Ultrasone Edition M Black Pearl i Naos

Ultrasone Edition M Black Pearl i Naos

Testujemy mobilny zestaw Ultrasone'a złożony ze słuchawek Edition M Black Pearl i DAC-a/head-ampa Naos, którego wygląd jest odwrotnie proporcjonalny do jego możliwości brzmieniowych

  • Data: 2017-11-07

Słuchawki Edition M Black Pearl zajmują dość szczególne miejsce w katalogu niemieckiego Ultrasone'a. Zacznijmy od ich nazwy. Przede wszystkim wskazuje ona na to, że jest to produkt luksusowy, jak wszystkie w serii Edition, a to oznacza, że aby stać się jego właścicielem, zamiast z kilkoma stówkami trzeba się rozstać z prawie trzema tysiącami polskich złotych. "M" oznacza oczywiście mobilność i jednocześnie podgrupę w ramach linii flagowej. Przenośnych nauszników w katalogu, przynajmniej na razie, jest jak na lekarstwo (nie liczę także skromnie reprezentowanych dokanałówek). Ściślej rzecz ujmując, są raptem dwa, choć równie dobrze można by powiedzieć, że jeden w dwóch wersjach – do Black Pearl dołączyła bowiem Black Pearl Plus, konstrukcja bliźniaczo podobna, z nieco większymi, bo 40-milimetrowymi przetwornikami. Obie potrzebują solidnego wzmacniacza, ponieważ podłączone bezpośrednio do smartfona, nawet takiego z górnej półki, grają na pół gwizdka. Nic więc dziwnego, że producent o takowy się postarał, dorzucając w pakiecie DAC-a hi-res 24/192. Naos, bo tak go nazwano, z zewnątrz jest tak nieokazały, że... łatwo go przeoczyć. Pewnie dlatego tak trudno uwierzyć w to, co potrafi wycisnąć z Edition M.

Budowa i konfiguracja testowa

Odbierając sprzęt od dystrybutora, musiałem się upewnić, że słuchawki włożono do opakowania, bo wszystko ważyło tyle, ile zwykle waży sam karton. O dziwo, nauszniki były w środku razem z filcowym etui zapinanym na zamek i kablem. Wygląd słuchawek mocno mnie zaskoczył, żeby nie powiedzieć rozczarował. Spodziewałem się czegoś znacznie większego, muszli wykonanych z drewna kilkusetletniego dębu itp. "bajerów" typowych dla Ultrasone'a. Tymczasem "Czarna perła" wygląda dość niepozornie i waży, bez kabla, niecałe 150 gramów. Docenia się to po założeniu tych słuchawek na głowę. Od razu wiadomo, co było priorytetem projektantów. Z jednej strony wydaje się to tak oczywiste – skoro to model mobilny, to wiadomo, że musi być lekki – a z drugiej inni producenci jakoś specjalnie nie rozpieszczają klientów pod tym względem. Ultrasone wręcz przeciwnie i już choćby za to bawarskiej firmie należy się szacunek.

Piękno modelu Edition M Black Pearl odkrywa się dopiero przy bliższych oględzinach. Takie drobiazgi, jak indywidualny numer fabryczny dowodzą, że mamy do czynienia z ręczną, koronkową robotą, a nie wytworem produkcji masowej. Błyszcząca powierzchnia muszli, bardziej ciemnobrązowa niż czarna, to efekt specjalnej obróbki metalu metodą PVD (Physical Vapour Deposition), czyli fizycznego osadzania powłok z fazy gazowej. Niewielka masa wykańczanych w ten sposób elementów i ich odpowiednia twardość spotykają się tu z wyjątkowymi właściwościami dekoracyjnymi. Wygląda to cudnie, ale też życia nie ułatwia, bo wypolerowane muszle wyjątkowo łatwo łapią odciski palców, a te wyglądają paskudnie. Pocieszenia w tej sytuacji nie przynosi nawet dołączona do zestawu ściereczka z mikrofibry, bo co z tego, że muszle się wypucuje, skoro słuchawek nie da się tak złapać, by znowu czegoś nie upaćkać... Całości konstrukcji dopełnia wykonany z nierdzewnej stali pałąk (wsuwa się go do ruchomej części muszli), który obszyto mięciutką skórą. Tym samym materiałem wykończono też charakterystyczne dla serii Edition owalne poduszki, wykonane z termokształtnej pianki. Słuchawek nie można złożyć, a regulacja jest minimalna: zewnętrzna środkowa część muszli, do której wsuwa się pałąk, pozwala na bardzo ograniczony (kilka stopni) ruch do przodu/tyłu, w prawo/lewo.

Umieszczona na pałąku niewielka metalowa płytka z napisem S-Logic Plus wskazuje na zastosowanie w modelu Edition M Black Pearl rozwiązania polegającego na przesunięciu przetworników względem kanału słuchowego. Patent ten ma na celu uwzględnienie roli małżowiny usznej w procesie odbioru przestrzeni dźwiękowej i znalazł zastosowanie również w innych modelach Ultrasone'a, np. Signature Studio (zob. recenzję w nr. 6/2017 HFC&HC).

Przetworniki wykorzystane w "Czarnej perle" mają 30mm średnicy. Ich membrany wykonano z mylaru pokrytego tytanem. Napędzają je magnesy neodymowe (NdFeB). Producent wspomina o ekranowaniu z mumetalu (stop niklu i żelaza z domieszką miedzi, chromu i molibdenu), którego celem jest zmniejszenie szkodliwego dla zdrowia promieniowania elektromagnetycznego.

Opis słuchawek nie byłby pełny bez choćby kilku słów na temat dołączonego do zestawu kabla. Ma on długość 1,2m i od strony mobilnego źródła dźwięku/DAC-a zakończono go kątowym pozłacanym minijackiem. Wtyki wpinane do muszli są obrotowe, co zapobiega plątaniu się przewodu. Na prawym odgałęzieniu kabla umieszczono jednoprzyciskowy pilot z mikrofonem. Ultrasone opracowało nawet aplikację na smartfony (Ultrasone IQ), która pozwala na skonfigurowanie pilota, np. na przypisanie określonych funkcji do danej liczby naciśnięć przycisku, a także ustawienie minimalnej/maksymalnej głośności podczas słuchania muzyki/rozmów telefonicznych, jednak nie jest ona niezbędna, zwłaszcza że przydaje się tylko przy bezpośrednim połączeniu słuchawek do smartfona (w każdym razie z Naosem podłączonym do Samsunga Galaxy S7 i uruchomioną aplikacją HF Player nie chciała działać).

No to przejdźmy do opisu DAC-a będącego jednocześnie wzmacniaczem słuchawkowym. Jeśli słuchawki mobilne Ultrasone'a wyglądają kompaktowo, to jak określić Naosa? Z wymiarami 46x18x6mm wygląda toto jak pendrive. Waży, uwaga, 6 gramów. Energię pobiera ze źródła dźwięku. Z jednej strony umieszczono w nim gniazdo do podłączenia smartfona (micro-USB), a z drugiej do słuchawek (minijack). Jest jeszcze zielona dioda informująca o pracy DAC-zka. Licho wie, co siedzi w środku, bo nie podano na ten temat żadnych szczegółów, a konstrukcja jest nierozbieralna. Wiadomo tylko, że kość obsługuje sygnały hi-res PCM 24/192. Potwierdziło to zarówno podłączenie do Galaxy S7 – po uruchomieniu HF Playera pojawia się komunikat o obsługiwanych częstotliwościach (44,1/48/88,2/96/176,4/192kHz) – jak i do komputera z Windowsem 10 Pro i Roonem (wymienione częstotliwości Roon oznacza jako bit-perfect). Do współpracy z komputerami z systemem Microsoftu potrzebny jest sterownik (do pobrania ze strony Ultrasone'a; w praktyce z Windowsem 10 jego instalacja przebiega samoczynnie przy pierwszym podłączeniu Naosa), a użytkownicy Maców jak zwykle mogą się driverami nie przejmować. DAC jest więc w dużej mierze uniwersalny i kompatybilny z najważniejszymi systemami stacjonarnymi i mobilnymi. Aby maksymalnie ułatwić jego współpracę z urządzeniami przenośnymi, producent dorzucił do kompletu kilka krótkich, odpowiednio zakończonych kabelków (ze złączem Lightning, USB typu C, USB typu A oraz OTG micro-USB). Oprócz tego opakowanie zawiera małe etui (pomieści wszystkie kable) i gumkę do spięcia DAC-a ze smartfonem.

Jakość brzmienia

Góra pasma słuchawek Edition M Black Pearl to prawdziwa żyleta. Nie, nie chodzi o to, że jest ostra i rani uszy. Nic z tych rzeczy. Jej precyzja, klarowność, selektywność są zachwycające. Zastosowane przetworniki są niczym pełne finezji przyrządy posiadające umiejętność pokazania wszelkich odcieni brzmienia talerzy perkusyjnych – długich i szerokich wybrzmień, soczystych szmerów, metalicznych przydźwięków. Od lat do oceny góry pasma recenzowanego sprzętu używam płyty "Soul of Things" Kwartetu Tomasza Stańki. Dzięki temu znam to nagranie na wylot, każde cyknięcie hi-hata, każdy ping odseparowany od dłuższego rozmycia. Słuchawki i DAC Ultrasone'a pokazały te blachy GENIALNIE. Wyraźnie zdefiniowane, błyszczące, jasne i ciepłe, pełne, z dużym zakresem dynamicznym. Nie przychodzi mi do głowy żaden inny mobilny model nauszny, który pokazywałby talerze z tak wielką klasą. Mało tego, kilka dużych, tzw. topowych i nawet droższych modeli innych producentów nie ma pod tym względem z "Czarną perłą" szans.

Średnica i dół pasma nie są wcale gorsze. Ich wzajemne uzupełnianie się, zespolenie jest imponujące. Zakładamy te niewielkie słuchawki na uszy, podpinamy je do maleńkiego DAC-zka, a skala dźwięku dosłownie powala. Bas jest obfity i potężny. Schodzi tak nisko, że... niżej właściwie nie trzeba. Nie wiem, kiedy ostatni raz (i czy w ogóle) napisałem coś takiego. Bęben basowy na tych słuchawkach zachowuje się jak maszyna do miotania ciosów. Każdy cios ma skupiony, mocny atak i mięsisty kołnierz. Tomy z kolei mają szerokie i dudniące brzmienie, bardzo konkretne, selektywne i ciepłe. Słuchawki i DAC Ultrasone'a znakomicie pokazują rewerberacje po bębnach, a akustykę pomieszczenia przedstawiają tak rzetelnie i namacalnie, że pod tym względem także mogą uchodzić za narzędzie referencyjne.

Recenzowany zestaw serwuje spotkanie z nieznanymi dźwiękami nawet na tych płytach, które nie powinny kryć przed słuchaczem żadnych tajemnic. Zarówno muzycznymi, ulokowanymi w miksie na dalszych planach i przez to czasami jakby mniej obecnymi, jak i tymi pozamuzycznymi, związanymi m.in. z grą na instrumentach i tzw. ambientem. "Czarna perła" do spółki z Naosem przenoszą chyba każdy możliwy zabieg artykulacyjny. Czy jest to reakcja sprężyn werbla przy cichym piano, czy fazy wdechu i wydechu wokalistów lub instrumentalistów – wszystkie te "małe" wydarzenia stają się równie ważne jak melodia, rytm itp., a jednocześnie są idealnie wkomponowane w szerszy kontekst, w namacalny dźwięk o zachwycająco dużej skali. Dzięki temu muzyka dostaje rumieńców, przekaz tętni życiem. Mikrodynamika to jedno, ale pierwszorzędna jest także przejrzystość. Na koncercie Patricii Barber "Monday Night Live At The Green Mill Volume 3" (FLAC 24/96) wokół muzyków zajmujących niewielką scenę dzieje się mnóstwo rzeczy – stukają filiżanki, pracuje ekspres do kawy, skrzypią krzesła, trzaskają drzwi, na zewnątrz przejeżdżają samochody. Wszystko to słyszałem już oczywiście wcześniej, ale na żadnych słuchawkach mobilnych nie było to aż tak wyraźne, aż tak rzeczywiste.

Źródła pokazywane przez Ultrasone'y są obszerne i nasycone, ich kontury bardzo konkretne i dokładne. Brzmienie cały czas urzeka jednorodnością i wyjątkowo obecną atmosferą. Saksofon w utworze "Fotografia" ze wspomnianego koncertu, jego barwa, do złudzenia przypomina efekt znany z występów na żywo. Inna rzecz, że to po prostu świetna rejestracja, prawdziwe live, bez dodatków i upiększeń dorzuconych w procesie postprodukcji. Scena dźwiękowa? Na pewno bardzo obszerna. Czuć lekkie faworyzowanie planów bliskich, bo głębia mogłaby chyba być ciut lepsza. Za to wspaniała przestrzenność górnego zakresu pasma sprawia, że słuchawki dużo zyskują pod względem stereofonii. Instrumenty są ogniskowane z jubilerską precyzją – by to docenić, warto posłuchać np. "Paranoia Key of E" Lou Reeda z płyty "Ecstasy". Od razu jednak ostrzegam – po czymś takim powrót do "zwykłych" modeli mobilnych może okazać się bardzo bolesny.

Podsumowanie

Ultrasone znalazło sposób na to, by smartfona zamienić w high-endowy odtwarzacz plików. Jeszcze raz – szacun.

Werdykt: Ultrasone Edition M Black Pearl i Naos

★★★★★ Lekkie słuchawki nauszne i ultrakompaktowy DAC tworzące jeden z najlepszych mobilnych tandemów audio za w miarę niewielkie pieniądze