Dynavoice Magic F-5 Ex

Dynavoice Magic F-5 Ex

Niewielkie, elegancko prezentujące się podłogówki w obudowie z bas-refleksem za umiarkowaną cenę to produkt, którego szuka wiele osób. Najlepiej byłoby, żeby jeszcze do tego dobrze grały. Szwedzka firma Dynavoice ma swoją odpowiedź na tak sformułowane potrzeby

  • Data: 2017-04-19

To moje pierwsze spotkanie z produktem marki Dynavoice. Co więcej, muszę szczerze przyznać, że nawet nazwa tej firmy przed otrzymaniem propozycji recenzji od polskiego dystrybutora, nie była mi znana. Zatem przygodę z tą marką zacząłem od wizyty na stronie internetowej producenta. Na szczęście nie ma tam opowieści o kosmicznych technologiach czy materiałach, ale opis bardzo zdroworozsądkowego podejścia do tematu budowy kolumn. Jak słusznie zauważa szwedzki producent, kolumny w większości wypadków tworzone są w idealnych warunkach. Testuje i mierzy się je w specjalnie do tego celu przygotowanych pomieszczeniach, w optymalnych warunkach akustycznych, stosując precyzyjne urządzenia pomiarowe. Podobnie wygląda proces tworzenia kolumn w Dynavoice. Tyle że inżynierowie tej marki biorą pod uwagę fakt, że gdy kolumny trafią już do użytkownika, to pracują w warunkach dalekich od idealnych. Szwedzi podkreślają więc, że co prawda ich kolumny także powstają początkowo w owych idealnych warunkach, ale później są testowane i dostosowywane do pracy w bardziej realistycznym środowisku.

Niektóre z ich kolumn, acz mowa o droższych modelach niż testowany Magic F-5 Ex, zapewnia możliwość regulacji tak, aby każdy mógł (w pewnym zakresie) dopasować brzmienie do swoich oczekiwań.

Dynavoice podzielił swoją ofertę na kilka serii, poczynając od Magic Ex przez Challenger aż po Definition. Jasno deklaruje, że przy tworzeniu każdego z produktów cel jest taki sam – najlepsze możliwe brzmienie w konkretnym zakresie cenowym. Każda z serii obejmuje po kilka modeli podłogowych i podstawkowych. Dodatkowo dostępne są również głośniki centralne, subwoofery, głośniki efektowe, naścienne i sufitowe, a nawet kable i wzmacniacz. Słowem, w oparciu o ofertę tej firmy można zbudować zarówno dwu- jak i wielokanałowy system audio bądź audio-wideo i to w rozsądnej cenie.

Wspomniałem wcześniej, że na stronie producenta nie znalazłem opisów kosmicznych technologii stosowanych w ich produktach. Wygląda więc na to, że podobnie jak niewielka część producentów w tej branży, Szwedzi uważają, że ich produkty mają się bronić brzmieniem, a nie elokwencją ludzi z działu marketingu.

Dynavoice Magic F-5 Ex to kolumny podłogowe o wzroście 910mm, wąskim froncie (168mm) i nieco większej głębokości (250mm) – najmniejsza podłogówka w tej serii. Na froncie umieszczono trzy przetworniki. Na samej górze w dodatkowej, częściowo wpuszczonej w przednią ściankę i nieco ponad nią wystającej metalowej płytce, pełniącej również funkcję ozdobną, zamontowano kopułkę wysokotonową. Producent nazywa ją Super Audio tweeter i stosuje we wszystkich kolumnach z tej serii. Poniżej zamontowano dwa przetworniki 5,25 cala, oba z metalowymi ramkami, gumowymi resorami i takimi samymi membranami (nie podejmuję się zgadywać, z czego je wykonano). Są to, jak się wydaje, takie same przetworniki, acz w zamontowanym wyżej dodano stożek fazowy, podczas gdy ten poniżej ma jedynie nakładkę przeciwpyłową. Patrząc więc na te kolumny z przodu, założyłem, że to konstrukcja 3- lub 2,5-drożna, tyle, że jak doczytałem później, producent podaje tylko jeden punkt podziału zwrotnicy (3.400Hz). Bez rozbierania kolumny (którego nie przeprowadziłem) muszę więc przyjąć, że to jednak kolumna 2-drożna. Impedancja nominalna tych kolumn wynosi 4Ω. Producent nie podaje ich skuteczności, ale wydaje się, że są relatywnie łatwe do napędzenia i nie wymagają potężnego wzmacniacza.

Na tylnej ściance umieszczono terminal z pojedynczymi gniazdami głośnikowymi oraz dwa wyloty portów bas-refleksu. Jeden z nich zlokalizowano jakieś 15cm od podłogi, drugi na wysokości tweetera. Po wyjęciu kolumn z pudełek w górnych portach bas-refleks znalazłem zatyczki z gąbki, ale odsłuchy przeprowadzałem bez nich. Oczywiście w innych warunkach, tzn. w mniejszym pokoju, bądź przy ustawieniu blisko ściany za kolumnami, zatyczki mogą być niezbędne. U mnie kolumny miały za sobą ponad 1m, a po bokach nawet jeszcze więcej miejsca. Co ciekawe, kolumny nie są wyposażone w kolce czy nóżki, ani nawet żaden rodzaj cokolika. U mnie stanęły więc wprost na dywanie. Podejrzewam, że dodatkowe oznaczenie występujące w nazwie serii "Ex" pochodzi od słowa "exclusive" – dostępne są bowiem dwie wersje kolorystyczne, czarna i biała, obie z błyszczącym wykończeniem i to naprawdę wysokiej klasy. Model ten prezentuje się więc elegancko, a dzięki niewielkim wymiarom łatwo wpasuje się w większość wnętrz. Osoby posiadające małe dzieci nie muszą się martwić o bezpieczeństwo głośników – wraz z kolumnami otrzymają bowiem mocowane na kołkach maskownice. Do odsłuchów sugeruję ich zdejmowanie – dźwięk bez nich jest bardziej otwarty i czystszy.

Jakość brzmienia

Jak wspomniałem wcześniej, kolumny ustawiłem dość daleko od wszystkich ścian, z tą za nimi włącznie. Było to działanie absolutnie zamierzone, bo widząc dwa wyloty bas-refleksów z tyłu każdej kolumny, obawiałem się, że bliskość ściany sprawi, iż niskie częstotliwości zdominują przekaz. Zatykanie wylotów portów bas-refleks jest oczywiście jakimś rozwiązaniem, tyle że zmienia to w dużym stopniu balans tonalny kolumny. W niektórych przypadkach może to być konieczne, ale jeśli da się tego uniknąć, to, jak wynika z mojego doświadczenia, należy najpierw wyczerpać inne możliwości. Dystans do ściany za kolumnami wynosił więc ponad metr i stały one (bez żadnych kolców, nóżek etc.) bezpośrednio na dywanie. Włączałem system z pewną obawą, że basu będzie dużo i że będzie on raczej nie najwyższej jakości. Zacząłem więc odsłuchy spokojnie, od samplera FoneJazz z materiałem DSD. Pierwszą cechą, jaką uraczyły mnie Magic F-5 Ex, była duża, trójwymiarowa scena. Ta oczywiście będzie w pewnym stopniu zależeć od ustawienia w pokoju, ale jeśli będziecie Państwo w stanie zapewnić kolumnom sporo miejsca wokół nich, to odwdzięczą się imponującą głębią prezentacji. Na szerokość scena właściwie nie wychodziła poza rozstaw kolumn, ale w głąb sięgała dość daleko i to z dobrą gradacją planów, ze sporymi, mającymi ciało źródłami pozornymi ustawionymi w konkretnych lokalizacjach. Skala prezentacji była mniejsza niż z moich, dużo większych, 3-drożnych Ubiqów Model One, ale jej proporcje były podobne. O ile w przypadku nagrań z małych klubów nie miało to większego znaczenia, o tyle dało się odczuć w realizacjach zarejestrowanych np. w wielkich kościołach. Dynavoice'y nieco skracały wybrzmienia i pogłos, przez co np. w "7 ostatnich słowach Chrystusa na krzyżu" Haydna pod Savallem kościół nie robił aż tak ogromnego wrażenia swoją kubaturą, choć to nadal było zaskakująco dobre granie budujące odpowiednią, wciągającą atmosferę.

Tak udana prezentacja przestrzenna świadczy także o prawidłowym balansie tonalnym. Gdy ten jest mocno zachwiany, to ze sceną i lokalizacją na niej dzieją się różne rzeczy, a jej prezentacja odbiega od tego, co pokazuje mój system odniesienia. Szwedzkie kolumny, co niezwykłe na tym pułapie cenowym, oferują dobry balans tonalny mimo naprawdę solidnej podstawy basowej. Piszę "mimo" właśnie ze względu na cenę tych kolumn. W przypadku niedrogich, niezbyt dużych kolumn albo ich pasmo nie jest zbyt daleko rozciągnięte, albo operują one mocnym, nisko schodzącym basem, tyle że często jest on słabej jakości, co prowadzi do zdominowania przekazu przez ten podzakres.

Magic F-5 Ex zaskoczyły mnie potęgą brzmienia, np. przy ścieżce dźwiękowej z filmu "Oblivion". Jak na tej wielkości obudowy i woofery, schodziły nisko, a bas był nie tylko dociążony, ale i nieźle zdefiniowany i zróżnicowany, a wzmacniacz zapewniał jego dobrą kontrolę. Bas-refleksy miały tu pewien udział w prezentacji dolnej części pasma, ale nie pompowały przesadnie powietrza, nie wprowadzały do dźwięku tego paskudnego buczenia, przeciągania, którego tak bardzo nie lubię. Projektanci tych kolumn znaleźli dobry balans między wykorzystaniem bas-refleksu do uzyskania niskiego basu a jego jakością. Na wspomnianej ścieżce dźwiękowej królowała muzyka elektroniczna, w której najniższe dźwięki nie były szczególnie dobrze definiowane, ale gdy sięgnąłem np. po popisy Marcusa Millera na gitarze basowej, to łatwo było ocenić ten aspekt grania. Dynavoice'y serwowały szybki, twardy, ale i dociążony bas, który zdecydowanie mógł się podobać. To było dynamiczne i energetyczne, ale nieźle kontrolowane granie, które nie rozjeżdżało się nawet wtedy, gdy odkręcałem pokrętło głośności powyżej normalnego poziomu.

To nie jest tak, że są to kolumny, które grają dobrze wyłącznie głośno. I owszem, przy odpowiedniej, żywej, dynamicznej muzyce zachęcają do małego szaleństwa i zaryzykowania stosunków z sąsiadami. Dlatego z przyjemnością słuchałem (głośno) wspomnianych popisów Marcusa, weteranów z AC/DC, starego Rusha czy Zeppelinów, ale także np. Johna Lee Hookera czy Muddy'ego Watersa. Wszystko to dzięki dobremu timingowi niskich tonów, a co za tym idzie równemu, akuratnemu prowadzeniu tempa i rytmu, kluczowych dla rock&rolla i bluesa. Mocną stroną tych kolumn jest także dość gęsta, kolorowa średnica, wystarczająco gładka, by dobrze brzmiały wokale czy gitara akustyczna albo skrzypce. Tyle że z drugiej strony nie jest ona przesadnie gładka, zbyt ugrzeczniona i gdy trzeba, znajdują się w niej pokłady surowości potrzebne np. żeby odpowiednio drapieżnie zabrzmiała gitara elektryczna. I tu wracamy do popisów Angusa Younga, Johna Lee Hookera czy Steviego Raya Vaughana, przy których nie obyło się bez aktywnego wystukiwania rytmu i przebierania palcami po wyimaginowanym gryfie. Gdy natomiast mocno wieczorową porą przyszła mi ochota na koncertowy album Antonio Forcione, to choć musiało się to odbyć na niskim poziomie głośności, nie przeszkodziło mi to w najmniejszym nawet stopniu czerpać przyjemności z jego popisów na gitarze akustycznej. Pewnie, że da się ją pokazać jeszcze lepiej, dźwięk może być pełniejszy, bardziej nasycony, a wybrzmienia dłuższe. Tylko co z tego? Czy to odebrało mi choć odrobinę przyjemności ze słuchania jednego z ulubionych albumów z jednym z faworyzowanych przeze mnie instrumentów? Nie. Tak jak wcześniej porywała mnie dynamika i energetyczność prezentacji muzyki elektrycznej, tak teraz granie skupione bardziej na barwie, wybrzmieniach, mikrodynamice i wielu drobnych elementach wciągnęło mnie całkowicie, mimo że przecież znam ten krążek niemal na pamięć.

Nie, nie zapomniałem o górze pasma. Ta także zaskoczyła mnie pozytywnie. Jest otwarta, jest w niej sporo informacji, jest dźwięczność, jest sporo powietrza. Nie ma podbarwień, rozjaśnień czy ziarnistości. Jasne, że znam kopułki bardziej wyrafinowane, gładsze, o wyższej rozdzielczości i czystości, ale Magic F-5 Ex naprawdę nie dają powodów do narzekania. Blachy perkusji czy różne przeszkadzajki są nieźle różnicowane, dźwięczne, a nawet soczyste. Trójkąt daje ten charakterystyczny wibrujący, przenikający do kości dźwięk, który przebija się nawet na tle wielkiej orkiestry przy wielkim tutti. Skrzypce w swoich górnych rejestrach brzmią czysto, otwarcie, podobnie jak trąbka, która, nawet jeśli zabrzmi ostro, to bez przekraczania granicy, po której staje się nieprzyjemna. W słabych nagraniach z ostrą, zapiaszczoną górą słychać te słabości dość wyraźnie, acz nie są one przesadnie eksponowane. Nie zauważyłem żadnego wyraźnego ograniczenia ani zaokrąglenia pasma od góry. No i w końcu góra jest naprawdę dobrze zszyta z resztą pasma, dzięki czemu cała prezentacja jest spójna, muzykalna i po prostu przyjemna dla ucha. Tak naprawdę jedynym momentem, w którym na początku odsłuchu wyraźnie odczułem, że nie są to kolumny z górnej półki, była duża klasyka. Przy niej słychać było ograniczenie w zakresie rozdzielczości i separacji, ale to w końcu najbardziej złożona muzyka, najtrudniejsza do odtworzenia. Wielkość kolumn determinowała także pewne ograniczenie skali i rozmachu przekazu, ale tu w grę już wchodzą prawa fizyki, a nie cena kolumn. Po kilku minutach, gdy słuch się zakomodował do tej prezentacji, przestałem to zauważać i dalej słuchałem już tej muzyki z równie wielką przyjemnością jak właściwie każdej wcześniej, niezależnie od tego jaki gatunek reprezentowała. Choć tego nie sprawdziłem, to jednak na podstawie całego odsłuchu, w tym kilku ścieżek dźwiękowych, zaryzykuję stwierdzenie, że te kolumny sprawdzą się również w systemach AV, gdzie będą używane również przy oglądaniu filmów.

Podsumowanie

Pierwsze spotkanie z kolumnami Dynavoice muszę uznać za bardzo udane. Mimo pewnych obaw z mojej strony, które zawsze budzą niedrogie konstrukcje z bas-refleksem, zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Magic F-5 Ex oferują bowiem wyważony, spójny, muzykalny dźwięk oparty na solidnym fundamencie basowym. Bas, choć jak na wielkość tych kolumn schodzi nisko i jest dobrze dociążony, nie cierpi na brak kontroli i definicji, jest dynamiczny, szybki, zwarty i nie dominuje brzmienia. Ów robiący wrażenie dół pasma świetnie komponuje się z delikatnie ciepłą, ale czystą, barwną średnicą i otwartą, dźwięczną, nigdy nieagresywną górą pasma. Szwedzkie kolumny poradzą sobie z dynamiczną, energetyczną muzyką, ale i z bardziej wyrafinowanymi nagraniami akustycznymi. Trudno wskazać ich jakiekolwiek słabości, gdyż tak naprawdę niczego nie robią źle. Są więc doskonałym rozwiązaniem dla wszystkich, którzy chcą w pokoju postawić nie za duże, niedrogie, ładnie się prezentujące i dobrze grające kolumny.

Werdykt: Dynavoice Magic F-5 Ex

★★★★★ Bardzo dobrze wykonane, wykończone i brzmiące kolumny, które potrafią zagrać właściwie każdą muzykę