iFi iLink

iFi iLink

Wilk w owczej skórze, czyli "małe co nieco" z angielskiego high-endu pod postacią konwertera

  • Data: 2014-04-15

Choć iFi Audio jest nowicjuszem na rynku audio, to jednak stoi za nim wieloletnia tradycja i doświadczenie w postaci firmy-matki Abbingdon Music Research, czyli AMR. Za projekty większości zgrabnych, niemalże biżuteryjnych urządzeń iFi Audio odpowiadają bowiem czołowi konstruktorzy AMR – Pat Wayne i Thorsten Loesh (więcej informacji o iFi Audio i AMR w dziale Prezentacje).

W dobie prawdziwego boomu segmentu PC Audio komputery wszelkiej maści – laptopy, stacjonarne, w tym zwłaszcza Maki z uwagi na system operacyjny OS X, który okazał się znacznie bardziej efektywny i stabilny niż Windows – znalazły na stałe miejsce w systemach hi-fi. A skoro komputery stały się pełnoprawnymi komponentami audio, to do kompletu potrzebny jest jeszcze konwerter USB/SPDIF, nic więc dziwnego, że ostatnio nastąpił prawdziwy wysyp urządzeń tego typu. Konstruktorzy AMR, wspomniani Thorsten Loesch i Pat Wayne, nie spieszyli się zbytnio, dając nowej technologii czas na rozwój i oszczędzając potencjalnym klientom rozczarowań związanych z tzw. chorobami wieku dziecięcego nowinek rynkowych oraz ucząc się na błędach innych. Patrząc na efekty ich pracy, jestem przekonany, że ta strategia była słuszna.

Małe jest piękne

iLink nawet w zafoliowanym opakowaniu sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Przykuwa uwagę, a przede wszystkim kojarzy się z produktami Apple, którym trudno odmówić dobrego smaku i wręcz wzorowej jakości wykonania. Urządzenia iFi Audio powstają w zakładach AMR słynących z wysokiej jakości produkcji, natomiast kartonowe pudełka pochodzą z tej samej fabryki, w której zaopatruje się firma z Cupertino. Urządzenia iFi Audio prezentują się po prostu świetnie. Wrażenie robi minimalistyczna linia wzornicza. Eleganckie satynowe profile są wykonane z aluminium, podobnie jak płytki stanowiące front oraz tył urządzenia. Mimo niewielkich wymiarów front iLinka zdołał pomieścić wyjście optyczne, hebelkowy przełącznik uaktywniający układ JET oraz parę wyjść koaksjalnych. Na tylnej ściance znalazło się gniazdo USB typu B. O czynnościach życiowych konwertera informują trzy głęboko schowane diody, sygnalizujące doprowadzenie zasilania, czyli de facto podłączenie do komputera, aktywowanie układu JET i otrzymanie strumienia danych. Wraz z urządzeniem otrzymujemy kompletne okablowanie, w tym przewód z wtykami BNC oraz jakże przydatne przejściówki RCA/BNC. W zestawie są jeszcze żelowe nóżki, które od razu warto nakleić, gdyż iLink ważący tyle, co dobrze najedzony chomik mógłby zostać ściągnięty z blatu przez nawet niezbyt ciężkie kable.

Szybka wiwisekcja

Dostanie się do wnętrza iLinka nie powinno nastręczyć problemu nawet średnio ciekawskiemu ośmiolatkowi. Jeśli kogoś bardzo świerzbią ręce, to dla ułatwienia powiem, żeby konwerter traktować śrubokrętem od frontu, gdyż dzięki temu unikniemy odkręcania dodatkowej śrubki mocującej gniazda RCA, a przy okazji zapewnimy większą sztywność wysuniętym płytkom. Tak, płytkom, gdyż podobnie jak w przypadku unifikacji obudów, optymalizacja kosztów dosięgła również elementów budowy wewnętrznej i modularyzacji poszczególnych sekcji. Dzięki temu dany moduł może z powodzeniem występować w kilku urządzeniach, a testowanie nowych kombinacji przypomina w uproszczeniu zabawę klockami Lego. Na potwierdzenie powyższego zdania mogę powiedzieć, że identyczną płytkę odbiornika USB znajdziemy m.in. w iDAC-u tego producenta, jednak jak się dłużej poszuka, to okazuje się, że prawdziwym dawcą organów zarówno rzeczonej sekcji, jak i stopnia wyjściowego SPDIF jest? AMR DP-777. W roli kontrolera USB wykorzystano kość XMOS SK1215L1, nad precyzją całego procesu pieczę sprawują dwa zegary dedykowane poszczególnym krotnościom 44,1 i 48kHz (odpowiednio 22,5792MHz/24,576MHz), a na płytce SPDIF umieszczono główny układ Superclocka. Uwagę zwracają całkowicie niezależne sekcje dla wyjść koaksjalnych Normal i High oraz optycznego. Jeśli zaś chodzi o wykorzystaną logikę, to należy wspomnieć o autorskim rozwinięciu badań prowadzonych w latach 70. ubiegłego wieku przez Matsushitę, a przez iFi określanego mianem Jitter Elimination Technology (JET), dzięki któremu jitter przenoszony jest w pasmo ponadakustyczne (>20kHz), a następnie redukowany.

Brzmienie

Miłośnicy teorii spiskowych i wyznawcy prawd objawionych w stylu, że "bit jest bit" mogą w to nie uwierzyć, ale pozwolę sobie autorytatywnie stwierdzić, iż wpływ iLinka na brzmienie jest zauważalny i basta! Od razu zaznaczę, że w ramach testów wykorzystywałem nie tylko sam konwerter, lecz także dostarczone przez dystrybutora tzw. akcesoria wspomagające w postaci podwójnego przewodu USB Gemini i zewnętrznego zasilacza iUSBPower. Choć nawet sam iLink po krótkiej, kilkunastogodzinnej rozgrzewce (otrzymałem pachnącą fabryką zafoliowaną sztukę) zaoferował od pierwszych taktów nieporównywalnie lepszą namacalność muzyków na stabilnej i nad wyraz realistycznie zaprezentowanej scenie niż wejście USB w moim dyżurnym Ayonie 1sc. Tzn. Ayon nadal pełnił funkcję przetwornika, lecz zamiast złącza "drukarkowego" używałem wejścia koaksjalnego.

Dźwięk, a może trafniej byłoby mówić nie tyle o dźwięku jako takim, ile o sygnale, był bardziej rzeczywisty, obecny w moim pokoju, niemalże na wyciągnięcie ręki. Gładkość całego pasma, soczystość barw przypominała wysokiej klasy analogowe źródła, gdzie na pierwszym miejscu stawiana jest homogeniczność przekazu. Niewielkie składy jazzowe, jak np. Steve Kuhn Trio z albumu "Pavane For A Dead Princess" przykuły mnie do fotela od pierwszej do ostatniej nuty. Nie dość, że świetnie mieściły się w moich 20 metrach kwadratowych, to w dodatku całkowicie potrafiły zawładnąć moją uwagą. To, co zaoferował konwerter iFi, nie było przyjemnym plumkaniem w tle i tzw. "muzyczką z głośniczka". Był to całkowicie angażujący spektakl muzyczny, podczas którego słuchanie stawało się nadrzędną i praktycznie jedyną (poza oddychaniem) czynnością, na jaką można było sobie pozwolić. Wyławianie z czarnego jak aksamit tła delikatnych muśnięć blach, podążanie za płynnymi frazami fortepianu czy śledzenie granych przez Davida Fimcka jakby od niechcenia partii kontrabasu stawało się celem samym w sobie i przede wszystkim prawdziwą, czysto hedonistyczną ucztą zmysłów. Dodanie do toru audio Gemini i iUSBPower ustawiło poprzeczkę jeszcze wyżej. Nie podejmuję się jednoznacznego stwierdzenia, czy był to poziom osławionego konwertera Berkeley Audio Design Alpha USB, ale sama sygnatura brzmienia, spójność i nieskrępowana dynamika zarówno w skali mikro, jak i makro przypominały to, co dane mi było słyszeć podczas kilku odsłuchów z BADĄ w zaprzyjaźnionym systemie. Zmiana repertuaru na bardziej złożony i skomplikowany, za jaki niewątpliwie można uznać ostatni album Dream Theater (dostępny na HDtracks w wersji 24bit/96kHz) pozwolił mi jednoznacznie określić, że nawet progmetalowe zawijasy zyskują na odpowiednio oczyszczonej transmisji. Najbardziej zagmatwane gitarowe pasaże były po prostu czytelne, podobnie zresztą jak dość dziwnie nagrana perkusja, która z utworu na utwór zmieniała swoje miejsce na scenie, będąc raz bliżej, a raz dalej, co było po prostu ewidentnie słychać i trudno to uznać za przypadek.

Równie pozytywnie określam wpływ technologii JET, dzięki której po przełączeniu umieszczonego na froncie przełącznika dźwięk zyskiwał na oddechu i rześkości. Pojawiło się więcej do tej pory niezauważalnych mikrowybrzmień, ukrytych w zakamarkach sal koncertowych bądź kościelnych sklepień. Aura pogłosowa w nagraniach o tematyce sakralnej ("The Divine Liturgy of St John Chrysostom" Choir of Danilov Monastery Moscow, "Misa Criolla" Mercedes Sosa) zyskała na swobodzie, podkreślając tym samym łatwość, z jaką iFi Audio dokonywało lokalizacji źródeł pozornych nie tylko wszerz i w głąb, ale również w płaszczyźnie pionowej.

Podsumowanie

Wszystko co dobre szybko się kończy. Podobnie ku końcowi zmierza moja przygoda z konwerterem USB/SPDIF iLink produkcji iFi Audio. To urocze urządzenie w sposób bezdyskusyjnie jednoznaczny pokazało, jaki potencjał drzemie w plikach. Za naprawdę niewielką kwotę, nawet jak na polskie warunki, pozwala z niemalże każdego komputera uczynić na wskroś audiofilskie źródło, zdolne dostarczyć do przetwornika czysty sygnał, pozbawiony jakichkolwiek cyfrowych naleciałości. Daje również możliwość dalszej rozbudowy o dedykowane okablowanie (Gemini) oraz równie atrakcyjne wzorniczo, a przede wszystkim niezwykle skuteczne zasilanie (iUSBPower), zwalniając tym samym potencjalnych nabywców z wątpliwej przyjemności odsprzedaży posiadanego urządzenia i rozpoczynania gonitwy za przysłowiowym króliczkiem od nowa. Chcąc osiągnąć wyższą jakość dźwięku, wystarczy bowiem dokupić wspomniane akcesoria i tym samym skutecznie zaleczyć "audiophilię nervosę". Jednak nawet samym iLinkiem warto się zainteresować, gdyż trudno za takie pieniądze znaleźć na rynku równie dopracowane urządzenie zarówno pod względem wykonania, jak i przede wszystkim brzmienia.

Werdykt: iFi iLink

★★★★★ High-end na każdą kieszeń; zaskakująca poprawa dźwięku w stosunku do połączenia PC-DAC via USB