Sennheiser HD 700

Sennheiser HD 700

Słuchawki HD 700 to "brakujące ogniwo" pomiędzy modelami HD 650 i 800 Sennheisera. Co oferują te niebanalnie wyglądające nauszniki?

  • Data: 2014-07-16

HD 700 pojawiły się w sprzedaży mniej więcej trzy lata po tym, jak Sennheiser przedstawił światu swoje topowe nauszniki HD 800. Oznaczenie najwyższych modeli niemieckiej firmy z jednej strony informuje o tym, że "siedemsetki" wypełniły lukę między uznanymi "sześćsetpięćdziesiątkami" a wspomnianymi "osiemsetkami", a z drugiej sugeruje, że HD 700 były w planach już wtedy, gdy kończono prace nad flagowcami.

Niemal wszyscy, którzy słuchali HD 700 i HD 800, przyznają, że brzmieniowo przewaga wyższego modelu jest spora, a jego pozycja jako flagowca jest niezagrożona. W tym kontekście cena wiceflagowca, od którego oczekiwano, że czerpiąc z rozwiązań znanych z modelu znajdującego się na szczycie oferty, będzie jednocześnie bardziej atrakcyjny cenowo przyjazny dla kieszeni, dla wielu audiofilów może wydać się zbyt wyśrubowana. Prawdopodobnie większość osób spodziewała się po prostu, że HD 700 będą cenowo bliższe konstrukcji HD 650, a przy tym znacząco od niej lepsze. Polityka cenowa Sennheisera, a może po prostu nowe realia i koszty produkcji okazały się inne. Na tyle, że odniesień do modelu flagowego nie da się uniknąć. I właśnie tu HD 700 mają najbardziej "pod górkę", bo różnica w cenie nie jest aż tak wielka i można założyć, że wiele osób dysponujących dużym budżetem zdecydowanych na zakup słuchawek raczej bez większego żalu dorzuci jeszcze te kilkaset złotych i wybierze HD 800.

Do kogo więc adresowane są HD 700? Przede wszystkim do osób, dla których te kilkaset złotych ma decydujące znaczenie. Pamiętajmy, że dobre nauszniki potrzebują wzmacniacza słuchawkowego – bez niego całe to przedsięwzięcie nie ma sensu. Do tego przyda się wysokiej klasy interkonekt. Czyli trzeba wydać jeszcze kolejne kilka tysięcy, a przecież nie każdego na to stać. Kompromisy w audio to chleb powszedni, wielu z nas przez cały czas uczy się tej trudnej sztuki i szuka "złotego środka". Dlatego bardzo możliwe, że dla niektórych fanów słuchawek właśnie HD 700 okaże się strzałem w dziesiątkę.

Konstrukcja

Również wyglądem HD 700 nawiązują do modelu topowego. Właściwie można by powiedzieć, że są to jakby HD 800 w pomniejszonej skali. Ascetyczny zdaniem producenta design (choć to kwestia gustu – moim zdaniem lepiej pasuje określenie "futurystyczny") utrzymano w czarno-tytanowo-srebrnych barwach. Wykonanie jest bardzo dobre, dopracowane w każdym szczególe, więc szukanie jakichkolwiek uchybień w tej materii to strata czasu. Muszle są nieco mniejsze niż w HD 800, co wynika z zastosowania 40mm przetworników (we flagowcach mają 56mm), ale wciąż duże, dzięki czemu HD 700 nałożone na głowę bezpośrednio po np. modelu Momentum Black (zob. recenzję w nr 4/2013) wydają się superwygodne. Nauszniki w żadnym miejscu nie uciskają małżowin i wyraźnie czuć, że wokół ucha jest jeszcze dużo miejsca. Zarówno pady, jak i wewnętrzną stronę pałąka wyłożono miłym w dotyku materiałem o nazwie Alcantara. Tworzą go mikrowłókna poliesteru i poliuretanu – ten pierwszy zapewnia wytrzymałość, a drugi miękkość. Cechami Alcantary są także duża odporność na ścieranie i wysoka żywotność, ale gdyby w jakiś sposób pady uległy uszkodzeniu, można je łatwo wymienić.

Komfort noszenia HD 700 jest ogólnie bardzo wysoki, jedynym minusem może być kabel – trzymetrowa konstrukcja symetryczna, wykonana z posrebrzanej miedzi beztlenowej, "opakowana" w oplot tekstylny i z jednej strony (przy muszlach) zakończona malutkimi jackami, a z drugiej dużym, 6,3mm jackiem w wygodnej oprawie z tworzywa – lubiący się skręcać. W instrukcji znajdziemy zalecenie, aby w ciągu pierwszych dni użytkowania słuchawek kabel był rozwinięty (potem można go zwijać), ale nie zauważyłem, żeby to w istotny sposób zaradziło tej przypadłości. Jako zaletę należy uznać fakt, iż kabel jest odłączany. Może to pobudzić wyobraźnię niejednego producenta tzw. akcesoriów, jak również wielu amatorów upgrade'u. Założę się, że kable dedykowane do tych nauszników będą droższe niż różnica w cenie między HD 700 a HD 800, ale jeśli ktoś lubi dogadzać swoim kaprysom, to nie zaszkodzi poeksperymentować.

Powodem do dumy producenta HD 700 są m.in. niewielkie zniekształcenia rzędu 0,03% (1kHz/1Vrms), będące pochodną specjalnego systemu zapobiegania wibracjom. Tworzy go zestaw otworów w obudowie magnesów, który umożliwia swobodny przepływ powietrza w czasie drgania membrany. Z kolei naturalną barwę dźwięku "siedemsetek" Sennheiser tłumaczy konstrukcją muszli, dzięki której fale dźwiękowe są kierowane do uszu pod niewielkim kątem. Pozostałe parametry – na czele z pasmem przenoszenia 15Hz–40kHz – robią dobre wrażenie, choć (znowu) w porównaniu z modelem flagowym nie wbijają w ziemię.

Jakość brzmienia

Podczas testu słuchawki napędzał hybrydowy wzmacniacz Schiit Lyr z lampami 6BZ7 (zob. recenzję w nr. 11/2011). Głównym źródłem dźwięku był streamer Yamahy NP-S2000 (FLAC 24/48–24/192), który podczas odtwarzania plików w rozdzielczości 16/44,1 współpracował z przetwornikiem cyfrowo-analogowym AudioNemesis DC-1 Up-grade II. Urządzenia były połączone interkonektami marki Stereovox – analogową Vespą i cyfrowym HDXV – a zasilanie dostarczały kable Furutecha FP-314Ag II (streamer i DAC) oraz FP-3TS762 (wzmacniacz).

Zacznę od tego, co w brzmieniu HD 700 wydało mi się, zwłaszcza na samym początku odsłuchów, dyskusyjne – od wysokich tonów. Obiegowa opinia o słuchawkach Sennheisera głosi, że potrafią one "siać" górą. Faktycznie, niektóre z nauszników tej firmy, z którymi miałem okazję się zapoznać, grały górą detaliczną, ale twardawą, przejrzystą, lecz pod względem barwy raczej surową – całkowitym przeciwieństwem tego, co zwykło się uważać za górę słodką, gładką itp. Nie czyniłbym z tej obserwacji reguły, bo np. testowany przeze mnie ostatnio model Momentum Black gra zgoła inaczej. Jednak wysokie tony w HD 700 trudno nazwać aksamitnymi. Mają one bardzo dobrą rozdzielczość i znakomitą dynamikę, ale ich swoiste "odbarwienie" i suchość każą z rozmysłem dobierać zarówno wzmacniacz, jak i źródło dźwięku. Jeśli twardawa góra (chodzi o twardość i ostrość ataku) Sennheiserów spotka się z oszczędnym w dozowaniu barw odtwarzaczem, to powstanie niezbyt strawna "surówka", a przekaz dość szybko stanie się męczący. A jeśli doda się do tego materiał zarejestrowany niechlujnie, "ostro" (a o taki niestety bardzo łatwo), to początkowy zachwyt szybko przejdzie w irytację. W testowanej konfiguracji (Schiit Lyr + Yamaha NP-S2000) wyższa średnica i góra grały nieco zbyt ofensywnie. Dlatego zdecydowałem się na wpięcie w tor Audionemesisa, czego normalnie, tzn. w czasie odsłuchów odtwarzacza sieciowego, nie robię. Dzięki temu, że DC-1 ogranicza trochę najwyższe składowe, udało mi się w pewnej mierze okiełznać "ziarno" sprawiające wrażenie bałaganu w prezentacji, jednak wciąż od czasu do czasu do głosu dochodziły nieprzyjemne dla uszu "szpilki" i syki. Podkreślone sybilanty to właśnie wynik eksponowania wyższego środka i góry pasma. Kiedy np. Dave Gahan w utworze "My Little Universe" (płyta "Delta Machine", FLAC 24/44,1) śpiewa "I take small steps", to Sennheisery dla takiej zbitki spółgłosek syczących nie mają litości – niczego nie "wyrównują", stawiając na ekspresywność i bezpośredniość przekazu. Dlatego najlepszym dla nich partnerem będzie źródło grające ciepło, z raczej miękkim atakiem i delikatnością w górze. Bardzo zresztą możliwe, że do złagodzenia zbyt bezpośredniej góry wystarczyłaby wymiana lamp we wzmacniaczu, który sam w sobie jest bardzo precyzyjny i szczegółowy, ale nie dysponując innym kompletem baniek (poza wspomnianymi 6BZ7 Schiit Lyr współpracuje także z 6DJ8, 6922, ECC88, CV2492, CV2493 oraz 6N1P), nie mogłem tego sprawdzić.

Średnica stoi trochę w kontrze do skrajów pasma. Ma ładną barwę, z wyjątkiem najwyższego podzakresu jest lekko stonowana, a nawet ciemnawa, przez co czasami może brakować odrobiny oddechu, większej ilości powietrza na scenie, większej otwartości. Z drugiej strony nie jest jednak zmulona, bo po wpięciu w tor DAC-a wokale niekiedy jakby traciły dźwięczność i nośność, stawały się bardziej nosowe, co delikatnie zubażało ich artykulację, a Sennheisery bez problemu to naświetliły.

Wszystko, o czym napisałem wcześniej, rzutuje na przestrzeń – scena nie jest co prawda ograniczona tylko do tego, co dzieje się między nausznikami, bo potrafi wyjść poza nie, a także nieco "do tyłu", co z kolei potęguje wrażenie głębi, ale z pewnością nie jest to ostatnie słowo, jeśli o ten aspekt słuchawkowego brzmienia chodzi.

Za to bas jest wyjątkowy – niezwykle zwarty, dobrze wypełniony. Nie zapuszcza się może w przepastne czeluście, ale w moim odczuciu nie pomniejsza to jego wartości. Początkowo wydawało mi się, że niskich tonów jest za dużo, ale wystarczyło posłuchać na chwilę modelu HD 280 Pro, który na co dzień podłączam do komputera, by stwierdzić, że to tańszy model (nie taki znowu najgorszy, wciąż z powodzeniem wykorzystywany w studiach nagraniowych, choćby w nowojorskich Avatar Studios) ma "problem" – jego dźwięk w porównaniu z HD 700 okazał się lżejszy, a przez to pozbawiony emocji, czyli niekompletny. Potęga i wykop basu HD 700 zasługują na uznanie. Ten skraj pasma jest wzorowo wręcz zdyscyplinowany, a jednocześnie cały czas absorbuje uwagę. Do tej pory nie byłem jakimś maniakalnym fanem basu i mogłem bez większego bólu poświęcić jego najniższą część, ale po odsłuchu HD 700 zaczęły mnie ogarniać wątpliwości. Problem w tym, że takiego zejścia i kontroli niskich składowych nie można w prosty sposób przełożyć na kolumny. Jak więc temu zaradzić? To proste, kupić dobre słuchawki!

Podsumowanie

Wyrazistość i bezpośredniość – te dwie cechy dźwięku HD 700 zrobiły na mnie największe wrażenie. Nauszniki Sennheisera nie bawią się w żadne niedomówienia i subtelności. Są przy tym wymagające, więc cały "tor słuchawkowy" należy dobrać z rozwagą. Trzeba się będzie trochę pomęczyć, ale w hi-endzie (słuchawkowym i nie tylko) nie ma prostych rozwiązań, są tylko trafne i niefortunne rozwiązania. Tych drugich lepiej unikać.

Werdykt: Sennheiser HD 700

★★★★½ Słuchawki dla osób wiedzących, czego chcą. Zamiast delikatności i słodyczy – bezpośredniość i wyrazistość