J. Sikora Basic

J. Sikora Basic

Czy w Polsce można zrobić fantastycznie wyglądający i grający gramofon? Testujemy model J. Sikora Basic

  • Data: 2016-05-17

Starsi audiofile – mowa bowiem o czasach sprzed ok. 20 lat – mogą pamiętać wzmacniacze Burdjak&Sikora. Wówczas firma nieco namieszała na rynku, oferując stosunkowo niedrogie, bardzo dobrze brzmiące wzmacniacze lampowe. Później zniknęła. Ot, dwóch ludzi odpowiedzialnych za te produkty przestało się dogadywać – tak to sobie wytłumaczyłem. Jednak jakiś czas przed Audio Show 2014 trafiłem na informację o gramofonach firmowanych nazwiskiem pana Janusza Sikory, a ta wystawa dała okazję do sprawdzenia, czy to aby na pewno ta sama osoba. Nie mogłem się doczekać, żeby się o tym przekonać i na własne oczy zobaczyć, a na uszy usłyszeć, co też tym razem pan Janusz proponuje. Oczywiście brzmienie na wystawie trudno oceniać – wystawy do tego nie służą, ale i tak grało naprawdę fajnie. Szokowało (wiele osób, nie tylko mnie) to, jak gramofony i przedwzmacniacze gramofonowe J. Sikora wyglądały. Wiele osób, zarówno (młodszych, a więc niekojarzących nazwiska pana Sikory) audiofilów, jak i ludzi, którzy audiofilami nie są, a na AS chodzą z ciekawości, nie mogło uwierzyć, że w Polsce produkuje się tak wyglądające urządzenia.

Gramofony pana Janusza to tzw. mass-loadery, czyli duże, ciężkie, nieodsprzęgane konstrukcje. Wykonano je z kilku rodzajów metalu (kilka odmian aluminium, mosiądz, brąz) – co nie było wyborem przypadkowym, jako że pan Janusz w rodzinnym Lublinie od kilkudziesięciu lat prowadzi firmę zajmującą się obróbką metali szlachetnych. Audio to zawsze, jak sam mówi, było dla niego hobby, coś co robił przy okazji. Tak było w czasach wzmacniaczy lampowych i tak jest teraz, gdy oferuje gramofony. Po przygodzie z lampowcami zrobił sobie przerwę od audio, ale długo nie wytrzymał. Ciągnęło go z powrotem. W tzw. międzyczasie nastąpił comeback winylu, więc pan Janusz sprawił sobie gramofon, wcale nie tani. Nie był jednak z niego zadowolony, więc próbował go poprawiać. Ale jak to często bywa z utalentowanymi ludźmi, ostatecznie zbudował własny gramofon od podstaw, korzystając z posiadanej wiedzy i doświadczenia, a także z zasobów własnej firmy – tej od obróbki metali. Gramofon zrobiony dla siebie spodobał się znajomym audiofilom, którzy niejako zmusili twórcę, aby i dla nich wykonał takie maszyny. Powstał więc nie jeden, a kilka gramofonów i tak zaczęła się produkcja na większą skalę. Na Audio Show 2014 pokazano dwa aktualnie oferowane modele, Basic i Reference. Ten pierwszy to "drobne" 85kg wagi, ten drugi to już prawie 110kg – prawdziwe gramofony masowe (mass-loadery)! Co ciekawe, jak powiedział mi pan Janusz, na początku znajomym oferował swój gramofon z ramieniem TransFi Terminator, którego i ja używam na co dzień i które miałem przyjemność dla Państwa opisywać. Gdy jednak w grę zaczęły wchodzić nieco większe ilości (zamiast pojedynczych sztuk) Vic z TransFi jasno zadeklarował, że nie jest w stanie zaspokoić takiego popytu. Wówczas wybór padł na cenione i lubiane ramiona Kuzmy.

Do testu otrzymałem model podstawowy o adekwatnej nazwie Basic. Zarówno design, jak i perfekcyjne wykonanie sprawiają, że od pierwszych chwil z tym gramofonem mamy nieodparte wrażenie obcowania z czymś wyjątkowym. To unikalna i prawdziwie high-endowa konstrukcja. Wszystkie elementy zostały dokładnie przemyślane, część powstała w wyniku eksperymentów, do przeprowadzania których pan Janusz jest niejako predestynowany jako człowiek zajmujący się zawodowo od lat obróbką metali. Wszystko zaczyna się od sporej płyty wykonanej z trzech warstw aluminium różnej twardości. Na niej dopiero ustawiany jest gramofon. Plinta gramofonu wykonana jest z pięciu warstw – znowu trzech aluminium (różnej twardości) oraz dwóch mosiądzu. Na wspomnianej płycie plinta spoczywa na aluminiowych nóżkach, które od spodu mają wydrążenie, w które wchodzi metalowa kulka, a ta z kolei spoczywa w wydrążeniu w podstawce pod nóżkę. Takie rozwiązanie jest coraz popularniejsze, acz w zależności od producenta zmieniają się materiały, z których wykonuje się przede wszystkim kulkę/kulki (czasem stosuje się więcej niż jedną w każdej nóżce). W podstawie gramofonu osadzono wysokiej klasy precyzyjne łożysko główne, które musi wytrzymywać spore obciążenia, jako że zastosowany tu talerz waży ponad 18kg(!). Talerz wykonany jest z POM-u i szarego żeliwa – stąd tak duża masa, a na wierzchu zastosowano warstwę (matę) ze szkła. Napędzany jest dwoma potężnymi silnikami, z których napęd przenoszony jest za pomocą dwóch gumowych pasków. Pan Janusz jest zwolennikiem silników wysokiej mocy, które rozpędzają nawet tak ciężki talerz niemal natychmiast, są również w stanie błyskawicznie go zatrzymać, i, co bardzo ważne, dzięki solidnemu zasilaniu utrzymywać stabilne obroty (do czego przyczynia się również duża bezwładność bardzo ciężkiego talerza). Silniki wyposażono w solidne, ciężkie i stabilne aluminiowe obudowy, które spoczywają na silikonowych podkładkach, by maksymalnie odizolować konstrukcję od drgań. Równie solidna jest podstawa ramienia – umieszczono ją w wycięciu plinty w prawym, tylnym rogu. Owo wycięcie umożliwia przesuwanie całej kolumny, a co za tym idzie stosowanie ramion różnej długości. Do testu gramofon trafił z ramieniem Kuzma Stogi S 12 VTA oraz wkładką tej samej marki – CAR30. Stogi S 12 VTA to, jak wskazuje nazwa, 12-calowe ramię typu unipivot z tłumieniem olejowym i z regulacją VTA (oraz pozostałymi podstawowymi).

Wkładka CAR 30 to drugi od dołu model słoweńskiej firmy. To przetwornik typu MC z cewkami nawiniętymi drutem z miedzi o czystości 5N, boronowym wspornikiem i igłą z szlifem microridge. Oczywiście możliwe jest stosowanie innych ramion i wkładek – pan Janusz wybrał taki właśnie zestaw, by osiągnąć zakładaną kompletną cenę gramofonu. W przypadku testowanego modelu w osobnej, znakomicie wykonanej obudowie ustawionej także na głównej płycie znalazł się sterownik napędu gramofonu. Na jego górnej powierzchni znalazł się niewielki czytelny wyświetlacz pokazujący bieżące obroty oraz przyciski umożliwiające wybranie prędkości obrotowej (33 lub 45), a także dające możliwość, w razie konieczności, regulacji tejże. Sterownik i silniki zasilane są na pozór dość prostym zasilaczem, ale kilka dni przed końcem testu pan Janusz dosłał mi swoje nowe dzieło – zewnętrzny, zaawansowany zasilacz, który można dokupić niezależnie zarówno do modelu Basic, jak i Reference. Warto, o czym napiszę nieco później, choć podnosi to koszt całości o 4.500zł. Ostatnim elementem dołączonym do zestawu był duży, ciężki docisk płyty. Jak mówi sam konstruktor – wszystkie materiały zostały dobrane tak, by sama konstrukcja gramofonu była maksymalnie "głucha", czyli doskonale wytłumiająca wszelkie wibracje.

Przez większą część testu korzystałem z dostarczonej konfiguracji wraz z moim przedwzmacniaczem gramofonowym ESELabs Nibiru. Ponieważ gramofon spędził u mnie kilka miesięcy, miałem również okazję posłuchać go w kilku innych zestawieniach, m.in. z wkładkami: Einstein The Pick Up oraz AirTight PC3, a także przedwzmacniaczami gramofonowymi Avid Pulsare II oraz genialnym AudioTekne TEA 8695.

Jakość brzmienia

Dostarczoną do testu konfigurację pan Janusz Sikora określił jako "podstawową". Rzecz oczywiście w wybranym ramieniu i wkładce, które oferują znakomity stosunek jakości brzmienia do ceny. Oczywiście można zamówić Basica z innym ramieniem, np. wyższym modelem Kuzmy, czy też produktem innej marki (co może wymagać innego armboardu), a dobór wkładki jest niemal zupełnie dowolny. Wybór pana Janusza pozwolił zamknąć cenę całości w 36 tysiącach złotych. Sporo? Teoretycznie tak, ale przestałem o tym myśleć już po pierwszych kilku minutach słuchania. Klasę tego zestawu było bowiem słychać od razu. Po gramofonach masowych (ciężkich, nieodsprzęganych) należy się spodziewać mocnego grania, z potężną podstawą basową, zwykle bardzo punktualnym basem. I wszystko to Basic oferuje – oczywiście wiele zależy i od reszty systemu, ale te, w których grał, pokazały, że bas potrafi zejść naprawdę nisko, że jest dociążony do samego dołu i niezwykle dynamiczny. W zależności od wkładki (i przedwzmacniacza gramofonowego) bas był z gatunku ciut bardziej miękkich (CAR30 Kuzmy) albo bardziej konturowych (AirTight PC3). W każdym jednakże przypadku zachwycało różnicowanie niskich tonów, barwa, faktura (zwłaszcza basu akustycznego), szybkość ataku, piękne podtrzymanie i pełne, długie wybrzmienia. W bluesie, rocku czy rock'n'rollu Basic pokazywał się ze znakomitej strony, bardzo pewnie kontrolując, prowadząc rytm i tempo muzyki – przyznaję, że i Avid Pulsare II i AudioTekne pokazały w tym zakresie mojemu przedwzmacniaczowi miejsce w szeregu.

Jako wielki fan tego gatunku muszę powiedzieć, że gramofon pana Janusza Sikory zdecydowanie czuje bluesa. Czy to legendarne, akustyczne nagranie Muddy'ego Watersa "Folk Singer" na wydaniu MoFi, czy rewelacyjny koncert tego samego artysty z gościnnym występem Rolling Stones, czy nawet album Dżemu "Najemnik" ze "zwykłego" polskiego wydania pokazały to czarno na białym. Na tej pierwszej płycie Basic udowodnił, że mass-loadery (w każdym razie testowany) potrafią czarować średnicą (choć to bardziej domena miękko zawieszonych konstrukcji). Swobodnie, z mnóstwem powietrza, bardzo namacalnie pokazał i gitarę, i głos Watersa. Wrażenie obecności muzyka w pokoju było naprawdę niezwykłe (spotęgowane jeszcze z wkładką Einstein The Pickup i phonostage'em AudioTekne). Płyta koncertowa z Rolling Stonesami to z kolei pokaz umiejętności w zakresie selektywności – bez trudu mogłem śledzić dowolnego muzyka, choć przecież grali oni mocno stłoczeni na niewielkiej scenie. Basic oddał też bardzo przekonująco gorącą atmosferę koncertu, świetnie pokazał początkową tremę Micka Jaggera i to, jak z kawałka na kawałek rozkręcał się, zmieniając się w wokalistę, jakiego wszyscy doskonale znamy. Nie mogłem się oderwać od popisów gitarzystów – każda z elektrycznych gitar miała swoje brzmienie, a każdy muzyk swój własny styl – rozpoznawanie, kto w danym momencie gra, nie wymagało żadnego wysiłku. Wspomniana wcześniej bardzo dobra selektywność w połączeniu z umiejętnością kreowania sporej sceny, z precyzyjnym układaniem wszystkich elementów tejże, składały się na naturalny obraz wydarzeń rozgrywających się na scenie klubu. Wystarczyło zamknąć oczy, by przenieść się do sali i wraz z liczną publicznością doskonale się bawić. Na płycie Dżemu z kolei uderzyło mnie przede wszystkim, jak naturalnie, prawdziwie wypadał wokal Rysia Riedla. Wokalista Dżemu co prawda zawsze lepiej wypadał na koncertach (ciągle pamiętam wyjątkowe przeżycia z corocznych finałów Rawy Blues w wykonaniu Dżemu czy każdego koncertu tej kapeli, który zaliczałem, gdy tylko pojawiali się w okolicy) niż na albumach studyjnych, a jednak na "Najemniku" brzmi to naprawdę dobrze. A już zagrane przez gramofon Sikory wręcz znakomicie. Słychać tę ogromną ilość emocji, które zawsze porywały widownie na koncertach, a których zwykle brakowało w nagraniach studyjnych. Głos pokazany jest z jednej strony bardzo precyzyjnie – barwa, faktura, drobne detale – z drugiej zupełnie swobodnie, naturalnie, płynnie. A że i resztę zespołu udało się nagrać więcej niż przyzwoicie, to całość wypada energetycznie i przekonująco.

W czasie odsłuchów nie mogło zabraknąć dwóch oper Mozarta pod Currentzisem, których od momentu zakupu słucham regularnie minimum raz w tygodniu i nasłuchać się nie mogę. A że zakup zbiegł się z kilkumiesięcznym testem gramofonu pana Sikory, to oba albumy lądowały na talerzu wielokrotnie. Już w zestawieniu podstawowym (z wkładką Kuzmy CAR30) i moim phono prezentowany spektakl wypadał znakomicie. Basic potrafił wydobyć z rowków owe ogromne pokłady swobodnej, by nie rzec dzikiej energii, której sam dyrygent przypisuje wyjątkowość tych wykonań klasycznych oper Wolfganga Amadeusza. Obie płyty dawały także gramofonowi możliwość popisywania się ogromnymi możliwościami w zakresie dynamiki, zarówno tej w dużej skali, jak i tej na poziomie mikro. Cały obraz muzyczny kreślony był precyzyjną kreską, z naturalną dla oper preferencją pierwszego planu (śpiewaków), z narysowaniem dużej, niemal holograficznej przestrzeni, w której poruszali się śpiewacy, ale i (choć to już bardziej z droższymi wkładkami i phono) nadzwyczajnie przekonujący obraz orkiestry. Całość zagrana została nie tylko dynamicznie, żywo, ale i bardzo płynnie, spójnie i precyzyjnie – droższe wkładki dokładały swoje trzy grosze przede wszystkim w zakresie precyzji i detaliczności prezentacji, jeszcze głębiej wnikając w kolejne warstwy muzyki. Einstein pięknie nasycał i dociążał dźwięk, a AirTight pokazywał, że w zakresie transparentności i dynamiki także są tu jeszcze pewne rezerwy. Faktem jest, że już z proponowaną w zestawie wkładką Kuzmy oba albumy stawały się prawdziwie wciągającymi spektaklami, a droższe wkładki i phono udowadniały, że zarówno ramię, jak i deck mają rezerwy, sugerując, że ewentualne przyszłe upgrade'y są jak najbardziej możliwe bez zmiany samego gramofonu.

Za każdym razem gdy do testu trafia gramofon masowy, nieodsprzęgany, na talerzu obowiązkowo musi wylądować czarny album zespołu Metallica i choć jedna z płyt AC/DC. Takie konstrukcje są bowiem naturalnymi partnerami dla trochę cięższej muzyki. Basic i tym razem zapewnił mi znakomitą zabawę – pokazał, że potrafi "przyłoić", gdy trzeba, że świetnie kontroluje wszystko, co zapisano na niezbyt przecież audiofilskich albumach, że wydobywa z rowka najdrobniejsze nawet, zapisane tam okruchy informacji, że potrafi zagrać bardzo, ale to bardzo energetycznie, z pazurem, że wysokie tempo nie stanowi żadnego problemu. Energetyczność tej prezentacji nie dałwała mi usiedzieć spokojnie, porywała i trafiała w czuły punkt miłośnika muzyki. Doskonała kontrola i czystość prezentacji nawet w czasie najgorętszych fragmentów zadowalała natomiast tę bardziej audiofilską część duszy. Tego po prostu chciało się słuchać!

Kilka dni przed końcem testu pan Janusz podesłał mi jeden z pierwszych egzemplarzy opcjonalnego zasilacza (to dodatkowy koszt rzędu 4.500zł), przeznaczonego zarówno dla Reference'a, jak i dla Basica. Chodziło o sprawdzenie, czy dodatkowy, nie tak znowu mały, wydatek wniesie słyszalną poprawę do już przecież znakomitego dźwięku. Już po pierwszych kilkunastu minutach słuchania wiedziałem, że gdybym to ja decydował się na zakup tego gramofonu (kto wie?), to zainwestowałbym również i w opcjonalny zasilacz. Zasilanie to kluczowy element właściwie każdego (zasilanego prądem) elementu systemu audio. Jak ważne, pokazał choćby ten właśnie test. Teoretycznie cóż takiego mogło wnieść lepsze zasilanie sterownika i silników decka? Ano choćby tzw. czarniejsze tło, a więc mniejszy szum tła, a co za tym idzie większą wyrazistość nawet drobnych elementów muzyki czy wrażenie jeszcze lepszego nasycenia barw. Kolejny element to coś, co z braku lepszego określenia opisałbym jako wewnętrzne uspokojenie przekazu. Rzecz bynajmniej nie w tym, że wcześniej była tam jakakolwiek nerwowość, tylko w tym, że z zasilaczem okazało się, że wszystko może być jeszcze lepiej poukładane, że wszystkie elementy jeszcze lepiej mogą do siebie pasować, tworzyć jeszcze spójniejszą całość. No i w końcu, choć to wydawało się już całkiem niemożliwe, przekaz jeszcze zyskał na rozmachu i energetyczności. Żadna z tych zmian sama z siebie nie wnosiła może aż tak wiele, ale wszystkie razem tworzyły wartość dodaną, której brak odczuwałem dość boleśnie, wracając do zwykłego, wcześniej w pełni satysfakcjonującego, zasilacza. Warto więc albo od razu zakupić gramofon z tym zasilaczem, albo potraktować go jako przyszły, wart każdej złotówki upgrade.

Podsumowanie

Pisałem to już wiele razy – w Polsce powstają już urządzenia, które śmiało można określić mianem high-endu. Już podstawowy gramofon pana Janusza Sikory bez dwóch zdań do tej kategorii należy. Urządzenie wygląda, jak mówią Amerykanie, jak milion dolarów – niewiele produkowanych w naszym kraju urządzeń audio jest aż tak fantastycznie wykonanych i wykończonych. Design jako taki może się oczywiście podobać lub nie – w końcu de gustibus non est disputandum – ale do jakości nie przyczepią się nawet najwięksi malkontenci. Mnie Basic podoba się nadzwyczajnie i z przyjemnością zatrzymałbym go na stałe, by cieszył i oczy, i uszy. Tym bardziej, że droższe wkładki (i choć nie miałem okazji sprawdzić, zapewne również ramiona) pokazują, że z tego decka można jeszcze sporo wycisnąć. Drugi, ten ważniejszy aspekt każdego urządzenia do odtwarzania muzyki, czyli: "jak gra" wypada co najmniej równie dobrze, a może i jeszcze lepiej. Jak przystało na gramofon masowy, Basic spisuje się doskonale w muzyce rockowej, nawet jej nieco cięższych odmianach, czy elektrycznym bluesie. Tyle że lista jego zalet wcale się tutaj nie kończy.

W muzyce akustycznej, wokalnej, w klasyce pokazuje wyrafinowanie, gładkość i spójność, oddech, otwartość, oddaje wiele niuansów z niezwykłą swobodą i precyzją. Wspomniana wcześniej znakomita podstawa basowa przydaje się w każdym rodzaju muzyki. Basic daje ogromną satysfakcję ze słuchania muzyki, sprawia, że tak naprawdę to coś więcej niż tylko słuchanie – człowiek przeżywa prawdziwe emocje, doświadcza wzruszeń, radości, ekscytacji, czerpie radość z każdej minuty spędzonej w towarzystwie muzyki przez duże M. A jakby tego było mało, to z droższymi, a więc wyższej klasy, wkładkami oraz opcjonalnym zasilaczem Basic wspina się na jeszcze wyższy poziom wyrafinowania, zagłębia się w głębsze warstwy muzyki, pozwala odkrywać subtelności, których wcześniej nie byliśmy nawet świadomi. Brzmienia tego gramofonu już w proponowanym, rozsądnym cenowo zestawie nie da się określić inaczej niż mianem high-endu. Pan Janusz wykonał kawał świetnej roboty, a efekty i wizualne, i soniczne są wyborne. Choć 36 tys. złotych to kwota spora, to jednak oferowana za nie wartość jest wyjątkowa – moim skromnym zdaniem wszyscy szukający gramofonu z wysokiej półki powinni przynajmniej posłuchać Basica, póki cena jest na takim, a nie innym (bardziej adekwatnym) poziomie. Myślę, że już ten podstawowy model J. Sikora mógłby stanowić wzorcowe źródło polskiego, eksportowego systemu z wysokiej półki.

Werdykt: J. Sikora Basic

★★★★★ Polski produkt klasy high-end. Brzmienie i wygląd urządzenia z dużo wyższej półki niż wskazywałaby na to cena