Thrax Maximinus
Oferta bułgarskiej firmy Rumena Artarskiego to nie tylko wzmacniacze i kolumny, które już dla Państwa testowaliśmy, ale i źródła – obecnie dwa, za to od razu z najwyższej półki. Testujemy przetwornik cyfrowo-analogowy
- Data: 2016-05-17
- Autor: Marek Dyba
Rumen Artarski, szef i założyciel Thraxa, należy do tej kategorii ludzi, którzy gdy już się za coś wezmą, to po to, by zrobić to najlepiej. Dlatego gdy zabrał się za produkcję własnych komponentów audio (ledwie kilka lat temu), nie zawracał sobie głowy urządzeniami budżetowymi, ale od razu poszedł na całość, tworząc przedwzmacniacz, wzmacniacze czy kolumny od razu z wysokiej półki. Fantastycznie wykonane dzięki odpowiedniemu zapleczu technologicznemu (Thrax wykonuje obudowy nie tylko dla własnych urządzeń, ale i dla wielu znanych marek audio), oferujące znakomite brzmienie i odpowiednio także wycenione. Skoro w ofercie są dzielone wzmacniacze, pre i kolumny, to naturalną koleją rzeczy było rozszerzenie katalogu o źródła. Niedawno na rynku zadebiutował analogowy (przynajmniej w części) przedwzmacniacz gramofonowy Orpheus oraz przetwornik cyfrowo-analogowy Maximinus, który jest bohaterem niniejszego testu.
Typowa dla firmy Thrax aluminiowa obudowa o charakterystycznym froncie jest znakomicie wykonana i wykończona. Pośrodku płyty czołowej umieszczono niezbyt duży, ale czytelny, zielony wyświetlacz, na którym informacje pojawiają się jedynie na chwilę, po czym wyświetlacz jest wygaszany. Jak już wspominałem, urządzenia Thraxa to bezkompromisowe konstrukcje, a działający wyświetlacz może przecież powodować (choć nie musi) niewielkie zakłócenia, których lepiej unikać – stąd jego wyłączanie, gdy nie jest potrzebny. Po jego lewej stronie znajdują się trzy niewielkie przyciski – włącznik, Mute, a trzeci wraz z czwartym umieszczonym po drugiej stronie wyświetlacza i znajdującą się obok niewielką gałką pozwala na obsługę menu urządzenia. W ramach menu wybieramy: które z cyfrowych wejść ma być w danym momencie aktywne (6 standardowych + 2 opcjonalne); czy chcemy stosować upsampling i reclocking; wybieramy także jeden z 4 filtrów cyfrowych. Standardowe wejścia cyfrowe to podwójne: SPDIF (RCA), AES/EBU, Toslink. Opcjonalne to USB, w który testowany egzemplarz był wyposażony, oraz dostępne już niedługo (według zapowiedzi) wejście LAN. Dodatkowo na tylnej ściance znajduje się gniazdo zasilania oraz wyjścia analogowe – XLR (na gniazdach Neutrika) i RCA (na gniazdach Cardasa). A co siedzi w środku Maximinusa?
Z informacji udostępnionych przez producenta wynika, iż sercem urządzenia jest układ stworzony przez jedną z czołowych obecnie firm w zakresie przetworników D/A – MSB Technology. Wykorzystano tu model Platinum Signature. Ponadto zastosowano cztery monofoniczne przetworniki w połączeniu z dyskretną drabinką rezystorową, a całością sterują dwa układy DSP Analog Devices. Skoro miało być bezkompromisowo, to i układ zasilania musi być wyjątkowo rozbudowany, z osobnymi sekcjami dla D/A, dla zegara czy DSP. Sygnał do wyjść trafia poprzez trafa dopasowujące impedancję. Również na wszystkich wejściach cyfrowych zastosowano podobne transformatory. Opcjonalne wejście USB dla Thraxa stworzyła firma JL Sounds (na jej stronie można też znaleźć sterowniki dla USB dla Maximinusa). Układ wykorzystuje kość XMOS-a z autorskim oprogramowaniem oraz wysokiej klasy zegary taktujące – osobne dla sygnału wejściowego, a dwa kolejne dla sygnału wyjściowego. To układ asynchroniczny zdolny do przyjęcia sygnału PCM w rozdzielczości do 32 bitów i 384kHz. Umożliwia również przesył sygnału DSD (przez protokół DoP), acz wykorzystanie tej opcji to jeszcze kwestia niedalekiej przyszłości (upgrade oprogramowania urządzenia powinien, jak sądzę, załatwić sprawę).
Jakość brzmienia
Nie będę ukrywał, że mnie najbardziej interesowała jakość wejścia USB tego urządzenia również dlatego, że Dystrybutor, pan Roger Adamek, jeden z "wrogów" grania z plików, sam zachwalał to urządzenie jako pierwsze: "które przywróciło jego wiarę w pliki". Co prawda mnie wiary w możliwość uzyskania brzmienia wysokiej klasy z plików nie brakuje, ale po takiej rekomendacji nie mogłem się oprzeć pokusie przetestowania Maximinusa w swoim systemie. Swoją drogą bułgarski DAC grał u mnie w niezwykle doborowym towarzystwie, gdyż oprócz mojego, bardzo dobrze znanego mi systemu miałem możliwość odsłuchać go z innymi komponentami z bardzo, bardzo wysokiej półki, m.in. Robert Koda + Cessaro czy AudioTekne. Miał więc możliwość wykazać się w pełni, a ja nie omieszkałem z tej szansy skorzystać. Pierwsza cecha brzmienia, która mnie wręcz powaliła, to niezwykła gładkość. Nie raz używałem tego określenia w odniesieniu do różnych źródeł cyfrowych, ale dopiero teraz dotarło do mnie, co to naprawdę znaczy gładkość brzmienia! Rzecz nie w jakimkolwiek uspokojeniu czy wymuszonym wygładzeniu dźwięku, ale w jego czystości połączonej z brakiem choćby najdrobniejszego cyfrowego nalotu. Temu, między innymi, przypisałem nadzwyczaj naturalne brzmienie przede wszystkim instrumentów akustycznych. Dla mnie to one są zawsze wyznacznikiem klasy brzmienia dowolnego komponentu audio, bo tylko w przypadku instrumentów akustycznych można mówić o naturalności brzmienia, której ja szukam w pierwszej kolejności.
Thrax świetnie pokazuje barwę, fakturę każdego instrumentu, potrafi oddać nawet drobne kontrasty dynamiczne, a każda faza dźwięku – atak, podtrzymanie i wybrzmienie – są oddane odpowiednio i we właściwych proporcjach. Maximinus potrafi także stworzyć dużą scenę, mówię przede wszystkim o jej głębokości – zaczyna się na linii kolumn i sięga daleko w głąb (jak daleko, to zależy od reszty systemu oczywiście). Na szerokość nie była aż tak imponująca, jak z testowanego równolegle Hegla HD30, ale akurat w tym względzie norweski przetwornik przeskoczył chyba wszystkie znane mi źródła cyfrowe. Podkreślam jednak, że to, co oferuje Thrax w tym zakresie, w żaden sposób nie wydawało się ograniczone – jedynie w bezpośrednim porównaniu z Heglem słychać było, że można jeszcze bardziej rozciągnąć scenę dźwiękową. Gdy w systemie grał Maximinus, na znanych mi płytach wydarzenia pokazane po bokach sceny rozgrywały się mniej więcej tam, gdzie zwykle (czyli w systemie odniesienia czy większości testowanych źródeł). Wrażenie przestrzennej prezentacji wspomagała także bardzo dobra selektywność testowanego urządzenia. I rzecz nie tylko w wyraźnej separacji urządzeń grających w tych samych planach, ale i w pokazaniu relacji przestrzennych między nimi w całej głębokości sceny. To dlatego tak dobrze oddany został choćby koncert Arne Domnerusa i jego zespołu na "Jazz at the Pawnshop". Rewelacyjnie zrealizowane nagranie doskonale uchwyciło także i aspekty przestrzenne tego wydarzenia. Choć w rzeczywistości muzycy stłoczeni byli na niewielkiej scenie, Thrax ładnie ich separował, pokazując każde ze sporych źródeł pozornych w nadzwyczaj klarowny sposób.
Spójność prezentacji to kolejna z cech wyróżniających Maximinusa. Mocny, punktowy, nisko schodzący bas stanowi doskonałą podstawę dla gęstej, gładkiej średnicy, która płynnie przechodzi w rozświetlone, dźwięczne wysokie tony. Nie dosłuchałem się tu śladów podbarwień, podbicia jakiejś części pasma, która ową spójność mogłaby zakłócać. Być może dałoby się wskazać bardzo delikatny akcent na niskiej średnicy, ale to co najwyżej takie delikatnie muśnięcie, które sprawia, że dźwięk wydaje się bardziej namacalny, głębszy, po prostu naturalny. Dzięki temu nie tylko wspomniane już instrumenty akustyczne, ale i wokale wypadają w wydaniu Thraxa bardzo przekonująco. Ogromną frajdę sprawiało mi słuchanie tak różnych, zupełnie inaczej nagranych na przestrzeni lat głosów Elli Fitzgerald, Janis Joplin i Louisa Armstronga, jak i Patricii Barber, Marka Dyjaka czy boskiego Luciano Pavarottiego. Studium wokali nagranych na przestrzeni circa 60 lat pokazało, jak dobry wgląd w nagrania i w sposób ich realizacji oferuje testowany przetwornik. Każde z nagrań miało własny, niepowtarzalny charakter i choć każde koncentrowało się na wokalu, to nawet w tym względzie występują przecież spore różnice, zaprezentowane tu bezbłędnie.
Bułgarski DAC bardzo udanie oddaje klimat nagrań zrealizowanych na żywo. Z jednej strony rzecz w umiejętności plastycznego pokazania instrumentów i wokalistów na scenie, a z drugiej całego otoczenia akustycznego. To ostatnie im lepiej zostało uchwycone przez realizatorów nagrania, tym bardziej przekonująco wypada w odtworzeniu Maximinusa. Doskonale słychać to było np. na nagraniu "Ostatnich siedmiu słów Chrystusa na krzyżu" Haydna pod Savalem, gdzie w stosunkowo niedużym pokoju (24m kwadratowe) testowany DAC stworzył bardzo realistyczne wrażenie uczestnictwa w spektaklu rozgrywającym się w ogromnym kościele. Pogłos, odbicia od ścian, dźwięki rezonujące w odległych o, wydawało się, dobrych kilkanaście metrów kątach – wszystko to stwarzało wrażenie, jakbym naprawdę słuchał wykonania na żywo, siedząc w ogromnej kubaturze, gdzie zrealizowano nagranie. Klimat małego klubu z żywo reagującą publicznością pokazany został wyśmienicie choćby na wspomnianym już "Jazz at the Pawnshop" czy koncercie Muddy'ego Watersa z gościnnym występem Rolling Stones. To przede wszystkim odgłosy płynące z widowni tworzą ten klimat, choć na niejednym koncercie (choćby Jarreta z Koeln) słychać i samych muzyków. Już płyta Muddy'ego, ale także i Led Zeppelin czy zespołu Rush pokazały, że na drive i pace&rhythm Thraxa również nie można narzekać. Elektryczne gitary czy bas nie były bynajmniej wygładzane – brzmiały zadziornie, mocno tak, że i bluesa, i rocka słuchało mi się bardzo dobrze tym bardziej, że rytm i tempo prowadzone były świetnie, a to przecież podstawa tych gatunków muzycznych. OK, może miłośnik ciężkich odmian metalu znalazłby kilka DAC-ów lepiej grających taką muzykę, ale zapewne odbyłoby się to kosztem naturalności w muzyce akustycznej. Dla mnie oferowany tu balans jest niemal idealny.
Sporo czasu spędziłem, słuchając większej klasyki, zarówno oper, jak i muzyki symfonicznej. Na odpowiednie brzmienie takiej muzyki składać się musi wiele elementów. Oprócz zachwalanej już bardzo naturalnej i przestrzennej prezentacji potrzebna jest także odpowiednia rozdzielczość, separacja i różnicowanie plus oczywiście dynamika zarówno w skali makro, jak i mikro. Maximinus emanuje czymś, co nazwałbym wewnętrznym spokojem, pewnością siebie (personifikując nieco). Pozwala mu to poukładać nawet najbardziej złożone struktury muzyczne, największe nawet zespoły instrumentów w spójną, świetnie zorganizowaną całość. Wielkie tutti brzmi jak duża ściana dźwięku, którą można wręcz poczuć, ale jednocześnie ta ściana składa się z wielu elementów, którym można się dokładnie przyjrzeć dzięki bardzo dobremu ich zróżnicowaniu. Przy najcichszym piano owo różnicowanie, separacja, detaliczność, cieniowanie dynamiki w skali mikro sprawiają, że i tu wszystko słychać jak na dłoni, co pozwala docenić wirtuozerię zarówno solistów, jak i poszczególnych muzyków orkiestry. A że i rozmach tej prezentacji robił wrażenie, było tu właściwie wszystko, by z satysfakcją słuchać nawet i największych (mówię o skali) dzieł klasyków.
Warto wiedzieć
Firma Thrax została założona przez Rumena Artarskiego w Bułgarii, a swoją siedzibę ma w Sofii. Od samego początku postawiono na bezkompromisowość. Jak sami piszą o swoich produktach: "Urządzeń Thraxa nie zaprojektowano we Włoszech i nie wykonano w Szwajcarii, ale cieszą się one uznaniem Włochów a Szwajcarzy je importują. Robimy to co robimy, bo mamy dość powszechnie obowiązujące przekonanie, że produkt ma być "wystarczająco dobry" - my nie akceptujemy monopolu bylejakości." Komponenty stosowane do produkcji urządzeń Thraxa są starannie selekcjonowane. Tak jest w przypadku lamp typu NOS i olejowych kondensatorów, a części z obecnej produkcji pochodzą od renomowanych producentów takich jak Lundahl, czy Tamura. Firma posiada rozbudowane zaplecze obróbki metali. Wszystkie elementy obudów są produkowane na miejscu począwszy od wycinania elementów, a na anodowaniu kończąc. Inspiracją są prace takich japońskich guru lamp jak: Shishido-san oraz Kondo-san. Thrax stara się łączyć tradycję z najnowszymi technologiami skupiając się na najmniejszych detalach, by ich urządzenia były tak dopracowane, jak to jest tylko możliwe.
Podsumowanie
Jak zwykle Rumen Artarski poszedł na całość – zero kompromisów, wszystko zostało dokładnie przemyślane, zaprojektowane zgodnie z najwyższymi standardami sztuki inżynierskiej, a następnie perfekcyjnie wykonane. A co z tego wyszło? Najlepiej oczywiście byłoby tego posłuchać we własnym systemie, do czego zachęcam, ale ja, jako bardziej meloman niż audiofil, wskażę tylko kilka cech, które sprawiają, że z pomocą Maximinusa tak dobrze słucha się muzyki. Jedna wyróżnia go absolutnie pośród niemal wszystkich cyfrowych źródeł, jakie znam – nadzwyczajna gładkość brzmienia, która występuje zawsze, chyba że akurat trzeba oddać chropowatość np. trąbki czy nieco brudniejsze rockowe brzmienie. O całej reszcie cech brzmienia właściwie można by napisać, że po prostu jest dokładnie taka, jaka być powinna. Każde urządzenie audio to wynik pewnych kompromisów. W przypadku tego Thraxa żadna cecha (poza gładkością) sama w sobie nie jest superwybitna, a jednak razem tworzą doskonale uzupełniającą się całość, gładką, spójną, muzykalną, będącą w stanie oczarować barwą i fakturą głosu czy instrumentu akustycznego, ale i dać czadu, gdy trzeba zagrać rocka. Na koniec muszę przyznać rację dystrybutorowi, czyli panu Rogerowi Adamkowi, że z plików Maximinus gra wyjątkowo dobrze. Mamy więc urządzenie kompletne, któremu wystarczy zapewnić odpowiedniej klasy źródło sygnału, a o całą resztę wybornie zadba Maximinus.
Werdykt: Thrax Maximinus
Czytaj testy z tego wydania
- Accuphase E-370
- Beyerdynamic T5P v. 2
- Blumenhofer Tempesta 20
- Cabasse Stream Amp 100 + Cabasse Surf
- Chang Lightspeed Reference Link
- Creative Sound Blaster Roar Pro
- Harman/Kardon Aura Plus
- Indiana Line Diva 262
- J. Sikora Basic
- Paradigm Shift PW AMP
- Quadral Chromium Style 8
- Sonus faber Chameleon T
- Tannoy Eclipse Three
- Thrax Maximinus
- Xavian Orfeo