Tellurium Q Claymore

Tellurium Q Claymore

Firma Tellurium Q postanowiła wskrzesić dawny projekt swojego aktualnego dyrektora technicznego – okazało się, że kontakt z opisywanym tu urządzeniem stanowił dla autora poniższej recenzji istny powrót do przyszłości

  • Data: 2014-08-14

Dzieje sprzętu hi-fi obfitują we wspaniałe opowieści o produktach, które po prostu pojawiły się na rynku i podbiły serca nabywców. Są też i urządzenia wspominane przez znawców tematu z pewnym rozrzewnieniem – projekty, które często nie były gorsze od liderów sprzedaży, ale z jakiegoś powodu nie zdołały skupić na sobie uwagi klientów i w rezultacie nigdy nie awansowały z kategorii "sprzętu kultowego" do grona "absolutnych klasyków". Jednym z takich produktów był wzmacniacz Claymore produkowany przez firmę Inca Tech. Ta integra pojawiła się na rynku w latach 80., mniej więcej w tym samym czasie co Audiolab 8000A. Jeśli ktoś chciałby pokusić się o porównanie tych dwóch konstrukcji, doszedłby do wniosku, że Claymore oferował zdecydowanie lepsze brzmienie, a choć był również nieznacznie droższy od swojego rywala, to w czasie swojej krótkiej obecności na rynku i tak zdobył wielu fanów. Jak się okazało, ich liczebność była w ostatecznym rozrachunku niewystarczająca, ale historia firmy Inca Tech to temat na inną okazję – w kontekście tej recenzji najbardziej interesującą informacją będzie nazwisko osoby, która wiele lat temu zaprojektowała ten kapitalny wzmacniacz: mowa tu o Colinie Wonforze, pracującym teraz w firmie Tellurium Q.

Na forach internetowych poświęconych sprzętowi hi-fi nie brakowało ostatnio krytycznych opinii dotyczących zbyt wysokiej ceny nowego Claymore'a – na Wyspach Brytyjskich trzeba za to urządzenie zapłacić 3.760 funtów. Rzeczywiście, nowa integra marki Tellurium Q jest droższa od swojego pierwowzoru, który sprzedawano w latach 80. za 345 funtów. Nawet gdyby wziąć pod uwagę inflację i przeliczyć cenę tak, by uwzględniała ona obecną wartość pieniądza, byłoby to jakieś 1.500 funtów, a więc ta sama kategoria cenowa, w której plasuje się chociażby Creek Destiny 2. Jeśli jednak ktoś naprawdę uważa, że nowa wersja legendarnej integry jest zdecydowanie za droga, proponuję spojrzeć na nią jako na coś w rodzaju "Super Claymore'a", a więc sprzęt, w którym nie zabrakło wodotrysków w rodzaju wbudowanego przetwornika cyfrowo-analogowego. W moim odczuciu nie jest szczególnie istotne, czy nowy produkt firmy Tellurium Q faktycznie jest potomkiem i godnym spadkobiercą fantastycznego wzmacniacza skonstruowanego w latach 80. – liczy się to, jak opisywane w tym tekście urządzenie poradzi sobie z innymi integrami kosztującymi mniej więcej 20 tysięcy złotych.

Jednym z rywali integry firmy Tellurium Q może być Sugden Masterclass IA-4, który nie dość, że prezentuje się lepiej pod względem jakości budowy i wykończenia, to jeszcze oferuje nabywcy poczucie, że wzmacniacz był wart każdej wydanej na niego złotówki. Jeśli ktoś ocenia sprzęt hi-fi głównie na podstawie wyglądu zewnętrznego, to przypuszczalnie stwierdzi, że aparycja nowego Claymore'a nie pasuje do jego ceny. Nie chcę przez to powiedzieć, że podczas projektowania tej integry szukano oszczędności – po prostu nie zadbano tu o pewne szczegóły. Wzmacniacz firmy Tellurium Q to zdecydowanie jedno z tych urządzeń, które mają spodobać się wszystkim potencjalnym nabywcom (stąd też obecność wbudowanego przetwornika cyfrowo-analogowego oraz pilota zdalnego sterowania), co powinno przekonać klientów poszukujących uniwersalnej, łatwej w obsłudze integry.

Jak twierdzi producent recenzowanego tu urządzenia, nowy Claymore "w bardzo niewielkim stopniu przypomina konstrukcyjnie swojego poprzednika, choć istnieje tu podobieństwo dotyczące charakteru brzmienia". W integrze firmy Tellurium Q zastosowano nową generację analogowych modułów mocy MOSFET, które w porównaniu z używanymi wcześniej podzespołami posiadają zdecydowanie bardziej liniową charakterystykę. We wnętrzu nowego Claymore'a można też zobaczyć wiele przewodów – konstruktor tego urządzenia uznał po prostu, że lepiej sięgnąć po wewnętrzne okablowanie, niż opierać całą konstrukcję na obwodach drukowanych. Jeśli chodzi o kwestie zasilania, to transformator posiada czternaście uzwojeń wtórnych dostarczających prąd do poszczególnych sekcji urządzenia (to spory krok do przodu w stosunku do integry produkowanej w latach 80. przez firmę Inca Tech – tam z zasilacza wychodziły tylko cztery niezależne linie). Co więcej, w celu redukcji szumów oraz zakłóceń wszystkie podzespoły cyfrowe i układy kontrolujące pracę urządzenia zostały pod względem zasilania odizolowane od sekcji analogowych. Jak już wspominałem wcześniej, we wnętrzu wzmacniacza kryje się przetwornik cyfrowo-analogowy – wykorzystuje on filtr cyfrowy stworzony specjalnie na potrzeby tego projektu, a cały DAC jest zaopatrywany w prąd tylko w sytuacji, w której Claymore wykryje aktywność na wejściu USB.

Nowa integra oferowana przez firmę Tellurium Q nie posiada na ściance czołowej selektora wejść, co zmusza użytkownika do korzystania ze zdalnego sterowania. Sama koncepcja nie jest może taka zła, ale pilot ma bardzo wąskie kąty działania, a to oznacza, że używanie nowego Claymore'a jest po prostu niezbyt wygodne. Kolejnym uchybieniem w kwestii ergonomii jest zastosowanie przez konstruktorów śliskich nóżek. Wykorzystano tutaj twarde, półprzezroczyste tworzywo, które miało zapewniać "niewielką powierzchnię kontaktu z podłożem, a tym samym naśladować do pewnego stopnia działanie stożków antywibracyjnych bez niszczenia powierzchni, na której zostanie postawiony wzmacniacz". Wszystko wskazuje na to, że dosyć dużą rolę odgrywały tutaj względy estetyczne, jednak pomimo całego kunsztu projektantów nóżki tej integry ślizgały się po używanej przeze mnie płycie izolacyjnej Base Platform firmy Audiophile Base. Uprzedzając pytania, mogę od razu poinformować – w przypadku postawienia Claymore'a na innych powierzchniach przesuwanie także występowało. Rozwiązaniem tego problemu okazało się użycie sorbotanowych podkładek pod sprzęt audio, sprzedawanych pod wdzięczną nazwą Foculpods. Nie dość, że wzmacniacz przestał się ślizgać na wszystkie strony, to jeszcze poprawiło się jego brzmienie! Gdybym miał naprawdę czepiać się drobiazgów, musiałbym jeszcze wspomnieć o odgłosie towarzyszącym wyłączaniu integry.

Jakość dźwięku

Claymore oferuje naprawdę świetne brzmienie – gra naturalnie i bez wysiłku, a kolejne dźwięki następują po sobie z niemalże wzorcową płynnością. Odbiorcy trudno powiedzieć, czy obcuje ze wzmacniaczem lampowym czy też z konstrukcją tranzystorową, nie słychać tu również stereotypowych cech przypisywanych urządzeniom pracującym w klasach AB bądź A. Brzmienie Claymore'a jest po prostu takie, jakie powinno być: produkt firmy Tellurium Q oferuje słuchaczowi niezwykle rzadko spotykane połączenie niewymuszonej muzykalności z ogromną szczegółowością. Kiedy wzmacniacz tak znakomicie radzi sobie z zarejestrowanym materiałem, odbiorca nie skupia się na tym, jak gra sprzęt, ale podąża za muzyką. Claymore z lat 80. charakteryzował się w pewnym sensie podobnym brzmieniem, ale nie usuwał się w cień tak wyraźnie, jak robi to jego niedawno wprowadzony na rynek następca. Pierwszy kontakt z integrą marki Inca Tech dawał słuchaczowi wrażenie obcowania z muzykalnym wzmacniaczem, który gra dużym i ciepłym dźwiękiem, dysponując przy tym bogatym basem i pełną słodyczy górą pasma. Niestety, gdzieś w tle zawsze słychać było tranzystorowy "nalot", do tego dochodził też lekko rozjaśniony górny zakres średnicy – efekt często spotykany wśród produkowanych w tym okresie urządzeń opartych na układach MOSFET. Nowy Claymore oferuje bardziej zwarte brzmienie – jest ono czystsze, gładsze, bardziej zdecydowane i szczegółowe, a w muzyce nadal słychać tę radość życia, z której słynął wcześniejszy wzmacniacz noszący tę samą nazwę. To interesujące, że ten sam konstruktor był w stanie uzyskać w obydwu tych integrach podobny charakter dźwięku, choć znajdujące się w ich wnętrzach podzespoły całkowicie się od siebie różnią.

Nowy produkt marki Tellurium Q jest zatem wzmacniaczem tranzystorowym ukazującym mnóstwo szczegółów oraz zachowującym przez cały czas kontrolę nad odtwarzanym materiałem – warto jednak zauważyć, że Claymore wcale nie prezentuje się w taki sposób. W rzeczywistości opisywane tu urządzenie sprytnie usuwa się w cień, pozwalając przemawiać samej muzyce. Gdy rozpocząłem odsłuch utworu "Sun in the Night" zespołu Brand X, testowany wzmacniacz sprawił, że od razu zachwyciłem się fantastyczną melodyjnością tej piosenki; moją uwagę zwróciła również bardzo dobra gradacja dynamiki, a także prędkość, z jaką docierały do mnie kolejne dźwięki oraz fakt ukazania w pełnej krasie przestrzeni akustycznej tego nagrania, stanowiącej muzyczny odpowiednik Technicoloru. Nagle zdałem sobie sprawę, że ta integra potrafi być do tego stopnia "przezroczysta", że góruje nad konkurencją ze swojego przedziału cenowego i może rywalizować z konstrukcjami z wyższej półki. Nowy Claymore sprawia, że muzyka po prostu płynie, a słuchacz ląduje na samym środku sceny stereofonicznej.

Kiedy przerzuciłem się na rytmiczny pop z lat 80. i zacząłem słuchać "The Word Girl" grupy Scritti Politti, okazało się, że obecna tam potężna linia basu przez cały czas znajduje się pod kontrolą. To prawda, że Claymore nie brzmi tak, jakby posiadał nieograniczone rezerwy mocy charakteryzujące elektronikę marki Krell, nie jest również w stanie masowo wyrzucać z siebie potężnych ładunków najniższych dźwięków, ale produkt firmy Tellurium Q nie jest też z pewnością zabiedzonym chuchrem. Gdybym miał poszukać recenzowanemu tutaj urządzeniu odpowiednika ze świata samochodów, na pewno nie byłby to amerykański muscle car – do wizerunku cechującej się niezwykłą zwinnością i szybkością integry dużo lepiej pasowałby znakomicie zestrojony Lotus. Zalety Claymore'a nie ograniczają się jednak do ukazywania transjentów towarzyszących atakowi dźwięku – to urządzenie świetnie odmalowuje również rozmaite barwy. Nie można powiedzieć, by integra oferowana przez firmę Tellurium Q grała ciężko czy przesadnie masywnie, ukazuje ona natomiast szczegółowo fakturę brzmienia poszczególnych instrumentów pojawiających się na nagraniach. Ta kombinacja prędkości i kontroli w zestawieniu ze zdolnością do wiarygodnego odmalowywania barw daje niezwykle przyjemne efekty, choć niestety jest to rzadko spotykane połączenie. To właśnie te cechy wzmacniacza sprawiły, że podczas odsłuchów piosenki "The Word Girl" falset solisty Scritti Politti, Greena Gartside'a, brzmiał niezwykle miękko i łagodnie, a równocześnie nasycony był ekspresją. Siły wyrazu nie brakowało również partiom instrumentów klawiszowych, które towarzyszą w tym utworze wokaliście.

Nowy Claymore naśladuje swojego przodka w jeszcze jednej kwestii – został wyposażony w bardzo dobry przedwzmacniacz gramofonowy współpracujący zarówno z wkładkami MM, jak i MC. To zdecydowanie nie jest funkcja, którą producent dorzucił tylko po to, by wydłużyć listę możliwości swojego urządzenia – płyty winylowe zabrzmiały podczas testów naprawdę świetnie, a odsłuch albumu "Night Cruiser" Eumira Deodato był czystą przyjemnością. Przedwzmacniacz gramofonowy ukazuje mnóstwo szczegółów, a jednocześnie znakomicie odmalowuje warstwę rytmiczną nagrań i potrafi pokazać pazur. Claymore to jeden z nielicznych testowanych przeze mnie ostatnio wzmacniaczy zintegrowanych potrafiących wyciągnąć wszystko co najlepsze z porządnego zestawu odtwarzającego czarne płyty – wyraźną poprawę brzmienia można uzyskać dopiero przeznaczając na zewnętrzny przedwzmacniacz gramofonowy grubo ponad dwa tysiące złotych. Przetwornik cyfrowo-analogowy jest całkiem niezły, ale nie dorównuje jakością sekcji pozwalającej słuchać winyli – jeśli chodzi o gniazdo USB, to już kosztujący nieco ponad dwa tysiące złotych Audiolab Q DAC oferuje zdecydowanie lepszy, bardziej przestrzenny i szczegółowy dźwięk.

Podsumowanie

Claymore to wzmacniacz charakteryzujący się znakomitym brzmieniem, ale z ręką na sercu muszę stwierdzić, że konstruktorzy powinni jeszcze popracować nad wygodą użytkowania tego urządzenia. Dopóki potencjalny nabywca nie posłucha tej integry, obcowanie z nią może wzbudzać mieszane uczucia. Kiedy jednak ktoś rozpocznie już sesję odsłuchową, z pewnością nie będzie miał powodów do niezadowolenia, gdyż Claymore to świetne urządzenie, które bije na głowę tańsze integry i jest jednym z najlepszych produktów w swojej klasie cenowej. Wszechstronność tego wzmacniacza sprawia, że jest on ciekawą propozycją na rynku i z pewnością powinien mu się przyjrzeć każdy, kto rozgląda się za sprzętem, który z jednej strony cechuje się znakomitym brzmieniem, a jednocześnie ze wszystkich sił stara się usunąć w cień muzyki.

Werdykt: Tellurium Q Claymore

★★★★★ Wzmacniacz cechujący się znakomitym brzmieniem oraz imponującą specyfikacją techniczną