Sonus faber Guarneri Tradition

Sonus faber Guarneri Tradition

Testujemy niewielkie dwudrożne monitory legendarnej włoskiej marki Sonus faber

  • Data: 2017-11-07

Piszący opinię o nowych zestawach głośnikowych Sonus faber mają zadanie trudne i łatwe jednocześnie. Łatwość polega na tym, że można od ręki machnąć historię firmy na dwie strony maczkiem i w ten sposób wyrobić sporą wierszówkę, nie pisząc nic nowego i na dodatek mieć przyjemność z pisania o ładnych przedmiotach. Natomiast trudność polega na tym, że nie sposób tego uniknąć.

Sonus faber niemal od momentu powstania był ikoną dla nieco bardziej wtajemniczonych w audiofilię dżentelmenów, wzorniczym ewenementem, finansowym świętym Graalem, a także atrakcją dla małżonek. A małżonka według typowego pisarza z branży hi-fi to osoba, która krzywi się na nijakie "brzydkie skrzynie" (kolejne słowo klucz), natomiast chętnie przytuli do serca piękny drobiazg. A wraz z nim swego partnera życiowego, który na skutek zbiegu życiowych okoliczności jest audiofilem. Stąd spora popularność kolumn głośnikowych tej firmy, które zawsze były piękne, często bywały drobiazgami, a do tego pięknie odtwarzały muzykę. Dlatego kolumny Sonus faber to "Wife Acceptance Factor" w stanie czystym.

Krótki rzut historyczny jednak musi być. Założycielem Sonusa był Franco Serblin, który oczywiście tworzył swoje pierwsze dzieła w domowym warsztacie, a następnie wypłynął na szersze wody i wraz ze swymi produktami zrobił poważną karierę. Nie zamierzam pisać całej biografii tego utalentowanego Włocha, gdyż dla większości osób z branży audio jest to postać znana, a o historii firmy, którą stworzył, możecie Państwo przeczytać w wielu miejscach w internecie lub w prawdziwym druku. Wspomnę jedynie, że jakiś czas temu nastąpiło rozstanie – Serblin przestał być właścicielem i głównym projektantem Sonusa i założył nową firmę pod własnym nazwiskiem. Zmarł niestety kilka lat temu, ale jego dawna marka Sonus faber nadal funkcjonuje. I tak doszliśmy do testowanych dzisiaj monitorów Guarneri, z których powstaniem Serblin nie miał już nic wspólnego.

Pierwsza konstrukcja o nazwie Guarneri Homage powstała dość dawno, bo w latach 90. ubiegłego wieku. Był to nowatorski wówczas minimonitor, zbudowany z doskonale spasowanych i dźwiękowo zestrojonych elementów z litego drewna orzechowego, tworzących obudowę w kształcie pudła liry. Wówczas był to pomysł rewolucyjny, a cała kolumna (wraz z pasującym wzorniczo standem) wyglądała jak dzieło stolarza – maniakalnego perfekcjonisty. Wcale się nie dziwię, że parkę tych kolumn zamówiło muzeum skrzypiec w Cremonie. Głośniki pochodziły z górnej półki: niskie tony i średnicę odtwarzał 15-centymetrowy głośnik Skaanings Audio, natomiast górę najwyższy model kopułki Dynaudio (Esotar). Jednak (jak to zauważyli już starożytni) czas biegnie i wraz z jego upływem zmienia się dostępność podzespołów. Od premiery Guarneri Homage przeszły w sumie trzy generacje tego referencyjnego monitora Sonus faber i w każdej z nich znajdowały się inne przetworniki. Skończyła się dostępność głośników Dynaudio, potem Skaaningsy zastąpiły nowsze niskotonowce Scan-Speaka... Były Homage Memento, następnie Homage Evolution. Tak oto krok po kroku doszliśmy do roku 2017 i do czwartej inkarnacji, tym razem pod nazwą Guarneri Tradition (już bez Homage).

Przez wiele lat produkcja Sonus faber obejmowała perfekcyjnie wykonane monitory i minimonitory, do których produkcji używano (oprócz najlepszych głośników) drewna i naturalnych skór. Jakiś czas temu, wraz z rozrostem firmy i wzrostem zapotrzebowania na bardziej luksusowe hi-fi, Włosi zaczęli udane eksperymenty z kolumnami podłogowymi i obecnie jest ich w katalogu więcej niż podstawkowców, pojawiły się też tańsze modele. Jednak tradycja to tradycja i do niej nawiązuje nazwa najnowszej wersji kolumny, poświęconej lutnikowi Giuseppe Guarneriemu, zwanemu del Gesú. Nawet głośniki są bardziej zbliżone do pierwszej wersji Guarneri niż do poprzedniego modelu, gdzie pojawił się 18-centymetrowy nisko-średniotonowiec. Tradition nie idzie na kompromisy z publicznością i dało po staremu 15 centymetrów na dół. Pierwsze Guarneri na równie małym głośniku podbiły świat, więc powinno się to udać również ich młodszemu bratu. Firma ma obecnie w ofercie prawdziwe podłogowe monstra (jak model Aida) i nawet Tradition jest obecnie linią, w której znajdują się oprócz Guarneri także dwie kolumny podłogowe oraz (tu zaskoczenie) głośnik centralny. Jednak stara 'guardia audiofilia' i tak w pierwszej kolejności zwróci uwagę na małą kolumnę podstawkową, którą dziś testujemy. To też tradycja.

Budowa

Budowa nowych Guarneri nie jest łatwa do szczegółowego zbadania, w większym stopniu trzeba opierać się na materiałach producenta, bo kolumny są trudno rozbieralne i po namyśle nie spróbowałem zabawy w doktora. Za duże ryzyko. Z zewnątrz wykończone są z obłędną dokładnością i to w pierwszej kolejności zwraca uwagę. Podobnie jak wcześniejsze wersje Guarneri, ten model również zbudowany jest z drewnianych klepek pokrytych lakierem fortepianowym, natomiast większą rolę niż wcześniej gra metal, z którego uformowano tył "lutni" ze specyficzną pionową szczeliną bas-refleksu (o ile jest to jeszcze bas-refleks, w każdym razie nosi nazwę firmową Stealth Ultraflex), oraz wstawki pomiędzy drewnianymi elementami obudowy i okrągłą wklęsłość na górze, która wydaje się nadmierną ozdobą. Ozdobny rancik z jasnego aluminium otacza też obszar głośników, wyróżniając go na skórzanej powierzchni przedniej ścianki. Generalnie aluminium jest ciemne w wersji wiśniowo-orzechowej, natomiast jasne w wersji wenge (która mniej mi się podoba). Są to niewątpliwie najbardziej jak dotąd ozdobne Guarneri. Co się komu podoba, mnie osobiście modele wcześniejsze wydają się ładniejsze, przy całym luksusie były jednak odrobinę bardziej surowe.

Głośniki zamontowane w tym modelu określane są przez producenta jako produkt własny, co może oznaczać to, co oznacza, ale równie dobrze mogą być to głośniki wykonane na zamówienie, np. w Danii. Wysokotonowiec to 28mm kopułka w typie określanym zwykle jako półpierścieniowy. Początek takim konstrukcjom z szerokim, pracującym akustycznie zawieszeniem dała Vifa, obecnie zaś znajdują się w ofercie Scan-Speaka. Głośnik ma magnes neodymowy. Oryginalnym elementem jest mały stożek tworzący dyfuzor, umocowany w centrum kopułki wysokotonowej, kilka milimetrów od membrany. Rozwiązanie to nazwano Arrow Point, a tweeter nosi symbol H28. Głośnik zamyka od tyłu komora labiryntowa. Głośnik nisko-średniotonowy oznaczony jest jako W15 XTR-04, jak już wspomniałem ma średnicę 15cm i magnes neodymowy (co sugeruje jego ponadprzeciętną siłę). W kwestii zwrotnicy muszę uwierzyć producentowi na słowo, że zawiera kondensatory Mundorf oraz cewki powietrzne Jantzen. Ogólnie konstrukcja robi poważne wrażenie, bo widać jak na dłoni, że nie oszczędzano tu na niczym, ale też nie sugeruje wulkanicznych efektów z tych zestawów. Jednak z wyrokami poczekałbym na odsłuch, bo i obudowa jest nieco większa niż zazwyczaj przy takich przetwornikach, jak i nietypowy bas-refleks może oznaczać coś więcej, niż się wydaje. Wracając jeszcze do konstrukcji, kolumnom towarzyszą oczywiście (jak to w Sonus faber) dedykowane podstawki głośnikowe. Tu zaskoczenie, bo zrezygnowano ze słupków zamaskowanych szeregiem gumowych strun (które jednak zostały w maskownicy) i zamiast nich dano wyprofilowane podstawy z włókna węglowego. Wyglądają bardzo ładnie, ale to już nie ten klimat. Na dole podstawek kolejna niespodzianka: kolce reagują miękko na podłoże. Dzieje się tak dzięki wkładkom z elastomeru, najwidoczniej inżynierowie Sonus faber przestali wierzyć w twarde odsprzęgnięcie głośników od podłoża. W efekcie kolumny jakby odrobinę się kołyszą na kolcach. Ale co tam, każdemu wolno trochę się pokołysać. Ważne jest tylko, jak to zmiękczone posadowienie wpływa na dźwięk, co rzecz jasna mogłem ocenić dopiero po odsłuchu. Na razie stwierdziłem tylko, że dzięki temu nieco łatwiej całość ustawić.

Jak to gra?

Kolumny zagrały u mnie w systemie marzeń, a w każdym razie amplifikację miały dobrze dopasowaną: był to lampowy Leben CS-600, dający ponad 20W mocy na kanał z lamp 6L6. Na co dzień wzmacniacz świetnie współpracuje ze Spendorami SP1/2, więc nie było powodu, żeby miał źle potraktować włoskie monitory. Jako źródło posłużył napęd Theta Jade z przetwornikiem Tent Labs oraz gramofon Ad Fontes z wkładką ZYX R-100 i przedwzmacniaczem Phasemation, a całość okablowania pochodziła od Wireworlda (z wyjątkiem sieciówek Vovox). Można by powiedzieć, że katalogowo cały system akurat dociąga do ceny zestawów Sonusa, ale bądźmy szczerzy: większość ważnych rzeczy rozgrywa się w pierwszych 20 tysiącach ceny. Reszta to już przeważnie pozycjonowanie na rynku. Byłem więc spokojny o mojego Lebena i nie zawiodłem się. Do znudzenia powtarza się w mediach branżowych, że sprzęt dzieli się na ten, który zachwyci od razu (a potem – w domyśle – się znudzi), oraz ten, z którym oswajamy się po długich godzinach grymaszenia, ale potem nirwana. To wszystko prawda, zawsze jest jednak jakieś "ale". W tym wypadku Guarneri wywróciły wszystko do góry nogami, bo świetne były od początku, a potem było tylko lepiej! Muszę zwrócić uwagę na pewien fakt, że nigdy wcześniej nie słuchałem żadnej z wersji Guarneri Homage. Po prostu się nie złożyło. W związku z tym nie miałem żadnych szczególnych oczekiwań wobec dźwięku Tradition, poza oczywistym sceptycyzmem wobec małej membrany. No bo co ona może. W dodatku słuchałem kiedyś modelu Cremona Auditor na podobnej średnicy głośnikach i... wynudziłem się. Jednak to, co pokazały najnowsze Guarneri, przeszło wszelkie moje oczekiwania. Byłem oczarowany i to już od pierwszej godziny odsłuchu.

Guarneri brzmią zdecydowanie żywym, energetyzującym dźwiękiem. Zachowują się trochę jak ten Red Bull z reklamy, dodają muzyce skrzydeł. Takie było pierwsze wrażenie: że muzyka porusza. Nie każde kolumny tak potrafią, większość coś tam struga, udaje ożywienie, albo nawet nie udaje i jest płaska jak naleśnik, nazywając to neutralnością. Guarneri są neutralne na wyższym poziomie, fundując po prostu mnóstwo muzyki. Równocześnie z naturalną żywością tych kolumn zwróciłem uwagę na bardzo duże bogactwo szczegółów w zakresie wysokotonowym. Guarneri wycisnęły ze znanych mi nagrań dodatkowe kilka procent detalu, ani przez chwilę nie sprawiając, że wysokie tony były ostre czy zbyt obfite. Nie, one były triumfalne. Było to bardzo satysfakcjonujące i na pewno stanowiło część tego wrażenia ogólnej żywości, uczucia, że było się zasypywanym stosami srebra. Czystość tego brzmienia była aż nieprawdopodobna, zwłaszcza przy jego gładkości. Za wybitną jakością szczegółów idzie zwykle pierwszorzędna stereofonia i tutaj też Sonusy nie zawiodły. Scena stereo w porównaniu ze Spendorami była zarówno szersza, jak i miała bardziej zróżnicowaną wysokość. Niby tak powinno być, no bo mały monitor, ale jednak trzeba samemu usłyszeć, żeby ocenić, jak wysoka jest to klasa monitora.

Średnie tony nie wymagają żadnej mojej rekomendacji, czystość, o której wspomniałem przy zakresie wysokotonowym, dochodzi i tutaj. I dochodzi do tego piękna organiczność, swoista naturalność, a nawet supernaturalność brzmienia. Głosy ludzkie brzmią niezwykle prawdziwie, zwłaszcza gdy bez żadnego wahania można je zlokalizować w różnych miejscach sceny. Wtedy przestaje się analizować i zaczyna słuchać dla przyjemności samego odbioru muzyki, a nie dla szukania zagubionego sopranu, który schował się gdzieś za basem. Nic się tu za niczym nie chowa, wszystko jest jak na dłoni. Niecodzienne uczucie. Całymi dniami słuchałem jazzowych wokalistów i wciąż nie miałem dosyć. A jeszcze chóry z nagrań muzyki dawnej, a jeszcze soliści w pieśniach... Te kolumny wybitnie odtwarzają ludzki głos!

Wrażenie płynności i naturalności utrzymuje się również w niższych zakresach częstotliwości. Zgadzam się z każdym, kto powie, że Tradition to nie kolumny podłogowe. Owszem, są na to nawet dowody w postaci zdjęć. Ale rzadko się zdarza, żebym ja, przyzwyczajony do brzmienia dużych zestawów, tak skomplementował zestawy małe za ich niskie tony. Proszę Państwa, cudów nie ma. Również deklarowana wartość pasma przenoszenia (od 40Hz zdaniem producenta) chyba jednak jest na wyrost. Jest raczej bliżej czterdziestu pięciu. I w ogóle mi to nie przeszkadzało, nawet podczas seansów kinowych (tak, wykorzystywałem te kolumny również w kinie domowym). Dźwięk jest tak pełny, tak bardzo kompletny, że nie czuje się braku nawet podczas koncertów symfonicznych. Bardzo jestem ciekaw, jak w takim razie zabrzmiałaby podłogowa wersja kolumny z serii Tradition, skoro mniejsze kolumny pokazują taką klasę.

Podsumowanie

Czy są na rynku kolumny lepsze od nowych Guarneri? Tak, uczciwość recenzenta każe mi przytaknąć, znam kolumny lepsze. Tylko że będą to kolumny pełnopasmowe, dysponujące potężnym rozmachem i dużym basem z dużych membran. Kolumniska z oddechem. Takie kolumny, jak Spendor SP-100 albo B&W Matrix muszą być lepsze od skromnych Sonusów, biorąc pod uwagę samą wielkość głośnika niskotonowego. Porównanie średnicy piętnastu centymetrów i trzydziestu nie pozostawia wątpliwości, kto by zwyciężył. Tylko w ogóle mi tego nie brakowało w czasie testu. Sonusy tak sprawnie budują złudzenie dużego dźwięku, że można żyć długo w nieświadomości faktu, że da się lepiej. Dawno nie odczuwałem pokusy, żeby kupić nowe kolumny. Teraz też nie jest to pokusa, bo cena wciąż jest dla mnie zaporowa. Ale gdybym dobierał sobie system cost-no-object do nowego dajmy na to domu, to w bibliotece stanęłyby koniecznie Guarneri. Nie szukałbym niczego innego. Dla mnie te kolumny to rewelacja. Sonus faber potwierdza swoją dawną renomę. Nie wiem, jak grały dawne Guarneri. Ale trudno mi sobie wyobrazić, że jeszcze lepiej.

Werdykt: Sonus faber Guarneri Tradition

★★★★★ Żywy, energetyzujący dźwięk, bogactwo szczegółów zwłaszcza w zakresie wysokotonowym, niezwykła czystość i gładkość brzmienia. Generalnie rewelacyjne monitory!