Trilogy 933

Trilogy 933

Czy jest coś, czego Nic Poulson, szef i założyciel ISOL-8 i Trilogy Audio, nie robi dobrze? Znam już jego znakomite przedwzmacniacze, wzmacniacze i świetne urządzenia poprawiające prąd. To może chociaż wzmacniacz słuchawkowy mu nie wyszedł? Sprawdźmy

  • Data: 2016-04-19

Tempo, w jakim świat zmienia się w ostatnich latach, jest oszałamiające. Dotyczy to wielu dziedzin naszego życia, a branża audio nie jest wyjątkiem. 20 lat temu..., co tam 20, nawet jeszcze 10 lat temu płyta CD była podstawowym nośnikiem muzyki, z przenośnych odtwarzaczy muzycznych dostępny był jedynie Discman, a słuchawek używali właściwie tylko ci, którzy musieli. Dziś coraz trudniej spotkać na ulicy kogoś, kto nie ma słuchawek wetkniętych do uszu bądź noszonych na głowie. Za źródła dźwięku służą smartfony czy odtwarzacze wielkości pudełka od zapałek. Choć przez pewien czas toczyły się dyskusje, czy aby taka popularność przenośnych, często niedrogich odtwarzaczy (i słuchawek) nie będzie przyczynkiem do upadku branży sprzętu wyższej klasy, to jednak dziś wydaje się, że branża audio ma się wcale nie najgorzej. Wielu ludzi dzięki łatwemu dostępowi do muzyki i sprzętu na nowo odkryło przyjemność płynącą ze słuchania muzyki. Teraz można jej słuchać wszędzie – na spacerze, w tramwaju, pociągu itp. Z tej większej niż przed laty grupy osób, dla których muzyka znów stała się ważna, zapewne część zacznie odczuwać potrzebę posiadania systemu grającego jeszcze lepiej.

To napędza branżę audio i na rynku pojawiają się coraz to bardziej wyrafinowane, a co za tym idzie również i coraz droższe słuchawki, wzmacniacze słuchawkowe i DAC-i, które pozwalają doświadczać muzyki w sposób wyjątkowy. Kosztują już dziś tyle, ile 10 lat temu kosztował wysokiej klasy wzmacniacz stereofoniczny, para kolumn lub odtwarzacz CD. I, co ciekawe, znajdują nabywców. Jest także grupa ludzi, dla których (choćby z powodów lokalowych) również słuchanie w domu czy w biurze sprowadza się z przymusu (choć czasem i z wyboru) do systemu słuchawkowego. Jeszcze jedna, pewnie najmniejsza, ale jak najbardziej istniejąca grupa miłośników dobrego brzmienia po prostu woli sposób grania słuchawek, znacząco odmienny od tego, co prezentują kolumny. Nie ma żadnego powodu, by przedstawiciele którejkolwiek z tych grup nie mogli dostać do dyspozycji środków do uzyskania high-endowego brzmienia.

System słuchawkowy, taki z najwyższej półki, powinien składać się ze znakomitego źródła, wyjątkowego wzmacniacza słuchawkowego i fantastycznych słuchawek. W moim przypadku taki system, który dla mnie jest jednakże jedynie pobocznym, dodatkiem do głównego/dużego systemu z kolumnami, składa się z dedykowanego komputera wysyłającego sygnał do rewelacyjnego DAC-a: Lampizator Big7, dalej do świetnego Questyle'a CMA800R, który napędza wybitne Audeze LCD3. Czy można lepiej? Zapewne – wiele zalet mają choćby testowane ostatnio słuchawki HiFiMan HE-1000, są Staxy, są Dharmy i wiele innych słuchawek, z których każde mają do zaoferowania coś wyjątkowego. Są również i wzmacniacze słuchawkowe jeszcze wyższych lotów, choćby topowy model Bakoona, acz pośród tych, które znam, jedynie bardzo nieliczne oferują więcej niż Questyle. Wśród potencjalnych kandydatów jest również topowy model wzmacniacza słuchawkowego Nica Poulsona. Jestem szczęśliwym posiadaczem jednego z jego produktów, ISOL-8 Substation Integra, doskonale sprawdzającego się u mnie w roli poprawiacza prądu. Miałem okazję testować jego oba przedwzmacniacze gramofonowe, a także dzielony system pre+monobloki, i każde z tych urządzeń było wyjątkowe, oferując jakość brzmienia, której w dzisiejszym świecie oczekuje się raczej od konstrukcji sporo droższych. Mając tak dobre doświadczenia z produktami Trilogy i ISOL-8, nie mogłem oprzeć się propozycji posłuchania modelu 933.

Trilogy 933 to tranzystorowy wzmacniacz słuchawkowy, który już na pierwszy rzut oka wyróżnia się kilkoma cechami spośród wielu innych. Sam wzmacniacz umieszczony jest w niewielkiej, acz bardzo solidnej, aluminiowej obudowie – dość prostej i eleganckiej zarazem dzięki wysokiej jakości wykonania i wykończenia. Nic Poulson to specjalista od zasilania, w swoich topowych urządzeniach umieszcza ten element konstrukcji w osobnej obudowie, aby odizolować wrażliwe układy audio od potencjalnego źródła zakłóceń. Nie inaczej jest w przypadku 933 i stąd dostajemy urządzenie umieszczone w dwóch obudowach połączonych kablem zasilającym. Obudowa zasilacza jest nawet nieco większa od samego wzmacniacza i choć ją także wykonano bardzo porządnie, to jednak urodą ustępuje nieco wzmacniaczowi. No ale z założenia zasilacz ma wylądować jak najdalej od urządzenia głównego, czyli w domyśle ma być gdzieś schowany. Sam wzmacniacz także wygląda dość nietypowo – na froncie nie ma bowiem żadnych manipulatorów – ani włącznika, ani selektora wejść, ani nawet pokrętła regulacji głośności. Są tu jedynie dwie niewielkie czerwone diody, wskazujące, które z dwóch wejść jest w danym momencie aktywne, gniazdo słuchawkowe na dużego jacka oraz ułożone po łuku wokół tegoż gniazda kolejne czerwone diody, które pokazują wybraną w danym momencie głośność. Głośnością i wyborem wejść sterować można wyłącznie za pomocą zgrabnego pilota zdalnego sterowania, który dodatkowo pozwala urządzenie włączyć/wyłączyć, wyciszyć oraz ustawić balans między kanałami. Z tyłu znajdujemy zamontowany na stałe kabel zasilający, łączący urządzenie z zasilaczem, oraz dwie pary solidnych, pozłacanych gniazd RCA umożliwiających podłączenie jednocześnie dwóch analogowych źródeł sygnału. I już. Mówiłem, że jest dość nietypowo. Do braku manipulatorów na froncie i związanej z tym w pełni zdalnej obsługi urządzenia trzeba się przyzwyczaić, ale nie trwa to długo. Warto zwrócić uwagę, iż urządzenie pracuje w czystej klasie A, więc dość mocno się nagrzewa, gdy jest włączone (nie musi nawet pracować). Należy więc zapewnić mu nieco wolnej przestrzeni wokół.

W niewielkiej obudowie wzmacniacza umieszczono w sumie trzy płytki drukowane – główną, z większością układów, oraz dwie mniejsze (jedną z wyjściem słuchawkowym, drugą z diodami umieszczonymi na froncie urządzenia). Płytki mocowane są do górnej ścianki obudowy. Konstrukcja Nica jest w pełni dyskretna – nie ma tu żadnych opampów ani kondensatorów w torze sygnału. Regulacja głośności odbywa się w domenie analogowej. Obudowa pełni funkcję radiatora – do niej bowiem przykręcono bezpośrednio tranzystory. Oba kanały wzmacniacza są całkowicie odizolowane od siebie. Obudowa zasilacza, może nieco mniej elegancka, jest równie solidna. Na froncie nie umieszczono żadnych elementów, nawet diody, natomiast na tylnej ściance znajduje się gniazdo IEC, 4-pinowe gniazdo zasilające, do którego podłącza się kabel od samego wzmacniacza, plus dwie diody informujące o podłączeniu zasilania. W środku znajdują się dwa, produkowane na zamówienie, ekranowane transformatory toroidalne oraz dwa spore kondensatory Mundorfa. Impedancja wejściowa wzmacniacza według producenta wynosi 20kΩ, wyjściowa to 3Ω. Trilogy 933 oferuje wzmocnienie na poziomie 19dB oraz moc rzędu 0,8W dla obciążenia wynoszącego 300Ω – powinien więc poradzić sobie bez większego problemu z większością słuchawek. Zwrócę jeszcze tylko uwagę na fakt, iż wzmacniacz nie posiada analogowego wyjścia, nie ma więc możliwości integracji go z dużym systemem (z kolumnami).

Jakość brzmienia

Trilogy 933, jak właściwie każdy wzmacniacz pracujący w klasie A, potrzebuje kilku, kilkunastu minut rozgrzewki, zanim zaczyna pokazywać pełnię swoich możliwości. Zaraz po włączeniu może brzmieć nieco ciemno. Jeśli tak go właśnie odbierzecie (bo to również kwestia odniesienia do posiadanego/znanego/porównywanego wzmacniacza), dajcie mu, powiedzmy, 15 minut i spróbujcie ponownie. Po krótkiej rozgrzewce Trilogy zaserwuje już absolutnie pyszne granie, nasycone, gęste, ale i wysoce rozdzielcze i detaliczne. Tak, w porównaniu z niektórymi wzmacniaczami może nadal brzmieć nieco ciemniej, ale wystarczy chwila akomodacji, by zacząć odbierać tę cechę jako zaletę, a nie wadę. Dźwięk naturalny, czyli grany na żywo przez żywe instrumenty jest bowiem nasycony, gęsty, nie ma mowy o odchudzeniu, o przesadnym konturowaniu. Dźwięk jest zawsze wsparty odpowiednią masą i słychać, że każdy instrument ma "ciało". To jedna z licznych wyjątkowych cech Trilogy – bogactwo brzmienia każdego głosu, każdego instrumentu. Rzecz zarówno w bogactwie tonalnym, w niesamowicie szerokim zakresie dynamicznym, jak i w gęstości brzmienia nadającej każdemu źródłu pozornemu masę i ciało. Prezentacja słuchawkowa nie jest tak holograficzna, jak to, co potrafią pokazać (niektóre) kolumny.

Aby więc mówić o trójwymiarowości źródeł pozornych, trzeba "grać" bardziej ich masą, wypełnieniem, dać słuchaczowi odczuć ciało, niźli je precyzyjnie wykonturować. Trilogy 933 robi to wyśmienicie. Oczywiście wszystko zaczyna się od całkiem sporej, jak na system słuchawkowy, przestrzeni – półkola zaczynającego się nawet za uszami i wychodzącego przed głowę. Półkole to nie do końca precyzyjne określenie, bo rzeczy nie dzieją się tu w jednej płaszczyźnie – scena ma również wysokość, całkiem sporą muszę dodać, jest oczywiście szeroka, ale ma również naprawdę niezłą głębię, w której łatwo wychwycić dobrą separację planów i źródeł pozornych. Odległości między planami i instrumentami nie będą tak duże, jak przy odsłuchu na kolumnach, ale wystarczające, by zapewnić dobrą separację, a co za tym idzie możliwość wsłuchiwania się w popisy solistów czy po prostu wybranego muzyka, nawet jeśli nie znajduje się on na pierwszym planie. Trilogy potrafi również owe przestrzenie między instrumentami wypełnić powietrzem, dając muzyce oddech, budując wrażenie otwartości, a co za tym idzie również i swobody dźwięku. Wspominana już znakomita rozdzielczość daje wgląd w detale i subtelności, pozwalając niektóre nagrania niemal odkrywać na nowo. W tym zestawieniu, z Lampizatorem i LCD3, słychać było doskonale zabawę przestrzenią czy to Floydów, samego Watersa, czy Jarre'a. Choć każdą z odsłuchiwanych płyt znam niemal na pamięć, to i tak potrafiły mnie zaskakiwać z jednej strony drobnymi smaczkami, które gdzieś tam niby zawsze są, ale daleko poza centrum uwagi, z drugiej precyzją lokalizacji owych efektów przestrzennych pojawiających się w zaskakujący i jednocześnie bardzo realistyczny sposób w różnych miejscach wokół mojej głowy.

Kolejną specjalnością zakładu w wydaniu 933 jest niesamowicie energetyczna i dynamiczna prezentacja. Nie jest to bynajmniej energia rzucona na żywioł, że tak to ujmę, ale bardzo dobrze kontrolowana, ukierunkowana na osiągnięcie efektu w postaci przekazania energii nagrania i zaangażowania słuchacza. Posłuchajcie np. płyty AC/DC – gwarantuję, że nie usiedzicie w spokoju. Kończyny będą wystukiwać rytm, a zarzucanie włosami (o ile je jeszcze macie) ograniczone będzie jedynie troską o ukochane słuchawki bądź sztywnością szyjnego odcinka kręgosłupa (przynajmniej ja tak mam – starość nie radość, jak to mówią). W moim przypadku musiałem się bardzo pilnować, bo LCD3 są ciężkie i dość łatwo mogą spaść z głowy przy gwałtownych ruchach. Muzyka potrafiła mnie jednakże wciągnąć na tyle, że ostrożność szła w kąt, a po chwili łapałem słuchawki lecące w stronę podłogi. Równie doskonale bawiłem się przy innej muzyce opartej o rytm, czyli przy bluesie. Tempo zwykle jest tu wolniejsze (niż przy AC/DC), ale rytm, jego miarowość, precyzja są kluczem do tego, by "poczuć bluesa". Jako że część nagrań bluesowych nagrywano w lepszy sposób niż większość rocka, zwróciłem tu uwagę na element, który wcześniej mi umknął. Mój Questyle nieco bardziej konturuje bas, przez co wydaje się odrobinę bardziej punktualny. Proszę mnie źle nie zrozumieć – definicja i kontrola niskich tonów serwowane przez Trilogy są świetne, ale CMA800R robi to chyba jednak nieco lepiej. Czy to przekłada się na większą przewagę, czy większą przyjemność słuchania? Nie. Cały zestaw wyjątkowych cech Trilogy 933 przeważa szalę i tak na jego stronę, ale wspomnieć o niewielkiej przewadze mojego wzmacniacza wypadało, żeby nie wyszło na to, że Trilogy jest ideałem pod każdym względem.

Niezwykła, zwłaszcza jak na wzmacniacz tranzystorowy, jest także prezentacja tonów wysokich i średnicy. One również charakteryzują się wyjątkową masą, nasyceniem, ale, choć może się to wydawać sprzecznością, również swego rodzaju naturalną swobodą i lekkością. Dzięki tym cechom wysoka rozdzielczość i detaliczność nie przekładają się na suchość dźwięku – nawet najwyższe tony są mocne, dźwięczne, ale jednocześnie soczyste. Nie ma mowy o żadnych wyostrzeniach, o zapiaszczeniu góry pasma – jest gładko, wyraziście i spójnie z resztą pasma. Znakomicie wypadają wybrzmienia – długie, pełne, żadnego skracania (oczywiście nie dotyczy to wyłącznie góry pasma). Średnica jest wyjątkowo barwna. Korzystając z wcześniejszych doświadczeń z urządzeniami Nica Poulsona, pozwolę sobie przypisać tę cechę znakomitemu zasilaniu. Im mniej jest bowiem brudów pochodzących z sieci elektrycznej, im czarniejsze tło, na którym prezentowana jest muzyka, tym więcej słyszymy samej niezakłóconej muzyki, tym bardziej jest ona kolorowa i tym więcej słyszymy najdrobniejszych detali. Tak było w przypadku wzmacniaczy gramofonowych Trilogy czy wzmacniaczy mocy tej marki i tak jest i w tym przypadku. Kolejny raz potwierdza się więc ogromna rola zasilania w audio oraz moja prywatna teoria mówiąca o tym, że wyjątkowość produktów tej brytyjskiej manufaktury opiera się w dużej mierze na ogromnej wiedzy i doświadczeniu Nica Poulsona w tym właśnie zakresie. Wracając do tonów średnich i ich wyjątkowej barwności, muszę wręcz napisać, że kojarzyła mi się z tym, co potrafią dobre(!) lampy. To wyjątkowe połączenie gładkości, nasycenia i znakomitego różnicowania dawało taki właśnie efekt. Może namacalność dźwięku nie była aż tak wybitna, jak to robią dobre SET-y, ale i wykreować taką namacalność na słuchawkach jest dużo trudniej niż na kolumnach. Za to poziomem ekspresji Trilogy mogło się śmiało z wieloma wzmacniaczami lampowymi równać.

Wspomnę jeszcze tylko, że to także bardzo uniwersalny wzmacniacz – korzystałem z niego w czasie recenzji HiFiManów HE-1000, Dharm D1000, a podczas tego testu używałem nie tylko do napędzania Audeze LCD3, ale i Final Sonorusów VI i X, a nawet na chwilę podpiąłem nową wersję Beyerdynamiców T5p. O tych ostatnich najmniej mogę powiedzieć, bo trafiły do mnie, gdy kończyłem ten test, ale w przypadku pozostałych, jakże przecież różnych od siebie słuchawek, Trilogy za każdym razem pokazywał swoją wyższość czy to nad Questylem, czy HiFiManem EF6. Słowem jest duża szansa, że zagra znakomicie z niemal każdymi słuchawkami i na dodatek lepiej niż większość konkurentów.

Podsumowanie

Czy to najlepszy wzmacniacz słuchawkowy na rynku? Tego nie wiem, bo w końcu jest ich bardzo wiele, a ja słuchałem zaledwie niewielkiego procenta tego, co się obecnie produkuje. Najlepszy jaki ja słyszałem? Tu już mogę jasno odpowiedzieć – tak! Gęsty, organiczny, gładki i spójny dźwięk wsparty wysoką rozdzielczością i detalicznością, transparentnością i czystością na poziomie, jakiego właściwie żaden inny znany mi wzmacniacz nie był w stanie do tej pory zaoferować. I owszem, pod niektórymi względami np. mój Questyle mógłby rywalizować z Trilogy – oferując podobną dynamikę, czystość i transparentność dźwięku, nawet wysoką detaliczność. Tyle, że CMA800R nie potrafi zagrać tak gęsto, tak dobrze wypełnić, dociążyć dźwięku, dać wrażenia aż lepkiej (za sprawą niesamowitej gęstości) organiczności brzmienia. Co prawda odniosłem wrażenie, że Questyle miał drobną przewagę w zakresie czynnika określanego mianem pace&rhythm (tempo i rytm), ale w ogólnym rozrachunku, choć nadal uważam go za świetne urządzenie, produktowi Nica Poulsona wyraźnie ustępował.

Trilogy 933 to prawdziwa, nawet jeśli dość niepozorna, bestia, na której można, a nawet trzeba (żeby się nie marnował) oprzeć budowę systemu z najwyższej słuchawkowej półki. Odpowiadając więc na pytanie zadane na samym początku – czy Nicowi Poulsonowi udało się w końcu coś zrobić źle? Nie tym razem!

Werdykt: Trilogy 933

★★★★★ Solidna podstawa systemu słuchawkowego klasy high-end. Wystarczy zadbać o nauszniki i źródło z najwyższej półki