Leben CS-600

Leben CS-600

Testujemy największy wzmacniacz zintegrowany z oferty japońskiej marki Leben

  • Data: 2017-05-18

Z punktu widzenia sukcesu biznesowego Leben to dziwna firma. Dość powszechnie wiadomo, że sukces wykuwa się, zaczynając od małego, potem przekształcając to w średnie, a następnie albo sprzedając cały ten nabój dużemu, albo samemu przekształcając się w duże. A najlepiej od razu nazywać się na przykład Matsushita. Twórca Lebena poszedł zupełnie inną drogą, która wbrew opiniom typowym na polskim rynku wcale nie jest na Zachodzie (oraz Dalekim Wschodzie) taka znowu rzadka.

Właściciel i projektant Lebena, pan Taku Hyodo, praktykował najpierw u znanych japońskich producentów, potem przez dłuższy czas prowadził własną firmę elektroniczną, jednak nie zakładając własnej marki urządzeń, i w końcu, po kolejnych kilkunastu latach, szast-prast, patrzym, panie – Leben, a dokładnie Leben Hi-Fi Company. Widać z tego, że założycielowi nie spieszyło się zbytnio. Ta niespieszna filozofia jest widoczna w całej działalności Lebena, którego katalog jest bardziej stabilny niż oferta Rolls-Royce'a, a wzornictwo jeszcze bardziej tradycyjne niż w wyrobach tej znanej motoryzacyjnej firmy.

Wspomniany katalog Lebena zawiera trzy wzmacniacze zintegrowane (z których jeden otrzymałem do testu), jeden phonostage dla wkładek MM, końcówkę mocy i flagowy dzielony przedwzmacniacz. Na stronie internetowej firmy znajdziemy też urządzenia wycofane z oferty, oznaczone jako już nieprodukowane.

Testujemy największy wzmacniacz zintegrowany Lebena CS-600, natomiast dwie pozostałe integry to warianty wzmacniacza CS-300. Są to konkretnie: model XS na lampach EL084 oraz model F dostosowany do lamp mocy JAN-6197 General Electric, stosowanych we wczesnych komputerach lampowych. Zaznaczam "wczesnych lampowych", bo najwcześniejsze "komputory" zerowej generacji były budowane jeszcze na przekaźnikach, czego ślad można odnaleźć w powieściach Stanisława Lema.

Wzornictwo Lebena jest dość charakterystyczne. Japończycy generalnie mają skłonność do wypuszczania serii urządzeń w stylu vintage, robią to największe koncerny elektroniczne, odwołujące się w ten sposób do okresu swojej świetności. Zwykle są to urządzenia limitowane, bardzo drogie i wykonane z wręcz sadystycznym szacunkiem dla szczegółu. Coś, co wygląda jak maszyna z lat 60., ale zrekonstruowana pod mikroskopem z użyciem najlepszych możliwych technik i materiałów. Otóż Leben robi wyłącznie takie klocki, wszystkie w technice lampowej. Generalnie są to dwie wzornicze odmiany: tradycyjny lampowy wzmacniacz mocy z bańkami na wierzchu (z lakierowanymi blachami i drewnem na obudowie, zapomnijcie o chromie i szczotkowanym aluminium!) oraz jeszcze bardziej tradycyjne zamknięte pudełko ze wszystkimi lampami w środku i szczelinami wentylacyjnymi na wierzchu i na spodzie, w stylu skrzynkowego radia. O drewnie nie muszę chyba wspominać, widzicie Państwo to na zdjęciach.

Wybitne wykonanie

Zgodnie z tym, co napisałem, Leben CS-600 wykonany jest w sposób wybitny. Można pokochać to wzornictwo, można też twierdzić, że mdli z powodu nadmiaru "cukru", jednak z pewnością nikt nie odmówi mu stylu i jakości wykonania. Przednia ściana wzmacniacza od razu sugeruje japońskie pochodzenie ze względu na dużą liczbę manipulatorów w postaci przełączników i pokręteł. Inżynierowie znad Morza Japońskiego mają specyficzną skłonność do przesady: albo projektują coś, co nie ma nic na wierzchu, albo przeciwnie, jest usiane gałkami niczym Pippilotta Wiktualia Eufemia Rullgardyna Langstrump piegami. Do tego pierwszego typu należy phonostage Lebena, cały goły, a do drugiego niewątpliwie testowany CS-600. I co tu kryć, po pierwsze, jest w tym specyficzna oldskulowa uroda, a po drugie wygoda. Oprócz standardowego selektora wejść jest tape monitor – Lebena wyposażono w pętlę magnetofonową, odlskul w dzisiejszych czasach wręcz absurdalny, ale co, jeśli zechcemy przypadkiem mieć w swoim systemie potężny reel-to-reel magnetofon Akai? Taku Hyodo przewidział taką możliwość!

Dalej leci opcja odwrócenia trybu stereo, potencjometryczne wzmocnienie (skokowo), balans oraz gwałt na audiofilskim ciele, czyli dopalenie niskich tonów w dwóch stopniach. Już chciałem wybuchnąć, ale okazało się to całkiem przydatne przy cichym słuchaniu. Znalazło się też miejsce na indykator pracy stopnia wyjściowego w postaci diody wściekle niebieskiej (co podobno ma jakieś pozytywne znaczenie, chyba w klasycznej filozofii japońskiej, bo sam z siebie jakoś nie potrafię nomen omen dostrzec atrakcyjności tego lasera) oraz ważna rzecz: diodowe sygnalizatory pokazujące ustawienie przełączników trybu lamp mocy – szczegóły na temat tego rozwiązania w opisie wnętrza. Prócz tego są jeszcze trzy przełączniki hebelkowe (uruchamiający wejście dla przedwzmacniacza, wyciszenie oraz bardzo ważny element: przełącznik przekształcający Lebena we wzmacniacz słuchawkowy). Tutaj na chwilę oderwę się od opisów przyrody i przejdę do spraw technicznych: otóż w przeciwieństwie do większości wzmacniaczy zintegrowanych, CS-600 nie MA wzmacniacza słuchawkowego, lecz sam JEST wzmacniaczem słuchawkowym, cały! Zapomnijcie Państwo o scalakach wielkości paznokcia montowanych w typowych integrach, w Lebenie wajchą na froncie odłączamy wyjścia głośnikowe i co tam jeszcze, i spokojnie przechodzimy na słuchawki. Pełnowartościowy lampowy wzmacniacz słuchawkowy ważący ponad 20 kilogramów – łatwo uwierzyć, że dla kogoś może to być wystarczający powód, żeby kupić CS-600.

Skoro opisałem front, napomknę jeszcze o jedwabiście wykończonych drewnianych bokach. W przeciwieństwie do firm politurujących drewno lub MDF na pseudofortepian, Leben woli dyskretny lakier podkreślający naturalność drewna, w tym wypadku prawdopodobnie jesionu amerykańskiego. Nie jest przypadkiem, że takie wykończenie najlepiej pasuje do pozłacanych gałek i reszty frontu. Góra i dół skrzynki to blacha elegancko wykończona szarym półbłyszczącym lakierem i podziurkowana licznymi otworami wentylacyjnymi. Idea jest prosta: dzięki zastosowaniu montażu przestrzennego wnętrze wzmacniacza jest stosunkowo przewiewne. Dzięki temu chłodzenie może odbywać się na drodze pionowej cyrkulacji: ogrzane powietrze samo wychodzi górnymi otworami, a chłodniejsze automatycznie zasysa się dołem. Proste i rzadko stosowane.

Tylna ściana wygląda niemal równie bogato jak front: jest tam bardzo przyzwoita bateria wejść liniowych w standardzie RCA (CS-600 nie ma zbalansowanego toru), pętla magnetofonowa, wejście z przedwzmacniacza, masywne zaciski głośnikowe WBT oraz specjalna atrakcja: przełącznik dopasowujący wzmacniacz do impedancji kolumn, z pozycjami 4, 6, 8 oraz 16Ω. Jak więc widać, Leben to bardzo uniwersalne narzędzie.

Zaglądamy do wnętrza

Budowa wewnętrzna nie zawiera niespodzianek ani cudownych i tajemniczych układów, reklamowanych równie tajemniczymi akronimami. Za to zawiera dużo dobrych, solidnych rozwiązań. Przedwzmacniacz oczywiście jest aktywny i lampowy, pracuje na amerykańskich lampach 6CS7. Dostępu do stopnia końcowego broni jeszcze jedna lampa, 6CJ3, pochodzenia telewizyjnego, tutaj służąca do "spowolniania" załączenia napięcia anodowego w lampach mocy. Zakończenie tego procesu i gotowość wzmacniacza do pracy sygnalizuje zapalenie się wspomnianej niebieskiej diody na froncie. Chroni to lampy mocy przed przedwczesnym zużyciem. Stopień końcowy przystosowano do użycia dwóch typów lamp: 6L6 (dostarczone z testowanym wzmacniaczem) oraz EL34. Wyboru dokonuje się dwoma dużymi heblami umieszczonymi wewnątrz urządzenia. Warto podkreślić, że ponieważ lampy 6L6 mają parę zamienników (chyba najbardziej znany i bezpieczny to lampa KT-66), a zarówno 6L6, jak i popularna EL-34 produkowane są przez wiele firm (nie licząc baniek NOS), samo żonglowanie lampami w stopniu końcowym powinno przynieść dobre efekty brzmieniowe i kto wie, jak dobry dźwięk da się jeszcze z tego wzmacniacza uzyskać. Standardowo montowane są 6L6 rosyjskiej produkcji, ale możliwości jest bez liku. Uwagę zwracają jeszcze naprawdę duże transformatory, z których dwa to oczywiście trafa wyjściowe, jeden duży to sieciowy, a ostatni to nie transformator mocy, tylko wielki dławik. Leben deklaruje, że sam wykonuje swoje transformatory, w co nie mam podstaw wątpić, gdyż wiele szanujących się firm specjalizujących się w lampowej elektronice tak robi, ze względu na kluczową rolę tych elementów w lampowej technice wzmocnienia. Wewnątrz panuje ład i porządek nie mniejszy niż w konstrukcji obudowy. Wrażenia nie psują starannie poprowadzone wiązki przewodów, choć jest ich dużo, gdyż Leben stosuje tradycyjny montaż przestrzenny, unikając obwodów drukowanych i układów wysokiej częstotliwości. Nawet zdalnego sterowania tu nie ma. Nie ma też stopnia gramofonowego, pomimo zainstalowania na tylnej ściance zacisku uziemienia.

Wzmacniacz oceniany na podstawie konstrukcji, wykonania oraz ergonomii robi wrażenie niezwykle uniwersalnego urządzenia, które wpasuje się w każdy system (niemal każdy, biorąc pod uwagę niewysoką moc wyjściową) i będzie pracować z każdym źródłem, a podpiąć ich można sporo. Jako integra o standardowych wymiarach nie zajmie dużo miejsca w pokoju, jako bibelot wzorniczy nie musi być ukrywany przed gośćmi, nie żąda do prawidłowego wysterowania ogromnych tub. Nawet rozgrzanymi bańkami nie oparzy, bo ukryte są wewnątrz. Obiecuje wiele. Zobaczmy teraz, jak CS-600 zrealizuje te obietnice.

Wzmacniacz włączyłem w system, który powinien mu bardzo odpowiadać, bowiem kazałem mu pracować z kolumnami Spendor SP-1/2. Duże podstawkowce powinny stanowić łatwe obciążenie, dochodzi też opinia, że Spendor z lampą się lubi. Przy tej okazji przypomniał mi się brytyjski CR Development Romulus, również na czterech lampach 6L6, dobrze grający z kolumnami tej firmy. Jako źródło wystąpił lampowy przetwornik Advance Acoustic z transportem Theta połączone przewodem Black Cat Silverstar 75. Okablowanie dobierałem dłuższy czas, odrzuciłem Siltecha, kabel Argentum i Wireworld, ostatecznie jako kabel sygnałowy pracował Velum NF-SX, a jako głośnikowe działały Wireworldy w konfiguracji bi-wired. Po tych wszystkich kombinacjach (a jeszcze było przecież ustawianie kolumn, które za radą Roberta E. Greene'a z Reg On Audio rozstawiłem szerzej niż zwykle i skierowane na słuchacza) przystąpiłem w końcu do odsłuchów na poważnie.

Niepowtarzalne

Brzmienie tego wzmacniacza znałem już wcześniej, zdarzyło mi się nawet opisywać go kilka lat temu dla jednego z czasopism, jednak niewiele pamiętałem z tamtych odsłuchów. Pamięć dźwięku nie jest bowiem zbyt trwała. Słyszałem też różne opinie na temat jego brzmienia, przy czym opinie te było dość rozbieżne. Na pewno nie zgodziłbym się z taką, że Leben reprezentuje typowe brzmienie lampowe, rozumiane jako dużo dogrzanego środka, góra potraktowana po macoszemu, a dół obcięty. Ja w ogóle niezbyt wierzę w ten stereotyp, zwłaszcza że przez kilka lat miałem wzmacniacz na dość typowych lampach EL34 i nic takiego nie miało miejsca. I Leben też nie reprezentuje tego typu brzmienia. Nie wywiera także na słuchaczu pierwszego wrażenia jakimś jednym spektakularnym aspektem brzmienia, jest bardzo równy i prawdziwy. Przede wszystkim, pomimo przeciętnej mocy typowej dla zastosowanych lamp, nie ma najmniejszych problemów z wysterowaniem kolumn. Ustawiłem selektor wzmacniacza na 6Ω, w zgodzie z minimum dla Spendorów, których używałem podczas testu. Wzmacniacz radził sobie z nimi zarówno w głosach solowych, jak i w symfonice, jak i (przyznam się do grzechu) w kinie domowym. Kino polegało na podłączeniu odtwarzacza do wzmacniacza stereo i oglądaniu "Gwiezdnych wojen" oraz "Prometeusza" za pośrednictwem projektora. Wymiatało bez wahania, naprawdę nie miałem zastrzeżeń. Oczywiście nie był to poziom sali kinowej z dedykowanym systemem wielokanałowym, ale filmy oglądało się z wielką przyjemnością, a wrażenia były satysfakcjonujące. Ale to była skrajność, więc wróćmy do słuchania muzyki.

Leben jest wzmacniaczem brzmiącym nowocześnie. Na pewno nie jest tą lampą ze stereotypu, jeśli już, to przypomina raczej dobrą tranzystorową końcówkę w klasie A. Rzeczywiście, miałem skojarzenia z końcówkami mocy Accuphase. Jest neutralny, czysty, a jak na swoją moc jest też dynamiczny. W odpowiednim zestawieniu (na przykład ze Spendorami) oprócz tych cech CS-600 wykazuje autentyczną muzykalność. Gra emocjonalnie, co jest efektem połączenia dobrej dynamiki z muzykalnością. Nie jest tak potężny i czysto dźwięczący, jak słuchana przeze mnie niedawno końcówka mocy Octave, ale tutaj moc jest cztery razy niższa.

Leben ma własny sposób na przyciągnięcie uwagi słuchacza. Uważam, że tym sposobem jest połączenie dobrego rozciągnięcia obu skrajów pasma z tą wspomnianą muzykalnością. Średnica Lebena jest czarująca, naturalna, organiczna. Testowałem to na płytach z wokalami, których używam standardowo w testach – Best Audiophile Voices, płyta Jacinthy, płyty Cassandry Wilson – ale zaskoczenie przeżyłem dopiero przy muzyce skrzypcowej. Dość przypadkowo wybrana płyta Reginy Carter ukazała tak ciepły i czysty dźwięk tego instrumentu, że wprost nie mogłem się oderwać, a potem chciałem jeszcze! Przesłuchałem płytę Grapellego z Legrandem, a potem jeszcze winylowy album z nagraniami Grapellego, zanim się nasyciłem tym cudownym brzmieniem. Wzmacniacz do skrzypiec? Chyba odkryłem nową kategorię urządzeń hi-fi...

Leben CS-600 dawkuje tę muzykalność i lampową organiczność z elegancją, w żaden sposób nie zaciemniając wspomnianej wcześniej przejrzystości. Krawędzie dźwięków są wyraźne, a mikrodynamika też na poziomie, ogólnie jest czysto i elegancko.

W zestawieniu ze słuchawkami, w moim przypadku w grę wchodziły Beyerdynamic DT 880 Pro oraz Sony MDR-1A, jest to jeszcze lepiej słyszalne niż w trybie głośnikowym. Zwłaszcza z Beyerdynamikami, gdyż Sony podkolorowują dźwięk, dając za dużo przyjemnego, ale nieprawdziwego, ciepłego basu, choć niektórzy tak lubią. Jednak Beyerdynamic DT 880 Pro tworzą z Lebenem bardzo ciekawy system i stanowią dodatkowy powód, żeby zainteresować się tym wzmacniaczem. Bas z tymi słuchawkami okazuje się raczej twardy, rozciągnięty, zróżnicowany, pięknie oddaje niuanse w muzyce perkusyjnej. Warto co jakiś czas posłuchać znanych sobie płyt w konfiguracji słuchawkowej, bo Leben robi z tego świetny spektakl. Rzeczywiście to dwa wzmacniacze w jednym, warto zainwestować w dobre słuchawki specjalnie dla Lebena.

Kolejną atrakcyjną cechą Lebena jest dobra stereofonia, z moimi Spendorami SP-1/2R zabrzmiało świetnie. Wychodzenie źródeł poza obrys kolumn jest tu standardem, scena jest głęboka, zaczynająca się lekko za linią kolumn. Separacja źródeł pozornych bardzo precyzyjna, ich rozmiary są naturalne, nie było powiększenia wiolonczeli do rozmiarów kontrabasu, a Jacinthy do rozmiaru Schwarzeneggera, jednak to jest raczej zaleta kolumn. Warto było zoptymalizować pozycję głośników, bo drobne przesunięcia każdej kolumny wyraźnie wpływały na lokalizację źródeł pozornych. Spendory są dość kierunkowe, więc warto się było postarać, żeby wydobyć pełen potencjał tego systemu.

Pisząc tę recenzję, cały czas miałem wrażenie, że jakiś aspekt brzmienia tego wzmacniacza mi umyka. Nie chodzi mi o niezwykłą złożoność tego brzmienia, jakąś szczególną trudność w rozplątaniu niuansów położenia siódmych skrzypiec w dziesiątym rzędzie, albo odwrotnie. Przeciwnie, chodziło mi o coś prostego. Z tym bywa najtrudniej. W końcu wydaje mi się, że znalazłem właściwy ton. Otóż Leben wygląda trochę jak ozdobny piec, dzieło sztuki wiktoriańskiej. Coś, co tak wygląda, budzi podświadome oczekiwania, że będzie grać jak złocony kaloryfer. To wrażenie jest mylące. Leben zawiedzie fanów wzmacniacza rozumianego jako domowe ognisko. Ten drań jest naprawdę neutralny i gra prawdziwie. Bardzo chciałbym jeszcze wypróbować opcję z lampami KT-66 i może z jakimiś dobrymi EL-34, co teraz nie było możliwe z powodu braku czasu. To fascynujące pytanie, czy Leben może grać jeszcze trochę lepiej, być może dane mi będzie się jeszcze o tym przekonać.

Podsumujmy

Podsumowując moje doświadczenia z tym urządzeniem, powiem, że jest to przemyślana, dojrzała koncepcja wzmacniacza "dla każdego" przeniesiona na wysoki audiofilski poziom. All-rounder dla konesera. Wysoki poziom jest w tym wypadku również dość wysokim poziomem cenowym, ale z przekonaniem mogę stwierdzić, że Leben CS-600 jest wart tej ceny. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł się na nim zawieść.

Werdykt: Leben CS-600

★★★★★ Autentyczna lampowa superintegra