Pioneer N-50A

Pioneer N-50A

Odtwarzacz sieciowy Pioneera N-50A to wszechstronne urządzenie, które broni się jako streamer, a zadziwia jako USB-DAC

  • Data: 2015-10-07

W ostatnim czasie można zaobserwować tendencję do łączenia funkcji streamingu z odtwarzaniem płyt CD – taką drogę obrał np. Onkyo czy Yamaha. Czas pokaże, czy to przejściowa moda i czy streamery jako osobne komponenty odejdą w niepamięć. Na razie pozostali duzi producenci, czyli Marantz, Denon i Pioneer, utrzymują w swojej ofercie odtwarzacze sieciowe. Ostatnia z wymienionych firm nie spuszcza z tonu – niedawno uzupełniła katalog trzema nowymi urządzeniami tego typu. Przyglądamy się środkowemu z nich – modelowi N-50A, który stanowi ulepszoną wersję cieszącego się dobrą opinią N-50.

Wyposażenie i funkcjonalność

Funkcjonalność N-50A wykracza znacząco poza to, co oferują nawet droższe urządzenia określane jako streamery. Oczywiście funkcje sieciowe to podstawa: można skorzystać albo z gniazda Ethernetu (RJ-45), albo zaopatrzyć się w opcjonalny adapter Wi-Fi (AS-WL300) i ustanowić połączenie bezprzewodowe. Pioneer potrafi dekodować właściwie każdy dostępny format audio; poza jego zasięgiem pozostają te naprawdę "egzotyczne", jak np. DSD 256. Odczyt gapless, jeszcze do niedawna bolączka wielu podobnych odtwarzaczy, to dla niego żaden problem, podobnie jak usługi typu Spotify Connect, vTuner czy technologia AirPlay. O uniwersalności N-50A świadczą jednak przede wszystkim wejścia cyfrowe: koaksjalne, optyczne, USB typu A (dwa; jedno na froncie urządzenia, drugie z tyłu) oraz USB typu B (USB DAC). Do tego mamy wyjścia cyfrowe (koaksjalne i optyczne) i analogowe w postaci wygodnych, szeroko rozstawionych pozłacanych złączy RCA. Całości dopełniają systemowe złącze Control Out oraz gniazdo zasilania IEC z opisanymi bolcami (Neutral i Live).

Fantastycznie wykonany panel frontowy jest z jednej strony minimalistyczny, a z drugiej daje dostęp do podstawowych funkcji (m.in. wybór wejścia/źródła) za pośrednictwem kilku przycisków umieszczonych po prawej stronie kolorowego wyświetlacza LCD. Ten ostatni pokazuje wszystkie najważniejsze informacje i wyświetla okładki albumów (także w przypadku plików WAV – wystarczy w folderze umieścić .jpga). Jeśli można by sobie czegoś życzyć, to chyba tylko lepszej jego rozdzielczości, choć wielkość kwadratowego "okienka" (3,5-calowy) powoduje, że czytelność wszelkich wskazań i tak jest ograniczona. Po prawej stronie wyświetlacza umieszczono główny włącznik, diodę stand-by i podczerwieni (dla pilota), wspomniane gniazdo USB (opisane jako iPod/iPhone i, podobnie jak złącze z tyłu, ładujące te urządzenia) oraz diody sygnalizujące algorytm obróbki sygnału cyfrowego (Hi-Bit32 i Upsampling) tudzież jego brak (Direct).

Odtwarzaczem najlepiej sterować za pomocą aplikacji Pioneera ControlApp, dzięki której stosunkowo szybko i wygodnie można poruszać się po rozbudowanych bibliotekach multimedialnych. Szkoda tylko, że nie przewidziano wersji dedykowanej dla iPada (powiększona na tablecie wersja na iPhone'a wymusza tryb pionowy).

Jakość dźwięku

Jako streamer N-50A pokazuje niemałe możliwości analityczne, prezentując wyraźny, konturowy obraz muzyczny z pewnie ulokowanymi w przestrzeni źródłami pozornymi. To, co dzieje się na pierwszym planie, jest świetnie poukładane. Tworzone blisko obrazy instrumentów są ostre i precyzyjne. Dość specyficznie pokazywane są jednak zdarzenia na dalszych planach – jakby spowite mgiełką zamazującą kontury. Przypomina to nieco małą głębię ostrości w fotografii cyfrowej, kiedy tło jest lekko rozmyte. Odzwierciedla to scena – szeroka, ale spłycona i sprawiająca wrażenie lekko przesuniętej do przodu. W "trybie streamera" N-50A nie błyszczy też specjalnie pod względem dynamiki, która w porównaniu np. z konkurencyjnym NP-S2000 wydaje się ugrzeczniona. Podczas gdy urządzenie Yamahy aż rwie się do grania, Pioneer stara się cały czas zachowywać w sposób taktowny i układny, co nie zawsze jest pożądane.

Po podłączeniu do wejść cyfrowych (koaksjalnego, a następnie optycznego) N-50A odtwarzacza CD pełniącego funkcję transportu (w tej roli Arcam CD73) dźwięk staje się nieco bardziej bezpośredni, a kontrasty dynamiczne bardziej dobitne, choć nadal nie jest to szczególnie "wyśrubowany" poziom. Prezentacja w takiej konfiguracji jest jednak nieco bardziej angażująca, aczkolwiek w górze pasma od czasu do czasu pojawia się pewna nerwowość, która może odrobinę dokuczać.

Zasadniczy zwrot następuje wówczas, gdy N-50A staje się USB-DAC-iem. Poprawa przestrzeni i namacalności źródeł pozornych jest bezdyskusyjna i tak sugestywna, że śmiało można już mówić o trójwymiarowej holografii typowej dla źródeł high-endowych. Wcześniej nieco sterylne i suche pod względem barwy wysokie tony ożywają. Dźwięk staje się bardziej rozdzielczy i ekspresyjny, także pod względem dynamiki. Do ciekawych wniosków prowadzi np. porównanie plików FLAC i DSD ("Jazz at the Pawnshop"; FLAC 24/88 stara wersja z HDtracks vs DSD 128fs z Native DSD Music; odtwarzacz JRiver Media Center 20). Te drugie demonstrują swoją wyższość właściwie pod każdym względem i tak dalece, że FLAC-i wydają się nieporozumieniem – nic dziwnego, że zniknęły już z serwisu HDtracks, a ich miejsce zajęła wersja pieczołowicie przygotowana przez panów André Perry'ego i René Laflamme'a w technologii 2xHD i wydana pod egidą firmy Naxos.

Podsumowanie

Pioneer przygotował świetnie wyglądające i funkcjonalne urządzenie, które bezpośredniej konkurencji może spędzać sen z powiek. Choć N-50A rozwija skrzydła dopiero z komputerem w roli źródła dźwięku, to także jako streamer nie ma się czego wstydzić.

Werdykt: Pioneer N-50A

★★★★★ Uniwersalne, nowoczesne, wysokiej jakości źródło dźwięku w sensownej cenie