Trilogy 906

Trilogy 906

Testowany Trilogy 906 to mniejszy i tańszy z dwóch oferowanych przez tę brytyjską firmę przedwzmacniaczy gramofonowych, ale wcale nie mniej intrygujący

  • Data: 2016-09-13

Myślę, że nie każdy kojarzy Trilogy, choć nie jest to nowa marka na rynku audio. Jest to firma brytyjska, założona w 1992 r. przez Nica Poulsona, bardzo ciekawą personę ze świata audio. Poulson był współzałożycielem IsoTek-a, a równolegle z Trilogy prowadzi działalność w firmie ISOL-8 zajmującej się tworzeniem elementów poprawiających zasilanie. Ale nawet w czasach, kiedy Nic był bardziej związany z zasilaniem, cały czas konstruował wzmacniacze, co prawda głównie dla własnej satysfakcji, jednak potem postanowił podzielić się swoją pasją z innymi miłośnikami dobrego dźwięku. Całe szczęście, że tak zrobił.

Budowa

Testowanym urządzeniem jest przedwzmacniacz gramofonowy Trilogy 906, młodszy i tańszy brat modelu 907. Znając zainteresowania konstruktora, nie należy się dziwić, że dużo uwagi poświęcił zasilaniu tego phonostage'a. Mimo tego, że w tym modelu zasilacz jest umieszczony wewnątrz urządzenia, a nie jak w droższym, w osobnej obudowie, jego elementy są solidne i na tyle przewymiarowane, że mogłyby zasilić niewielki wzmacniacz zintegrowany. Charakterystycznym elementem urządzenia jest wykonany z aluminiowego bloku bok, służący jednocześnie za element rozpraszający ciepło. Tylna ścianka zdradza przeznaczenie testowanego przedwzmacniacza – mamy tam tylko wejścia i wyjścia audio RCA, śrubę uziemienia i gniazdo IEC zasilania. Na spodzie umieszczono dwa zestawy przełączników (po jednym na kanał), którymi możemy dobrać parametry przedwzmacniacza do naszej wkładki. Myślę, że warto jeszcze wspomnieć, iż w dobie mody na niebieskie diody LED świecące z jasnością wystarczającą do oświetlenia małego pokoju, zastosowana czerwona "lampka" wskazująca włączenie zasilania Trilogy jest miłym akcentem dopełniającym projekt.

Potrójna logika Trilogy – muzykalność, wierność i energia

Ponieważ miałem okazję słuchać modelu 907, którego brzmienie zapadło mi w pamięć jako niemal high-endowe, postanowiłem przy odsłuchach testowanego 906 trzymać się podobnego schematu, żeby zobaczyć, jak młodszy Trilogy radzi sobie z takim samym repertuarem. Tak więc na talerzu Michella wylądował Cannonball Adderley i... znów zagrało. I to jak! Mikro- i makrodynamika były najwyższych lotów, na poziomie jaki pamiętam z testów poprzedniego phonostage'a. Testowane urządzenie doskonale radziło sobie z przedstawieniem wszystkich elementów pasma, ale na szczególną uwagę zasługują wysokie tony. Są bowiem mocne, dźwięczne, a przy tym niesamowicie gładkie, bez najmniejszych oznak zapiaszczenia. W sumie chyba też w zakresie tej części pasma była największa różnica między obecnie testowanym modelem a droższą propozycją firmy – 907 dodaje niesamowity pierwiastek "lampowości" do każdej odtworzonej nuty (ale też kosztuje prawie trzy razy więcej), a tutaj tego nie było.

Kolejna płyta, która powędrowała na talerz gramofonu, to "Time Out" Dave'a Brubecka. "Take Five", mój ulubiony utwór z tego LP, udowodnił, że gładkość grania phonostage'a z Wysp broń Boże nie wynika z "zamulenia", czy jak kto woli koca rzuconego na wysokie tony, a wręcz przeciwnie, z ich rozdzielczości. Do tego jest równie dobra średnica. Świetnie oddane były niuanse brzmienia wszystkich instrumentów, saksofon skrzył się tak, jak powinien, a kontrabas miał świetne proporcje i rozmiar, co jest absolutną rzadkością na tym poziomie cenowym. Fortepian lidera też był bardzo wiernie przedstawiony. Tutaj też dało się słyszeć, że testowane urządzenie świetnie reprodukuje przestrzeń. W porównaniu ze stosowanym przeze mnie na co dzień iFi iPhono źródła pozorne były lepiej zogniskowane, scena dźwiękowa precyzyjniej poukładania, a także nieco szersza i głębsza. Wokół muzyków było też mnóstwo powietrza.

Następne w kolejce były płyty Pink Floyd. Bas ładnie pokazywał grę Masona i Watersa, góra pozwalała wybrzmiewać perkusjonaliom. Jednocześnie w brzmieniu była gładkość, czuć było, że wszystkie dźwięki stanowią nierozerwalną jedność, że razem tworzą muzykę. Akurat reedycje płyt Pink Floyd na winylu nie są zbyt ciekawie wytłoczone, dość daleko im do brzmienia referencyjnego, ale mimo to podczas słuchania za pośrednictwem 906 wciągały. Przesłuchałem więc jedną po drugiej, także "Ciemną stronę księżyca" i "The Wall". Muzykalność Trilogy powodowała, że zarówno Waters, jak i Gilmour śpiewali lepiej niż zazwyczaj, co szczególnie przydało się Rogerowi.

Przejście do kolejnych płyt, tym razem z gatunku elektroniki, pokazało, że bas, o którym nie napisałem jeszcze, jest równie dobry, jak pozostałe części pasma. Kraftwerk i Dead Can Dance pokazały świetnie kontrolowany bas, z doskonałym timingiem i wypełnieniem. Może kontur mógłby być zaznaczony cieńszą kreską, ale prawdopodobnie dźwięk byłby nieco bardziej suchy, a tego konstruktor chyba chciał uniknąć. Ale takie podejście do tematu okazało się wręcz zbawienne dla płyt z lat 80. ubiegłego wieku. Instrumentarium z tamtych lat często było "plastikowe", piszcząco sztuczne, a lekkie dodanie mu wagi polepszało przyjemność ze słuchania. Rzadko wracam do płyt OMD, bo są właśnie takie, jak opisałem, ale z Trilogy gościły na talerzu Michella nawet kilka razy.

Warto wiedzieć

Nic Poulson to bardzo interesująca postać ze świata audio, ale nie tylko audio. Pracował jako inżynier w BBC, gdzie nauczył się bardzo dużo o akustyce, ale także opracował systemy oświetlenia pasów startowych lotnisk. Już w czasie pracy w BBC zorientował się, że zasilanie ma bardzo duży wpływ na brzmienie, dlatego potem skierował swoją uwagę właśnie w tym kierunku, zakładając firmę Isotek, gdzie opracowywał kondycjonery zasilania. Po odejściu z Isoteka nie usiedział spokojnie, tylko kontynuował prace nad zasilaniem, zakładając kolejną firmę zajmującą się tym tematem – ISOL-8. Doświadczenia z pracy nad oczyszczaniem zasilania przeniósł również do Trilogy, zasilanie wzmacniaczy i przedwzmacniaczy to jego oczko w głowie.

Podsumowanie

Trilogy 906 to wyrafinowany produkt za stosunkowo niewielkie pieniądze. Konstruktorowi udało się zaprezentować produkt bardzo udany pod względem brzmieniowym, który powinien się spodobać każdemu, kto da mu szansę zagrania w swoim systemie. Do tego jest wykonany na najwyższym poziomie, takiej jakości nie powstydziłby się sprzęt z dużo wyższej półki. Jeśli naszym celem jest znalezienie świetnie grającego przedwzmacniacza gramofonowego, który nie zrujnuje naszego budżetu domowego, to testowany Trilogy idealnie spełni te wymagania.

Werdykt: Trilogy 906

★★★★★ Wyjątkowy przedwzmacniacz. Kombinacja muzykalności, dynamiki i dokładności na najwyższym poziomie