Van den Hul The Air 3T

Van den Hul The Air 3T

Istniejąca od 1980 roku firma A.J. van den Hul to najbardziej znana holenderska marka audio, której specjalnością są kable. Testujemy najtańszy przewód głośnikowy z serii 3T, The Air

  • Data: 2017-01-17

Mówiąc szczerze, gdy słyszę "van den Hul", pierwsze co przychodzi mi do głowy to wkładki gramofonowe, ale nie da się ukryć, że ten holenderski producent większości audiofilom kojarzy się z kablami. I jest to jeden z nielicznych producentów, którzy w zakresie przewodów audio faktycznie wnoszą coś nowego i to własnie przez innowacyjność zapracowali na swoją pozycję rynkową. Niejako znakiem rozpoznawczym tej marki są kable węglowe, które kojarzą się właśnie z van den Hulem. To Holendrzy wykorzystali ten materiał jako pierwsi i w zasadzie nie doczekali się naśladowców mogących zagrozić ich renomie.

Kilka lat temu pan Aalt Jouk van den Hul w jednym z wywiadów powiedział, że chciałby stworzyć coś wyjątkowego, co byłoby ukoronowaniem jego działalności w branży audio i co w niedalekiej przyszłości pozwoliłoby mu spokojnie przejść na emeryturę. Dwa lata wytężonej pracy zaowocowały nową serią, która została nazwana 3T. Nazwa wzięła się od True Transmission Technology (3xT), czyli, w wolnym tłumaczeniu, technologii wysokiej wierności transmisji. Jak zwykle o budowie tych kabli producent mówi bardzo niewiele. Jak przyznał szef firmy, kable vdH są często podrabiane przez chińskich producentów. Gdy więc udało się stworzyć nowe rozwiązania, uznano, że nie należy ułatwiać życia konkurencji ani tym, którzy zarzucają rynek podróbkami. Dlatego właśnie skład przewodników zastosowanych w serii 3T trzymany jest w tajemnicy. Z podanych informacji wynika, że przewodnik to stop 7 (w innym miejscu znalazłem informację, że 5) metali i jednego niemetalu. Wśród metali (informacje pochodzą ze wspomnianego wcześniej wywiadu) nie ma tzw. miękkich, powszechnie stosowanych w tej branży, czyli miedzi, srebra, złota czy platyny. Z tego można wnosić, że wykonane są z metali twardych, ale to już tylko moja asumpcja – żadnych konkretów nie udało mi się nigdzie znaleźć. Zalety tego konkretnego stopu metali mają być dość liczne. Wśród nich znajdujemy m.in.: odporność materiału na upływ czasu – innymi słowy po latach używania tych kabli dźwięk ma być równie dobry jak na początku, bez żadnych oznak degradacji brzmienia wynikającego ze starzenia się czy utleniania przewodnika. Kabel ma być również wyjątkowo trwały, odporny na uszkodzenia, co wynika zarówno z właściwości materiału przewodnika, jak i stosowanej izolacji. Osobny zestaw cech przypisywany jest brzmieniu kabli z tej serii, które mają, jak to ujął pan van den Hul, pozwalać połączonym nimi komponentom systemu pokazać pełnię możliwości. Dźwięk ma być wyjątkowo naturalny, zbliżony to brzmienia muzyki granej na żywo bardziej niż w przypadku jakichkolwiek kabli z przewodnikami wykonanymi z miedzi czy srebra. Ważnym elementem mają być m.in. długie, pełne wybrzmienia. Jak to wygląda w praktyce, przyszło mi sprawdzić na podstawie podstawowego modelu z serii 3T o nazwie The Air.

Zanim o brzmieniu, jeszcze kilka słów o The Air 3T. Do testu otrzymałem 2,5-metrową parę pojedynczych kabli głośnikowych, acz model ten występuje również w wersji bi-wire, a także zakończonej z jednej strony dwiema, a z drugiej czterema żyłami. Do jakości wykonania nie da się przyczepić – to bardzo porządnie zrobione kable w ciemnożółtych, elastycznych koszulkach. Całość także jest wyjątkowo giętka, co wybitnie ułatwia układanie przewodu. Kabel nie jest specjalnie gruby (ok. 10mm, co na dzisiejsze warunki kwalifikuje go wręcz do cienkich) ani ciężki. Na obu końcach zakończony jest ładnymi metalowymi spliterami, za którymi mamy już osobne żyły "+" i "-" oznaczone kolorem czerwonym i niebieskim. Oprócz nich osobno poprowadzony jest kabelek uziemienia zakończony na obu końcach widełkami. Sam kabel terminowany jest rodowanymi złączami, do których można wkręcić widełki bądź banany (jedne i drugie są w zestawie). To wyjątkowo wygodne rozwiązanie dla użytkownika, który nie musi się martwić terminacją kabla w przypadku zmiany wzmacniacza czy kolumn. W najgorszym razie wykręci końcówki i wkręci inne – 2 minuty roboty i kabel będzie mógł służyć dalej nawet po zmianie sprzętu towarzyszącego. To istotne, zważywszy że producent deklaruje, iż przez 25 lat jakość brzmienia tego kabla nie ulegnie pogorszeniu.

Jakość brzmienia

Pozostało mi sprawdzić, jak ten kabel spisze się w moim systemie. Wpinałem go między wzmacniacz tranzystorowy AudiaFlight FLS-4 a moje kolumny Ubiq Audio Model One, ale podłączałem nim również nowe, znakomite Dynaudio Contour 20.

Na początku odsłuchów skupiłem się na nagraniach akustycznych, jako że dość mocno utkwił mi w pamięci fragment wywiadu z panem van den Hulem, w którym twierdził, że kable z serii 3T sprawiają, iż instrumenty brzmią bardziej prawdziwie, że wybrzmienia się dłuższe. The Air to co prawda zaledwie kabel otwierający tę serię, ale faktycznie coś w twierdzeniach jego twórcy jest, albo ma on aż tak duży dar przekonywania, że niczym Kaszpirowski zahipnotyzował mnie przez ekran monitora, sugerując, co mam usłyszeć.

Na pierwszy ogień poszła jedna z płyt Antonio Forcione – brzmienie gitary akustycznej (jedynego instrumentu na jakim kiedykolwiek grałem) znam najlepiej. Obie gitary (ten krążek to akurat duet z Neilem Stacey) pojawiły się tuż za linią kolumn, dość blisko siebie, ale też i wyraźnie odseparowane, duże, mające masę, zostały też realistycznie zrenderowane jako trójwymiarowe obiekty. Ich dźwięk był wyjątkowo pełny – struny z The Air w torze miały odpowiednie wsparcie pudła. Przekładało się to na dobre dociążenie każdego szarpnięcia struny, ładnie zaznaczoną fazę podtrzymania i w końcu długie, pełne wybrzmienia. Słowem, pan van den Hul miał rację i w tym aspekcie nawet najmniej kosztowny przedstawiciel 3T już spisywał się wybornie. Sam atak/szarpnięcie struny może nie był najszybszy, jaki zdarzyło mi się słyszeć, ale też nie posunąłbym się do nazwania go spowolnionym. Brzmienie było gładkie, spójne i prowokujące wręcz do kiwania się w rytm muzyki albo przynajmniej do energetycznego wystukiwania rytmu, choć przecież w tym nagraniu nie ma żadnych elementów wyraźnie wyznaczających rytm. To otwarte, swobodne granie, które sprawiło, że wygodniej rozsiadłem się w fotelu, dając się porwać muzyce. Podobnie rzecz wyglądała przy kolejnym gitarowym nagraniu – słynnym koncercie "Friday Night in San Francisco". Tu stopień trudności nieco wzrósł, bo przynajmniej w części utworów grały już trzy gitary, trzech genialnych muzyków, wszystko odbywało się na żywo, więc całość uzupełniała żywiołowo reagująca publiczność. Potwierdziła się dobra separacja i różnicowanie, które umożliwiały swobodny wybór między muzykami i bliższe przyglądanie się kunsztowi każdego z nich. Akustyka sali została również oddana bardzo dobrze, a całe nagranie wręcz kipiało energią płynącą zarówno od dobrze bawiących się muzyków, jak i licznej publiczności.

W dalszej kolejności sięgnąłem po nieco bardziej klasyczne granie, choć tak naprawdę to raczej fuzja klasyki z jazzującymi improwizacjami. Mówię o genialnej płycie Michela Godarda "A Trace Of Grace". Nagrania dokonano w wiekowym, francuskim opactwie, co, jeśli tylko system audio na to pozwala, doskonale słychać. W tym właśnie aspekcie The Air spisały się kolejny raz wybornie. Świetnie słychać było pogłos ogromnej, otwartej, pełnej powietrza przestrzeni. Brzmienie zarówno głosów, jak i akustycznych instrumentów, i tych klasycznych, i współczesnych, kolejny raz zachwycało naturalnością barwy, pięknie pokazaną fakturą i zrelaksowanym, płynnym, gładkim charakterem niemającym w sobie śladu sztuczności. W utworach, w których pojawiała się gitara basowa, odniosłem wrażenie, potwierdzone w czasie odsłuchu kolejnych płyt, że sam dół pasma jest nieco zaokrąglony w wydaniu The Air. Całość była jednakże tak nasycona, barwna, swobodna, że ów niewielki mankament właściwie zupełnie się nie liczył.

The Air 3T poradził sobie także śpiewająco z fortepianem McCoya Tynera z solowego koncertu w San Francisco (znowu SF – musi być w tym mieście coś, co sprzyja wspaniałym koncertom). Dostałem bowiem czysty, rozdzielczy, klarowny, nasycony i mocny dźwięk z bardzo dobrym oparciem w dole pasma, które dawało fortepianowi odpowiednią masę i potęgę brzmienia. Nieco mniej niż na kilku innych kablach, np. Silverze TelluriumQ, słychać było metalową naturę strun tego instrumentu. Były dźwięczne, miały blask, ale znowu było to odrobinę bardziej okrągłe niż w przypadku wspomnianego, brytyjskiego konkurenta. I znowu nie robiłbym z tego zarzutu – to raczej nieco inna, ale jakże piękna wersja brzmienia tego wielkiego instrumentu. Fajnie wyłapane były również elementy pozamuzyczne – pomruki muzyka, tupanie nogą – wszystko to pokazane czysto, wyraźnie, ale w nienarzucający się sposób.

W końcu nadszedł czas i na muzykę elektryczną. Na początek na tapetę trafiła jedna z płyt zespołu Rush. Jak na album rockowy nie jest on źle nagrany, ale do standardów audiofilskich jest mu daleko. Z The Air łączącym kolumny ze wzmacniaczem zagrało to w... przyjaźniejszy niż zwykle sposób. Słabości tego nagrania zostały bowiem nieco odsunięte na plan dalszy. Prezentacja skupiła się na energii grania, na rytmie i tempie, z czytelnie pokazanym wokalem. Scena pozostała raczej taka, jaką znam, czyli dość płaska, ale jakoś mniej mi to przeszkadzało niż zwykle. Dźwięk był nasycony, dość gładki, ale nie na tyle, by typowy, rockowy brud wyparował z prezentacji. Bas był mocny, z niezłym kopem, acz raczej z kategorii mięsistych niż jakoś szczególnie twardych i konturowych. Na ostatniej płycie U2 nawet The Air 3T nie udało się zlikwidować wrażenia chaosu w nagraniu, ale świetne brzmienie głosu Bono czy mająca odpowiednie mięcho gitara Edge'a były w stanie odsunąć znowu ten słabszy element na dalszy plan, skupiając moją uwagę na pozytywnych elementach tego nagrania. W kilku momentach zaskoczył mnie bardzo niski, dociążony bas, który dawał się poczuć, a nie tylko usłyszeć. Kabel van den Hula nie zrobił z płyty U2 nagrania wysokiej klasy, ale nieco ją ucywilizował, że tak powiem, sprawiając, że dało się jej słuchać, acz zwykle przy różnych próbach wyłączam płyty U2 po góra jednym kawałku, chociaż zespół należy do moich ulubionych. Wyższej klasy nagranie Dire Straits zabrzmiało zdecydowanie lepiej. Czysto na górze, co pozwoliło mi usłyszeć dobre różnicowanie blach, ich dźwięczność; klarownie, kolorowo i gładko w średnicy, dzięki czemu głos Knopflera brzmiał realistycznie, a i jego gitarze nic nie brakowało; i z bardzo dobrą kontrolą na dole, za sprawą której gitara basowa mogła pełnić swoją funkcję pulsu większości nagrań, bębny miały odpowiednio mocne uderzenie, a i stopa odzywała się należycie. Trudno było nie docenić, jak dobrze the Air to wszystko razem składał, jak spójną całość oferował. Nawet gdy przyszło do szaleństw AC/DC, których płyty również nie należą do kategorii audiofilskich, słuchało mi się tego świetnie. Mocne, energetyczne granie bardzo pewnie prowadzonym rytmem, duża ilość detali podanych nienachalnie, nieco promowana prowadząca gitara Angusa Younga i świetny wokal Briana Johnsona sprawiały, że trudno było spokojnie usiedzieć przy TAK zagranym rock'n'rollu.

Podsumowanie

Ze wspominanego wcześniej wywiadu z panem van den Hulem wywnioskowałem, że kable z serii 3T sprawdzą się przede wszystkim w muzyce akustycznej. I faktycznie w niej ich nieczęsta umiejętność oddania naturalnej barwy, dużej ilości detali, wybrzmień i otoczenia akustycznego (w nagraniach, na których je uchwycono) sprawiają, że takich nagrań słucha się wybornie. Tym bardziej, że jest to brzmienie gładkie, spójne, nasycone, o niezłej rozdzielczości i dobrym różnicowaniu. Wystarczyło jednakże sięgnąć po granie rockowe, elektryczne, by okazało się, że ów dociążony, dobrze rozciągnięty, acz delikatnie zaokrąglony dół pasma, mocna, otwarta, ale i gęsta góra plus kolorowa, płynna, energetyczna średnica potrafią skupić uwagę słuchacza na treści muzycznej i emocjonalnej, pomniejsze braki techniczne nagrań odsuwając na plan dalszy. Każdej muzyki słucha się więc z ogromną przyjemnością, niemal każda (poza tą nagraną naprawdę słabo) potrafi wciągnąć i dostarczyć sporą dawkę emocji i satysfakcji. Dorzućmy do tego deklarowane zalety długowieczności kabla, zarówno mechanicznej, jak i walorów brzmieniowych, elastyczność ułatwiającą układanie w systemie, no i system wymiennych końcówek, i dostajemy bardzo ciekawą propozycję, która sprawdzi się w wielu systemach. Jeśli szukacie Państwo czegoś na zbliżonym pułapie cenowym, to zdecydowanie warto do sparingu z innymi kablami wystawić The Air 3T. Może on okazać się uniwersalnym strzałem w dziesiątkę.

Werdykt: Van den Hul The Air 3T

★★★★★ To może być kabel na wiele lat, który sprawdzi się w różnych systemach, jeśli najważniejsza jest naturalna, gładka, acz energetyczna prezentacja