iFi Audio nano iDSD LE

iFi Audio nano iDSD LE

iFi Audio nie zwalnia tempa – niedawno do rodziny "nano" dołączył kolejny DAC-zek, iDSD LE. Sprawdzamy, "z czym się to je"

  • Data: 2017-06-20

Porównanie dwóch głównych serii produktów iFi Audio, micro i nano, prowadzi do wniosku, że marka powołana do życia przez firmę Abbingdon Music Research (AMR) stara się uświadomić swoim klientom, czego tak naprawdę potrzebują. Jeśli są otwarci na eksperymenty, mogą wybrać nieco lepsze wyposażenie i funkcjonalność (np. układ eksponujący niskie częstotliwości, tryb 3D korygujący przestrzeń i stereofonię, regulację mocy wyjściowej itp.), a jeśli taka zabawa ich nie interesuje, mogą ograniczyć się tylko do tego, co niezbędne. Najlepsze jest to, że w każdym wypadku "w podstawie" dostają wysoką jakość dźwięku. Ostatnio nawet w obrębie serii nano pojawiło się podobne rozróżnienie. Możemy wybrać albo przetwornik iDSD (który, nawiasem mówiąc, jest uproszczoną wersją micro iDSD), albo jego "lajtową" wersję iDSD LE (LE oznacza Light Edition), pozbawioną wyjścia SPDIF i selektora cyfrowych filtrów, a do tego tańszą o 350zł. Pozostaje pytanie, czy coś tak małego może w ogóle sensownie grać?

Budowa i możliwości

Możliwości tego malucha nawet w wersji podstawowej są nieprzeciętne. Podobnie jak jego większy brat, LE bazuje na układzie przetwornika Burr-Brown opracowanego w Japonii przez samą firmę BB (jeszcze przed erą BB/TI), który potrafi natywnie odtwarzać sygnały PCM (16–32-bit/44–384kHz), DSD (1-bit/2,8–6,2MHz) i DXD (24-bit/384kHz). Za oprogramowanie chipsetu odpowiada firma AMR i to dzięki jej staraniom przetwornik Burr-Browna pracuje bez konwersji z jednego formatu na drugi. Kolejny ważny element tej układanki to zegary, również dostarczone przez AMR. Producent chwali się, że te temperaturowo kompensowane moduły pozyskano z przemysłu telekomunikacyjnego (co oznacza wyższe niż gdzie indziej standardy) i że redukują one cyfrowy szum oraz zmniejszają jitter do poziomów niemierzalnych. Ponadto iDSD LE wykorzystuje technologię Zero Jitter Lite AMR-a przejętą z hi-endowego DACA DP-777, a także analogową regulację głośności i opatentowany przez iFi stopień wyjściowy DirectDrive.

Wnętrze przetwornika skrywa jeszcze baterię litowo-polimerową o pojemności 1000mAh, co pozwala na 8 godzin pracy w tandemie ze smartfonem. Z komputerem PC takich ograniczeń nie ma, ale trzeba zainstalować sterownik oraz firmware (stosowne instrukcje zamieszczono na stronie internetowej).

Parametry, jakimi może pochwalić się iDSD LE, robią świetne wrażenie (niskie zniekształcenia, dynamika powyżej 100dB), a jeden z nich praktycznie wyrywa z butów – chodzi o maksymalną moc na wyjściu gniazda słuchawkowego. Te 1,5W pozwoli wysterować chyba każde słuchawki, na czele z HE-1000 HiFiMAN-a, Edition 8 Ultrasone'a i LCD X/XC Audeeze.

Całą elektronikę i akumulator zamknięto w metalowym puzderku w kolorze srebrnym, wyprowadzając na zewnątrz tylko to, co niezbędne: z tyłu gniazdo wejściowe, które łączy funkcje zasilania, ładowania i pobierania sygnału, a z przodu wyjście RCA, słuchawkowe (mały jack) i pokrętło głośności. Na górnej ściance umieszczono jeszcze diodę, której kolor sygnalizuje stan naładowania baterii, a także częstotliwość odtwarzanych plików audio (zielony 44/48kHz, żółty 88/96kHz, cyjan 176/192kHz, biały: DXD 352/384kHz, niebieski: DSD 2,8/3,1MHz, magenta DSD 5,6/6,2MHz).

Razem z przetwornikiem dostajemy dwa kable (RCA oraz USB; ten drugi jest w zasadzie obowiązkowy, bo wejście USB w iDSD LE ma nietypowy kształt), dwie szerokie gumki do "skanapkowania" ze smartfonem i czarny aksamitny woreczek.

Jakość brzmienia

Młodzi na coś takiego mówią chyba "ja pipam", a audiofile po czterdziestce "ja pier....". Oczywiście żartuję, ale dobrze by było jakoś zwięźle podsumować to, co iDSD LE portafi, a chwilowo nic bardziej treściwego, oddającego istotę rzeczy nie przychodzi mi do głowy. Trochę przy tym "boli", że urządzenie to jest tak małe. Bo przecież bez problemu zmieściłoby się nawet w takim mini-PC i byłoby P-O-Z-A-M-I-A-T-A-N-E, w większości wypadków można by na tym poprzestać i autentycznie cieszyć się wysoką jakością dźwięku prosto z "dziurki" komputera, nie walcząc z Realtekami i nie zawracając sobie głowy USB-DAC-ami. Z drugiej strony nie ma co narzekać – 650zł to nie majątek, a iDSD LE można też podłączyć do smartfona. Nawet z Galaxy S7 Samsunga (z programowym odtwarzaczem Onkyo HF Player) poprawa jest zaskakująco wyraźna – dźwięk wręcz tryska witalnością, staje się bardziej intensywny, głęboki i dynamiczny, poprawę słychać praktycznie pod każdym względem, zwłaszcza w najniższym zakresie.

Jedną z najważniejszych cech iDSD LE jest przezroczystość i neutralność tonalna, a ponadto dążenie do czystego wzmocnienia sygnału, bez dodatkowych "atrakcji". Dzięki temu większość słuchawek, jakie do niego podłączymy, zagra w dużej mierze tak, jak to sobie wymyślili ich konstruktorzy. Podczas testów najczęściej sięgałem po Signature Studio Ultrasone'a (z iDSD LE podłączonym do komputera) i iSINE20 Audeze (w konfiguracji ze smartfonem), za każdym razem nie dowierzając w to, co słyszę z urządzenia, które mieści się w dłoni i waży zaledwie 167 gramów.

Do mocnych stron iDSD LE bez wątpienia należą także dynamika i timing. Dźwięk nie jest tu "obrabiany zgrubnie", mikroszczegóły są serwowane z dużą starannością. Brzmienie przez cały czas jest żywe, prężne i otwarte, co podkreśla walory rytmiczne materiału muzycznego. Basowo-perkusyjny wstęp do "Luminol" Stevena Wilsona, będący czymś w rodzaju rytmicznej łamigłówki, podobnie jak "alternatywne polki" Primusa zyskały dzięki DAC-zkowi iFi jakby dodatkową energię. Klangujący i synkopujący bas Lesa Claypoola "zarobił" dodatkowy ciężar, dzięki czemu funkowa rytmika stała się jeszcze bardziej zadziorna.

Opisując wyróżniające się cechy brzmienia iDSD LE, nie wolno też pominąć jego rozdzielczości, która świetnie separuje poszczególne instrumenty i głosy, umożliwiając przy tym głęboką penetrację szczegółów tła. Sprzyja temu czystość średnicy, która nie jest może jakoś przesadnie nasycona, ale potrafi oddać mnóstwo subtelności. Odróżnienie głosów Lennona i McCartneya na nowej zremasterowanej wersji "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" (WAV 24/96 z Blu-raya) stało się dzięki temu niezwykle łatwe, podobnie jak wyłapanie zmian wysokości głosu wokalisty czy separacji głosów w chórkach.

W górze pasma też "się dzieje". Odwzorowanie detali na płycie "Round' Midnight" Johan Dielemans Trio (DSD128) było bezbłędne. iDSD LE zapewnia czyste, precyzyjne i detaliczne soprany, umiejętnie godząc takie wydawałoby się sprzeczne elementy, jak metaliczność i delikatność. Jest też w stanie przekazać żywe wrażenie pogłosu, co tylko polepsza sugestywność dalszych planów. Niczego nie można też zarzucić lokalizacji źródeł – jest bardzo wyraźna, a dobra stereofonia gwarantuje stabilną i uporządkowaną scenę.

Czy w takim razie jest coś, co nano iDSD LE robi źle? Odpowiedź jest prosta: nie. Przy tak korzystnym stosunku jakości do ceny szukanie dziury w całym byłoby niedorzeczne.

Podsumowanie

Te 650zł, na które wyceniono nano iDSD LE, może być Waszą najlepszą inwestycją związaną z tzw. "komputerowym/mobilnym audio". DAC-zek iFi powinien bez większych problemów wyciągnąć z każdych słuchawek ich najlepsze cechy, zawstydzając przy tym droższe urządzenia. Jeśli to nie będzie hit, to chyba skonsumuję własne obuwie!

Werdykt: iFi Audio nano iDSD LE

★★★★★ Maleńki DAC o znakomitym brzmieniu i kapitalnej mocy, i do komputera, i do smartfona