B&O PLAY Beoplay E4

B&O PLAY Beoplay E4

Czy wszystkie dokanałówki są robione na jedno kopyto? Ależ skąd – posłuchajcie tylko modelu Beoplay E4

  • Data: 2017-10-05

Wprowadzone do sprzedaży w czerwcu bieżącego roku dokanałówki Beoplay E4 z systemem redukcji hałasu nowej generacji zastępują w katalogu marki B&O PLAY model H3 ANC. Porównanie specyfikacji tych słuchawek prowadzi do wniosku, że skupiono się przede wszystkim na poprawie efektywności działania systemu ANC (Active Noise Cancellation). Producent pochwalił się m.in. tym, że najnowszy, hybrydowy układ wykorzystany w "e-czwórkach" aż o 15dB wydajniej tłumi hałas niż jego poprzednia generacja znana z H3. Udoskonalanie takich "wynalazków" i wypuszczanie coraz to lepszych jakościowo produktów to obecnie chleb powszedni, acz warto sobie uświadomić, że od czasu, gdy fizyk Paul Lueg złożył wniosek patentowy opisujący zasadę tłumienia niechcianych dźwięków poprzez nakładanie na nie fali o odwróconej fazie minęło już ponad 80 lat. Duńczycy jak zwykle opakowali wszystko w tak elegancki sposób, że nie zdołaliśmy się temu oprzeć.

Budowa

B&O słynie z niezwykłego designu, który zawdzięcza współpracy z uznanymi projektantami. Model E4 na deskę kreślarską wrzucił Jakob Wagner, jeden z najbardziej kreatywnych duńskich designerów, który oprócz fajnego nazwiska ma na swoim koncie szereg nagród i wyróżnień w dziedzinie projektowania przemysłowego, a ponadto stałe miejsce w Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Jorku. B&O to także najwyższej jakości materiały – żadne tam ekoskóry, tworzywa imitujące metal czy inne wątpliwej urody zamienniki. "E-czwórki" wykonano głównie z nierdzewnej stali (z dodatkiem polimerów, w które zapakowano baterię i układ ANC), dzięki czemu są bardzo lekkie, solidne i odporne na zadrapania. W niewielkie obudowy udało się wcisnąć nie tylko przetworniki dynamiczne o średnicy 10,8mm, ale też mikrofony w ramach "hybrydowej technologii redukcji hałasu". To rozwiązanie znamy już z innych modeli słuchawek Beoplay (np. flagowych H9), a polega ono na rejestrowaniu zarówno odgłosów otoczenia, jak i muzyki ze słuchawek, a następnie ich odseparowaniu poprzez wygenerowanie sygnału znoszącego niepożądany hałas, np. generowany przez silniki samolotu. Bateria, o której wspomniałem, jest oczywiście częścią systemu ANC. Jej pojemność 330mAh (czas ładowania wynosi ok. 2,5 godz.) pozwala na tłumienie hałasu otoczenia do 20 godzin. Obudowę akumulatorka wraz z resztą układu umieszczono jakieś 10cm powyżej złącza minijack. Ma kształt spłaszczonego walca, w który oprócz złącza mikro-USB (do ładowania) wbudowano przełącznik i diodę informującą o stanie naładowania baterii oraz działaniu funkcji ANC bądź tzw. trybu przezroczystości. Ten ostatni to całkiem użyteczny "bajer", który jednym ruchem pozwala zatrzymać odtwarzaną muzykę i przełączyć się na dźwięki otoczenia.

Byłbym zapomniał o pilocie, a jest on cokolwiek osobliwy. Wygląda standardowo – ma kształt podłużnego walca i trzy przyciski do sterowania odtwarzaczem oraz regulowania poziomu natężenia dźwięku, tyle że zrobiono go "pod" iOS-a (z Androidem działa tylko przycisk środkowy play/pause – sprawdzone na Samsungu Galaxy S7). B&O wydaje się ignorować użytkowników smartfonów z Androidem, co jest tym dziwniejsze, że najnowsze iPhone'y nie mają już gniazda minijack. Można to obejść, ale jak to wygląda? Z iPhone'a wystaje biały kabelek-przejściówka Lightning na minijack 3,5mm, a z niego czarny kabel słuchawek E4 z dyndającą obok baterią/układem ANC... Nie za dużo tego wszystkiego? Poza tym samo umieszczenie "dingsa" z ANC też jest sprawą dyskusyjną – nie jest to zbyt ergonomiczne, czasami po prostu nie mieści się w kieszeni razem ze smartfonem, a gdy wystaje poza nią, to jednak trochę przeszkadza.

Na otarcie łez dostajemy niezły zestaw akcesoriów, z materiałowym pokrowcem i kilkoma nakładkami na czele. Wydaje się, że pierwszeństwo mają pianki Comply w rozmiarze M – na woreczku, w którym je umieszczono, jest naklejka z informacją, że pozwalają one na wyeliminowanie większości hałasów z zewnątrz (stanowią więc część hybrydowego układu ANC). Niestety, jeśli o mnie chodzi, to z piankami "nie zaiskrzyło", choć może to być kwestia przyzwyczajenia albo po prostu faktu, że zamiast irytującego odgłosu silnika samolotu do dyspozycji miałem tylko (mniej irytujący) silnik odkurzacza. Do spokojnych odsłuchów wybrałem silikony w rozmiarze medium. Dobór wielkości nakładek ma kluczowe znaczenie dla równowagi tonalnej – po zmianie tipsów w rozmiarze M na "eski" basu wyraźnie ubyło, balans przesunął się w górę.

Na koniec ciekawostka: wyloty tulejek (T-200) w modelu E4 zabezpieczono piankami, a nie najczęściej spotykanymi siateczkami. Prędzej czy później komuś przyjdzie do głowy, żeby się do nich dobrać i co nieco zmodować. Jakby co, do niczego nie podżegałem.

Jakość brzmienia

Na sąsiednich stronach możecie Państwo przeczytać recenzję dokanałówek MEE Audio, modelu Pinnacle P1 – słuchawek pod pewnymi względami (przejrzystość, czytelność) wybitnych. Podobnie wycenione E4 to brzmieniowo zupełnie inna bajka, ale bez wątpienia znajdą się tacy, którzy wybiorą właśnie słuchawki Beoplay. Od pierwszych dźwięków zwracają one uwagę brzmieniem wyważonym i kulturalnym, z wyraźnie obniżonym (w stosunku do P1) "punktem ciężkości". Nie ma tu jednego składnika, który natychmiast przykuwałby uwagę swoją wyjątkowością; to, co oferują E4, odbiera się kompleksowo, z całym dobrodziejstwem inwentarza, ze wszystkimi zaletami i wadami (bo przecież każdy produkt jakieś ma), ale wszystko to od razu "gra" i układa się w spójną całość.

Opis zaczynam od dołu pasma, gdzie osiągnięto bardzo udany kompromis. Bas jest ładnie rozciągnięty, nie przytłacza ciężarem czy potęgą. Nie ma tu zbędnych wybrzmień, przeciągania dźwięków, rezonansowego rozwleczenia czy przyduszenia. Owszem, pod względem barwy nie jest jeszcze idealnie, ale informacje o różnych instrumentach operujących w paśmie niskotonowym są już całkiem czytelne. Nie brakuje też porządnego uderzenia, tak ważnego w rocku czy metalu. Świetnie słychać to na przykładzie ostatniej płyty Metalliki "Hardwired...To Self-Destruct" (FLAC 24/96), gdzie stopa perkusji ma fajne, charakterystyczne "umpf" – jak na dokanałówki naprawdę w sam raz, ani zbyt obfite, ani za szczupłe (a zdarzało się już, że na tego typu słuchawkach brzmiało to jak "cienki zwierz"). W prezentacji modelu E4 nie trzeba też szukać gitary basowej, która robi dokładnie to, co powinna, czyli wzbogaca i dopełnia brzmienie, kładąc specyficzny groove. Tak podane niskie składowe wespół z sensowną dynamiką w skali makro dają nad wyraz korzystny efekt.

Średnica to bez wątpienia najciekawsza część prezentacji modelu E4. Zakres ten ujmuje barwami, instrumenty i wokale są nasycone, ale nie tracą konturów, ich "skupienie" jest bezbłędne. Czy E4 uspokajają przekaz? Trochę tak, ale nigdy nie przekraczają granicy, za którą brzmienie przestaje wciągać, staje się mało angażujące czy nijakie. To uspokojenie ma zresztą więcej wspólnego ze złagodzeniem (stosunkowo niewielkim) impulsów niż "puszczeniem pedału gazu", bo ogólna szybkość jest bardzo dobra. Stopa i gitara basowa w utworze "Hardwired" z przywołanej wyżej płyty na słuchawkach E4 współpracują aż miło, cały czas zachowując imponujące tempo i właściwe akcenty rytmiczne.

Składniki brzmienia modelu E4 dobrano w taki sposób, by po pierwsze przyswajać je całościowo, a po drugie, by działo się to bez najmniejszego wysiłku. Duża w tym zasługa nieszablonowo podanego wyższego środka i góry pasma. W żadnym nagraniu nie odnotowałem, by cokolwiek mnie w tym zakresie zirytowało. To prawda, że "e-czwórki" nie generują takiej porcji detali w najwyższych rejestrach, jak przywołane już Pinnacle P1. Przycięcie pasma do 16kHz musi mieć swoje konsekwencje, ale nie trzeba od razu nad tym faktem rozdzierać szat, w rzeczywistości nie wygląda to tak źle, jak "na papierze". Owszem, niektóre instrumenty, zwłaszcza perkusyjne, nie mają tego krystalicznego blasku i ożywionego pogłosu, a ilość szczegółów, ich separacja i rozmieszczenie w przestrzeni nie są tak wyraziste, jak w przypadku flagowców MEE audio, ale za to odsłuchom stale towarzyszy uczucie odprężenia. I nawet jeśli efekt ten uzyskano kosztem lekkiego uszczuplenia ekspresji, to – przynajmniej moim zdaniem – pomysł wypalił.

A co z ANC? Jak by nie patrzeć, nowy układ aktywnej redukcji szumów był sprężyną całej sprawy i bez wątpienia należy mu się osobny akapit. Sporo tu zależy od tego, jak się na to spojrzy, albo raczej gdzie się ucho przystawi. W pędzącym pociągu albo samolocie bez wątpienia układ ten pozwoli odciąć się od świata, a ingerencję w brzmienie (uszczupla nieco zakres niskich tonów i nieznacznie "gasi" dźwięk) w takim wypadku zapisze się po stronie "plusów ujemnych". Oczywiście można w ogóle zrezygnować ze słuchania muzyki i delektować się niemalże ciszą – układ działa autonomicznie, niezależnie od smartfona. Proszę raczej nie próbować w takiej sytuacji (tzn. z włączonym systemem ANC) dociskać jednocześnie kciukami obu słuchawek do uszu, bo pojawi się w nich irytujący dźwięk wysokiej częstotliwości. Za to "tryb przezroczystości" to strzał w dziesiątkę – przesunięcie przełącznika zatrzymuje odtwarzanie i pozwala skoncentrować się na odgłosach otoczenia; powtórzenie ruchu przełącznika oznacza płynny powrót do słuchania muzyki.

Podsumowanie

Dwa podobnie wycenione modele, ale brzmienie zupełnie inne. Warto popróbować na spokojnie i zastanowić się, czemu i w jakich warunkach takie słuchawki mają służyć. Bardziej analizie czy relaksowi? Do jazzu czy do metalu? W domowym zaciszu, czy w drodze? I na Pinnacle P1, i na Beoplay E4 znajdą się amatorzy, to jasne jak słońce, bo i jedne, i drugie mają to coś. Trzeba tylko zdecydować, którego "cosia" się woli.

Werdykt: B&O PLAY Beoplay E4

★★★★½ Nieprzeciętne dokanałówki z systemem ANC, oferujące muzykalne, relaksujące brzmienie