Sennheiser HD 599

Sennheiser HD 599

Nie ulega wątpliwości, że nowe słuchawki Sennheisera HD 599 przysporzą niemieckiemu producentowi sławy, laurów i zapewne "nieco" grosza

  • Data: 2016-09-13

Na doroczne berlińskie targi IFA zawsze warto czekać choćby tylko z jednego powodu – to właśnie tam swoje pierwsze oficjalne prezentacje mają urządzenia, które do sprzedaży wchodzą dopiero po jakimś czasie. Przypomina to sytuację w modzie – najnowsze trendy pojawiają się jeszcze przed właściwym sezonem, co pozwala uporządkować szafę i przygotować się na nadejście "nowego". IFA jest więc swego rodzaju kompasem najnowszych trendów i nic dziwnego, że przyciąga najważniejszych producentów z branży, w tym rzecz jasna tamtejszych, czyli niemieckich.

Tegoroczna prezentacja Sennheisera idealnie wpisała się w tę formułę – firma pokazała, że z jednej strony nie zamierza rezygnować z własnego stylu, prezentując nowe linie słuchawek, a z drugiej przedstawiła coś nietypowego (systemem dźwięku przestrzennego AMBEO), podpowiadając tym samym, w co jej zdaniem w najbliższym czasie warto zainwestować. Wśród zaprezentowanych nowości znalazły się m.in. słuchawki HD 599, które mieliśmy okazję przetestować jeszcze przed ich oficjalną premierą w Berlinie.

Konstrukcja

HD 599 zastępują w ofercie model HD 598, otwarcie czerpiąc z doświadczeń poprzednika, przynajmniej w zakresie jego wyglądu i wykorzystanych materiałów. Na pierwszy rzut oka łatwo te dwie konstrukcje pomylić. Beżowe 599-ki wyglądają niemal identycznie jak 598-ki w analogicznym "ubarwieniu". Różnica sprowadza się do inaczej wyeksponowanego logo (wcześniej było dyskretnie ukryte pod czarnymi siateczkami zabezpieczającymi przetworniki), zastąpienia drewnopodobnych wstawek srebrnymi odpowiednikami imitującymi aluminium tudzież stal, nieco chudszej wyściółki pałąka i koloru skóry, którym go obleczono (brązowa zamiast kremowej). Reszta jest już w zasadzie nie do odróżnienia, włączając w to zarówno komfort użytkowania, jak i wyposażenie. Z niewielu ujawnionych informacji na temat tego modelu warto odnotować wykorzystanie technologii E.A.R. (Ergonomic Acoustic Refinement) kierującej dźwięki dokładnie do uszu słuchacza (kluczowa jest tu specjalna komora dźwiękowa znajdująca się w kapsule nausznika, ukształtowana pod kątem propagacji fali akustycznej i zbudowana z odpowiednich materiałów).

HD 599 bez wątpienia dbają też o wygodę użytkownika: idealnie zakrzywione muszle z miękkimi, welurowymi padami z łatwością obejmują uszy, dobranie wielkości pałąka nie sprawia najmniejszych problemów, a lekkość całej konstrukcji sprawia, że o obecności HD 599 na głowie w ogóle się nie myśli. Wyprowadzony jednostronnie, z lewego nausznika, 3-metrowej długości odłączany przewód, jego krótszy "mobilny" wariant (1,2m) z prostym pilotem oraz przejściówka z dużego jacka na mały to wszystko, co znajdziemy w porządnym tekturowym pudełku z czarną piankową formą w środku. Wspomniana przejściówka jest raczej nietypowa (zwykle producenci dołączają adaptery "w drugą stronę", czyli z 3,5 na 6,3mm), a jej przeznaczenie nie jest do końca jasne, zważywszy na obecność krótszego kabla zakończonego małym jackiem, no chyba że ktoś upiera się, by do smartfona podłączyć 3-metrowego węża. Warto przy tej okazji zauważyć, że konstrukcja otwarta (zob. WARTO WIEDZIEĆ) średnio nadaje się do odsłuchów mobilnych i założyć od razu, że model 599, podobnie zresztą jak 598, jest przeznaczony głównie do stacjonarnego słuchania muzyki, w tym także ze smartfona.

Jakość brzmienia

Oznaczenie tego modelu sugeruje, że jesteśmy o włos od kultowego już modelu HD 600. Myślę, że podobnie traktowano model 589, wyraźnie tańszy od "sześćsetek", pod pewnymi względami do nich podobny, acz mający też zdecydowanie własny charakter, przejawiający się głównie w epatowaniu basem. Osobiście nie przepadam za określeniami typu "epatować basem", ale chyba każdy, kto miał na głowie 589-ki, zgodzi się, że zamiast basu oferowały niekiedy basiszcze wypełniające każdą możliwą szczelinę kanałów usznych. HD 600 były i nadal są pod tym względem znacznie mniej "nowoczesne", czyli po prostu bardziej liniowe (co wcale nie znaczy, że idealne), co oczywiście nie każdemu musi odpowiadać. A jak niskie tony "interpretuje" recenzowany model? Jest pod tym względem średnim stopniem między dwiema skrajnościami, tzw. złotym środkiem. Bas ani się "nie przewala", ani nie przejawia skłonności do ascetyzmu, jest go dokładnie tyle, ile być powinno. Nawet podczas odsłuchu płyt, na których niskich tonów nie skąpiono (Paul Simon "Stranger To Stranger", Radiohead "A Moon Shaped Pool"), nie czuje się ich przesady. Ale to nie wszystko – dobrą kontrolę tego zakresu uzupełniają czytelne, przejrzyste i nasycone barwy. Kiedy trzeba, niskie składowe potrafią zaskoczyć prawdziwym rozmachem i swobodą, ale nawet wtedy każde ich uderzenie wydaje się precyzyjnie zaprogramowane. Specyficzna "gwałtowność nawałnicy" znana z modelu HD 589 ustąpiła więc miejsca "dokładności operacji maszyny matematycznej", co całej prezentacji wyszło zdecydowanie na dobre.

Do średnicy pasują określenia kremowa i aksamitna. W przekazie cały czas obecne jest delikatne ocieplenie, w sam raz by nasycenie barw nie wydawało się przesadne. Dzięki temu nie grozi nam twardość czy suchość, pochodne ekstremalnej przezroczystości, która zwykle torturuje uszy niczym rodzicielskie kazania. Wysokie tony pretendują do miana high-endowych – są czyste, otwarte i lekkie, a ilość tzw. planktonu, najdrobniejszych szczegółów, jakie 599-tki są w stanie wyłowić z nagrań, robi niesamowite wrażenie. Zarówno tytułowe nagranie z przywołanej już płyty Paula Simona, jak i inny, równie piękny utwór "Proof of Love" wręcz lśniły blaskiem instrumentów perkusyjnych dopełniających melodie. Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać przejrzystość stereofonii, która z łatwością pozwala lokalizować i separować pojedyncze źródła pozorne, a ponadto sporo swobody i przestrzeni – bez wątpienia prezentacja akustyki nagrań to mocna strona tego modelu.

Warto wiedzieć

Wiele osób błędnie utożsamia konstrukcję otwartą słuchawek z dużą wentylacją muszli. Tymczasem "otwartość" słuchawek oznacza po prostu brak izolacji przetworników od otoczenia i łatwy dostęp powietrza do nich. Stąd bierze się swoboda i przestrzenność ich przekazu. Słuchawki otwarte łatwo poznać po maskownicach (siateczkach), zza których czasami widać przetworniki. Wspomniany brak izolacji od otoczenia powoduje, że muzyka "wychodzi" na zewnątrz, w związku z czym lepiej nie korzystać z takich nauszników w środkach komunikacji publicznej.

Podsumowanie

Albo do tej pory miałem wyjątkowe szczęście, albo po prostu Sennheiser nie puszcza w obieg słabych słuchawek. HD 599 nie zagrożą oczywiście pozycji modelu HD 800, ale są poważnym konkurentem dla "sześćsetek". Nie zdziwię się, jeśli wiele osób sięgnie po nie chętniej niż po stare (choć bez wątpienia wciąż jare) HD 600.

Werdykt: Sennheiser HD 599

★★★★★ Są jak połączenie precyzyjnego przyrządu realizatora dźwięku i ulubionego narzędzia melomana do pokazywania piękna muzyki