KEF LS50 Wireless

KEF LS50 Wireless

Recenzowanie kolumn bezprzewodowych KEF LS50 Wireless to praktycznie recenzowanie całego systemu hi-fi...

  • Data: 2017-04-19

Powyższe stwierdzenie to nie żart ani ryzykowna przenośnia, bo KEF-y rzeczywiście zawierają kompletny tor audio poza samym źródłem sygnału cyfrowego (napędem cyfrowym). W tych niepozornych głośnikach podstawkowych zmieszczono (oprócz samych przetworników) także wzmacniacze, przetworniki cyfrowe i cyfrową korekcję sygnału, dodając jako wisienkę na torcie łączność bezprzewodową ze źródłem. W gruncie rzeczy takie coś, jak LS50W można by nazwać w dawnej nomenklaturze "wieżą", w tym przypadku dwoma wieżami.

Kilka lat wcześniej na rynek trafiły dobrze oceniane głośniki LS50 (jeszcze bez dodatku "wireless"). Opracowano je na 50-lecie firmy i zyskały one dużą popularność. Mimo, że firma KEF produkuje szeroką gamę głośników, przeważnie większych i droższych od zwartych, pancernych pudełeczek LS50, ale to właśnie te głośniki (a nie na przykład mutację ogromnych i pięknych Blade) wybrano wybrała na rocznicową wizytówkę. Zespoły te są naprawdę ładne i zawierają flagową technologię KEF-a, czyli głośnik Uni-Q: współosiowy zespół wysoko-średnioniskotonowy, zapewniający kompaktowe rozmiary i przede wszystkim coś, co audiofile cenią szczególnie, czyli maksymalne przybliżenie punktowego źródła dźwięku. Bez szerokiego opisywania (te kolumny i tak będą wymagały dużo słów), technologia Uni-Q stosowana od lat i doskonalona przez KEF polega na zamontowaniu w centrum głośnika średnio- lub średnio-niskotonowego jednocalowej kopułki aktywnego głośnika, przetwarzającego wysokie tony. Położenie obu membran względem siebie ma zapewnić jak najlepszą symulację źródła punktowego. We współczesnych głośnikach ten efekt jest dodatkowo wspomagany przez aktywną zwrotnicę, ale punktem wyjściowym jest stare, niezawodne rozwiązanie elektroakustyczne. Kopułka zastosowana w LS50 (oraz w LS50W) jest aluminiowa, a membrana większego głośnika wykonana jest ze stopu magnezowo-aluminiowego. Nawiasem mówiąc, podobny stop znany jest w przemyśle lotniczym pod nazwą elektron, w tym połączeniu magnez obniża masę stopu.

Budowa

Wychodząc od tych świetnie przyjętych kolumienek, projektanci KEF wykonali system aktywny, co budzi skojarzenia z kolumnami studyjnymi. Studyjne (BBC) zespoły LS3/5A stanowią również część dziedzictwa KEF-a, więc skojarzenie jest na miejscu, chociaż oryginalne LS-y nie były aktywne, zaś nowych LS50W nie sposób nazwać studyjnymi (o tym dalej). Zamiast zaprojektować kolejne kolumny aktywne, których na rynku jest sporo (zarówno w segmencie profesjonalnym, jak i domowym), w małe obudowy wsadzono wszystko, co tylko było możliwe, aby szczęśliwemu właścicielowi pozostawić tylko wybór: telefon, komputer czy staroświecki odtwarzacz stacjonarny. Każda kolumna zawiera wzmacniacze cyfrowe (osobno dla obu sekcji, czyli bi-amping), a oprócz tego zwrotnicę DSP (zwrotnicę, przedwzmacniacz i korektor w jednym), przetworniki cyfrowo-analogowe (dwa na kanał) oraz moduły odbioru bezprzewodowego. Biorąc pod uwagę, że wzmacniacz sekcji niskotonowej ma moc 200W, należy docenić amplifikacje cyfrową. Analogowy wzmacniacz nigdy by się tam nie zmieścił. Niestety, nie udało mi się dowiedzieć, jakie moduły wzmacniające zastosowano w tych głośnikach.

Bardzo pozytywne wrażenie robi duża liczba opcji podłączenia tych głośników. Część z nich zresztą niezbyt mieści się w pojęciu bezprzewodowości, i bardzo dobrze. Otóż jako źródła dla tych głośników można użyć (i to jest istotne!) zarówno sygnału cyfrowego, jak i analogowego. Sygnał może być dostarczany zarówno z powietrza (np. Blutooth), jak i przewodowo cyfrowo (optycznie TOSLink, USB i sieć), a także analogowo (wejście AUX na RCA). Jest też złącze cyfrowe do połączenia obu kolumn ze sobą, a także miejsce na wtyk serwisowy USB. Natomiast nie ma wejścia analogowego na XLR, co powoduje, że nie można nazwać małych KEF-ów głośnikami studyjnymi. To wszystko nie wyczerpuje jeszcze kwestii prawej kolumny, bo na tylnej ściance są jeszcze selektory wyboru korekty DSP (ja wybrałem "stand" oraz "free space"), a na wierzchu obudowy jest panel dotykowy sterowania. Pozwala on włączyć i wyłączyć kolumny, pogłośnić, a także wybrać źródło. Funkcje te są zdublowane w pilocie. Uff. Dużo, prawda? Ja też się zmęczyłem. Dodam, ze lewa kolumna nie ma większości z tych ornamentów, jako "slave" ma gniazdo sieciowe (obie je mają) oraz gniazdo kabla połączeniowego z głośnikiem, pełniącym funkcję mastera. Lewa kolumna nie ma nawet wyłącznika i wskaźnika zasilania, wszystkim zawiaduje tutaj kolumna prawa.

Kolumny są ciężkie jak nieszczęście (co robi wrażenie zwłaszcza przy ich małych rozmiarach), przy stuknięciu sprawiają wrażenie litego betonu, a ścianki przednie są z odlewu, mam wrażenie że aluminiowego. Radzenie sobie z niechcianymi wibracjami KEF jak widać przećwiczył już dawno. Ze względu na małe rozmiary tych kolumn wskazane jest umieszczanie ich na wysokich podstawkach, ja akurat dysponowałem podstawami z masywnej chromowanej rury i piętnastu kilogramów polerowanego granitu na dole. Kolumny ze względu na swą nikłą wielkość nadają się też na upartego do postawienia na biurku lub na półce, sąsiedztwo ściany nie powinno im przeszkadzać (są na to odpowiednie tryby DSP). Potem podłączamy je przez USB do komputera i mamy jedne z najbardziej ekskluzywnych głośniczków komputerowych na świecie. Można? Można! Nasze gry nigdy nie brzmiały potężniej i czyściej. KEF zrobił naprawdę uniwersalny głośnik na nasze nieproste czasy.

Jakość brzmienia

Proszę Państwa, ja na pewno coś przeoczyłem. Przy takiej liczbie możliwości coś na pewno umknie, ale przejdźmy już do opisu brzmienia, bo nigdy nie skończę tego testu. Najpierw konfiguracja. Kolumny słuchałem w dwóch różnych wariantach podłączenia, parę innych wypróbowałem w celu stwierdzenia, czy działają. Słuchałem z wykorzystaniem wewnętrznych przetworników i bez nich. Wersja bez polegała na podłączeniu kablem RCA Wireworld Oasis do przetwornika lampowego Advance Acoustics. W tej konfiguracji słuchałem tylko wzmacniaczy kolumnowych oraz oczywiście głośników, natomiast pomijałem wewnętrzny DAC. Na chwilę nawet podłączyłem gramofon (oczywiście przez phonostage), tak, da się! Natomiast wersja z przetwornikami KEF polegała na podłączeniu przez TOSlink do odpowiedniego wyjścia w transporcie Advance Acoustics, który na szczęście dysponuje taką opcją. Mój najczęściej wykorzystywany transport Theta niestety ma tylko BNC, RCA oraz XLR, a Linn ma tylko BNC, nie mogłem się więc nimi posłużyć. Oprócz tego wypróbowałem połączenie z notebookiem za pośrednictwem kabla USB oraz z pożyczonym telefonem wyposażonym w takie cudo, jak Android. Mogę zaświadczyć, bezprzewodowość działa.

Współczesne kolumny przyzwyczaiły słuchaczy do efektu typu "mała obudowa – duży dźwięk", więc powtarzanie tego byłoby truizmem. Tutaj można najwyżej podkreślić, że obudowa jest naprawdę mała, to nie są już minimonitory, ale monitory mikro. To dzięki 13-ce Uni-Q. Dźwięk jest faktycznie spory i wrażeniem potęgi momentami nie ustępował moim Spendorom. Pierwsze wrażenie, jak wiadomo, można zrobić tylko raz. Jest to popularne przekonanie, które w audiofilii wyjątkowo słabo się sprawdza, bowiem u nas pierwsze wrażenie robi się z każdą zmianą materiału muzycznego. Wrażenie sporego dźwięku małe KEF-y już zrobiły. Natomiast po włączeniu składów jazzowych pojawiło się wrażenie ponadprzeciętnej dynamiki, specyficznego "strzału" na wyższym basie. To jest bardzo efektowne, trochę "robione", nie każde kolumny to potrafią, ale niektóre zestawy głośnikowe właśnie w ten sposób nadrabiają fizyczne niemożliwości małych membran. Jak wspomniałem, daje to niezły efekt, nie przeszkadza, a powoduje, że dźwięk jest bardziej atrakcyjny. Brzmienie perkusji i akustycznego basu dostaje takiego małego, dodatkowego "cosia". Małych składów słuchałem między innymi z płyty "Best audiophile voices II", stąd od razu wrażenia dotyczące wokali. Śpiewaczki są trochę powiększone, zlokalizowane na linii głośników, podczas gdy instrumentaliści są wyraźnie w głębi. Lokalizacja zależy oczywiście od nagrania, ale zwykle jest precyzyjna. Ogólnie stereofonia tych zestawów to świetna klasa: scena głęboka i szeroka, źródła pozorne świetnie zdefiniowane i o naturalnych rozmiarach (poza wspomnianymi solistkami, którym kolumny dodały parę kilogramów). Nie odniosłem wrażenia, że kolumny te w ogóle nie mają sweet spotu (coś takiego twierdził ktoś w internecie), cudów nie ma, przesunięcie słuchacza na prawo i lewo dość poważnie przesuwa całość sceny. Natomiast kolumny są dość niewrażliwe na przysuwanie się i oddalanie. Najlepiej to wychodzi przy ustawieniu kolumienek na wprost, a nie na słuchacza. Nie psuje to sceny, natomiast pogłębia sweet spot. I owszem, ustawienie właściwej pozycji zajęło mi sporo czasu, a wyniki były dźwiękowo istotne.

Podczas testu bardzo pożyteczna okazała się ścieżka dźwiękowa z "Piątego Elementu" (Eric Serra), która lepiej naświetliła kilka zalet i wad tych zestawów. Pierwszym, co zwróciło moją uwagę, była głębia sceny, wręcz oddalenie dźwięków. Wrażenie było silne. Idąc po linii stereofonii (ta płyta jest pełna ciekawych efektów), KEF-y pokazały swoje możliwości, umieszczając źródła pozorne na scenie, w tym również na zewnątrz od głośników, i w ogóle dając im polatać. To było dobre. Również rozdzielczość głośników wysokotonowych nie zawodzi, liczne drobiazgi wysoko- i średniotonowe były dobrze słyszalne, chociaż dobrze wtapiały się w całość muzyki. W ogóle KEF-y brzmią spójnie, bez tendencji do dzielenia włosa na czworo, muzyka jest zintegrowana i płynna. W niskim basie nawet trochę za bardzo, ale cudów nie ma, jest inżynieria, bas z takich głośników albo będzie nieobecny, albo będzie trochę jednostajny. Cieszmy się tym, co udało się osiągnąć, a osiągnięto więcej niż przeciętna.

To było w plusach, jakie są zatem minusy? Ta bardzo dynamiczna i pełna efektów dźwiękowych płyta pokazała jednak pewne niedostatki dynamiki testowanego sprzętu. Proszę Państwa, może umówmy się od razu dla uniknięcia nieporozumień: mowa o maleńkich monitorach z 13cm głośnikami. Dwa głośniczki o tych rozmiarach (na jeden kanał) służyły mi kiedyś (w starych Beethovenach) do przetwarzania średnich tonów. To tyle w kwestii przypomnienia realiów, dziękuję.

Właściwie od pierwszych taktów "Piąty Element" (a właściwie, żeby być w zgodzie z tłumaczeniem, piąty żywioł) zabrzmiał mało żywiołowo, grzecznie. Wręcz elegancko, a to nie jest elegancka płyta. Była to taka elegancja pana w cylindrze i z laską, który tą laseczką nie przyłoży, bo ma zasady, ale też trochę dlatego, że waży 40 kilo w butach. Z KEF-ów w odpowiednich momentach da się wycisnąć silne uderzenie, ale raczej bez podmuchów. Są za słabe w membranie i chyba trochę za wolne. Prawda, czasem strzelają, ale wtedy, kiedy strzela kontrabas, kiedy zaś karabin, to trochę mniej. W kwestii membran KEF poleca odpowiednie subwoofery (kolumny LS50W nie są pełnopasmowe) i to będzie zmiana potężna, natomiast jaka będzie szybkość małych membran po odciążeniu ich z obowiązków poniżej 50Hz, tego nie wiem.

Interesuje nas jednak przede wszystkim ogólne wrażenie muzyczne, jakie robią te kolumny na słuchaczu.

Podsumowanie

Otóż wbrew niedużym rozmiarom i metalicznemu połyskowi membran odbieram te kolumny (a raczej kompletny system kolumna-wzmacniacz) jako przyjazne słuchaczowi, harmonijne, brzmiące płynnie i koherentnie. Plastyczny dźwięk o dobrej średnicy i wysokich tonach, dobrze zasymulowane niskie tony, a do tego ciekawa ergonomia i estetyczne wzornictwo. Jedna uwaga: do ciężkiego grania dołóżcie subwoofer.

Większość tego testu została przeprowadzona na płytach CD za pośrednictwem lampowego DAC-a, ale część odsłuchałem również z DAC-iem wbudowanym w kolumny. Owszem, była pewna różnica (nic dziwnego, skoro w grę wchodziły nie tylko różne przetworniki, ale i lampowy stopień wyjściowy). Z własnym przetwornikiem kolumny brzmią trochę mniej przyjaźnie i plastycznie, natomiast są nieco bardziej szczegółowe i beznamiętne. Nie są to różnice duże, ale do wychwycenia. Jaką opcję wybrać, decyzję podejmie klient, a dzięki konstrukcji tych kolumn będzie ją mógł podjąć w dowolnej chwili. Niepospolite kolumny i idealny wybór dla wielu, zwłaszcza takich, którzy mają dużą bibliotekę plików dźwiękowych. Odtworzenie ich przez KEF-y będzie proste jak nigdy.

Werdykt: KEF LS50 Wireless

★★★★½ Niemal kompletny system w postaci pary małych monitorów. Murowany sukces!