Octave V 80 SE

Octave V 80 SE

Model V 80 SE wyznacza trendy w lampowej technologii. Na tle innych wzmacniaczy cechuje się nowoczesną stylistyką i rozwiązaniami sprawiającymi, że zapomnicie o typowych problemach z żarzącymi się bańkami

  • Data: 2015-11-12

Niemiecki producent zasłynął z produkcji wzmacniaczy lampowych całkowicie zaprzeczających ogólnie panującym stereotypom, dotyczącym nie tylko ich obsługi, ale i bezpieczeństwa użytkowania. Konstruktor i szef firmy Andreas Hofmann dołożył wszelkich starań, aby konstrukcje marki Octave ani przez chwilę nie wzbudzały w użytkowniku poczucia niepewności związanej z zastosowaniem żarzących się baniek. Muszę przyznać, że model V 80 SE na tle konkurencji wygląda bardzo nowocześnie, wręcz futurystycznie – nie znajdziemy tutaj połyskujących chromem dodatków czy staroświecko prezentujących się elementów. V 80 SE traktowałbym raczej jako unowocześnioną do granic możliwości platformę, pozwalającą zainstalowanym lampom osiągnąć nie tylko pełną moc, ale i wydobyć zeń wszelkie walory soniczne, a co najważniejsze, w otoczce poczucia pełnego bezpieczeństwa i niezwykle łatwej obsługi. Testowany wzmacniacz na tle znakomitej większości konstrukcji lampowych wygląda jak Lamborghini Aventador postawiony na parkingu wśród pojazdów z minionej epoki. Przy pierwszym kontakcie Octave wręcz powala stylistką rodem z Gwiezdnych Wojen i jednocześnie sprawia, że nasze podejście do lampowych amplifikacji zmienia się o 180 stopni. Najczęściej lampowe urządzenia kojarzą się nam z czymś, co już przeminęło, z technologią mającą zastosowanie jeszcze na długo przed pojawieniem się krzemowych półprzewodników. Lampy przez wiele osób traktowane są tak, jak gramofony, często będąc nieodłącznym atrybutem audiofilskich systemów opartych na elektronice mającej duszę. I tak też należy je traktować, ale Octave zmienia to podejście i każe spojrzeć na lampę z nieco innej perspektywy.

Inny niż wszystkie

Stonowana matowa czerń i masywne, wystające pokrętła selektora źródeł oraz potencjometru głośności nadają urządzeniu nietuzinkowy wygląd. Między wspomnianymi pokrętłami znalazł się jeszcze wyświetlacz z szeregiem diod kontrolnych informujących o trybie pracy wzmacniacza. Jak wcześniej wspominałem, obudowę wykonano w stylistyce dalece odbiegającej od wzornictwa typowego dla większości lampowych amplifikacji. Prawdę mówiąc, gdyby nie lampy widoczne w górnej części, to wiele osób mogłoby wziąć ten wzmacniacz za zupełnie inną konstrukcję.

Wygląd zewnętrzny nie jest tu jednak przypadkiem, bo ściśle współgra z tym, co znajdziemy wewnątrz urządzenia. V 80 SE zamiast przywoływać skojarzenia z urządzeniami z minionej epoki, jest swego rodzaju przykładem, że lampowa technologia niekoniecznie musi być postrzegana przez pryzmat czegoś co już było, ale można ją potraktować nawet jako nowy odłam nie tylko w sposobie projektowania, ale i filozofii mówiącej o tym, że lampa wcale nie jest gorsza niż tranzystor, zwłaszcza pod względem bezpieczeństwa użytkowania. Oczywiście, że tranzystory mają jedną zasadniczą przewagę nad żarzącymi się bańkami – trwałość. Bo o ile tranzystorów nie uszkodzimy, teoretycznie nigdy nie ulegną one "przeterminowaniu" nawet podczas intensywnego użytkowania, o tyle lampy trzeba systematycznie wymieniać (przeciętnie co kilka lat), nie tylko żeby oparty na nich wzmacniacz po prostu sprawnie działał, ale też dla utrzymania pewnego poziomu brzmienia, które naturalnie wraz ze zużywaniem się lamp może ulec mniejszym lub większym zmianom. Nie tylko V 80 SE, ale również inne konstrukcje marki Octave, z jakimi do tej pory miałem okazję obcować, są dla mnie swego rodzaju odkryciem.

Niemieckie wzmacniacze wzbudzają przede wszystkim pełne zaufanie – kiedy następuje pierwsze kliknięcie sieciowego przełącznika, ani przez chwilę nie myśli się o tym, czy coś z kolumn nie trzaśnie, czy któraś z baniek nie wyzionie ducha. Tak naprawdę lampy mogą być tak samo bezpieczne, jak konstrukcje tranzystorowe, ale nie każdy producent opanował to do perfekcji. Nie będę tu podawał konkretnych marek i nazw wzmacniaczy, ale zdarzało mi się z lampami miewać różne przygody – pamiętam jak w jednym z urządzeń, podczas pierwszego uruchomienia, ducha wyzionął lampowy prostownik. Po ogłuszającym trzasku, po części słyszalnym w głośnikach, z urządzenia zaczął wydobywać się biały dym. Po tej przygodzie zawsze kiedy włączałem wzmacniacz, byłem nastawiony na "fajerwerki". Oczywiście w większości wypadków wszystko działało jak należy, ale poczucie ryzyka i obawy o głośniki wciąż tkwiły gdzieś w podświadomości. Z kolei jeśli idzie o Octave, to już w katalogu ten niemiecki producent wyraźnie informuje klienta o tym, że produkowane przez niego wzmacniacze są bardzo bezpieczne, co już na wstępie wzbudza spokój i zaufanie. Gdy uruchamia się ten wzmacniacz, to rzeczywiście nic nie "brumi", nic nie szeleści, widać tylko spokojnie rozgrzewające się lampy, aż do osiągnięcia charakterystycznego ciepłego widma barw. Pomijając już szereg różnorakich układów zabezpieczających, V 80 SE wyposażono moim zdaniem we wręcz genialny tryb Ecomode – jeśli wzmacniacz przez okres dłuższy niż dziesięć minut nie otrzyma na wejścia sygnału ze źródła, to przełączy się w tryb uśpienia, coś w rodzaju hibernacji, zadowalając się jedynie 20 watami. Uchroni to przede wszystkim zapominalskich przed znacznie wyższymi rachunkami za prąd, ponieważ w normalnym trybie pracy, czy gra, czy też nie gra, wzmacniacz pobiera z sieci 190 watów, więc jeśli zapomnicie go z jakichś względów wyłączyć, to z pomocą przyjdzie właśnie tryb Ecomode. Okazuje się zatem, że w XXI w. "zielona" może być też lampa, co dla wielu miłośników żarzących się baniek może być sporym zaskoczeniem, bynajmniej nieuszczuplającym portfela. Drugim trybem wartym uwagi jest ten gwarantujący miękki rozruch głównych lamp KT150, tzw. Soft Start, stosowany również w lampowych konstrukcjach innych producentów, w tym w urządzeniach austriackiej marki Ayon. W Octave rozruch trwa kilkanaście sekund, a więc niedługo, ale widocznie po wielu próbach producent uznał, że wydłużanie rozruchu o kilka dodatkowych sekund wcale nie przynosi jakichś wymiernych korzyści. Poza tym stosunkowo krótkie działanie trybu Soft Start zostało wzięte pod uwagę również na potrzeby ponownego rozruchu po przejściu wzmacniacza z trybu hibernacji, a więc Ecomode. Muszę też wspomnieć o regulacji biasu, bo ta jest dziecinie prosta i w użyciu wręcz przyjemna. Na wyświetlaczu znajduje się rząd łącznie dwunastu diod, po cztery dla kolorów czerwonego, zielonego i żółtego. Dołączony do wzmacniacza mały śrubokręt służy do regulacji potencjometrów znajdujących się tuż pod diodami. Każda lampa ma trzy przyporządkowane diody w każdym z wyżej wymienionych kolorów. Jeśli świeci się czerwona, prąd jest zbyt wysoki, jeśli żółta, to prąd jest za niski. Z kolei zielona, jak się zapewne Państwo domyślacie, oznacza, że wszystko jest w najlepszym porządku. Kręcimy zatem delikatnie każdym z potencjometrów do momentu, kiedy na stałe zaświeci się dla każdej z lamp zielona dioda i to by było na tyle – regulacja zabiera może do minuty czasu, ale należy ją przeprowadzać po 5 minutach od uruchomienia wzmacniacza, kiedy lampy są już w miarę ustabilizowane termicznie.

Lampowy renesans

V 80 SE wydaje się wzmacniaczem, który jak równy z równym może stanąć na linii startu z wieloma konstrukcjami tranzystorowymi i istnieje spore prawdopodobieństwo, że wygra ten bieg, a nawet jeśli nie, to przynajmniej znajdzie się w ścisłej czołówce. Zresztą spójrzcie na tabelkę z danymi technicznymi, zwłaszcza tymi dotyczącymi zakresu pasma przenoszenia. Przecież ten wzmacniacz osiąga wartości, których nie powstydziłby się niejeden tranzystor. Wiem z doświadczenia, że tych danych nie należy traktować śmiertelnie poważnie, a czasem wręcz z przymrużeniem oka, zwłaszcza jeśli chodzi o kolumny, bo pasmo przenoszenia często ma się nijak do subiektywnych odczuć. Jeśli jednak idzie o wzmacniacze, a zwłaszcza lampy, to tutaj pasmo przenoszenia powie nam znacznie więcej o możliwościach stopni końcowych, zwłaszcza w kwestii przetwarzania basu czy wysokich tonów. Zresztą wystarczy spojrzeć na potężne transformatory wyjściowe, tak naprawdę jedne z kluczowych elementów każdej lampowej amplifikacji, aby przekonać się o tym, że są one zdolne do przenoszenia absolutnie pełnego pasma. I to jeszcze z nadwyżką, jakiej może brakować niejednemu i to całkiem nieźle zaaplikowanemu tranzystorowi.

Niewątpliwie dane techniczne są tutaj ewidentnym odzwierciedleniem między innymi możliwości transformatorów wyjściowych i basta. Brzmienie lamp wielu osobom zwykle kojarzy się z nieco obciętymi skrajami pasma akustycznego. Ale z drugiej strony dzięki fantastycznej barwie i muzykalności w przypadku tego typu urządzeń te niedostatki jesteśmy im w stanie wybaczyć. Z Octave jest już nieco inaczej, bo ten wzmacniacz nie ma absolutnie żadnych ograniczeń nie tylko w kontekście przenoszonego pasma częstotliwości, ale również w kwestii dynamiki zarówno w skali mikro, jak i makro. Ta niemiecka lampa jest niezwykle precyzyjna i wszelkie niuanse dynamiczne oraz spore skoki głośności, zwłaszcza w muzyce symfonicznej, przenosi liniowo i ze sporym zapasem, o jaki często moglibyśmy posądzać muskularne tranzystory. Pozytywne wrażenia związane są zwłaszcza z definicją pasma niskich tonów – bas mieni się bogatą barwą, ale też prezentuje konturowość, z jaką możemy zetknąć się w przypadku najlepszych konstrukcji tranzystorowych. Podczas odsłuchu koncertu z Berlina w wykonaniu Stinga i towarzyszącej mu orkiestry w paśmie niskich tonów pojawiała się zarówno niewymuszona głębia, jak i wystarczające rozciągnięcie do najniższych oktaw. Bas został zaprezentowany bez ograniczeń, co szczególną aprobatę może wzbudzić właśnie u osób przykładających uwagę do potęgi brzmienia dużych składów symfonicznych. Jeśli do tego wszystkiego dodamy odczuwalny niemal fizycznie ciężar niskich tonów, ale o nienagannej kontroli, to okaże się, że w tej cenie niemal każda lampowa konstrukcja stająca w szranki z Octave może przegrać z kretesem i to już po paru minutach odsłuchu. Jeśli zaś pójdziemy piętro wyżej i pod rozważania przyjmiemy środkowy zakres pasma akustycznego, to okaże się, że Andreas Hofmann projektując ten wzmacniacz, osiągnął rzadko spotykany złoty środek – średnica pojawia się tutaj jako wysokogatunkowa odmiana mariażu lampy z tranzystorem. Jest pełnia brzmienia i fenomenalna ostrość, dzięki której wokale ciosane są niczym dłutem przez zdolnego rzeźbiarza, brzmiąc nad wyraz naturalnie i wiernie. Kiedy sięgnąłem po "Libera Me" Larsa Danielssona, to w średnicy pojawiała się impresyjna kolorystyka barw i obłędna lampowa gładkość. Jednak z drugiej strony, jeśli zdecydujecie się dłużej obcować z taką muzyką, to docencie również ogromy wkład Octave w niemal fizycznie wyczuwalną obecność muzyków w pomieszczeniu odsłuchowym. Tak właśnie brzmi rasowy wzmacniacz lampowy! Ale tutaj dostaliśmy w bonusie genialnie brzmiący bas i czysty jak łza górny zakres częstotliwości. A skoro już mowa o wysokich tonach, to muszę przyznać, że te w wykonaniu V 80 SE urzekają barwą i rozdzielczością, jest oddech i nie mamy wrażenia, że coś nas przytłacza w pojawiającym się nagle nadmiarze informacji Octave traci rytm niczym kolarz podczas mocno wyczerpującego etapu Tour de France. Klawesyn zabrzmiał rewelacyjnie, a drobniutkie detale i ich mikrodynamika oraz akustyka pomieszczenia zostały oddane chyba tak, jakby sobie tego życzył sam Masa'aki Suzuki.

Warto wiedzieć

Wzmacniacze Octave wyposażone są w wiele udogodnień mających na celu nie tylko poprawę warunków pracy i bezpieczeństwa, ale też zwiększających ich wydajność. Szczególnie jedna opcja wydaje się kusząca, zwłaszcza dla posiadaczy kolumn, które niekoniecznie są przyjazne dla każdego wzmacniacza, a do ich właściwego wysterowania liczy się w głównej mierze spora wydajność prądowa. Producent daje wybór użytkownikom spośród dwóch opcji czarnych skrzynek z dodatkowym magazynem kondensatorów – Black Box jako podstawową oraz Black Box Super jako rozszerzoną o jeszcze większą pojemność. Skrzynki po podpięciu do wzmacniacza zwiększają zdolność układu zasilania do magazynowania większych rezerw prądowych, co bezpośrednio przekłada się na wyższą wydajność układu zasilającego, a tym samym zapewnienie odpowiednio dużych dawek prądu dla lamp pracujących w stopniach końcowych w momencie, kiedy przyjdzie im napędzać trudne do wysterowania kolumny. Fabrycznie model V 80 SE przystosowany jest do współpracy z zespołami głośnikowymi, których impedancja może zapuszczać się w okolice 2Ω. Jednak są sytuacje, kiedy w paśmie niskich tonów niektóre mniej lub bardziej egzotyczne kolumny są w stanie zejść do wartości 1,5Ω i niżej. Te pół oma w paśmie niskich tonów, a więc tam, gdzie zapotrzebowanie na prąd jest największe, robi sporą różnicę. Zatem może się zdarzyć, że V 80 SE będzie potrzebował jeszcze większego magazynu prądowego, wtedy mamy wyjście w postaci czarnych skrzynek – rozwiązanie sprytne, proste i skuteczne, a w pewnym sensie i tanie, bo nie czeka nas wymiana wzmacniacza na inny, wydajniejszy model.

Podsumowanie

V 80 SE, zarówno wizualnie, jak i konstrukcyjnie, jawi się jako w pełni nowoczesna lampowa jednostka i w kwestii brzmienia występuje tutaj swego rodzaju analogia. Jeśli przyjdzie Wam kiedyś umówić się u miejscowego dilera na odsłuch tego wzmacniacza, to Wasze dotychczasowe odczucia związane z lampowymi amplifikacjami mogą zmienić się o 180 stopni. Dla mnie V 80 SE jest konstrukcją wybitną w każdym calu i również całkowicie zaprzeczającą stereotypom nie tylko na temat obsługi lamp, ale też ich brzmienia. Tym razem darowałem sobie szczegółowy opis wnętrza wzmacniacza, w czym szczególnie się lubuję, ale z racji tego, że jest to konstrukcja inna niż wszystkie, nieco inne miałem też podejście do zrecenzowania tego wyjątkowego urządzenia. W kilku słowach mogę jednak to podsumować – nie da się zbudować tak fenomenalnie brzmiącego wzmacniacza na byle jakich podzespołach, a opis brzmienia znajdujący się wcześniej powinien Wam wystarczyć za cały techniczny "jazgot", który wydał mi się w tym konkretnym przypadku po prostu zbędny. Zresztą wystarczy spojrzeć do tabelki z gwiazdkami – gdyby nie limit pięciu, to za brzmienie i jakość wykonania przyznałbym temu wzmacniaczowi po szóstce, co zresztą też nieoficjalnie czynię.

Werdykt: Octave V 80 SE

★★★★★ W swojej cenie to absolutnie referencyjna konstrukcja. Wzmacniacz na wskroś nowoczesny, wzbudzający zaufanie i podziw dla lampowej technologii