Beyerdynamic T90

Beyerdynamic T90

Najwyższe modele w ofercie Beyerdynamica to konstrukcje: zamknięta i półotwarta. My jednak sprawdzamy, jak grają najlepsze otwarte słuchawki tej firmy – T90

  • Data: 2014-04-15

Gdy w ubiegłym roku wybierałem się na wystawę HighEnd w Monachium (nawiasem mówiąc, po raz pierwszy) zakładałem, że będę tam miał okazję słuchać głównie drogich czy wręcz ekstremalnie drogich systemów stereo, z wielkimi kolumnami w roli głównej. I nie pomyliłem się zbytnio, gdyż takich właśnie systemów było najwięcej, ale prezentowano także sprzęt dla "zwykłych" ludzi.

Odwiedziłem m.in. kilka stanowisk głównych graczy na rynku słuchawek, a chyba najlepiej zorganizowanym było to firmy Beyerdynamic. Oferta słuchawek "domowych" tej zacnej marki jest obecnie naprawdę spora – bodaj kilkanaście modeli, więc siłą rzeczy pokazanie ich wszystkich nie było możliwe. Zamiast tego przygotowano kilkanaście stanowisk wyposażonych w iPady do wyboru muzyki, własne wzmacniacze słuchawkowe Beyera oraz chyba nie więcej niż 5–6 modeli słuchawek (każdy model na więcej niż jednym stanowisku). Ku własnemu zaskoczeniu spędziłem tam sporo czasu, zakładając z przyjemnością kolejne słuchawki na uszy. Stanowisko znajdowało się w głównej hali, więc szczególnie w przypadku otwartych konstrukcji trudno było poważnie oceniać brzmienie, ale sposób zorganizowania odsłuchu i to, co udało mi się usłyszeć, przekonało mnie, że warto bliżej zapoznać się z ofertą tej niemieckiej marki. Na pierwszy ogień poszedł najwyższy na dziś model otwartych słuchawek – T90. Duża literka T sugeruje, że wyposażono je w opracowaną przez firmę Beyerdynamic technologię Tesla.

Jedną z przyczyn, dla których w Monachium wypróbowałem wszystkie dostępne modele, była ich wygoda. Przez długie lata unikałem słuchawek bardziej z powodu niemożności zniesienia ucisku na uszach niż odmiennego (w porównaniu z kolumnami) sposobu prezentacji muzyki. Dlatego na wygodę użytkowania jestem bardzo wyczulony i mam nawet własny ranking tych urządzeń pod względem komfortu, jaki zapewniają podczas odsłuchów. Spośród wszystkich modeli słuchawek, jakie dane mi było dotychczas testować, najwyższy standard wygody oferują topowe Sennheisery, czyli model HD800. Muszę jednak przyznać, że Beyerdynamic T90 są pod tym względem rewelacyjne, choć w moim odczuciu nieznacznie usytępują flagowcowi Sennheisera. Za wysoki komfort użytkowania T90 odpowiadają zarówno obleczone mikrofibrą miękkie poduszeczki, jak i wykończony czarnym welurem pałąk, który przykłada do głowy docisk wystarczający, by utrzymać słuchawki na miejscu, ale ani odrobinę mocniejszy. Do tego dochodzi ich stosunkowo niewielka waga zwłaszcza w porównaniu z moimi Audeze LCD3. Słuchawki dostajemy ze skóropodobnym etui oraz 3-metrowym, nieodłączanym kablem doprowadzonym do jednej muszli, zakończonym małym jackiem (nakręcana przejściówka na dużego jacka jest w zestawie). Komory muszli i obejmy mocujące wykonano z aluminium, środek muszli to maskownica o niełatwym do określenia kolorze. Uroda to rzecz gustu, ale design Beyerdynamiców po prostu się podoba – niby prosty, ale może właśnie w tej prostocie jest metoda. W środku siedzą oczywiście przetworniki wykonane w Beyerowskiej technologii Tesla. Impedancja słuchawek wynosi 250?, co w połączeniu z dość wysoką skutecznością (102dB) sprawia, że napędzenie tych słuchawek nie jest zbyt trudne, o czym wspominałem przy okazji testu HiFace DACa M2Techa (recenzja na sąsiednich stronach).

Głównym wzmacniaczem słuchawkowym używanym w teście był jednakże Sugden Masterclass HA-4, a więc urządzenie z wysokiej półki pracujące w klasie A, a źródłami były m.in. takie tuzy, jak: Meitner MA-1, Aesthetix Romulus czy Ardento PerfectDAC.

Jakość brzmienia

Często, choć nie zawsze, piszę o wrażeniach, jakie pojawiają się w pierwszych minutach odsłuchu testowanego produktu. Zwykle to pierwsze wrażenie jest czymś w rodzaju motywu przewodniego danego produktu, cechą, która go wyróżnia. W tym przypadku były to czystość i lekkość brzmienia. O ile tę pierwszą cechę wszyscy uznają za pożądaną, wręcz niezbędną, o tyle pozytywny wydźwięk tej drugiej nie jest już tak oczywisty. Pozwolicie więc Państwo, że go nieco rozwinę. Pisząc o lekkości brzmienia, miałem na myśli to, że dźwięk był szybki, żywy (w określonym repertuarze), delikatny czy wręcz zwiewny, ale brakowało mu trochę dociążenia. Prawdę mówiąc, niewiele jest słuchawek, które potrafią zagrać prawdziwie pełnym, dociążonym w całym paśmie dźwiękiem, a jest to nawet trudniejsze dla konstrukcji otwartych. Potrafią to Audeze LCD3, potrafią HiFimany HE-6 i poniekąd Sennheisery HD800, ale pod warunkiem, że zapewnimy im wysokiej klasy wzmacniacz słuchawkowy, oferujący wzmocnienie o odpowiedniej charakterystyce brzmienia.

Przykładowo HD800 wymagają do tego wzmacniacza klasy Bakoona HPA-21 (recenzja w numerze 1/2014), czyli absolutnie topowej półki. Reszta słuchawek braki w samym dole pasma nadrabia podkreśleniem średniego, a częściej jeszcze wyższego basu i niskiej średnicy. Tak po prostu jest i trzeba to przyjąć do wiadomości. Beyerdynamic T90 robią to samo, ale znacznie lepiej od większości konkurentów, a poza tym to, co mają do zaoferowania w reszcie pasma jest tak dobrej jakości, że brak dociążenia na samym dole szybko umyka naszej percepcji. Wziąłem na tapetę fantastycznie zrealizowaną płytę Isao Suzukiego "Blow up" wydaną przez wytwórnię Three Blind Mice. Kontrabas w tym nagraniu schodzi piekielnie nisko i nawet te najniższe rejestry są niezwykle dociążone, co słychać przede wszystkim na kolumnach i to nie byle jakich. Z góry wiedziałem, że bas mnie nie znokautuje, ale gdy tylko usłyszałem, jak żwawy jest kontrabas w rękach Isao Suzukiego, jak fantastycznie oddana jest jego barwa, jak słychać struny i idące za nimi body tego instrumentu, natychmiast zapomniałem, że da się te kawałki zagrać "ciężej". Binauralne nagrania Davida Cheskiego zrealizowane w nowojorskiej katedrze pokazały, że T90 potrafią oddać nawet i najniższe rejestry organów, tyle że nie są one tak dociążone, jak w rzeczywistości. Za to akustyka ogromnego wnętrza została pokazana wspaniale z rozmachem i ogromną precyzją. Z niekłamanym zachwytem śledziłem to, jak jeszcze przez moment po zdjęciu palców z klawiszy powietrze opuszczało piszczałki organów, a potem jak ściany katedry niosły dźwięk coraz dalej, stopniowo go wyciszając. Pozostając jeszcze przy nagraniach binauralnych, które nadzwyczajnie pokazują możliwości słuchawek, zachwyciłem się sposobem oddawania przez te słuchawki efektów przestrzennych np. tym, jak dużą scenę są w stanie pokazać. Poszczególne źródła dźwięku nie są płaskie lecz trójwymiarowe. Kontrabas był szybki i sprężysty, ale jeszcze bardziej sprężyste, soczyste, dwukierunkowe (w końcu "akcja równa się reakcji" tu także obowiązuje) były uderzenia pałeczek w membrany bębnów. Na pewno spora w tym zasługa wzmacniacza słuchawkowego, bo to on kontroluje przetworniki, ale nie wszystkie przetworniki potrafią to tak przekazać.

Wrócę jeszcze na chwilę do tego "lekkiego" grania T90. Po pierwsze proszę pamiętać, że jestem trochę "skrzywiony" przez słuchanie na co dzień Audeze LCD3, które po prostu są wyjątkiem w świecie słuchawek (pod wieloma względami, ale potężna podstawa basowa jest jednym z głównych), więc niewykluczone, że dla większości z Państwa basu w wydaniu Beyerdynamic wcale nie będzie za mało. Owa lekkość, o czym wcześniej nie wspominałem, bierze się także po części z mocno rozbudowanej, detalicznej, rozdzielczej, dźwięcznej i pełnej powietrza góry pasma. Tyle, że jest ona również gładka, bez śladu szorstkości, wyostrzeń, jest jasna, ale nie rozjaśniona. Także i średnica, gładka, kolorowa, rozdzielcza, o neutralnej temperaturze barwowej, może być określona mianem jasnej, ale także nie rozjaśnionej. Bierze się to z dobrego nasycenia tej części pasma, co słychać choćby w wokalach, mocnych, dźwięcznych, z pięknie pokazaną barwą i wyjątkowo sensualnych. Na to wszystko nałóżmy spójność całego pasma, bardzo dobre różnicowanie basu, świetne prowadzenie rytmu i wyjdzie nam pewna zaplanowana przez konstruktorów całość, której właściwie żadna muzyka nie jest straszna. Nawet gdy w grę wchodzi kontrabas, elektryczna gitara basowa, a nawet niski, potężny, elektronicznie generowany bas, to żwawość, sprężystość i energetyczność ich prezentacji potrafi zachwycić.

Podsumowanie

Beyerdynamic zawsze słynął z bardzo dobrych, a przy tym, w porównaniu z konkurencją, niedrogich słuchawek. Wprowadzenie technologii Tesla wpłynęło nieco na kwestię cen, w końcu topowe modele kosztują obecnie blisko 4.000zł, ale i tak w przypadku większości modeli można liczyć na to, że oferowana klasa brzmienia będzie bardzo konkurencyjna. Tak jest w przypadku T90. Oferują one bardzo czysty, rozdzielczy, detaliczny dźwięk o neutralnej temperaturze barwowej, który może się wydawać nieco jasny, ale na pewno nie rozjaśniony. Jak większość konstrukcji otwartych, nie pokazują w pełni dociążonego najniższego basu, ale wszystko powyżej najniższych częstotliwości jest mocne, dociążone, rytmiczne i bardzo dobrze różnicowane.

Spójność całego pasma jest także ogromnym atutem tych słuchawek, podobnie jak pięknie budowana przestrzeń, wybrzmienia i otoczenie akustyczne muzyków. Beyerdynamic T90 należą bez wątpienia do grona najlepszych słuchawek na rynku. To świetna propozycja dla melomanów, której bardzo dobrze zrobi współpraca ze wzmacniaczem słuchawkowym w klasie A (niekoniecznie z tak wysokiej półki, jak Sugden), a zapewne także lampowy – one nieco dociążąją i wypełniają dźwięk. Warto jeszcze postarać się o możliwie najlepsze źródło, żeby nie ograniczało ono możliwości słuchawek. Beyerdynamic T90 są analityczne, muzykalne, jasne, ale nigdy nie wyostrzone ani sucho brzmiące.

Z odpowiednim wzmacniaczem i źródłem zapewnią niezwykle atrakcyjne brzmienie, a Państwu pozostanie jedynie odpłynąć do krainy muzyki, z której, mówię na podstawie doświadczenia, nie będziecie mieli ochoty wracać nawet po wielu godzinach odsłuchu.

Werdykt: Beyerdynamic T90

★★★★★ Z nawiązką odpłacą się za jak najlepsze wzmocnienie i źródło, oferując dźwięk najwyższej próby