Sennheiser HD 4.30G

Sennheiser HD 4.30G

Sennheiser nie zwalnia tempa – kolejne nowe słuchawki tego niemieckiego producenta, model 4.30, bez trudu wyrastają ponad przeciętność

  • Data: 2016-11-03

Słuchawki HD 4.30 Sennheisera to jedna z nowości zaprezentowanych na tegorocznych targach IFA w Berlinie. Model ten wchodzi w skład serii HD 4, którą tworzą obecnie dwie konstrukcje stricte mobilne, składane, zamknięte i przewodowe (drugi model to 4.20S z uniwersalnym pilotem do każdego smartfonu). Patrząc na to, jak w ostatnim czasie rozwijała się oferta niemieckiego producenta, przede wszystkim serie Momentum i Urbanite, można przypuszczać, że już niebawem do rodziny HD 4 dołączą wersje Wireless. Tymczasem "na tapecie" ląduje najmocniejsza z "czwórek".

Konstrukcja

To bez wątpienia jedne z najładniejszych budżetowych słuchawek Sennheisera – ich design jest prosty, elegancki i bardzo na czasie. Wykonane w całości z tworzywa sztucznego, sztucznej skóry i gumowatego materiału na spodzie pałąka, 4.30 są niezwykle elastyczne, za co w dużej mierze odpowiada przyjazny system składania i lekkość całej konstrukcji. Wydaje się wręcz, że model ten można "obsłużyć" jedną ręką. Kapitalne wrażenie robią pady – są bardzo miękkie i przyjemne w dotyku, i niemal otaczają słuchacza komfortem. Przy okazji zapewniają też niezłą pasywną izolację od zewnętrznych hałasów. Temat przetworników, jak zwykle, właściwie przemilczano, wiadomo tylko, że mają 32mm średnicy i są autorskimi konstrukcjami Sennheisera.

Białą wersję kolorystyczną przyozdobiono "złotymi" wstawkami (zakończenia pałąka i logo oraz nazwa producenta) – to zapewne ukłon w stronę wszystkich posiadaczy smartfonów wykończonych w podobny sposób (biały front, złote plecki). Model 4.30 współpracuje zarówno z urządzeniami kontrolowanymi przez Zielonego Robota (m.in. Samsung Galaxy, LG, HTC i Sony), jak i iOS-a (iPhone/iPad/iPod) – różnica sprowadza się do 3-przyciskowego pilota umieszczonego na kablu wpinanym w prawą muszlę, działającego z określonym systemem operacyjnym, z poziomu którego zarządza się muzyką, odbiera połączenia i ustawia głośność. Androidowcy powinni wybrać wersję oznaczoną literą "G" (taka była testowana), a miłośnicy urządzeń Apple'a – literą "I".

Jakość brzmienia

Do dużej ilości niskich składowych w brzmieniu produkowanych obecnie słuchawek przyzwyczailiśmy się już tak bardzo, że trudno uznać to za cechę wyróżniającą jakiejś konkretnej marki, aczkolwiek na Sennheiserze można było pod tym względem polegać właściwie zawsze, przynajmniej jeśli chodzi o modele stricte mobilne. Ma to swoje proste uzasadnienie – w środowisku miejskim, na głośnej ruchliwej ulicy basu zazwyczaj ubywa, więc trzeba te straty skompensować. Słuchawki 4.30G nie wyłamują się z tego kanonu, zaś charakter ich brzmienia najlepiej sprawdza się w nagraniach, w których basu z natury jest dużo. Dobrym przykładem może być płyta "Różewicz. Interpretacje", projekt Sokoła i Hadesa wspieranych muzycznie przez duet producencki Sampler Orchestra, z której dosłownie bije siła. Odpowiada za to solidna, hip-hopowa podstawa, składająca się z potężnych bębnów i basu. Jeśli już ustępuje ona miejsca bardziej subtelnej gamie dźwięków, to i tak zazwyczaj opiera się na gęstych instrumentach perkusyjnych. Do tego mamy tu trochę klimatów drum'n'bass, wyczuwalne inspiracje jazzem oraz ambientem i łatwy do odczytania, m.in. za sprawą różnego rodzaju trzasków, "analogowy rodowód". Sennheisery w tandemie z Samsungiem Galaxy S7 i Tidalem zagrały to wszystko tak, że trudno się było oderwać – prezentację napędzał silny, zdecydowany puls basu o niezłej szybkości i zwartości. Zadowoleni będą też fani "plumkających transików" spod znaku To Rococo Rot czy po prostu muzyki elektronicznej, w której spotykają się brzmienia (i urządzenia) analogowe oraz cyfrowe. Krótko mówiąc, tam gdzie rządzi rytm i beat, Sennheisery 4.30 czują się jak ryba w wodzie, umiejętnie podkreślając to, co taką muzykę organizuje i porządkuje.

Minimalnie gorzej ta "basowa nuta" sprawdza się w nagraniach akustycznych, gdzie czasami daje się wyczuć pewne pogrubienie średniego podzakresu niskich tonów, przez co traci kontur np. kontrabas, zwłaszcza ten zarejestrowany na żywo, jak w "Traveling Fast" tria Metheny, McBride, Sanchez (z płyty "Tokyo Day Trip Live"). Z kolei odsłuch bardziej lirycznego tematu Pata Metheny'ego "Is This America" ("Day Trip") ujawnił, że model 4.30 nie skupia specjalnie uwagi na najwyższym podzakresie wysokich tonów, którym przydałaby się też ciut lepsza rozdzielczość. Nie jest to jednak poważny zarzut, bo Sennheiserów słucha się bardzo przyjemnie, a poza tym zawsze można skorzystać z firmowej aplikacji CapTune (dostępnej zarówno na Androida, jak i iOS-a) i dopasować brzmienie do swoich upodobań. Co prawda niemiecki producent przygotował ją głównie z myślą o modelach bezprzewodowych (zapewne dlatego nie wspiera plików hi-res), ale bez najmniejszych problemów współpracuje z Tidalem, a do tego ma masę gotowych presetów EQ.

Delikatne zgaszenie najwyższej góry, brak długich, szerokich wybrzmień talerzy perkusyjnych itp. wpływa bezpośrednio na prezentację przestrzeni nagrań. Sennheisery 4.30 lepiej radzą sobie z prezentacją głębi (w czym swój udział ma dobrze rozciągnięty bas) niż z oddaniem szerokości sceny, ale źródła pozorne są czytelne i przejrzyste, a i do stereofonii nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń.

Podsumowanie

Nowoczesny design modelu 4.30 idzie w parze z wygodą, jakiej nie zapewnia zdecydowana większość znanych mi słuchawek z tego przedziału cenowego. Sennheisery nie rzucają na kolana po pierwszych dźwiękach, charakter ich brzmienia docenia się z czasem – w audio oznacza to zwykle wysoki, długo utrzymujący się poziom zadowolenia z posiadanego urządzenia. Warto przekonać się o tym osobiście.

Werdykt: Sennheiser HD 4.30G

★★★★★ Ta wygoda uzależnia – inne słuchawki w podobnej cenie wydają się kanciaste, twarde i nieprzyjemne. Sennheisery 4.30 potrafią nieźle łupnąć, ale też zrelaksować