Klipsch X20i

Klipsch X20i

Słuchawki Klipsch X20i odważnie przełamują stereotypy na temat modeli dokanałowych, zaskakując zarówno komfortem użytkowania, jak i brzmieniem

  • Data: 2016-09-13

Może to dziwne, ale słuchawki Klipscha kojarzą mi się z... błogosławieństwem Lou Reeda. Artysty mocno związanego z nowojorskim Brooklynem, autora tak znakomitych płyt, jak "Transformer", "Berlin", "New York" czy "Ecstasy", że o dziełach kultowego The Velvet Underground nie wspomnę. Amerykański muzyk sygnował swego czasu "fioletowy", douszny model Klipscha, Image X10i, a na temat brzmienia słuchawek wypowiadał się m.in. w taki sposób: "Jeśli nie masz basu, to jakby ci coś amputowali, jakbyś nie miał nóg. Większość słuchawek nie ma nóg (...) Prawdziwa sztuka polega na tym, by odróżnić bęben basowy od basu. To nie może brzmieć jak papka". Bardzo możliwe, że inżynierowie Klipscha wzięli sobie słowa nieżyjącego już Reeda do serca, bo tworząc opisywany tu topowy model dokanałowy X20i, o basie nie zapomnieli.

Budowa

Obudowę modelu X20i wykonano z formowanej wtryskowo chirurgicznej stali nierdzewnej, a następnie uzupełniono elementami z gumy. Kolor obudowy oraz pilota producent określa jako czarną stal, choć trafniejszy byłby chyba grafit. Są tu również dwie "wypustki" (jedna na każdą słuchawkę) w sztandarowym kolorze Klipscha – miedzianym. Pełnią one chyba tylko funkcję ozdobną, ładnie komponując się z dwukolorowym, czarno-brązowym oplotem kabla. Nadruki logo, a także oznaczenia prawego i lewego kanału świadczą o niezwykle pieczołowitym dopracowaniu całości. Podobnie zresztą jak i nowoczesne końcówki SSMCX – mniej więcej 35% mniejsze od powszechnie stosowanych MMCX, zapewniają wygodne użytkowanie i bardzo łatwą wymianę kabla (wystarczy je odkręcić).

X20i to system dwudrożny, który składa się z pary niezależnych agregatów Balanced Armature, mających za zadanie przetwarzać oddzielnie niskie (KG-926T) i wysokie (KG-125B) dźwięki. Całości dopełniają – co szczególnie warto podkreślić – niezwykle wygodne w aplikacji nakładki Super-Slim (każdy może wybrać najlepsze dla siebie z pięciu par dołączonych do zestawu), a także nowoczesny sterownik z mikrofonem wyposażony w trzy klawisze sterujące, którymi można kontrolować muzykę z iPhone'a, iPada czy iPoda, a ponadto odpowiadać na połączenia telefoniczne. W ładnym drewnianym pudełku wykończonym okleiną w kolorze orzecha znajdziemy także mały skórzany futerał oraz klips do przymocowania sterownika do odzieży.

Jakość brzmienia

Jeśli macie taką możliwość to na początek posłuchajcie kawałka "Old Song" z płyty "The Blue Notebooks" Maxa Richtera. To raptem dwie minuty głównie odgłosów miasta i natury – ale tak sugestywnych, że zapewne przy przejeżdżającym w lewej słuchawce pociągu odruchowo odwrócicie głowę w jego stronę. Przestrzeń kreowana przez słuchawki Klipscha robi imponujące wrażenie, bo to coś więcej niż tylko szeroka panorama stereo. Instrumenty czy, jak kto woli, źródła pozorne nie są już tylko dwuwymiarowym odzwierciedleniem informacji zapisanych w pliku audio. Pojawia się jakby dodatkowy wymiar – może jeszcze nie tak przekonujący jak w hi-endowych, dużych słuchawkach wokółusznych, ale na tyle silny i obecny, że nie sposób go ignorować. To jedna z wyróżniających się cech tego modelu – swoboda i separacja. Z drugiej strony mamy też muzykalność i przyjemność przekazu, bez których – nawet z tak fantastyczną ilością szczegółów, jaką serwują X20i – brzmienie nie byłoby pełne. To rzadkie połączenie w przypadku "dokanałówek", które zazwyczaj kojarzy się z wybitną rozdzielczością, wypasioną górą i średnicą, ale też z brakami w wypełnieniu niskich częstotliwości i w efekcie mało angażującym, pozbawionym pewnych składników emocjonalnych dźwiękiem. W tym wypadku nasycenie i rozciągnięcie basu jest jednak w pełni zadowalające i szczerze wątpię, żeby komuś go brakowało (choć oczywiście możliwe jest jeszcze bardziej dojmujące odczucie basu, co pokazał inny model Klipscha, XR8i Hybrid).

Jest on przy tym nie tylko dobrze kontrolowany, ale i urozmaicony, co ujawnił odsłuch fragmentów płyty Marcusa Millera "Afrodeezia" (FLAC 24/96), m.in. kapitalnej kompozycji "B's River", w której funk łączy się z elementami world music, a także przywołanego na samym początku Lou Reeda – jestem przekonany, że właśnie takie "ciągnące się po podłodze", lekko przesterowane, a jednocześnie czytelne brzmienie basu w "Paranoia Key of E" (FLAC 24/96) z płyty "Ecstasy" usatysfakcjonowałoby samego muzyka. O tym, jak wciągającym doświadczeniem może się okazać odsłuch za pośrednictwem X20i, przekonała mnie jednak inna płyta: "The Shakespeare Album" Ilja Reijngoud Quartet. Barwa wokalu Fay Claassen interpretującej sonety Szekspira, podobnie jak towarzyszących jej instrumentów, została przekazana tak naturalnie i "wiernie", że zamiast słuchać kilkudziesięciosekundowych sampli i porównywać Klipsche z innymi słuchawkami, oddałem się czystej przyjemności obcowania z prawdziwą sztuką przez wielkie "S". Wiem, że "odkrywanie nowego piękna w muzyce" to ograny motyw w nierzadko radosnej twórczości recenzenckiej, ale w tym wypadku trudno o lepsze sformułowanie. Najlepiej przekonajcie się o tym sami.

Warto wiedzieć

Pełnię możliwości X20i odkryjemy dopiero wtedy, gdy podłączymy je do dobrego head-ampa (wynika to przede wszystkim z ich nieprzeciętnej przejrzystości). Podczas testu taką funkcję pełnił prawdziwy killer w swojej cenie – Chord Mojo. Źródłem był przede wszystkim rewelacyjny Samsung Galaxy S7 z zainstalowanym odtwarzaczem Onkyo HF Player, jak również iPad z aplikacją Tidal oraz nettop z odtwarzaczem JRiver Media Center 21. W każdej z tych konfiguracji słuchawki sprawdziły się znakomicie.

Podsumowanie

Klipsch X20i to, jak dotąd, najlepsze słuchawki dokonałowe, z jakimi miałem do czynienia. Na najwyższe uznanie zasługuje zarówno jakość ich wykonania, komfort użytkowania, jak i wybitne walory dźwiękowe. Zasłużona rekomendacja!

Werdykt: Klipsch X20i

★★★★★ Z Klipschami X20i w uszach zapomnicie o jakichkolwiek ograniczeniach przekazu słuchawkowego