Devialet D-Premier Air

Devialet D-Premier Air

Znakiem naszych czasów jest kolejna zmiana głównego nośnika muzyki. Od kilku lat pliki muzyczne wypierają wszelkie nośniki fizyczne, ale czy sprawdza się to również na poziomie high-endu?

  • Data: 2013-03-15

W 2007 roku zapewne nikt z Państwa nawet nie słyszał o francuskiej firmie Devialet. Wtedy to właśnie narodziła się marka znana dziś wielu audiofilom. Jednak jej korzeni należy się doszukiwać kilka lat wcześniej, gdy Pierre-Emmanuel Calmel porzucił pracę w korporacji, by zająć się wdrażaniem w życie idei, która chodziła za nim od kilku lat. Chciał on bowiem stworzyć wzmacniacz audio inny niż wszystkie dostępne na rynku. Swój pomysł nazwał Analog Digital Hybrid (ADH ? hybryda analogowo-cyfrowa), a miał on polegać na połączeniu w jednym układzie analogowego wzmacniacza pracującego w klasie A z cyfrowym wzmacniaczem pracującym w klasie D. I nie miało to bynajmniej być połączenie szeregowe, tylko równoległe, w którym oferujący znacznie wyższą moc wzmacniacz w klasie D miał niejako uzupełniać niedostatki mocy wzmacniacza w klasie A. Sam pomysł równoległego połączenia dwóch wzmacniaczy nie jest nowy, jako że już wcześniej istniały konstrukcje łączące klasę A z klasą AB. Teraz jednak tę drugą zastąpiono klasą D. Wspomniany Pierre-Emmanuel Calmel wraz z kilkoma inżynierami, którzy dołączyli do niego nieco później, swój pomysł wprowadził w życie i to w postaci, która, jak sądzę, na początku nawet mu się nie śniła. Devialet D-Premier Air to bowiem znacznie więcej niż tylko wzmacniacz o niespotykanej konstrukcji. To właściwie urządzenie, które można określić mianem all-in-one (wszystko w jednym), choć sam producent unika takiego określenia, bo nie kojarzy się ono tak, jakby zapewne chciał. All-in-one to zwykle niedrogie ?wszystkomające? urządzenia, które w zakresie jakości brzmienia nie mają zbyt wiele do zaoferowania (z punktu widzenia audiofila). Tymczasem Devialet celuje w rynek high-endowy ? ma być wygodnym, wielofunkcyjnym rozwiązaniem dla osób oczekujących także brzmienia najwyższej klasy!

Nowoczesny wygląd

Zacznijmy jednakże od tego, jak to urządzenie wygląda, a bez wątpienia zaprojektowano je tak, by wyróżniało się na tle konkurencji, by każdy zaliczył je do kategorii produktów ?lifestyle?owych?. Bo nie da się ukryć, iż niezależnie od tego, czy D-Premiera ustawimy na stoliku, czy powiesimy na ścianie (bo i taka możliwość istnieje), będzie się on rzucał w oczy i to w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu, być może nawet szokując niektórych swoim nowoczesnym wyglądem. Obudowa to aluminiowy odlew dostarczany w jednym z trzech możliwych wykończeń: chrom, czarny mat lub biały błyszczący kolor. Nietypowe są także wymiary ? o ile szerokość i głębokość urządzenia można uznać za standardowe (40x40cm), o tyle jego wysokość, stanowiąca o wyjątkowości całego designu, wynosi zaledwie ok. 4,5cm. Gdy więc ustawimy Devialeta na półce/stoliku, widzimy jedynie wąziutki front z jednym przyciskiem włączającym (acz da się go wykorzystać także jako selektor wejść). Ciekawostką jest mała plamka światła pojawiająca się na półce pod frontem, której kolor pokazuje, czy do wybranego w danym momencie wejścia jest podłączone aktywne źródło ? żółta plamka sygnalizuje, że jest podłączone, a jeśli nie, to oprócz żółtej pojawia się także czerwona. Jest to o tyle istotne, że urządzenie dysponuje jedynie niewielkim wyświetlaczem umieszczonym na górnej powierzchni, jeśli więc stoi na półce, to ów wyświetlacz jest niewidoczny z miejsca odsłuchowego. Dopiero gdy zawiesimy D-Premiera na ścianie, wyświetlacz będzie skierowany w naszą stronę, ale i wówczas jego czytelność, z racji niewielkich rozmiarów, będzie uzależniona od odległości miejsca odsłuchowego od urządzenia. Wyświetlacz standardowo pokazuje nazwę wybranego w danym momencie wejścia oraz poziom głośności dla tego źródła. Dla każdego ze źródeł można zdefiniować początkowy poziom głośności, a następnie regulować go za pomocą pilota zdalnego sterowania. A skoro już jestem przy pilocie, to warto wspomnieć, że jest on wzorniczo dopasowany do Devialeta i równie jak on oryginalny. To aluminiowy, wykończony tak samo jak wzmacniacz kwadrat o boku długości niecałych 12cm, gruby na nieco ponad 2cm (bez pokrętła, które ową grubość mniej więcej podwaja), o kształcie jakby nieco wygiętym do góry (podobnie zresztą jak bryła wzmacniacza), wyposażony w cztery przyciski i duże pokrętło z logo firmy, stojący na czterech nóżkach. Jest to rozwiązanie zupełnie inne niż w większości urządzeń, jakie kiedykolwiek testowałem, ale przyzwyczajenie się do jego używania trwa krótko, a potem trudno już wrócić do ?zwykłych? pilotów. Sterownik jest zasilany za pomocą dwóch baterii typu AAA. Umieszczony na umownej górze przycisk służy do włączania D-Premiera, dużym, płynnie pracującym pokrętłem regulujemy głośność, a trzy przyciski na dole obsługują więcej funkcji niż się na pozór wydaje. Pierwszy od lewej przycisk opisano jako ?source? (źródło/wejście) i faktycznie działa on jako selektor wejść, pozwalając przełączać między kolejnymi aktywnymi wejściami. Od strony użytkowej przydałby się choćby niewielki wyświetlacz na pilocie ? wyboru dokonujemy bowiem jednym przyciskiem, wyświetlacza na samym D-Premierze raczej nie widzimy, a jeśli podłączone jest więcej niż jedno aktywne (włączone) źródło (przy którym pod urządzeniem pojawia się żółta plamka), to jedynym sposobem sprawdzenia (na odległość) czy ustawiliśmy już właściwe wejście, jest wystartowanie muzyki. Jeśli nic nie słychać w głośnikach, to szukamy właściwego wejścia dalej. To na dobrą sprawę jedyny przytyk użytkowy do tego urządzenia, jaki mogę zrobić po kilkunastu dniach jego użytkowania.

Dłuższe przytrzymanie wciśniętego przycisku ?select? spowoduje natomiast wyświetlenie częstotliwości próbkowania sygnału dostarczanego do danego wejścia. Kolejny przycisk opisano jako ?bass? i włącza on lub wyłącza filtr subsoniczny (20Hz), a jeśli korzystamy z wejścia do przedwzmacniacza gramofonowego, to przełącza między dwoma dostępnymi korekcjami RIAA. Tu także dłuższe przyciśnięcie umożliwia dostęp do kolejnych funkcji ? w tym wypadku do regulacji niskich i wysokich tonów oraz balansu między kanałami. W końcu trzeci przycisk opisany jako ?invert? pozwala na odwracanie fazy na wyjściach głośnikowych. Przytrzymany dłużej, daje dostęp do szeregu informacji o wersjach oprogramowania zainstalowanych w danym momencie, ustawieniach sieciowych, aktualnej konfiguracji wejść czy też o temperaturach osobno dla każdego ze wzmacniaczy oraz dla zasilacza.

Z tyłu urządzenia, ukryte pod zdejmowalną płytą, zlicowaną z górną powierzchnią wzmacniacza, znajdują się wszystkie gniazda i złącza, w jakie wyposażono to urządzenie. Jest ich naprawdę sporo, na dodatek każde z nich można aktywować/dezaktywować, a części z nich można przypisać różne funkcje. Patrząc na tył urządzenia od lewej strony, znajdujemy dwa złącza HDMI ? jedno opisane jako wejście, drugie jako wyjście. Nad pierwszym z nich znajduje się czytnik kart SD, który jest niezwykle istotnym elementem całej układanki, jako że zarówno konfiguracji urządzenia, jak i ewentualnych upgrade?ów software?u dokonuje się właśnie za pomocą takiej karty ? ale o tym później. Obok znajdują się dwa wejścia optyczne typu Toslink. Dalej umieszczono rząd sześciu gniazd RCA, które pojedynczo lub parami mogą być skonfigurowane na różne sposoby. Pierwsze dwa gniazda to wejścia analogowe, które mogą zostać skonfigurowane jako wejście liniowe (np. do podłączenia odtwarzacza CD), albo jako wejście phono (do przedwzmacniacza gramofonowego, gdzie dodatkowo wybiera się, czy będzie to wejście dla wkładek typu MM czy MC oraz określa się jego parametry). Kolejne dwa gniazda mogą pełnić dokładnie takie same funkcje, jak już opisane (możliwe jest więc w sumie skonfigurowanie dwóch wejść liniowych, dwóch wejść gramofonowych, lub po jednym z nich), ale mogą także pracować jako cyfrowe wejścia koaksjalne. Ostatnie dwa mogą pracować także jako cyfrowe wejścia koaksjalne, albo jako wyjście na subwoofer, wyjście cyfrowe koaksjalne lub stereofoniczne, analogowe wyjście preout. Dodam jeszcze, że w zależności od wyboru, w jakim charakterze ma dane wejście/wyjście pracować, dostajemy możliwość jego odpowiedniej konfiguracji. Obok znajduje się wejście cyfrowe AES/EBU, dalej wejścia głośnikowe, trigger zdalnego sterowania, port RS-232 oraz gniazdo sieciowe. Co do tego ostatniego ? jeśli z Devialetem będziemy używać audiofilskiego kabla sieciowego, zwykle wyposażonego w spory wtyk, niemal na pewno trzeba będzie zdejmować płytkę, która zasłania cały tył urządzenia z gniazdami.

Oryginalna konfiguracja

Do konfiguracji urządzenia służy konfigurator on-line dostępny na stronie producenta. Przyznam, że na początku wydawało mi się to odrobinę irytujące, że każda zmiana czegokolwiek wymaga wejścia na tę stronę, zmiany konfiguracji, nagrania jej na kartę SD, a następnie włożenia jej do slotu we wzmacniaczu (plusem jest to, że nawet nie trzeba go wyłączać w czasie całej operacji), który po włożeniu karty sam zaczyna całą procedurę wczytywania i zastosowania nowej konfiguracji. Po kilku razach zacząłem to rozwiązanie traktować równie naturalnie jak każde inne, tym bardziej że ewentualną alternatywą byłoby załatwianie tego z wykorzystaniem niewielkiego wyświetlacza urządzenia, co na pewno nie byłoby zbyt wygodne. Do takiej obsługi D-Premiera, zaproponowanej przez producenta, można się bardzo szybko przyzwyczaić i już po paru konfiguracjach zacząć doceniać fakt, że, po pierwsze, tak dokładna konfiguracja jest w ogóle możliwa, a po drugie, że każdorazowy zabieg zmiany tejże konfiguracji jest po prostu bardzo łatwy do przeprowadzenia. Oczywiście jest jeden warunek ? dostęp do internetu, ale żyjemy w czasach, w których za oczywistość można uznać to, iż osoba, która kupi takie urządzenie, jak D-Premier Air, ma w domu stały dostęp do sieci. Inna sprawa to fakt, że większość użytkowników skonfiguruje sobie swoje urządzenie raz, na samym początku, i nie będzie już do tego wracać, chyba że zmienią się potrzeby, czyli np. dojdą nowe elementy systemu. Poprzez stronę konfiguratora oprócz wyboru tego, które wejścia i w jakiej funkcjonalności są nam potrzebne oraz ustawienia parametrów (dla części z nich), z jakimi mają pracować, możemy także aktywować połączenie Wi-Fi, ustawić moc wyjściową wzmacniacza, albo np. włączyć generowanie tzw. brązowego szumu, który może służyć do wygrzewania nowych kolumn, a także skonfigurować wyświetlacz urządzenia czy też pilota (m.in. można przyciskom przypisać inne niż opisane już podstawowe funkcje). Słowem osoby, które lubią maksymalnie dostosowywać każde urządzenie do swoich potrzeb, będą zachwycone. Pozostali ustawią sobie raz potrzebną konfigurację i nieprędko zajrzą na stronę konfiguratora ponownie.

Olbrzymie możliwości

Pozostaje jeszcze krótkie omówienie, co to urządzenie właściwie potrafi. Można dyskutować, co jest funkcją nadrzędną Devialeta, ale jednak ja przyjmę, że jest to po pierwsze wzmacniacz zintegrowany, który jest w stanie dostarczyć nawet 240W mocy na kanał (może także pracować jako monoblok połączony z drugim D-Premierem, oddając wówczas nawet 500W na kanał). Co ciekawe, można skonfigurować to urządzenie tak, by maksymalna moc była mniejsza ? najmniejsza wartość, jaką udało mi się ustawić, wynosiła 50W na kanał, co dla moich wysokoskutecznych kolumn było wartością więcej niż wystarczającą. Dzięki możliwości skonfigurowania części gniazd jako analogowe wejścia liniowe można do tego urządzenia podłączyć ?po analogu? np. odtwarzacz CD czy tuner radiowy. Oczywiście odtwarzacz czy też transport CD oraz niemal dowolne inne urządzenie z wyjściem cyfrowym można także podłączyć do Devialeta kablem cyfrowym (optycznym, koaksjalnym lub AES/EBU) i korzystać z wbudowanego przetwornika cyfrowo-analogowego. Wbudowany, konfigurowalny przedwzmacniacz gramofonowy pozwala miłośnikom czarnej płyty zrezygnować także z dodatkowego przedwzmacniacza gramofonowego i to niezależnie od tego, czy używają wkładki typu MM czy MC. Co więcej, posiadacze dwóch ramion z dwiema wkładkami mogą podłączyć obie naraz i jedno wejście skonfigurować dla MM, a drugie dla MC. Jedno z wyjść pozwala także podłączyć subwoofer ? to dla osób zainteresowanych systemem 2+1. Urządzenie wyposażono także w wejście i wyjście HDMI ? wejście pozwala korzystać z urządzeń typu odtwarzacze wieloformatowe (np. Oppo), które potrafią sygnał odczytany np. z płyty Blu-ray czy SACD wysłać po HDMI w postaci LPCM. Do czego ma służyć wyjście HDMI na razie właściwie do końca nie wiadomo. D-Premier jest więc integrą z wbudowanym DAC-iem i przedwzmacniaczem gramofonowym, który potrzebuje tylko, by dostarczyć mu sygnał cyfrowy lub analogowy jedną z wielu możliwych dróg.

Element nazwy tego rewolucyjnego pod wieloma względami urządzenia sugeruje, jaka droga dostarczania sygnału jest najistotniejsza z punktu widzenia twórców D-Premiera. Słowem-kluczem jest tu ?Air?, dosłownie oznaczające ?powietrze?, a symbolizujące możliwość bezprzewodowego dostarczania sygnału. W pierwszych latach funkcjonowania na rynku D-Premier tej funkcjonalności nie posiadał i wówczas w jego nazwie słowa Air nie było. Dodano je wtedy, gdy ta funkcjonalność została zaimplementowana.

Wiele osób, które w ostatnich latach częściowo lub całkowicie zrezygnowało już z płyt CD jako nośników muzyki na rzecz plików muzycznych, próbowało zapewne po drodze także i bezprzewodowego przesyłania muzyki z wykorzystaniem sieci Wi-Fi. Mnie również się to zdarzało, ale mówiąc szczerze, próby nie były zachęcające, bo nie ma nic gorszego niż nagłe zatrzymanie muzyki, nawet na ułamek sekundy, które praktycznie rzecz biorąc uniemożliwia prawdziwe jej przeżywanie. Proszę sobie wyobrazić np. ulubioną solówkę, która nagle... dostaje ?czkawki?, czy zaczyna się ?jąkać?. To, co się wtedy czuje, można opisać jedynie w mocno niepolitycznych, żołnierskich słowach, więc robić tego w tym miejscu nie będę. Dlatego w domowym systemie mając muzykę zgromadzoną na dyskach NAS, przysyłam ją do komputera z software?owym odtwarzaczem (Jriver + JPlay) przewodowo. Dzięki temu przerwania praktycznie się nie zdarzają, a przez to pliki, obok płyt winylowych, stały się głównym nośnikiem muzyki wykorzystywanym przeze mnie. Dlatego też, gdy otrzymałem do testu Devialeta, byłem nieco sceptyczny. Oczywiście słyszałem opowieści o specjalnie opracowanym softwarze zwanym Devialet Air oraz o specjalnie stworzonych protokołach przesyłu danych, które miały sprawić, że możliwe będzie bezproblemowe bezprzewodowe odtwarzanie nawet gęstych plików (na dziś do rozdzielczości 24/96), a także czytałem o deklaracji producenta, iż sygnał trafia do ich urządzenia, tam jest buforowany, i tam jest taktowany zegarem Devialeta, dzięki temu możliwe jest bezproblemowe odtwarzanie i wysoka klasa dźwięku.

Polski dystrybutor Devialeta, firma AudioFast, dostarczył mi samo urządzenie i AirPort Express (czyli router/punkt dostępowy firmy Apple). Dodatkowo dostarczono mi także sugerowane akcesoria w postaci kabla sieciowego Synergistic Research Hologram D z aktywnym systemem ekranowania oraz Symposium Ultra PADZ, czyli nóżki antywibracyjne, na których, zdaniem dystrybutora, najlepiej jest ustawić to urządzenie.

Jakość brzmienia

Jako że to bezprzewodowy przesył muzyki ma być największym atutem Devialeta, wyróżniającym go na tle konkurencji, postanowiłem wziąć byka za rogi i zacząć od tego elementu. Co prawda między wierszami można wyczytać, że jest to urządzenie przeznaczone do współpracy przede wszystkim z komputerami Apple?a, ale jestem zatwardziałym pecetowcem i nie posiadam żadnego MacBooka, więc nie miałem początkowo możliwości zastosowania takowego. Zabawa z pecetem wymaga zainstalowania programu iTunes (bezpłatnej, dostępnej także dla wszystkich wersji systemów Windows) oraz własnego oprogramowania Devialeta o nazwie Devialet Air. To pierwsze pełni jedynie funkcję, którą można określić mianem managera plików, ale jest niezbędne. Drugie zaś odpowiada za faktyczny odczyt danych oraz komunikację z D-Premierem. Dodatkowym wyzwaniem dla peceta była konwersja plików z kilkudziesięciu płyt (nie wchodziła w grę konwersja całej biblioteki, jaką posiadam) z formatu, z którego na co dzień korzystam, czyli FLAC, na format apple?owski, co na szczęście można wykonać za pomocą darmowych konwerterów dostępnych w sieci. Wszystko to zajmuje nieco czasu, ale jest jak najbardziej wykonalne. Kolejnym etapem było połączenie mojego komputera z Devialetem. Tu także jest kilka opcji ? teoretycznie najprostsza, jeśli już posiada się bezprzewodową sieć w domu, polega na włączeniu Devialeta to tejże sieci. Druga opcja to połączenie bezpośrednie (tzw. ad hoc) komputera z Devialetem ? tu problemem może być to, że komputer (o ile nie mamy dwóch kart bezprzewodowych, lub nie będzie on podłączony kablem) nie będzie miał połączenia z internetem. Opcja trzecia, rekomendowana przez dystrybutora, to zastosowanie AirPorta Express, czyli routera/punktu dostępowego firmy Apple. D-Premier łączy się z AirPortem, podobnie jak komputer, a samego AirPorta można, acz nie trzeba, podpiąć kablem do domowej sieci ? jeśli to zrobimy, to na komputerze będzie można korzystać z internetu. Spróbowałem oczywiście w pierwszej kolejności rozwiązania sugerowanego przez dystrybutora i nie sprawdziło się ono do końca. Rzecz nawet nie w uzyskanym brzmieniu, tylko w stabilności połączenia. Niestety zdarzały się króciutkie przerwy, co na dłuższą metę trudno było ignorować. Nieco lepiej spisywało się połączenie ad hoc, acz i tu zdarzały się przerwy. Muszę jednakże podkreślić, że, po pierwsze, komputer, którego używałem, to mój roboczy laptop, na którym zdarzało mi się robić w trakcie odtwarzania muzyki również inne rzeczy, a poza tym to maszyna dość ?zaśmiecona? instalowaniem wielu różnych software?ów. Po drugie stabilność sieci Wi-Fi w moim miejscu zamieszkania nie jest najlepsza, być może po części w związku z dużą ilością domowych sieci w otaczających mnie mieszkaniach. Inną kwestią jest jednak to, co pisałem na początku ? konieczność używania iTunesa sugeruje, że w założeniu D-Premier miał współpracować przede wszystkim z urządzeniami Apple?a. Skontaktowałem się więc z dystrybutorem, który zaproponował, że w takim razie przywiezie mi własnego MacBooka Air, z którym u niego wszystko działa bezbłędnie. Dwa dni później komputer znalazł się u mnie i został połączony z Devialetem za pośrednictwem tego samego AirPorta i... od tego momentu skończyły się problemy z odtwarzaniem muzyki po Wi-Fi. Oczywiście MacBook Air działał wyłącznie jako źródło, stojąc sobie spokojnie w kącie pokoju, ale chyba samo to nie tłumaczy, dlaczego tym razem problemów nie było. To raczej jednak kwestia kompatybilności ? D-Premiera Air stworzono do współpracy z ?makami? i tego należy się trzymać. Dla mnie, i jak sadzę dla wielu spośród Państwa, najważniejszy wniosek jest z tego taki, że i owszem, można bezproblemowo dostarczać sygnał do francuskiego wzmacniacza bezprzewodowo, tyle że warto wziąć pod uwagę fakt, iż pomimo istnienia wersji iTunes i Devialet Air dla PC, lepszym, sprawiającym mniej problemów rozwiązaniem, jest w tym zastosowaniu komputer Apple?a. Zapewne i z pecetem udałoby się to wszystko właściwie skonfigurować, ale wydaje się, że po prostu z Apple?em jest łatwiej, a bądźmy szczerzy ? przy koszcie francuskiego urządzenia wydanie kilku dodatkowych tysięcy złotych na MacBooka Air czy Maca mini, nawet gdyby miały służyć wyłącznie jako źródło sygnału, nie powinno być problemem ? wszak dobry transport CD czy gramofon kosztuje dużo więcej.

Skoro więc udało mi się uzyskać dobre połączenie, mogłem rozpocząć właściwy odsłuch. Zaznaczę jeszcze, że miałem okazję słuchać tego urządzenia wcześniej, acz wyłącznie na Audio Show. A na wystawach, jak nadmieniam co roku w swoich relacjach, dźwięk jest, jaki jest i nie należy sobie wyrabiać zdania o konkretnym urządzeniu na podstawie tego, co tam usłyszymy. No chyba, że producent/dystrybutor twierdzi, że gra to na miarę swoich możliwości, ale takie przypadki zdarzają się nad wyraz rzadko. Niemniej można powiedzieć, że teoretycznie wiedziałem, jakiego dźwięku się spodziewać. Ale teraz okazało się, jak bardzo się myliłem! To, co pamiętałem z AS 2012, było niezłe, ale właściwie ledwie wybijało się ponad przeciętność. Przy bardzo uważnym wsłuchaniu się w brzmienie zestawu z D-Premierem Air i Wilsonami można było doszukać się wskazówek mówiących, że w dobrych warunkach może zagrać bardzo dobrze, ale to były jedynie wskazówki. Tymczasem u siebie, z niewątpliwie słabszymi kolumnami, usłyszałem dźwięk, który zaskoczył mnie w stopniu, w jakim zdarza się to naprawdę rzadko, mimo że przecież do testów trafia do mnie sporo różnorodnych urządzeń. Bo jak inaczej określić moje pierwsze wrażenie: ?Wow! Gra jak naprawdę dobra lampa?, skoro przed oczami mam ultranowocześnie wyglądający wzmacniacz bez choćby jednej bańki próżniowej na pokładzie? A tak właśnie było w przypadku D-Premiera Air. Po pierwsze francuskie urządzenie buduje zaskakująco trójwymiarowy, plastyczny i namacalny obraz wydarzeń na scenie ? dodam, że zwykle zaczynam odsłuchy od nagrań akustycznych i tak też było tym razem. Zwyczajowo to lampa i jedynie co lepsze tranzystory w klasie A potrafią stworzyć przekonująca iluzję obcowania z żywą muzyką. Jest w takiej prezentacji coś, co sprawia, że ma się wrażenie bliskiego, bezpośredniego obcowania z muzyką. Bardzo dobra selektywność pozwala określić przy każdym nagraniu z ilu instrumentów składa się zespół, ?przyjrzeć? się bliżej dowolnemu instrumentowi, a właściwie jego brzmieniu. Ani przez moment nie zastanawiałem się, czy konkretne źródło dźwięku ma właściwą dla danego instrumentu wielkość, kształt i barwę ? to przychodziło zupełnie naturalnie, równie naturalnie jak na koncercie, gdzie przecież oczy niejako potwierdzają to, co słyszą uszy, więc nigdy nie poddaje się w wątpliwość, czy trąbka brzmi jak trąbka, a kontrabas jak kontrabas. Tu choć oczy nie mogły pomóc w ?weryfikacji?, to jednak owa plastyczność i namacalność przekazu były na takim poziomie, że żadne wizualne ?potwierdzenie? nie było potrzebne.

Kolejne ?lampowe? cechy brzmienia Devialeta to choćby gładkość, rozdzielczość i nasycenie dźwięku, i to nie tylko w zakresie średnicy, z czym zwykle kojarzy się dźwięk lampowy, ale w całym paśmie, ze szczególnym uwzględnieniem wysokich tonów. To te ostatnie miały ową, charakterystyczną dla wysokiej klasy wzmacniaczy lampowych, czystość, klarowność, poparte właśnie niezwykłym nasyceniem i wypełnieniem, dzięki którym z jednej strony zachwycała dźwięczność i otwartość, a z drugiej właściwie nigdy nie groziła ostrość czy choćby rozjaśnienie dźwięku. Zdaję sobie sprawę, że miłośnicy wysoce analitycznych tranzystorów cenią w nich właśnie to, że słabiej zrealizowane nagrania syczą, brzęczą, tną uszy, bo w końcu idea high fidelity to maksymalna wierność nagraniom. Tyle, że ja należę raczej do drugiej ?frakcji?, czyli do osób, które oczekują raczej maksymalnie naturalnego brzmienia. Czym się różni jedno podejście od drugiego? Zacznijmy od tego, że bierzemy pod uwagę przede wszystkim nagrania instrumentów akustycznych. Dlaczego? Dlatego, że mają one swoje charakterystyczne brzmienie. Oczywiście nie chodzi o to, że każde skrzypce, gitara czy kontrabas brzmią identycznie, ale słuchając każdego egzemplarza każdego z tych (czy innych) instrumentów akustycznych bez wysiłku wyłapujemy pewne wspólne cechy brzmienia, które pozwalają powiedzieć, czy brzmi on naturalnie, czy nie. W przypadku instrumentów elektrycznych/elektronicznych dzięki dodatkowym urządzeniom można wydobyć właściwie dowolny dźwięk z każdego z nich, co jest ogromnym plusem, bo pozwala twórcom tworzyć dźwięki, jakich z tradycyjnych instrumentów wydobyć się nie da, tyle że przez to na dobrą sprawę słuchacze nigdy do końca nie wiedzą, czego się spodziewać, więc i trudno mówić o ?naturalności? brzmienia. Wróćmy więc do początku ? słuchamy instrumentów akustycznych ? czy na żywo kiedykolwiek brzmią one źle? Pomijamy oczywiście kwestię złego nastrojenia czy braku umiejętności muzyka. Moim zdaniem nie, nigdy nie brzmią źle ? odtwarzane przez nie dźwięki, nawet jeśli czasem np. ostre, kłujące w uszy, nie przekraczają pewnej granicy, po której faktycznie stałyby się nieprzyjemne dla słuchaczy. To dopiero realizatorom dźwięku, którzy nagrywają niektóre nagrania, udaje się sprawić, że nawet instrumenty akustyczne brzmią ?nieprzyjaźnie? dla ludzkiego ucha. Dla mnie urządzenia lampowe, ale i także, jak się okazało, D-Premier Air, które sprawiają, że muzyka akustyczna znowu brzmi ?przyjemnie? dla ucha, zawsze będą urządzeniami lepszymi z punktu widzenia miłośnika muzyki, niż superanalityczne tranzystory, które pokażą dokładnie, co zostało źle zrobione w studiu.

Devialet równie dobrze jak z górą pasma radzi sobie także i w zakresie tonów średnich. Oczywiście to w nich właśnie mieści się większość dźwięków z niemal każdego instrumentu, dochodzą tu także i wokale. Te ostatnie wypadają także ?lampowo? ? znowu rzecz przede wszystkim w nasyceniu, gładkości i namacalności. Słuchanie pięknych głosów za pomocą francuskiego urządzenia daje wrażenie bliskiego, intymnego obcowania z nimi. Dzieje się tak również za sprawą umiejętności oddania tej nieuchwytnej, trudnej do zdefiniowania warstwy każdego wokalu, czyli ładunku emocjonalnego. Co wspanialsi wokaliści, śpiewacy nie tylko mają rewelacyjne głosy, nie tylko doskonale nad nimi panują, ale także wkładają w swoje śpiewanie mnóstwo serca i duszy. W ich głosach słychać radość, smutek, złość, wzruszenie ? i znowu, to wzmacniacze lampowe potrafią ten element oddawać najlepiej, te w układzie SET są mistrzami w tym aspekcie, a tu, było nie było, tranzystorowy Devialet ustępował najlepszym SET-om naprawdę niewiele. Jest to tym bardziej niezwykłe, że przecież przy korzystaniu z funkcji Air mówimy o cyfrowym źródle sygnału, o graniu z plików. Najwyraźniej więc, wbrew opinii wielu osób, z plików można uzyskać jakość porównywalną z tym, co dostarczają wysokiej klasy odtwarzacze CD.

No i w końcu kwestia basu. Tu także, moim zdaniem, słychać pewne podobieństwo do wzmacniaczy lampowych. Bas jest mocny, mięsisty, rytmiczny, dobrze rozciągnięty i różnicowany, ale nie aż tak konturowy i szybki, jak to potrafią pokazać najlepsze tranzystory. Co z tego wynika w praktyce? Przy muzyce akustycznej nadal instrumenty będą wypadać zwykle bardziej naturalnie niż w przypadku tranzystorów, które potrafią nieco utwardzać brzmienie np. kontrabasu, co trudno uznać za pozytyw. Właśnie kontrabas czy najniższe dźwięki fortepianu brzmią w wydaniu Devialeta pięknie, dzięki naturalnej miękkości i długim, dźwięcznym wybrzmieniom. Organy natomiast brzmią potężnie, masywnie, z oddechem, dokładnie tak, jak powinny. Gdy natomiast przychodzi do muzyki rockowej, zwłaszcza jej cięższych odmian, można czasem wskazać fragmenty, gdy np. perkusja nie jest aż tak szybka, jak to potrafiły pokazać wysokiej klasy tranzystory (choćby Soulution), a np. ciężki bas elektryczny mógłby mieć jeszcze nieco szybszą fazę ataku czy też odrobinę szybciej wygaszane dźwięki (oczywiście wtedy, gdy trzeba). To są drobiazgi, które bynajmniej nie psują przyjemności odsłuchu, ale po prostu pokazują, że to nie jest urządzenie doskonałe ? ale czy w ogóle takowe istnieje?! Trudno natomiast mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do dynamiki, zarówno tej w skali mikro, jak i makro. Najlepiej słychać to w nagraniach orkiestrowych, gdzie występuje ogromna rozpiętość dynamiki w obydwu skalach, a Devialet pokazywał ją bardzo, bardzo udanie, doskonale radząc sobie i z fragmentami bardzo cichymi, i z najgłośniejszymi, a także z błyskawicznymi przejściami od jednych do drugich. Tego typu muzyka potwierdzała po raz kolejny bardzo dobrą selektywność i wysoką rozdzielczość D-Premiera, bez których właściwie nie da się dobrze odtworzyć tak skomplikowanych utworów muzycznych.

Summa summarum trudno nie podziwiać osiągnięcia francuskich inżynierów, którzy nie dość, że zbudowali znakomicie brzmiące, wszechstronne urządzenie, to jeszcze doprowadzili do powstania dla niego odpowiedniego protokołu bezprzewodowego przesyłania danych, który działa bardzo dobrze. OK, nie twierdzę, że w ciągu tygodnia odsłuchów (już z MacBookiem Air i AirPortem) nie zdarzył się ani jeden problem ? i owszem, kilka razy w ciągu owych kilkunastu dni odsłuchów zdarzyło się zatrzymanie odtwarzania na ułamek sekundy. Zważywszy jednak na: po pierwsze klasę uzyskiwanego w ten sposób brzmienia, a po drugie na niezwykłą łatwość i przyjemność obsługi (czy za pomocą pilota, czy iPada, na którym nie dość, że można zainstalować aplikację sterującą odtwarzaniem muzyki, to także można używać aplikacji imitującej pilota Devialeta, przynajmniej w zakresie regulacji głośności), już tak drobne problemy można po prostu pominąć. Tym bardziej, że przecież software tego urządzenia jest ciągle rozwijany i co jakiś czas pojawiają się nowe wersje, które wprowadzają kolejne ulepszenia, zarówno w obsłudze urządzenia, jak i w jakości dźwięku.

Źródła cyfrowe

Nie jest to jednakże urządzenie wyłącznie dla osób, które używają, bądź chcą używać plików muzycznych. A nawet jeśli chcą, to nie muszą przecież korzystać wyłącznie z bezprzewodowego przesyłu danych. Sygnał do Devialeta można dostarczyć, wykorzystując jedno z licznych wejść cyfrowych lub analogowych. Można używać tradycyjnych odtwarzaczy CD (lub transportów CD) korzystając z ich wyjść cyfrowych (koaksjalnego S/PDIF czy AES/EBU), a w przypadku tych pierwszych można je połączyć z D-Premierem tradycyjnie, czyli parą analogowych interkonektów. Od kilku lat na rynku dostępne są także odtwarzacze wieloformatowe (choćby firmy Oppo), które po połączeniu z francuskim urządzeniem analogowym interkonektem lub za pomocą kabla HDMI (zakładając, że odtwarzacz potrafi wysyłać sygnał przez to złącze w postaci PCM), pozwolą nam odtwarzać płyty CD, ale także SACD, DVD-Audio czy Blu-ray (jeśli oczywiście dane urządzenie potrafi to robić). Nie miałem okazji sprawdzić wszystkich rozwiązań, ale wykorzystałem własny odtwarzacz CD, wysyłając do Devialeta sygnał kablem koaksjalnym, modyfikowane Oppo połączone kablem HDMI (do odtwarzania płyt SACD, DVD-A i BD) oraz własny dedykowany audio komputer (z Win 8 64-bit, JRiverem i najnowszym Jplayem), wysyłając z niego sygnał po USB do jednego z najlepszych konwerterów, jakich dane mi było do tej pory posłuchać ? Berkeley Audio Design Alpha USB ? i dalej kablem AES/EBU do D-Premiera Air. Efekty? W każdym przypadku co najmniej bardzo dobre. Nie posiadam wysokiej klasy odtwarzacza CD, nic więc dziwnego, że to właśnie płyty CD przy podłączeniu analogowym wypadały najsłabiej ? podkreślam, że wysokiej klasy odtwarzacz zapewne by to zmienił. Ale z drugiej strony wspomniane, modyfikowane przez Dana Wrighta (ModWright) Oppo, połączone z Devialetem kablem HDMI, dostarczyło mi fantastycznych wrażeń przy odsłuchach płyt BD, SACD, DVD-A, a nawet DVD. Posiadam np. koncert Gilmoura wydany wyłącznie na DVD (może wyszedł później na BD ? tego nigdy nie sprawdziłem), który lubię tak bardzo, że kiedyś nagimnastykowałem się nieco, by wyciągnąć z niego ścieżkę dźwiękową, żeby słuchać jej z pliku. Teraz mogłem po prostu odtworzyć ją z płyty DVD i przesłać kablem HDMI do D-Premiera, by otrzymać jakość dźwięku, jakiej z tej płyty jeszcze nie słyszałem. Świetny, otwarty, żywy dźwięk, z pięknie uchwyconą atmosferą koncertu, z jasnym, dźwięcznym głosem Davida i głębokim, pełnym brzmieniem jego gitary akustycznej. Podobnie zresztą było, gdy do odtwarzacza włożyłem płytę BD z ?Rattle and Hum? U2 ? pisałem o tym wiele razy, że niestety im lepszy mam sprzęt, tym rzadziej słucham ulubionych płyt U2, tymczasem wspomniana płyta BD oferuje dźwięk zdecydowanie wyższej klasy niż jakikolwiek wydanie CD, a nawet, o zgrozo, winylowe.

Przesłuchałem, korzystając ze złącza HDMI, większość swojej (niezbyt dużej) kolekcji płyt BD, SACD, DVD-A i muzycznych DVD, ponieważ doszedłem do wniosku, który może zostać uznany za herezję, ale co mi tam, że to właśnie z nich dźwięk był najbardziej naturalny, najbardziej płynny, otwarty, zachwycający. Proszę mnie dobrze zrozumieć ? to nie jest kwestia tego, że był to dźwięk lepszy niż przy wcześniejszym graniu z plików ? to ta sama klasa. Tyle że przy połączeniu przez HDMI brzmienie w moim systemie najbardziej przypadło mi do gustu. To kwestia takich detali, że trudno było mi nawet samemu sobie wytłumaczyć właściwie dlaczego akurat ten dźwięk stał się moim faworytem. Wygląda jednak na to, że gdybym został właścicielem D-Premiera, to pewnie zabrałbym się za rozbudowywanie kolekcji takich właśnie płyt.

Ze złącza koaksjalnego i AES/EBU korzystałem, podłączając za pośrednictwem znakomitego konwertera Bady Alpha swój dedykowany audio PC. Jak już wspominałem, takiego źródła używam w swoim systemie na co dzień, a ten konwerter jest najlepszym, ja

Werdykt: Devialet D-Premier Air

★★★★★ Urządzenie jedyne w swoim rodzaju, czarujące wyglądem, brzmieniem i funkcjonalnością