NAD T-758 V3

NAD T-758 V3

Dotychczas panował ścisły podział na urządzenia do stereo i kina domowego. Czy firmie NAD udało się to zmienić?

  • Data: 2017-12-06

Ten test jest szczególny, gdyż tym razem w moje ręce trafił przedstawiciel grupy urządzeń, których zazwyczaj nie testuję amplitunerów wielokanałowych. Wynika to głównie z tego, że nie posiadam pełnego systemu kolumn kina domowego, więc żeby przetestować urządzenie z tego segmentu, muszę prosić dystrybutora o dostarczenie mi brakujących elementów wielokanałowej układanki. Tym razem tak się stało, więc oprócz moich zestawów podłogowych i podstawkowych w pokoju odsłuchowym pojawiły się głośnik centralny i subwoofer. A wszystko po to, aby pozwolić rozwinąć skrzydła testowanemu amplitunerowi kina domowego – NAD T-758 trzeciej generacji, który reklamowany jest jako najlepsza propozycja dla audiofila pragnącego mieć wysokiej jakości dźwięk zarówno w stereo, jak i wielokanałowy – dlatego też zdecydowaliśmy się na zamieszczenie tego testu w sekcji hi-fi.

Bohaterem niniejszej recenzji jest więc "uniwersalny" amplituner brytyjskiego, a właściwie już kanadyjskiego specjalisty audio NAD T-758 V3 o budowie modularnej, która pozwala na ulepszanie urządzenia wraz z rozwojem techniki audio i wideo.

Budowa

Patrząc na T-758 z zewnątrz, łatwo odgadnąć, z jaką marką sprzętu audio ma się do czynienia. Front urządzenia nie jest przeładowany. Centralnie umieszczono niezbyt duży wyświetlacz pokazujący podstawowe informacje o trybie pracy. Po jego prawej stronie znajdziemy dwa przyciski umożliwiające sekwencyjny wybór wejścia oraz pokrętło głośności. Pod pokrętłem, za dyskretną klapką maskującą umieszczono dodatkowe wejścia. Z kolei po lewej stronie wyświetlacza znajdziemy wyłącznik zasilania, przyciski aktywujące menu i tryb dźwięku oraz kursor do nawigacji po nastawach. Także tylna ścianka NAD-a jest dość skromna jak na to, co można znaleźć we współczesnych amplitunerach kina domowego. Patrząc od lewej, mamy moduł wejść cyfrowych audio (dwa wejścia koaksjalne SPDIF i dwa optyczne TOSLINK) zblokowany z wyjściami audio z przedwzmacniacza dla przednich i tylnych głośników. Tuż obok umieszczono blok trzech wejść HDMI obsługujących wszystkie funkcje interfejsu, także audio, jedno wyjście HDMI oraz gniazdo USB typu A, do którego podłącza się moduł BluOS (czyli tak naprawdę rozgałęźnik USB z kartą USB Wi-Fi i kluczem BluOS) służący do bezprzewodowego streamingu audio. Dziwi tylko brak interfejsu Ethernet – połączenie kablowe jest jednak bardziej stabilne niż bezprzewodowe. Dalej na prawo znajdziemy gniazda wejść audio – komplet 7.1 oraz 4 stereofoniczne, z których jedno obsługuje drugą strefę w domu, np. inne pomieszczenie. Poniżej producent umieścił komplet wyjść z przedwzmacniacza w formie 7.1, a także zestaw terminali głośnikowych, które pozwalają na zasilenie kolumn frontowych, centralnej, surroundów i drugich surroundów lub kolumn w drugiej strefie odsłuchowej. NAD nie przewidział podłączenia pasywnego subwoofera, ale takie raczej się nie trafiają. Oprócz wszystkich gniazd audio i wideo znajdziemy również gniazdo zasilania IEC, gniazdo wyjściowe zasilania – np. do projektora, a także możliwość podłączenia zewnętrznych czujników podczerwieni do zwiększenia zasięgu pilotów. Tak, NAD dostarcza dwa piloty – jeden duży, pozwalający na obsługę wszystkich funkcji, a drugi mniejszy, z funkcjonalnością ograniczoną do podstawowych elementów.

Sama konfiguracja amplitunera jest mało skomplikowana, urządzenie posiada prosty system ustawienia automatycznego kolumn, pozwala też na wprowadzenie wszystkich nastaw ręcznie. Wbudowano też system korekty akustyki pomieszczenia, Dirac Live Room Correction, standardowo dostępny w wersji lite, o zmniejszonej funkcjonalności, ale istnieje opcja rozbudowy przez wymianę odpowiedniego modułu. Wisienką na torcie jest obecność EARS – autorskiego uprzestrzennienia dźwięku stereo do postaci wielokanałowej, który może uprzyjemnić brzmienie niektórych nagrań.

Dookólnie i w kolorze

Testowany amplituner NAD-a obsługuje wejścia wizyjne (do dyspozycji są trzy porty HDMI) do rozdzielczości 4K Ultra-HD. Co ciekawe, T-758 nie obrabia wizji, przesyła po prostu obraz z odpowiedniego wejścia na gniazdo wyjściowe, pozostawiając obróbkę wideo odbiornikowi telewizyjnemu. Dzięki temu unika się, często niepotrzebnych, konwersji, a efekt praktycznie w całości zależy od posiadanego przez nas odbiornika czy projektora.

Nieco inaczej wygląda sprawa dźwięku – tutaj NAD oferuje pełną gamę dekoderów, od podstawowego Dolby po DTS-HD i Dolby Atmos. W czasie testu korzystałem z odtwarzacza Blu-ray oraz komputera z wyjściem HDMI i każda posiadana przeze mnie płyta czy odtwarzany na komputerze film wyświetlały się i grały prawidłowo. Amplituner nie miał też problemu z dyskiem Blu-ray audio, z sześcioma kanałami nagranymi w 24-bitach i 96kHz bez kompresji.

Jak wspomniałem wcześniej, NAD dysponuje raczej prostym menu, które pozwala na konfigurację bez konieczności długotrwałego studiowania instrukcji obsługi. Miałem okazję widzieć zdecydowanie bardziej rozbudowane systemy konfiguracji wśród produktów konkurencji, ale myślę, że wielu potencjalnym klientom zaproponowana prostota może bardzo odpowiadać. Tak więc konfiguracja do ustawienia w moim pokoju potrwała zaledwie kilka minut i po chwili urządzenie było gotowe do pracy.

Jak więc gra testowany amplituner? Dotychczas odnosiłem wrażenie, że twórcy amplitunerów kina domowego usiłują na siłę udowodnić, że ich produkty grają ultradokładnie i precyzyjnie, co przekłada się na raczej cienkie i "cykające" granie. NAD jest zupełnym zaprzeczeniem tego trendu! Od pierwszych nut słychać, że inżynierowie postawili na przyjemność ze słuchania. Dźwięk jest mięsisty, dobrze wypełniony, a przy tym szczegółowy i rozdzielczy. Wrzucony do odtwarzacza film "Iron Man 3" pokazał, że bas w scenach batalistycznych potrafi wprawić ściany w drżenie, nie tracąc przy okazji niczego z klarowności przekazu pozostałych części pasma. Także oddanie przestrzeni było więcej niż dobre, oglądając filmy z NAD-em miałem wrażenie przebywania w sali kinowej.

Później w odtwarzaczu wylądowały koncerty Joe Bonamassy, które potwierdziły pierwsze spostrzeżenia o charakterze grania T-758. Słuchając wirtuozerskich popisów gitarowych Joe stwierdziłem, że dźwięk jest naprawdę bardzo dobrze poukładany, tak jak można by się spodziewać po niezłym wzmacniaczu stereofonicznym, a nie po kinie domowym. Świetne trzymanie rytmu, prawidłowe oddanie barw instrumentów, dobre wypełnienie wokalu – grało naprawdę wciągająco i przyjemnie. Nie umykały żadne smaczki zawarte w nagraniach i choć nie były wyeksponowane, to z łatwością dało się je odszukać w odtworzonym dźwięku.

Na koniec testów wielokanałowych odtworzyłem "Amused to Death" Rogera Watersa z sześciokanałowego miksu Blu-Ray HD Audio, gdzie wszystkie kanały są zapisane bez kompresji, w wysokiej rozdzielczości. Także ten test NAD zdał bez wysiłku. Świetnie oddane niuanse, nawet trudny, nosowy głos Watersa został doskonale zaprezentowany. Moje ulubione pasaże z gitarą Jeffa Becka też były zagrane bezbłędnie – znam je na pamięć, więc każde odstępstwo usłyszałbym na pewno. A nagrane w systemie Q-sound efekty dźwiękowe, odtworzone z wielu kolumn, były wprost obłędne. Jestem absolutnym wyznawcą dwóch kanałów, ale to doświadczenie nadszarpnęło moją teorię i przekonało mnie do zmiany nastawienia.

Stereo

Przechodząc do testów stereofonicznych, już wiedziałem, czego mogę się spodziewać po tym sprzęcie. Grając wielokanałowo, NAD dysponuje mocą 60W na kanał, a poradził sobie bez większych problemów z napędzeniem moich Bowersów 804S jako frontów i HTM 71 S2 jako centrali. W trybie stereo uzyskiwana moc rośnie prawie dwukrotnie, co powinno przełożyć się na jeszcze lepszą kontrolę głośników. I tak było w rzeczywistości. Niezależnie od repertuaru, którym poczęstowałem testowane urządzenie, niezależnie nawet od tego, czy konwersją cyfrowo-analogową zajmował się mój Hegel HD25, czy sam amplituner, brzmienie było bardzo spójne, rozdzielcze i dynamiczne. Większa moc przy aktywnych jedynie dwóch kanałach spowodowała, że bas był bardzo dobrze trzymany w ryzach. W kinie przy niektórych pasażach zdarzyło mu się posnuć trochę po podłodze, ale może była to kwestia dostrojenia współpracy moich, przecież nieźle basujących, kolumn i subwoofera. W trybie dwukanałowym takowych zachowań nie stwierdziłem. Bas był dobrze wypełniony, rysowany nieco grubszą kreską, ale trzymający się zdecydowanie tych konturów. Do tego zejścia do bram piekieł i naprawdę rewelacyjna rytmiczność – nogi same tupią do rytmu. Mogę powiedzieć, że jakość basu była na poziomie dobrych wzmacniaczy stereo z tego poziomu cenowego, co dla NAD-a, patrząc na to, co dostajemy w zestawie, jest dużym wyróżnieniem.

Myślicie może Państwo, że w takim razie reszta pasma wypadła gorzej? Nic z tych rzeczy. NAD prezentuje obie wspomniane części pasma trochę na swój sposób, który znam od czasów stereofonicznych C-352 czy C-372 (nota bene ten pierwszy od wielu, wielu lat działa w znanym mi systemie i ma się dobrze), gdzie są grane dość subtelnie, bez podawania "na twarz". W pierwszej chwili może się wydawać, że wyższych rejestrów jest trochę zbyt mało, ale to tylko wrażenie. Ten zakres pasma jest spokojny, ale czysty, bez zapiaszczeń czy nadmiernych szelestów, rzetelnie oddaje to, co znalazło się w nagraniu. Dla mnie najlepszym testem tego zakresu są perkusjonalia Manu Katché, które zostały oddane jak najbardziej poprawnie. Ale generalnie góra pasma nie gra w całości dźwięku głównej roli.

Także średnica, wbrew pozorom, jest tylko, a może aż przekazicielem tego, co zapisano w studio czy podczas koncertu. Mamy rozdzielczość, odpowiedni kontur i wypełnienie, emocje muzyków są przekazane bez zawoalowań. Taki charakter brzmienia wpisuje się w całość, a tą całością jest niesamowita spójność i gęstość odtworzenia nagrania. Nie spodziewałem się tak dobrego przekazu po amplitunerze kina domowego – czapki z głów!

W sumie jeszcze wspomnę, że pomimo braku kanałów tylnych i głośnika centralnego, kiedy słuchamy w stereo, to NAD bardzo kompetentnie buduje przestrzeń. Scena może nie osiąga rozmiarów proponowanych przez urządzenia z wyższych półek, ale jest bardzo dobrze poukładana i naprawdę jest na niej sporo powietrza.

Na koniec słowo o streamingu. Jak wspomniałem, testowany amplituner ma "dongle" BluOS, podłączane przez port USB, które umożliwia bezprzewodowy streaming z urządzeń z odpowiednią aplikacją (mobilnych i komputera). Jak dla mnie to trochę przedobrzone rozwiązanie – większość znanych mi urządzeń obsługuje po prostu format UPnP, gdzie dowolny serwer łączy się z dowolnym odbiornikiem i może być sterowany z dowolnej aplikacji stosującej ten szeroko uznany format. Także brak możliwości podpięcia NAD-a do sieci domowej kablem jest rozwiązaniem nieco dziwnym, ponieważ takie połączenie pozwala na uzyskanie najbardziej stabilnego i najszybszego połączenia. Ale może to tylko kwestia czasu, wszak urządzenie jest modularne i po wymianie lub dołożeniu odpowiedniego modułu uzyskamy wspomnianą przeze mnie funkcjonalność.

Warto wiedzieć

Firma NAD, New Acoustic Dimension, powstała w Wielkiej Brytanii w 1972 roku. Początkowo główna siedziba mieściła się w Londynie. Samą firmę założyli importerzy audio z całej Europy pod wodzą Martina L. Borisha, którzy chcieli stworzyć dobrze grające, a jednocześnie dostępne dla szerokiego grona odbiorców urządzenia. Aby osiągnąć ten cel, zatrudniono w firmie wspaniałego inżyniera audio, Bjorna Erika Edwardsena, który stworzył pierwszy przełomowy produkt firmy – wzmacniacz NAD 3020, obecnie przez wielu audiofilów uznawany za kultowy. Ten wzmacniacz zapoczątkował też wyjątkowy, choć minimalistyczny, design produktów firmy. Późniejsze sukcesy przyniosły takie produkty, jak odtwarzacz kasetowy NAD 6100, pierwszy z Dolby C na pokładzie, czy odtwarzacz kompaktowy NAD 5200, uznawany przez wielu za jeden z najlepszych w swoim czasie.

Obecnie siedziba działu badań i rozwoju została przeniesiona do Kanady, gdzie prowadzi ją jeden z najbliższych współpracowników Bjorna, który przez wiele lat pozostawał doradcą zespołu. Przez lata firma opracowała też wiele innowacyjnych rozwiązań, z których chyba najbardziej znane to SoftClipping, system zapobiegający przesterowaniu wzmacniacza.

Podsumowanie

Na początku testu zadałem pytanie, czy testowany amplituner jest dla audiofilów? Tak, moim zdaniem jak najbardziej się dla nich nadaje, ale jeszcze bardziej spodoba się melomanom. Jakość brzmienia na poziomie dobrych wzmacniaczy stereo z porównywalnej półki cenowej już powinna wystarczyć za rekomendację. Ale NAD T-758 to jeszcze więcej – bo oprócz kompetentnego wzmacniacza stereo otrzymujemy całkiem sensowne kino domowe, a wbudowane przetworniki i dekodery oferują bardzo dobrą funkcjonalność i jakość brzmienia. Wprawdzie nie znajdziemy w tym urządzeniu wodotrysków i miliona nastaw, jego wygląd jest skromny, ale to tylko owcza skóra narzucona na prawdziwego wilka. Z mojej strony mogę go tylko rekomendować!

Werdykt: NAD T-758 V3

★★★★★ Kino domowe nie tylko dla miłośników filmów, ale także dla słuchających w stereo melomanów i audiofilów. Zadowoli nawet dość wybredne gusta, grając jak rasowy, stereofoniczny wzmacniacz. Minus za brak UPnP i Ethernetu