Soulution 560

Soulution 560

Ta szwajcarska high-endowa marka nieczęsto gości na naszych łamach. Najwyższy czas to zmienić...

  • Data: 2015-10-07

Ofertę Soulution podzielono na zaledwie dwie serie – topową, bezkompromisową "7-kę", oraz tę niższą, oznaczoną cyferką "5". Do testu otrzymaliśmy przetwornik cyfrowo-analogowy oznaczony numerem 560 z drugiej, niższej linii, acz w przypadku tej marki "niższa" linia to nadal high-end pełną gębą, tyle że nieco mniej kosztowny. Nazywanie testowanej 560-tki mianem DAC jest nieco mylące, gdyż nie wyczerpuje w pełni jego funkcjonalności. Wprawdzie jest to przetwornik cyfrowo-analogowy z szeroką gamą wejść i, co ciekawe, również wyjść cyfrowych, ale jedno z nich odróżnia go od większości konkurencyjnych urządzeń. To wejście typu LAN, pozwalające podłączyć 560-tkę bezpośrednio do domowej sieci, dzięki czemu staje się również streamerem.

Wzornictwa stosowanego przez Soulution we wszystkich produktach nie da się właściwie pomylić z żadnym innym. Dyskretna elegancja i... hi-tec – te właśnie, często zupełnie przeciwstawne, określenia przychodzą mi równocześnie do głowy za każdym razem, gdy widzę urządzenie tego producenta. Jeśli zaś idzie o kolorystykę, to tak jak kiedyś Ford oferował swoje pierwsze samochody w dowolnym kolorze, pod warunkiem, że był to czarny, tak produkty Soulution oferowane są wyłącznie w kolorze srebrnym. Dla ścisłości srebrny (aluminiowy) jest front, górna pokrywa obudowy, pokrętło i przyciski, natomiast panele boczne i tylny są grafitowe. Panel frontowy został "zawinięty" zarówno na dole, jak i na górze, więc łączenia występują na górnej i dolnej płycie, a sam front, z pięknie zaokrąglonymi górną i dolną krawędzią, wygląda po prostu fantastycznie. W przypadku przetwornika 560 na froncie znajduje się bardzo czytelny wyświetlacz, który za pomocą charakterystycznych, czerwonych znaków pokazuje informacje o aktywnym wejściu czy częstotliwości próbkowania sygnału wejściowego. Obok znajdują się trzy niewielkie przyciski ustawione jeden nad drugim – (od góry) mute (wyciszenie), prog (aktywuje/deaktywuje tryb programowania szeregu dostępnych funkcji), power (przełącza urządzenie w stan uśpienia bądź go z niego wybudza). Obok umieszczono pojedyncze pokrętło, które służy do regulacji głośności, przełączania między wejściami oraz do poruszania się po menu urządzenia. Z tyłu znajdziemy główny włącznik umieszczony obok gniazda zasilania, trzy wyjścia cyfrowe (coax, Toslink, AES/EBU) oraz 5 wejść cyfrowych (coax, Toslink, AES/EBU, USB i LAN). Pierwsze trzy wejścia cyfrowe akceptują sygnał PCM o rozdzielczości do 24 bitów i 192kHz. Wejście USB dodaje do listy format DSD, a LAN dodatkowo jeszcze DXD. Co istotne, każdy sygnał, który trafia do 560-tki, jest buforowany, a następnie upsamplowany do postaci 24 bitów i 384 kHz (PCM). Dotyczy to nawet plików DSD konwertowanych do PCM, a następnie upsamplowanych. Inżynierowie Soulution uważają, iż precyzja interpolacji jest ważniejsza od wysokiej częstotliwości zegara. Dlatego w swoich odtwarzaczach i DAC-ach stosują algorytm cenionej firmy Anagram Technologies oraz przetworniki cyfrowo-analogowe firmy Burr-Brown w konfiguracji symetrycznej (które zajmują się wyłącznie konwersją D/A). To jedno z kilku rozwiązań zaczerpniętych wprost z referencyjnej 760-ki tego producenta. Podobieństwa obejmują także konstrukcję dual mono w stopniach wyjściowych oraz oddzielne zasilacze dla sekcji cyfrowej i stopni analogowych. Soulution 560 wyposażono dodatkowo w cyfrową regulację głośności pozwalającą na bezpośrednie sterowanie końcówką mocy. Kolejnym firmowym rozwiązaniem jest Zero-Phase, które eliminuje z sygnału analogowego potencjalne błędy związane z przesunięciami czasowymi/fazowymi. Wejście USB oferuje asynchroniczną komunikację i przetwarzanie oparte o wysokowydajny procesor DSP. Sygnał jest taktowany przez ultraprecyzyjny zegar DAC-a zasilany z jego układów zasilania (a nie z magistrali USB!). Wejście LAN także obsługiwane jest przez dedykowany procesor DSP, który komunikuje się z siecią LAN, buforuje i przetwarza pochodzące z niej dane. 560-tka podłączona do sieci LAN jest w niej rozpoznawana jako urządzenie DMR zgodne z UPNP/DLNA.

Jakość brzmienia

Tak się złożyło, że z powodu braku w pierwszych dniach odsłuchu wystarczająco dobrego transportu CD odsłuchy zacząłem od plików granych z dedykowanego komputera PC przez kabel USB oraz z mojego NAS-a przez wejście LAN (z izolatorem optycznym po drodze). Zanim jednakże zacząłem słuchać, poczytałem nieco o samym urządzeniu na stronie producenta, a to, co przeczytałem, zaowocowało pewnymi przemyśleniami, którymi zamierzam się z Państwem podzielić.

Światek audio podzielony jest na wiele obozów - zwolenników stosowania takich czy innych rozwiązań. Nie podejrzewam oczywiście nikogo z Soulution o chęć rozpętania kolejnej wojenki, ale nie da się ukryć, że jedną z rzeczy, która ich obecnie wyróżnia, jest fakt jednoznacznego opowiedzenia się po stronie formatu plików PCM. Oczywiście tak jak wśród audiofilów są zwolennicy analogowych i cyfrowych nośników muzyki, lamp i tranzystorów, SET-ów i push-pulli itp. itd., tak też i wśród osób, które słuchają muzyki z plików, znajdziemy zarówno zwolenników formatu PCM, jak i DSD. Ci pierwsi twierdzą, że brzmienie uzyskiwane z PCM jest bardziej precyzyjne, transparentne i detaliczne, bardziej wierne idei high-fidelity, ci drudzy z kolei w brzmieniu plików DSD widzą duże podobieństwo do tego, co oferuje analog. Moim zdaniem i jedni, i drudzy mają rację, a wybór sprowadza się raczej do indywidualnych preferencji oraz posiadanego sprzętu (przede wszystkim konkretnego DAC-a) niż do faktycznej przewagi jednego formatu nad drugim. Po stronie producentów też widać różne podejście do tematu. Przykładowo firma PS Audio zdecydowanie opowiedziała się po stronie formatu DSD, jako że ich najnowszy DAC nawet sygnał PCM konwertuje najpierw do postaci DSD i dopiero ten jest przetwarzany na sygnał analogowy. Polski Lampizator daje użytkownikowi pełny wybór, jakiego formatu plików chce używać, ale nie da się ukryć, że ich osobne rozwiązanie do odtwarzania plików DSD bez żadnej dodatkowej konwersji daje znakomite efekty, a pliki w tym formacie (a nawet PCM-owe skonwertowane do DSD przed wysłaniem do DAC-a) brzmią po prostu lepiej. Tymczasem Soulution twardo stawia na PCM. Ich przetwornik z serii 5, oznaczony symbolem 560, akceptuje sygnał DSD 64 i 128, ale konwertuje go do PCM, potem (podobnie jak i każdy inny otrzymany sygnał) upsampluje do postaci 24bit/384kHz i dopiero tak przygotowany konwertuje do postaci analogowej. Jeśli mam być szczery, to właściwie mnie to nie zdziwiło, bo Soulution konsekwentnie stawia na jak najwierniejsze odtwarzanie tego, co zarejestrowano w nagraniach. Nie ma mowy o upiększaniu czegokolwiek, o ocieplaniu czy wygładzaniu przekazu – z głośników (których Szwajcarzy co prawda nie produkują, ale przyjmują, że użytkownik ich sprzętu dysponuje kolumnami odpowiedniej klasy) ma płynąć jak najczystszy, jak najwierniejszy sygnałowi zapisanemu na takim czy innym nośniku dźwięk. Dlaczego więc akurat w przypadku tego DAC-a miałoby być inaczej? Nie jest! Czego dowodem, nawet zanim jeszcze zacznie się słuchać, jest właśnie wybór formatu PCM jako tego, który lepiej spełnia założenia producenta. No dobrze, koniec przemyśleń.

Zanim o samym brzmieniu, jeszcze kilka uwag praktycznych dla osób, które chciałby wykorzystać 560-tkę do odtwarzania plików. W przypadku korzystania z wejścia LAN sprawa jest prosta – DAC (a właściwie powinienem pisać DAC i streamer w jednym) podłączamy kablem do sieci, w której (zakładam) na NAS-ie czy jednym z podłączonych komputerów udostępniona jest nasza biblioteka plików. Do obsługi odtwarzania należy użyć zainstalowanego na komputerze/tablecie/smartfonie programu, np. Kinsky (Linna) czy Bubble UpnP, czy dowolnego innego według uznania, w którym wskazujemy sieciową bibliotekę plików, Soulution (zgłaszający się jako Audio Renderer-45) jako odtwarzacz i wybieramy, czego chcemy słuchać. Ja wybrałem obsługę z tabletu i po wyłączeniu funkcji jego rozłączania z siecią Wi-Fi po każdym wygaszeniu ekranu (560-tka najwyraźniej sama nie buforuje nawet listy odtwarzania) nie miałem z obsługą żadnych problemów. Gdy pliki chcemy odtwarzać z komputera przez wejście USB Soulution, to w przypadków komputerów Mac nie musimy instalować żadnych sterowników, ale w przypadku systemu Windows i owszem. Mój dedykowany PC do grania muzyki korzysta z WIN 8.1, co okazało się pewnym (choć łatwym do rozwiązania) problemem. Otóż system ten wyposażono w mechanizm sprawdzania cyfrowych podpisów instalowanych sterowników, a sterownik Soulution podpisany (na dziś) nie jest. O ile WIN 7 zgłaszał ten problem i pytał, czy ma instalować sterownik pomimo braku podpisu, o tyle Win 8.1 po prostu pokazuje błąd (nie określając właściwie, jakiego typu jest to błąd) i uniemożliwia instalację. Rozwiązaniem jest wyłączenie sprawdzania podpisów cyfrowych, ale przydałoby się, żeby Soulution tę kwestię rozwiązało, albo przynajmniej informowało klientów, jak problem z instalowaniem sterownika rozwiązać – w końcu nie każdy musi znać Windowsy na tyle, by samemu sobie poradzić w takiej sytuacji. Gdy już obszedłem kwestię cyfrowego podpisu (dla ułatwienia – restart Windosów z wciśniętym jednocześnie SHIFT-em daje po restarcie dostęp do menu, które m.in. pozwala wyłączyć funkcję sprawdzania cyfrowego podpisu) sterownik zainstalował się bez problemu, a współpraca JRivera i Jplaya z 560-tką przebiegała bezproblemowo.

Zanim jednak wziąłem się za słuchanie plików, na pierwszy ogień poszły płyty CD grane z dostarczonego wraz z DAC-iem, doskonale mi znanego transportu CD – Accustic Arts Drive II, które to urządzenia połączyłem kablem AES/EBU Synergistic Research Element C.T.S. Choć oznaczało to granie "zwykłych" płyt CD, brzmienie było po prostu niesamowite. Pierwszą, która wylądowała w transporcie, był "Black Orpheus" Tria Isao Suzuki. Podobnie jak na innych płytach Isao, tu także nadzwyczajnie nagrano kontrabas. Znając moje kolumny doskonale, śmiało mogę powiedzieć, że 560-tka zmusiła je do maksymalnego wysiłku. Musiały pokazać bardzo niski i mocno dociążony bas, a także oddać barwę, wybitne różnicowanie niskich tonów, szybkość szarpnięć strun i potęgę wielkiego pudła rezonansowego. Nie są to najlepsze kolumny świata i choć dały z siebie wszystko, miałem wrażenie, że nadal nie usłyszałem wszystkiego, co DAC Soulution ma do zaoferowania. Nie zmienia to faktu, że byłem pod ogromnym wrażeniem, bo TAKI bas słyszałem na tych kolumnach może kilka razy i raczej ze źródeł analogowych, a nie cyfrowych. Świetna definicja, wyrafinowane cieniowanie i barwy, i dynamiki, ekspresja, jaką rzadko się spotyka, i w końcu znakomite zobrazowanie wielkości i trójwymiarowości kontrabasu (również i fortepianu Tsuyoshi Yamamoto i perkusji Donalda Baileya) składały się na bardzo naturalną, wciągającą prezentację. Kontrabas robił tu największe wrażenie, ale ilość detali, smaczków płynących, jak się zdawało, wprost spod palców Yamamoty, czystość i dźwięczność poszczególnych dźwięków, wybrzmienia, waga każdego uderzenia w klawisze (a Japończyk zdaje się czasem wręcz walić w nie ile wlezie) – wszystko to razem także tworzyło wyjątkowy spektakl. I choć na tej płycie przez większość czasu rozgrywa się on nieco w tyle, za umiejscowionym centralnie kontrabasem, to dzięki selektywności, a po części również wybitnej rozdzielczości testowanego DAC-a śledzenie popisów Yamamoty nie stanowiło żadnego problemu. W kawałkach, w których muzyk grał na fortepianie (bo gdzieniegdzie używał również elektrycznego), słuchać było zachwycającą dźwięczność każdego uderzenia w strunę, a może nawet więcej niż to, co zwykle określamy mianem dźwięczności – blask, aurę towarzyszącą każdemu dźwiękowi, drgające powietrze, które dźwięki niesie do uszu słuchacza. Zaraz potem w napędzie wylądował krążek Leszka Możdżera z muzyką Kaczmarka i choć do tej pory uważałem, iż jest to świetnie zrealizowany i wydany materiał, to jednak od pierwszej chwili zwróciłem uwagę, że fortepian jest bardziej matowy niż ten z japońskiego krążka. Nie było tego dodatkowego blasku, tej otoczki, która tak bardzo zachwyciła mnie na płycie Isao Suzuki. Wprawdzie nie przeszkadzało mi to rozkoszować się płynną, barwną muzyką, mnóstwem detali, specyficznym sposobem grania pana Leszka. I nadal uważam ten album za bardzo dobrze zrealizowany, tyle że, jak pokazało Soulution (a wiele tańszych źródeł nie), nie aż tak dobrze, jak japońska płyta. Sam fakt, że 560-tka tak wyraźnie pokazała różnicę w realizacji tych płyt, najlepiej świadczy o jej możliwościach. Kolejne płyty jeszcze dobitniej pokazały, jak dobrze szwajcarskie urządzenie różnicuje nagrania. Było to wręcz boleśnie oczywiste na 50 największych hitach wielkiego Luciano Pavarottiego, gdzie umieszczono utwory nagrane na przestrzeni kilkudziesięciu lat jego kariery i choć słychać to wyraźnie praktycznie na każdym sprzęcie, to jednak na tym systemie wszystkie różnice były podane mocniej, wyraźniej niż je kiedykolwiek wcześniej słyszałem. No i ten niezapomniany głos... Boski Luciano był pierwszym, ale absolutnie nie ostatnim wokalem, którego słuchałem. Zaraz po nim bowiem zaśpiewała dla mnie Cecilia Bartoli z "Sospiri". Który głos zabrzmiał lepiej? Oba były znakomite! Soulution oferujący genialny bas, niezwykłą górę pasma, nie zapomina bowiem o średnicy. Ta jest gęsta, gładka, wydaje się neutralna, a mimo to naturalna (co nie chodzi zwykle w parze). Każdy ze słuchanych wokali zachwycał barwą, fakturą, naturalnością, swobodą, każdy wydawał się po prostu obecny w moim pokoju. Jakże genialnie oddana została słynna chrypa Louisa Armstronga, jaką charyzmę usłyszałem u Etty James, jaki feeling u Elli Fitzgerald, ileż nostalgii w głosie Evy Cassidy! Te nadzwyczajne doświadczenia czy wręcz przeżycia nie ograniczały się bynajmniej do wokali. Ostatnia płyta Rodrigo y Gabrieli, czyli dwie akustyczne gitary, zmiotła mnie z fotela niebywałą dynamiką i (przepraszam, za kolokwializm, ale doskonale tu pasuje) czystym, żywym ogniem, jaki ta sympatyczna meksykańska para z owych gitar potrafi wykrzesać. Równie precyzyjnie pokazane było każde szarpnięcie struny, piękne, pełne wybrzmienie, jak i wszystkie "efekty perkusyjne", które Gabriela wydobywa ze swojego instrumentu.

Niesamowita jest także skala dźwięku, jaką ten przetwornik potrafi zaserwować. Już kontrabas czy fortepian robiły ogromne wrażenie, ale przy wielkiej orkiestrze symfonicznej zbierałem przysłowiową szczękę z podłogi. Oczywiście, że fizycznych ograniczeń nie da się przeskoczyć i żaden system nie zbliża się ani w zakresie skali, ani dynamiki do orkiestry grającej na żywo. W warunkach domowych bardzo dobry system może pokazać jedynie namiastkę tego, co dzieje się na żywo. A jednak Soulution pokazał, że nie tylko pomieszczenie, nie tylko kolumny są ograniczeniem przy odtwarzaniu takiej muzyki. Źródło potrafi również sporo zrobić w tym zakresie. 560-tka zachwycała przede wszystkim swobodą, z jaką grała nie tylko Mozarta czy Beethovena, ale i Mahlera. Swoje robiła wspominana już potężna, ale i doskonale kontrolowana i definiowana podstawa basowa, cegiełkę dokładały wybitna rozdzielczość i selektywność, transparentność dźwięku oraz brak jakichkolwiek oczywistych ograniczeń w zakresie dynamiki. Urządzenie, które w taki sposób potrafi zagrać orkiestrę symfoniczną, zagra absolutnie wszystko. I grało, zarówno oparte na rytmie bluesa, rock'n'rollowe granie AC/DC czy "czarny album" Metalliki (pokazując niestety także jasno liczne słabości realizacji tej płyty). Nie złapałem Soulution na żadnych słabościach, nie potknęło się ani razu, bo nie można za potknięcia uznać jasno pokazanych słabości wielu, przede wszystkim rockowych i popowych płyt. Część takich nagrań pewnie wyleci z listy często odtwarzanych, ale też i właścicielowi 560-tki szkoda będzie na nie czasu, bo słuchanie tych dobrze zrealizowanych pochłonie go całkowicie.

Na koniec zostawiłem sobie granie z plików – zwykle, gdy testuję DAC-i, to właśnie plików używam do ich testowania, ale tym razem wyjątkowo mi się do nich nie spieszyło, bo materiał z CD brzmiał bardzo dobrze, by nie rzec wręcz genialnie. Gdy więc w końcu rozpocząłem testy, karmiąc 560-tkę plikami zarówno przez wejście USB, jak i LAN, byłem... delikatnie rozczarowany. Nie, nie grało źle. Ba! Grało bardzo dobrze. Ale nie tak dobrze, jak z transportem CD przez wejście AES/EBU. Nie zmieniły tego gęste pliki, nie zmienił równie znakomity kabel USB Active SE Synergistic Researcha. Kwestia źródła? Być może. Nie gram co prawda z laptopa, tylko z dedykowanego komputera, ale być może jako źródło nie dorównuje on klasą Accustic Artsowi. Ogólny charakter brzmienia pozostał ten sam, ale brakowało aż tak wysokiego poziomu wyrafinowania, nie było tego zachwycającego blasku na górze, bas jakby odrobinę stracił ze swej potęgi. Bez wątpienia było to bardzo dobre, spójne, dynamiczne, gęste, ale i transparentne granie. Trudno było usłyszeć różnice między plikami różnej gęstości (czy nawet DSD), co jest zrozumiałe o tyle, że Soulution wszystkie pliki i tak konwertuje do postaci 24 bitów i 384kHz. A firma, podobnie jak i coraz większa liczba konkurentów, robi to zapewne m.in. po to, żeby uzyskać takie samo, albo prawie takie samo brzmienie niezależnie od tego, którym wejściem cyfrowym dostarczany jest sygnał. Założenie samo w sobie jest jak najbardziej słuszne – daje to pełny komfort użytkownikowi, który wie, że niezależnie od tego, z jakiego (byle wysokiej klasy) źródła korzysta, dostanie takie samo, znakomite brzmienie.

Podsumowanie

Z Soulution 560 przesłuchałem ogromną ilość płyt, przede wszystkim płyt, bo to z nimi szwajcarski przetwornik błyszczał najbardziej. Gdy przychodziło do grania plików, nawet gęstych, nadal było bardzo, bardzo dobrze, ale... nie tak genialnie. Soulution gra dużym, pełnym, niezwykle dociążonym i namacalnym dźwiękiem. A że łączy te cechy z doskonałą selektywnością, nadzwyczajną rozdzielczością, transparentnością i bardzo, bardzo wyjątkowym połączeniem naturalności z neutralnością, efekt jest po prostu wybitny. Oczywiście aby to uzyskać, potrzeba jeszcze dorównującego mu klasą transportu CD, takiego jak Accustic Arts Drive II czy kilka innych z najwyższej półki. To połączenie to jedno z najlepszych źródeł cyfrowych, i źródeł w ogóle, jakie zdarzyło mi się u siebie słyszeć. Spójne, gładkie, dynamiczne, no i ten BAS! Gra właściwie każdą muzykę, a efekt zależy wyłącznie od jakości nagrania, bo doskonałe różnicowanie odtwarzanego materiału to niejako oczywista, wynikająca z wymienionych wyżej mocnych stron tego urządzenia, zaleta Soulution 560. Aż strach się bać, jak gra topowa 760-tka...

Werdykt: Soulution 560

★★★★★ Jedno z najlepszych źródeł cyfrowych jakie znam i jedno z tych, które chciałbym mieć