolumna w obudowie wentylowanej bas-refleksem skierowanym do tyłu. Nie są to więc idealne kolumny, jeśli zachodzi konieczność ustawienia ich blisko tylnej ściany. Obudowę wykonano z MDF-u o grubości 21mm i dodatkowo wzmocniono od wewnątrz poziomymi panelami. Na tylnej ściance umieszczono pojedynczą parę solidnych zacisków głośnikowych. Kolumny wyposażone są w maskownice zakrywające górną część frontu, czyli miejsce, gdzie umieszczono oba przetworniki. Ponieważ są one rozmieszczone niesymetrycznie, więc i maskownice mają nieregularny kształt – nadaje to poniekąd klasycznie wyglądającym kolumnom odrobinę oryginalności. Muszę dodać jeszcze jedną uwagę na temat tych maskownic. Przekleństwem (czyli elementem rodzącym czasem potoki przekleństw) wielu kolumn są rachityczne, plastikowe kołki, na których są one mocowane. Jedno z praw Murphy'ego mówi, że jeśli na maskownicy występują plastikowe kołki, to przy każdym jej ściąganiu złamią się przynajmniej dwa, a przy zakładaniu jeden (dopóki oczywiście nie złamią się wszystkie, co jak łatwo policzyć następuje po góra 2–3 razach). Przykład produktu firmy Apertura pokazuje, że da się to zrobić inaczej – wystarczy zastosować metalowe, dobrze osadzone kołki i zagrożenie potokiem niecenzuralnych słów znika. Vive la France! A inni niech się uczą. Ariany MKII prezentują się więc elegancko zarówno z maskownicami, jak i bez. Nie są zbyt duże i pomimo "nudnego" sześciennego kształtu z ich akceptacją przez domowników nie powinno być problemu.

Jakość brzmienia

Ariany MKII okazały się jednym z tych przypadków, gdy ambitny plan oceny brzmienia trudno było wprowadzić w życie. Zagrały bowiem w bardzo przyjazny dla ucha, relaksujący sposób. Zamiast więc wsłuchiwać się w dźwięk, rozkładając go na czynniki pierwsze i szukając jego mocnych i słabych stron, wsunąłem się głębiej w siedzisko fotela, zamknąłem oczy i odpłynąłem w świat pięknej muzyki z płyty Tsuyoshi Yamamoto. Nie ma tu bowiem żadnych elementów drażniących, to gładkie i płynne granie, które zachęca, by się zrelaksować, a nie szukać dziury w całym (czyli ewentualnych słabości tych kolumn). Owa gładkość to bynajmniej nie kwestia jakiegoś szczególnego zmiękczenia ataku czy wycofania góry pasma – nic z tych rzeczy. Blachy perkusji potrafiły zalśnić odpowiednim blaskiem, trąbka podrapać delikatnie uszy zamierzoną chropowatością, a uderzenie w trójkąt wbić małą szpileczkę pod czaszkę. Atak wydawał się co prawda troszkę złagodzony, ale tylko do momentu, gdy zwiększyłem głośność i zamiast relaksującego, cichego grania, zaserwowałem sobie bardziej realistyczny poziom. I choć nadal była to płyta Patricii Barber, czyli żadne rockowe szaleństwo, to zacząłem wyraźnie słyszeć, że jeśli w ogóle jakieś złagodzenie ataku występuje, to jest ono faktycznie jedynie minimalne.

Uderzenia pałeczek perkusji charakteryzowały się naturalną natychmiastowością, membrany bębnów sprężyście odpowiadały, blachy uderzone mocno odpowiadały równie zdecydowanie. Jasne już było, że Ariany MKII to swego rodzaju kameleony – przy cichym graniu serwują spokojne, relaksujące brzmienie, ale wystarczy dać im więcej prądu, a pokazują, że i energiczne, dynamiczne granie nie jest im obce. Aby ostatecznie potwierdzić ten fakt, zmieniłem wzmacniacz na stosunkowo niedrogi, za to bardzo dynamicznie, czysto i transparentnie grający Schiit Audio Ragnarok. Dźwięk stracił nieco na wypełnieniu i masie, ale zauważalnie zyskała motoryka. Nadal wyraźniej było to słychać przy wyższych poziomach głośności, ale przecież gdy bierzemy się za np. AC/DC, to raczej nie po to, żeby słuchać po cichutku. Francuskie kolumny pokazały, że nawet na wysokich (wysokich, a nie szalonych – tych ostatnich nie sprawdzałem) poziomach głośności radzą sobie bez problemu – żadnej kompresji, zniekształceń, równe, czyste granie. Nagrania australijskiej kapeli oczywiście nie należą do audiofilskich, ale są przyzwoicie zrealizowane, a ogromna ilość energii, wysokie tempo, szybki rytm sprawiają, że o pomniejszych niedociągnięciach (nagrania) zupełnie się zapomina. Tym bardziej, że Ariany MKII nie należą do szczególnie analitycznych. One też dały się porwać rytmowi mocnego, radosnego grania AC/DC, dostarczając mi (i sąsiadom) dużą dawkę rozrywki wspartej gimnastyką kończyn wystukujących rytm i odcinka szyjnego kręgosłupa nieustannie kiwającego bądź kręcącego głową.

Kolejna rzecz, która przyszła mi do głowy w trakcie odsłuchu, to stwierdzenie, że testowane kolumny zachowują się trochę jak monitory. Rzecz przede wszystkim w bardzo przestrzennym graniu – scena jest wyjątkowo szeroka (przy ustawieniu z tweeterami na zewnątrz, gwoli przypomnienia), ale i głębia robiła wrażenie. A ponieważ kolumny same pięknie znikają z pokoju, a jednocześnie potrafią całkiem precyzyjnie renderować trójwymiarowe obrazy źródeł pozornych, więc skojarzenia z monitorami, i to wysokiej klasy, narzucały się same. Ich mocną stroną jest także umiejętność pokazywania otoczenia akustycznego muzyków i to zarówno naturalnego, w nagraniach koncertowych, jak i wykreowanego w studio. Ten ostatni przypadek rzucił mi się szczególnie w uszy na wspominanej już płycie Patricii Barber, gdzie w jednym z kawałków wokalistce przygrywa wyłącznie bas, a do tego dochodzi jeszcze pstrykanie palcami. To ostatnie robiło wyjątkowe wrażenie, ponieważ po pierwsze brzmiało bardzo naturalnie (aż sam zacząłem dla porównania pstrykać – brzmiało identycznie!), a po drugie miało pogłos, jakby wszystko działo się w pustym pomieszczeniu o gołych ścianach. Całość może nie była tak w stu procentach naturalna, bo pogłos pstrykania palcami był wyraźniejszy niż głosu wokalistki czy basu, ale tak czy owak brzmiało to z jednej strony efektownie, a z drugiej jakoś wcale mnie nie raziło.

Kolejna kwestia. Być może za sprawą umieszczonych blisko siebie przetworników francuskie kolumny oferują także wyjątkowo spójne brzmienie, przypominające mi nieco konstrukcje z pojedynczym głośnikiem. Nie do końca, bo co prawda w niewielkim stopniu, ale jednak słychać, że to konstrukcja z bas-refleksem. Bas nie jest co prawda na siłę pompowany, konstruktor nie próbował wykorzystać portu bas-refleksu do udawania, że 6,5-calowy głośnik może zagrać jak 15-calowy, ale delikatne przeciąganie basu było po prostu słychać. Proszę wziąć jednakże pod uwagę, że ja należę do osób uczulonych na buczący bas-refleks, skoro więc mówię o "delikatnym" przeciąganiu, to większość osób w ogóle nie zwróciłaby na nie uwagi. Ja zresztą przyznaję, że w przypadku bardzo dobrze zrealizowanych nagrań, choćby wspominanej już kilka razy płyty pani Barber, zapominałem o bas-refleksie całkowicie. Owa spójność obejmuje więc przede wszystkim górę, średnicę i wyższy bas, które brzmią, jakby pochodziły z jednego głośnika. Świadczy to o tym, że "specjalność zakładu", czyli rozwiązanie DRIM w zwrotnicy sprawdza się bardzo dobrze, chowając przed słuchaczem miejsce zszycia pasm obu przetworników. Takie granie odbiera się jako naturalne, płynne i naprawdę trudno się oprzeć jego urokowi.

Na koniec podłączyłem francuskie kolumny do angielskiego, na dodatek kultowego wzmacniacza w klasie A, Sugdena A21, a dokładniej wersji laL Signature. To integra, która wyceniona jest podobnie jak testowane kolumny i znajduje klientów od kilkudziesięciu już lat. Jak przystało na klasę A, Sugden mocno (w porównaniu z Ragnarokiem) dociążył i wypełnił dźwięk, dbając jednocześnie o gładkość i płynność, ale też i nasycił dźwięk dużą porcją energii. Gałka głośności powędrowała dość daleko w górę skali, Ariany MK II naprężyły mięśnie, dumnie wypięły pierś do przodu i wypełniły cały pokój kipiącym energią dźwiękiem. Dźwięk pewnie był odrobinę wolniejszy niż z amerykańskim wzmacniaczem, ale za to masywniejszy, z jeszcze pewniej prowadzonym tempem i rytmem, przez co kawałki rockowe czy nawet popowe rozbujały cały pokój na dobre. I tak ze spokojnego, relaksującego grania na początku tego testu te same kolumny przeobraziły się w mocno, energicznie grające bestyjki, bez trudu wypełniające 24-metrowy (ponad 3m wysokości) pokój, zachowując przy tym pełną kontrolę nad każdym elementem prezentacji. Jak widać, francuskie kolumny potrafią nie tylko relaksować słuchacza, ale i dać mu spory zastrzyk energii i porcję doskonałej zabawy przy żywszych rytmach.

Podsumowanie

Odsłuch z kilkoma różnymi wzmacniaczami, które akurat miałem pod ręką, dostarczył mi dowód na to, że Apertury to właściwie kolumny dla niemal każdego. W zależności od towarzyszącego im systemu zagrają spokojnym, wyrafinowanym, relaksującym dźwiękiem, albo obudzą w sobie małe bestyjki, które dadzą sporo frajdy także przy muzyce rockowej. Tak naprawdę wystarczy dać im trochę więcej prądu (zwiększając głośność), by je znacząco ożywić i wyrwać z trybu "relaks", ale odpowiedni wzmacniacz wydobędzie z nich jeszcze większe, najwyraźniej uśpione w ich wnętrzu pokłady energii. To naprawdę ciekawa propozycja dla miłośników niemal każdej muzyki. Zaznaczam "niemal", bo heavymetalowcy czy hiphopowcy zapewne wybiorą kolumny z większym wooferem, pompującym więcej powietrza, przy których będą mogli mocniej poczuć uderzenia basu. Tu oczywiście 6,5-calowy przetwornik nisko-średniotonowy cudów w tym zakresie nie zdziała, choć jego osiągi w zakresie wypełnienia i dobrej definicji przede wszystkim wyższego i średniego basu robią wrażenie. Innym, niezależnie od tego czy słuchają głównie jazzu, bluesa, klasyki, czy wokali, a może po prostu miksu różnych gatunków muzycznych, poszukującym kolumn w cenie w okolicach 10 tys. złotych do pokoju mającego od kilkunastu do dwudziestu paru, może nawet 30 metrów kwadratowych, Ariany MKII zdecydowanie rekomenduję.

Werdykt: Apertura Ariana MKII

★★★★★ Kolumny kameleony oferujące relaksujące spokojne granie, albo mały wulkan energii w zależności od napędzającego je wzmacniacza