Pro-Ject MaiA DS

Pro-Ject MaiA DS

MaiA DS funkcjonalnością zawstydza większość wzmacniaczy zintegrowanych, a brzmieniem – niejedną "lampę"

  • Data: 2016-04-19

Kolejne urządzenie należące do rodziny Boxów Pro-Jecta, integra MaiA DS, zdumiewa liczbą wejść w rozmaitych standardach. Upchnięcie tego wszystkiego na tak małej przestrzeni grozi co najmniej konsternacją wśród innych producentów budżetowych wzmacniaczy zintegrowanych. Uratować mogłaby ich chyba tylko poważna wpadka austriacko-czeskiej firmy, ale na nic takiego się nie zanosi, wręcz przeciwnie...

Budowa

Mała metalowa obudowa, typowa dla wszystkich DS-ów, zdradza klasę D i obecność impulsowych modułów końcówek mocy – wykorzystano układy marki Flying Mole. Końcówki oddają moc 2 x 40W przy 8Ω oraz 2 x 60W przy 4Ω. Jeśli to komuś nie wystarczy, może dokupić zewnętrzny zasilacz Power Box Maia DS, dzięki któremu moc wzmacniacza (przy 4Ω) powinna wzrosnąć do 80W na kanał. Podstawowy zasilacz również jest zewnętrzny, co nie powinno dziwić, zważywszy na jego gabaryty (przypomina zasilacz do laptopa) i wymiary samego wzmacniacza.

Tył urządzenia zagospodarowano – biorąc pod uwagę ilość różnego rodzaju gniazd – optymalnie. Gniazda głośnikowe to jedyny element, który może przysporzyć pewnych kłopotów: blisko osadzone, właściwie wykluczają stosowanie kabli z dużymi widełkami; najlepsze będą banany albo "gołe druty". Wejść jest w sumie aż 9, jeśli uwzględnić Bluetooth (w stosowne gniazdo należy wkręcić antenę). Jest – rzecz oczywista w przypadku Pro-Jecta – wejście Phono dla gramofonu z trzpieniem uziemiającym oraz przełącznikiem dla wkładek MM i MC, dalej trzy analogowe wejścia RCA, a sekcję cyfrową tworzą dwa gniazda optyczne, jedno koncentryczne oraz jedno USB (typu B). Są też dwa wyjścia RCA: jedno o stałym, a drugie o zmiennym poziomie napięcia, wyjście dedykowane dla subwoofera i dwa triggery 12V (wejście i wyjście).

Ścianka frontowa przypomina nieco Pre Box RS Digital – wykorzystano to samo metalowe pokrętło wzmocnienia. Za regulację odpowiada analogowy potencjometr sterowany silniczkiem (maleńki pilot zdalnego sterowania znajdziemy w komplecie). Po jego lewej stronie umieszczono włącznik, diodę podczerwieni oraz wyjście słuchawkowe (obsługuje je osobny układ, który umożliwia współpracę ze słuchawkami o impedancji 16–600Ω). Z prawej strony mamy najważniejsze przyciski funkcyjne (przełączanie źródeł i parowanie BT), trzy emitery IR oraz diody sygnalizujące wybrane wejście i parametry DSD. Za konwersję sygnału cyfrowego, który dociera do urządzenia przez wejście USB (przyjmuje zarówno PCM, jak i DSD), koncentryczne RCA (24/192) lub optyczne Toslink (24/96) odpowiada układ TI/Burr Brown PCM1796 (24/192 w układzie Delta-Sigma, ośmiokrotny oversampling, upsampling do 24 bitów, tryb dual differential), a za asynchroniczną transmisję z portu USB – scalak XMOS. Wspomniałem już o pilocie, ale okazuje się, że to nie jedyny sposób na zdalne sterowanie wzmacniaczem. Pro-Ject przygotował darmową aplikację Box Control (dostępna na iOS-a i Androida), która współpracuje także z innymi urządzeniami z serii DS – wszystko za sprawą wbudowanego we wzmacniacz Remote Boxa przewidzianego do sterowania kompatybilnym sprzętem przez podczerwień.

Jakość brzmienia

MaiA DS jest całkowitym przeciwieństwem wzmacniaczy, którym można zarzucić zbyt skromną paletę barw w przekroju całego pasma. Intensywność, nieprzeciętna namacalność, płynność i wypełnienie to cechy, które są obecne w przekazie Pro-Jecta bez względu na rodzaj wybranego źródła (najlepszy efekt daje podłączenie komputera przez USB) i które siłą rzeczy kojarzą się z klimatem lampowym. Sprawia to, że słuchanie muzyki na tym urządzeniu jest przez cały czas bardzo przyjemne.

Niskie tony łączą tu obfitość z mocnymi akcentami rytmicznymi, dzięki czemu np. kontrabas, choć subiektywnie powiększony i delikatnie rozmiękczony, brzmi skocznie i żywo. Na kontrolę tego zakresu nie można narzekać, zadowoleni powinni być nawet fani cięższych brzmień oczekujących odpowiedniej twardości i szybkości elektrycznego basu. Średnica jest soczysta, a wokale nasycone i obecne. Ocieplenie dźwięku słychać wyraźnie w brzmieniu takich instrumentów, jak np. gitara czy saksofon. Średnica i bas odpowiadają również za to, że obrazu dźwiękowego nie odbiera się jako jednowymiarowego – źródła pozorne nie są sprowadzone do jednej płaszczyzny, scena ma wyraźny wymiar głębi. Jest to o tyle istotne, że góra pasma dość wyraźnie faworyzuje pierwszy plan, w "świecie mikrowydarzeń" dzieje się stosunkowo niewiele, brakuje nieco tzw. aury pogłosowej, a dynamika skupia się głównie na wydarzeniach w skali makro.

Tak podany dźwięk, mimo drobnych niedociągnięć związanych z kreowaniem akustyki, znakomicie pasuje do... muzyki akustycznej, małych składów itp. Iluzja obecności między instrumentami na scenie podczas odsłuchu "Mare Nostrum II" Paola Fresu, Richarda Galliano i Jana Lundgrena (FLAC 24/88,2) była niezwykle realistyczna, co tylko dowodzi, że neutralność nie zawsze jest konieczna, by słuchać z przyjemnością, zwłaszcza jeśli do głosu dochodzi, kojarzone zwykle z urządzeniami lampowymi, ocieplenie i miękkość.

Podsumowanie

Analizując poszczególne zakresy pasma w tzw. kategoriach absolutnych, trudno nie odnotować kilku niedociągnięć wynikających z "bujnego klimatu", jakim raczy słuchacza ten niepozorny wzmacniacz, jednak całościowo MaiA wypada bardzo przekonująco, odsłaniając esencję muzyki i trudny do zdefiniowania pierwiastek muzykalności. Takie granie bez wątpienia wielu osobom przypadnie do gustu.

Werdykt: Pro-Ject MaiA DS

★★★★★ Zero tranzystorowej ostrości, maksimum nasycenia barw i namacalności – MaiA to wzmacniacz, który ze słuchania muzyki pozwala czerpać prawdziwą przyjemność