Auralic Aries

Auralic Aries

Vega to jeden z najlepszych i zarazem rozsądnie wycenionych przetworników cyfrowo-analogowych na rynku, ze znakomitym wejściem USB. Do kompletu Auralic stworzył także stosunkowo niedrogi odtwarzacz plików Aries

  • Data: 2015-04-15

Tak się złożyło, że moje kontakty z urządzeniami firmy Auralic pochodzącej z Hongkongu zaczęły się jeszcze na długo przed wprowadzeniem na rynek słynnej Vegi. Testowałem bowiem jej poprzednika, przetwornik o nazwie MX+, oraz wzmacniacz słuchawkowy Taurus. Już wówczas zwracałem uwagę, iż to jedna z tych chińskich firm, które proponują coś faktycznie od siebie (a nie tylko kopiują mniej czy bardziej udanie zachodnich producentów) i która może w niedalekiej przyszłości namieszać na rynku. Już tamte, pierwsze urządzenia, były bowiem naprawdę dobre, a nie odniosły wielkiego sukcesu chyba tylko z powodu napisu: Made in China. Firma Auralic postawiła jednakże mocno na rozwój własnych rozwiązań i jej kolejny produkt, wspomniany DAC o nazwie Vega, odniósł już ogromny sukces. Inżynierowie Auralica stworzyli bowiem tak dobrze wykonane urządzenia i co ważne tak dobrze grające, że kraj jego pochodzenia przestał mieć znaczenie dla osób ceniących sobie jakość dźwięku. Jako że pisałem już osobną recenzję Vegi (recenzja w nr. HC&HC 5/2014), nie będę się tu rozpisywał o jej brzmieniu i ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że w swojej cenie, po prostu nie ma żadnej konkurencji ? oczywiście wśród konstrukcji z którymi miałem dotychczas do czynienia. Po stworzeniu tak dobrego przetwornika, ze znakomitym (co ważne) wejściem USB, firma postanowiła wykonać kolejny krok ? zbudować dla niego źródło cyfrowe odpowiedniej klasy. Wiele osób używa DAC-ów USB ze swoimi komputerami jako źródłem sygnału. Pozwala to uzyskać dobre efekty brzmieniowe, jednakże standardowe komputery, czy to stacjonarne, czy przenośne, nie są budowane tak, by pozwalały osiągać najwyższą jakość dźwięku. Oczywiście można tak zbudować i skonfigurować komputer, aby stał się on źródłem wysokiej klasy, ale wymaga to nie tylko pewnych inwestycji, ale i wiedzy. Większość osób nie ma czasu ani ochoty w to się bawić. Dlatego powstały firmy specjalizujące się w gotowych rozwiązaniach od Linna począwszy, przez Lumina, Aurendera i wiele innych. Tyle, że ich produkty są znacząco droższe niż komputer, co znacznie ogranicza grono potencjalnych klientów. Auralic postanowił wyjść naprzeciw tym, którzy nie są skłonni wydać kilkudziesięciu tysięcy złotych na dobry odtwarzacz plików. Tak właśnie powstał Aries, którego producent określa mianem Wireless Streaming Bridge, które to angielskie określenie zdradza kilka funkcji tegoż urządzenia. Otóż może ono otrzymywać strumień danych bezprzewodowo (wireless), acz to nie jedyny sposób ich dostarczania, jest ono streamerem (streamuje dane do DAC-a), słowem przeznaczone jest do odtwarzania plików z sieci (choć już nie tylko), a słowo bridge (most, łącznik) wskazuje jego rolę ? pomostu między muzyką zapisaną w plikach a DAC-iem. Warto jeszcze zaznaczyć, że Aries oferowany jest w dwóch wersjach ? podstawowej, nazwanej LE (wycenionej obecnie na 4.199zł), oraz bardziej zaawansowanej (bez LE) wyposażonej w zegary femto oraz zasilacz liniowy (to wersja testowana, kosztująca 6.299zł).

Aries to dość niepozornie wyglądające, naprawdę małe urządzenie. Uzyskanie tak niewielkich rozmiarów było możliwe właśnie dlatego, że nie ma tu ani wbudowanego nośnika danych, ani DAC-a, a producent postanowił nie sprzedawać klientom ?audiofilskiego powietrza?. To urządzenie, które otrzymuje sygnał z sieci, przewodowo lub bezprzewodowo (acz najnowszy dodatek funkcjonalny to możliwość odtwarzania plików z twardego dysku podłączonego bezpośrednio do wejście USB Ariesa), oraz tłumaczy je na, nadal cyfrowy, sygnał akceptowalny dla DAC-a (PCM lub DSD). Jak słusznie ktoś zauważył, obudowa tego urządzenia przypomina nieco muszlę ostrygi za sprawą dwóch wyprofilowanych paneli obejmujących urządzenie od góry i od dołu, szerzej rozwartych z przodu i schodzących się nieco z tyłu. Obudowę Ariesa wykonano z plastiku, by wewnętrzne anteny (Wi-Fi) mogły pracować bezproblemowo (metalowa obudowa utrudniałaby ich pracę). Z przodu pod akrylową płytą umieszczono wyświetlacz OLED-owy, na którym czytelne, choć niewielkie żółte cyfry pokazują numer aktualnie odtwarzanego utworu, ilość utworów na zadanej playliście oraz czas odtwarzanego nagrania. Z tyłu znajduje się komplet wyjść cyfrowych ? optyczne, koaksjalne, zbalansowane AES/EBU, oraz dwa porty USB, z których jedno opisane jest jako DAC (to faktyczne wyjście na DAC-a), a drugie jako USB. To ostatnie dopiero dzięki najnowszej wersji oprogramowania Ariesa jest wykorzystywane zgodnie z pierwotnym założeniem, czyli jako gniazdo, do którego można bezpośrednio podłączyć zewnętrzny dysk USB. Obok portów USB znajduje się jeszcze gniazdo LAN, dzięki któremu Ariesa można kablowo podłączyć do domowej sieci, oraz gniazdo zasilania, które w przypadku testowanej, droższej wersji łączymy z solidnym, zewnętrznym zasilaczem.

Aries powstał na platformie Auralic Tesla, która opiera się na czterordzeniowym procesorze ARM Coretex-A9 pracującym z zegarem 1GHz, 1GB szybkiej pamięci DDR3 i 4GB pamięci stałej flash. Moc obliczeniowa Tesli kształtuje się na poziomie 25.000 MIPS, co pozwala na bezproblemową obsługę wielu formatów zapisu audio: AAC, AIFF, ALAC, APE, DIFF, DSF, FLAC, MP3, OGG, WAV, WV i WMA. Aries potrafi zdekodować pliki z sygnałem o słowach mających do 32 bitów długości i częstotliwości próbkowania do 384kHz (DXD), oraz pliki DSD 64 i 128. Słowem wszystko, co na dziś jest nawet najbardziej wymagającym audiofilom potrzebne. Platforma posiada ciągle zapas mocy obliczeniowej, co ma w przyszłości pozwolić na wprowadzenie (software?owo) kolejnych funkcjonalności.

Do pełnej obsługi Ariesa wymagane jest użycie firmowej aplikacji o nazwie Lightning DS. To właśnie ta aplikacja była powodem, dla którego nieco odkładałem test tego urządzenia. Od momentu wprowadzenia Ariesa na rynek jest ona bowiem dostępna wyłącznie na iPady (i to nie wszystkie, a jedynie te z nowszą wersją iOS-a). Producent od dłuższego czasu zapowiadał wprowadzenie aplikacji na Androida, ale do dziś mu się to nie udało. Według najnowszych zapowiedzi ma ona być gotowa na początku 2015 roku. Niewykluczone, że premiera odbędzie się w Las Vegas, w trakcie dorocznych targów CES. Podobnie jak w przypadku Lumina, także i Ariesem można sterować dostępną na wszystkie platformy, bezpłatną aplikacją firmy Linn o nazwie Kinsky. Tyle że, także podobnie jak w przypadku Lumina, można ją wykorzystać wyłącznie do obsługi odtwarzania muzyki. Nie daje ona dostępu do ustawień Ariesa. Niektórymi funkcjami (włączanie/wyłączanie, Play, Stop) można także sterować za pomocą systemowego pilota Auralica. Niemniej na dziś bez iPada z zainstalowaną aplikacją Lightning DS raczej się nie obejdzie. Test był możliwy dzięki dystrybutorowi Auralica, firmie JPlay, która urządzenie dostarczyła wraz z iPadem. De facto pan Marcin Ostapowicz, na moją prośbę, dostarczył jeszcze kilka innych rzeczy wykorzystanych w tym teście. Po pierwsze poprosiłem o przysłanie zestawu ? Ariesa i Vegi. Vegę już dobrze poznałem (więc można ją było uznać za element stały tego testu), a właśnie w komplecie z nią producent i dystrybutor przy każdej okazji prezentują Ariesa ? nie było powodu, bym ja miał robić inaczej (a i był to pretekst by znowu przez kilkanaście dni pocieszyć się brzmieniem Auralicowego DAC-a). Dodatkowo poprosiłem o dwa produkty JPlaya, rekomendowane (siłą rzeczy) przez pana Marcina jako doskonale pasujące do zestawu Auralica ? oferowane pod marką JCAT: nowy, referencyjny kabel USB, oraz kabel LAN.

Jak już wspomniałem, Aries może przewodowo lub bezprzewodowo odczytywać udostępnione pliki z domowej sieci (z komputerów podłączonych do tej sieci, czy z NAS-a), z Internetu ? m.in. pozwala odtwarzać internetowe stacje radiowe, czy korzystać z takich serwisów, jak WiMP czy Qobuz, ale i grać pliki z podłączonego bezpośrednio nośnika danych (dysku USB). Ja skupiłem się na dwóch rozwiązaniach. Podstawowym źródłem plików był mój domowy NAS (z którego korzystam na co dzień), z którym łączyłem się przewodowo, po pierwsze by wykorzystać kabel LAN JPlaya, a po drugie do połączenia przewodowego mam większe zaufanie. Auralic chwali się co prawda pierwszym na świecie rozwiązaniem, które pozwala bezprzewodowo, bezproblemowo streamować nawet materiał wysokiej rozdzielczości (w tym PCM-owe DXD czy Double DSD), ale ponieważ miałem taką możliwość, wybrałem połączenie kablowe jako po prostu pewniejsze. Drugim źródłem plików był natomiast zewnętrzny dysk HDD ? wprowadzenie w najnowszej wersji firmware?u Ariesa opcji odtwarzania muzyki wprost z dysku USB zapewne ucieszyło wielu obecnych i potencjalnych klientów, więc musiałem tę opcję wypróbować.

Rozpoczęcie pracy z Ariesem jest naprawdę proste. Oczywiście testowany egzemplarz nie był nowy, więc być może coś mnie ominęło, ale wygląda na to, że właściwie wystarczy go podłączyć do prądu, na wszelki wypadek zresetować ustawienia (na spodzie znajduje się dziurka opisana jako reset ? tam należy wetknąć np. mały śrubokręt i wcisnąć ukryty tam przycisk), a następnie podłączyć go do sieci (przed podłączeniem do prądu należy jeszcze połączyć Ariesa wybranym kablem z DAC-iem). Przy połączeniu kablowym, o ile domowa sieć przydziela automatycznie adres IP i jeśli nie mamy ustawionych dodatkowych zabezpieczeń, nie musimy właściwie robić nic więcej. No prawie. Tu wchodzi do gry aplikacja Lightning DS, w której (w ustawieniach urządzenia) trzeba wskazać wyjście USB (jeśli to jego chcemy używać) oraz wybrać źródło plików, czyli wskazać np. domowy NAS czy podłączony dysk USB. Jeśli nasza biblioteka jest pokaźnych rozmiarów, to jej zaimportowanie może zająć kilka minut, ale w praktyce trwało to naprawdę niedługo w porównaniu np. z tym samym procesem wykonywanym przez JRivera na moim komputerze. Gdy ten proces się skończy, wszystko jest gotowe do rozpoczęcia odtwarzania. Jeśli chcemy korzystać z połączenia bezprzewodowego, to do wspomnianego procesu dojdzie zapewne wskazanie sieci, z której chcemy korzystać, oraz wpisanie hasła (zakładam, że każda domowa sieć Wi-Fi jest takowym zabezpieczona).

Do obsługi samego programu trzeba się oczywiście trochę przyzwyczaić, ale przychodzi to dość szybko, choć moim zdaniem dałoby się jego użytkowanie uprościć (choćby kwestia dodawania plików do playlisty, która odbywa się za pomocą kolejnych wyświetlanych komend, zamiast za pomocą przeciągnięcia ikonki płyty/utworu do tejże listy). Odtwarzanie z dysku USB właściwie niczym się nie różni ? to tylko kwestia wyboru ?biblioteki?, a dalej obsługa jest dokładnie taka sama.

Jakość brzmienia

Zważywszy na charakter testowanego urządzenia, trudno pisać o jego brzmieniu, bo o tym de facto będzie decydował przede wszystkim DAC, do którego Ariesa podłączymy. Sam producent używa nawet sloganu, który mówi (w wolnym tłumaczeniu), iż: ?Aries nie jest streamerem, Aries zmieni Twój DAC w streamer?. To także jedna z przyczyn, dla których prosiłem dystrybutora o przysłanie Ariesa wraz z Vegą, co oczywiście nie znaczy, że nie można go zestawiać z innymi przetwornikami. Aries posiada kilka wyjść cyfrowych, ale to USB ma być jego najmocniejszą stroną, a skoro tak, to najlepiej jego możliwości wykorzysta się w parze z dobrym DAC-iem USB. A Vega bez wątpienia takowym właśnie jest.

Z Ariesem Vega brzmiała właściwie dokładnie tak, jak to pamiętałem z jej testu. Choć w większości aplikacji kości Sabre?a brzmią dla mnie zbyt chudo, zbyt ?technicznie?, to jednak w tych nielicznych dobrych aplikacjach, z Vegą na czele, brzmi to zupełnie inaczej. To gładki, spójny, wysoce detaliczny i transparentny dźwięk, w którym nie brakuje wypełnienia i dociążenia. Dla mnie to właśnie te ostatnie elementy, plus prawidłowa prezentacja barwy instrumentów oraz otwartość brzmienia są najważniejsze. I pod tym względem po prostu nie da się do Ariesa przyczepić. Dostarcza Vedze sygnał wysokiej jakości, z którego ona robi właściwy użytek. Sporą część swoich odsłuchów poświęciłem, jak zwykle zresztą, nagraniom akustycznym, które pokazały czarno na białym, że tak powiem, jak dobre źródło stworzyli inżynierowie Auralica. Rodrigo z Gabrielą zagrali niezwykle dynamicznie, z zębem, tak jak to pamiętam z koncertu. Nie brakowało detali, także tych najdrobniejszych, które zestaw ten pokazywał bardzo wyraziście. Na taką precyzję i klarowność prezentacji składa się wiele elementów. Trzeba zacząć od odpowiedniej szybkości, doskonałego trzymania tempa, do tego trzeba dołożyć odpowiednią przejrzystość dźwięku, wspomnianą wysoką detaliczność, świetne różnicowanie zarówno barwy, jak i dynamiki, a wszystko to pokazać na czarnym tle. To ostatnie bierze się z bardzo dobrego zasilania Ariesa, dzięki któremu po kablu USB wysyła on sygnał pozbawiony ?brudów? płynących z zasilania. Podobne wrażenia miałem z odsłuchu tria gigantów gitary zarejestrowanych na koncercie ?Friday Night in San Francisco?. To nieco inne granie, bardziej skupione na finezji i nadzwyczajnych indywidualnych umiejętnościach każdego z trzech muzyków, więc umiejętność pokazania każdego detalu, każdej subtelności odgrywała jeszcze większą rolę. Jako że to nagranie na żywo, więc i kwestia umiejętnego budowania sceny, kreowania trójwymiarowych źródeł pozornych czy oddania atmosfery koncertu były tu ogromnie ważne, a Aries także i teraz spisał się znakomicie. Sesja z nowoorleańskim jazzem również dała mi mnóstwo radości. Jest w tej muzyce coś niezwykle pozytywnego, radosnego właśnie, jest pełna życia i zwykle także bardzo żywa. Jej nieodłącznym elementem są instrumenty czy wręcz całe sekcje dęte. Ich przekonujące oddanie wcale nie jest takie łatwe. Trąbki, puzony i cała reszta potrafią brzmieć słodko, niemal aksamitnie czy wręcz tępo, by po chwili zaczął się z nich sypać żywy ogień ? kipią energią, tną po uszach, brzmią ostro i agresywnie. A jak już uda się to wszystko pokazać, to i tak nie będą brzmiały tak, jak trzeba, jeśli przekaz nie będzie odpowiednio otwarty, pełen powietrza. Powtórzę po raz kolejny ? o efekcie decyduje w dużej mierze DAC, a Vega potrafi tę muzykę zagrać wybornie, ale by mogła to zrobić, musi dostać czysty, uporządkowany, niczym ?niezmącony? sygnał, a Aries takowy gwarantuje. Razem tworzą duet, który świetnie gra dęciaki ? czysto, żywo, dźwięcznie, przekazuje ogromną energię, jaka leje się z nich strumieniami. Co ważne, duet ten potrafi także znakomicie różnicować brzmienie instrumentów i całe nagrania. Zupełnie inaczej brzmiał jazz z czasów Louisa Armstronga, a inaczej współczesny Kermita Ruffinsa, podobnie jak i ich trąbki ? niby takie same, a zupełnie inne. Od źródła wysokiej klasy należy wymagać świetnego różnicowania nagrań pod każdym względem, a Aries robi to bardzo dobrze. Świetnie cieniuje i barwę, i dynamikę, dzięki czemu każde nagranie jest inne, każdym można się delektować i słuchać godzinami z niesłabnącą ciekawością, co będzie dalej. Aries z Vegą grają muzykę nie tylko w ciekawy, ekscytujący sposób, ale również naturalny, dzięki czemu muzyki można słuchać godzinami bez oznak zmęczenia.

Ale nie samą muzyką akustyczną człowiek żyje. Vega już wcześniej udowodniła, że jest świetnym partnerem również dla muzyki rockowej czy elektrycznego bluesa. Po tym, co słyszałem do tej pory, mogłem założyć, że i w takim repertuarze Aries spisze się bez zarzutu. Zapewne duża w tym zasługa precyzyjnych zegarów wykorzystanych w droższej wersji. Tempo i rytm to elementy, które są naprawdę mocną stroną testowanego urządzenia. Dodając do tego bardzo dobrą dynamikę, wspomniane jej różnicowanie i to zarówno w skali makro, jak i mikro, plus czystość grania dostajemy świetnego partnera do muzyki, w której najistotniejszą rolę odgrywają gitary elektryczne, bas i perkusja. Co ważne, Aries nie próbuje niczego wygładzać, czy upiększać, więc jeśli nagranie rockowe (co niestety jest dość częste) jest słabej jakości, to nie ma co liczyć, że na tym sprzęcie zabrzmi dużo lepiej. Duet z Vegą nie ma wprawdzie tendencji do eksponowania słabości nagrań, ale też ich nie ukrywa. Stąd słuchanie Floydów, Zeppelinów czy Rush było przyjemnością, ale większości płyt U2 nadal nie. Aries gra rocka ze swobodą, rozmachem, żywiołowo ? przy nagraniach np. AC/DC nie dało się siedzieć spokojnie, bo sposób prezentacji wciągał do dobrej zabawy.

Rozmach, dynamika, bardzo dobre budowanie sceny, gradacja planów i ta niezwykła czystość dźwięku sprawdzały się także i w dużej muzyce klasycznej. IX symfonii Beethovena często używam, by sprawdzić, jak dobrze testowany sprzęt radzi sobie z ogromnymi skokami dynamiki, gdy orkiestra z cichutkiego pianissimo przechodzi do wielkiego forte. Zestaw Auralica spisał się na medal ? mocne wejścia orkiestry robiły wrażenie szybkością i potęgą uderzenia, by po chwili błyskawicznie przejść znowu do cichutkiego, ale nadal bardzo czytelnego, detalicznego i dobrze poukładanego grania. Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu Haydna wykorzystałem do potwierdzenia, jak precyzyjnie testowane urządzenie układa wszystkie elementy na swoich miejscach w trójwymiarowej, ogromnej przestrzeni kościoła, jak ładnie pokazuje odbicia wędrujące po ścianach coraz dalej i dalej od słuchacza. Tu także mogłem podziwiać, jak naturalnie brzmi ludzki głos, jak dobrze pokazany jest jego pogłos.

Aby powiedzieć cokolwiek o faktycznym wpływie Ariesa na brzmienie, porównałem go z moim pecetem dedykowanym do audio. Jest to maszyna bez części ruchomych, z pasywnym chłodzeniem, z systemem Windows 8.1, JRiverem 20, JPlayem 5.2.1 zasilana zewnętrznym, liniowym zasilaczem, z kartą USB JPlaya zasilaną bateryjnym Bakoonem. Gdy zsumować koszty, jakie poniosłem na jego budowę (rosnące wraz z dodawaniem kolejnych elementów), to wcale nie odbiegają one tak bardzo (choć są trochę niższe) od tego, co trzeba zapłacić za droższą (testowaną) wersję Ariesa. Wykorzystanie tych samych kabli JCAT stworzyło dobre warunki do porównania Ariesa i mojego komputera jako źródeł sygnału dla wejścia USB Vegi. Prawdę powiedziawszy, nie było dużych różnic między Ariesem a PC, co najlepiej świadczy o tym, że zapewniają one sygnał podobnej, wysokiej klasy, a dalej Vega po prostu robi swoje. Jedyna różnica, którą zaobserwowałem, pojawiła się na dole pasma. Żeby kwestię uściślić, to różnicę wychwyciłem, słuchając na moich Bastianisach (z 15-calowym głośnikiem), ale już z testowanymi w tym czasie podstawkowymi Mangerami (8-calowy woofer) jej właściwie nie było. Otóż przy moich kolumnach uznałem, że jednak PC nieco lepiej dociąża, wypełnia najniższy bas. W obu przypadkach był on bardzo dobrze różnicowany i definiowany, miał odpowiednią sprężystość i szybkość, ale w przypadku Ariesa najniższe dźwięki, grane przez kontrabas czy fortepian, wydawały się nieco lżejsze. Jak może zwrócili Państwo uwagę, wcześniej o tym w ogóle nie wspominałem. Dlaczego? Ano dlatego, że bez bezpośredniego porównania trudno było wychwycić różnice. Dopiero kilkukrotne przełączanie z PC na Ariesa najpierw zasugerowało, a potem potwierdziło, że faktycznie niewielka różnica istnieje. I było to słychać dopiero na 15-calowym, przepychającym zdecydowanie więcej powietrza wooferze. Czy jest to więc wada Ariesa? Nawet jeśli uznać, że tak, to w większości systemów nie będzie jej nawet słychać.

Podsumowanie

Wielu audiofilów, którzy po raz pierwszy widzą Ariesa, uśmiecha się z politowaniem ? malutkie to, z plastiku, to przecież nie może grać... Ja natomiast mam wrażenie, że inżynierowie Auralica postanowili trochę zagrać na nosach ludziom, którzy hołdują stereotypom. Pewnie przeszło im przez myśl, żeby zrobić kilkukrotnie większą obudowę, pełną ?audiofilskiego powietrza?, tylko po co? Aries mimo niewielkich rozmiarów prezentuje się ciekawie i ładnie, a co najważniejsze, doskonale spełnia swoją funkcję. Jest bardzo transparentnym pośrednikiem między takim czy innym magazynem danych a DAC-iem. Wywiązuje się ze swojej roli bez zarzutu, bo zadbano i o wysokiej jakości zasilanie, i równie dobre taktowanie zegarami femto. Te dwa elementy są podstawą wysokiej jakości sygnału dostarczanego do przetwornika. Aries dysponuje także ?zapasem?, co pozwala wprowadzać, za pomocą nowego oprogramowania, nowe funkcje ? choćby odtwarzanie bezpośrednio z dysku USB. Odtwarza właściwie wszystkie istotne (z punktu widzenia miłośnika muzyki) formaty plików i wszelkie rozdzielczości z DXD, DSD64 i 128 włącznie. Instalacja w systemie i obsługa są stosunkowo proste, acz dopóki nie pojawi się oprogramowanie do obsługi na inny system niż iOS, będę uważał to za (właściwie jedyną) słabość Auralica. Jest to urządzenie znacząco tańsze niż większość konkurencji, a koszty są porównywalne do tego, co trzeba wydać na dedykowany do audio PC, do budowy i konfiguracji którego trzeba na dodatek posiadać nieco wiedzy. Jest to więc rozwiązanie dla każdego, kto nawet w systemie wysokiej klasy chciałby odtwarzać muzykę z plików i robić to w sposób łatwy i przyjemny. Niedrogi, jak na audiofilskie standardy, Aries gwarantuje odpowiednią jakość sygnału dostarczanego do DAC-a i bezproblemową obsługę. Zdecydowanie rekomenduję to urządzenie!

Werdykt: Auralic Aries

★★★★★ Znakomite rozwiązanie dla osób poszukujących kompaktowego, łatwego w obsłudze ?pomostu? między plikami w domowej sieci a wysokiej klasy DAC-iem