TelluriumQ Blue USB

TelluriumQ Blue USB

Od kilku lat w rodzimej Wielkiej Brytanii, ale także poza jej granicami coraz większą rzeszę fanów zdobywa firma TelluriumQ. Jej produkty dotarły także do Polski. Testujemy kabel USB Blue tej marki

  • Data: 2014-04-15

Wielu producentów kabli zarzuca potencjalnych klientów mnóstwem informacji o swoich produktach – ich budowie, geometrii, użytych materiałach, klasie czystości i wszelkich możliwych dodatkach. Ale jest też inna szkoła, do której zasad stosuje się również brytyjska firma TelluriumQ. Nie podaje ona praktycznie rzecz biorąc żadnych informacji o swoich przewodach. Nie wiadomo więc, z czego są zrobione, jaką mają geometrię itp. Jedyna informacja, jaka pojawia się w materiałach firmowych, jest taka, że konstruktorzy TelluriumQ za główny cel postawili sobie walkę ze zniekształceniami fazowymi jako elementem mającym według nich fundamentalny wpływ na brzmienie. Pytani o swoją niechęć do ujawniania jakichkolwiek informacji na temat swoich kabli, wyjaśniają, że do obecnej konstrukcji dochodzili poprzez lata żmudnej pracy. Jest to konstrukcja odmienna od stosowanych w innych kablach, dająca im przewagę nad konkurencją i dlatego właśnie nie udostępniają żadnych informacji, by konkurencja nie mogła ich wykorzystać. W zasadzie jest to logiczne, acz ma sens pod warunkiem, że panowie z Tellurium faktycznie coś robią inaczej. Mówiąc zupełnie szczerze, niekoniecznie to do mnie przemawiało, ale ponieważ wcześniej miałem już okazję posłuchać rewelacyjnego przedwzmacniacza gramofonowego tej marki, postanowiłem dać szansę również i ich kablom. Należę do osób, na których techniczne litanie nie robią wielkiego wrażenia, o ile nie są poparte dźwiękiem wysokiej próby. W drugą stronę działa to u mnie inaczej – dźwięk wysokiej próby wcale nie musi być dla mnie poparty dwutomową dokumentacja techniczną. Słowem – co mi szkodziło spróbować...

Oferta TulluriumQ w zakresie kabli audio składa się z czterech serii. Począwszy od najniższej, są to: Blue, Black, Graphite i Black Diamond. Na ofertę składają się kable głośnikowe, interkonekty (w tym phono), kable sieciowe i cyfrowe. Tak się złożyło, że na pierwszy ogień u mnie poszedł najtańszy kabel USB. Pozwolicie Państwo, że pominę rozwarzania teoretyczne na temat tego, czy kable USB mają wpływ na dźwięk czy też nie. Zakładam, że ten tekst czytają osoby, które uważają, że taki wpływ istnieje. Z mojego dotychczasowego doświadczenia wynika, że owszem, pewne różnice między kablami są, choć nie tak duże, jak przy interkonektach analogowych czy kablach głośnikowych. Sam używam na co dzień Audioquesta Carbon, który jest dobrym, niezbyt drogim kablem i który wpadł mi jakiś czas temu w ręce, a od tej pory żaden inny kabel nie wywołał u mnie chęci zamiany go na inny. Patrząc zarówno na opakowania, jak i na wygląd obu kabli, widać, że Carbon pochodzi od jednego z kablarskich gigantów, a Blue od zdecydowanie mniejszej firmy. Ten ostatni jest zapakowany w prosty karton z białej tektury, a z oznaczeń można wywnioskować, że to samo opakowanie służy także innym modelom. Sam kabel umieszczono w niebieskiej koszulce (charakterystycznej dla całej serii Blue) i zakończono go z obydwu stron solidnie wyglądającymi wtykami. Kabel jest grubszy i sztywniejszy niż Carbon, a w konkursie piękności podejrzewam, że ten drugi wygrałby przez aklamację. Jednakże wygląd to tylko jeden z elementów i to wcale nie najważniejszy – liczy się przede wszystkim brzmienie. Aby je porównać z oferowanym przez mój kabelek, wpiąłem Blue z jednej strony do mojego dedykowanego AudioPC (do portu USB oczywiście), a z drugiej do fantastycznego konwertera USB, Bada Alpha firmy Berkeley Audio Design (zrecenzowany w tym wydaniu). Porównując ten sam materiał muzyczny, starając się najszybciej jak to możliwe przełączać kable, próbowałem ocenić, czy i jakie ewentualne różnice w brzmieniu uzyskiwanym przy połączeniu komputera z konwerterem tymi dwoma kablami występują.

Jakość brzmienia

Pierwsze pytanie brzmiało: czy, na moje ucho, słychać różnicę między tymi dwoma kablami. Odpowiedź była jasna – tak, słychać. Ta odpowiedź rodziła kolejne pytania – który z nich jest lepszy i na czym polega jego przewaga. Gdybym słuchał tych kabli oczami, to Audioquest wygrałby w cuglach, ale uszy mówiły mi coś zupełnie innego. Choć do Carbona nie miałem właściwie żadnych zastrzeżeń, a dotychczasowe doświadczenia z porównania go z kilkoma innymi kablami nie wykazywały wyższości żadnego z nich, tego samego oczekiwałem tym razem. Ale pomyliłem się, gdyż okazało się, że dopiero to "lepsze" było wyraźnie słychać. Najtańszy kabel w ofercie TelluriumQ, wykonany licho wie z czego, nie grzeszący specjalnie urodą zewnętrzną, potrafił dodać dźwiękowi nieco ciała (czytaj nasycić, dociążyć), bardziej precyzyjnie poukładać poszczególne elementy na scenie, sprawić, że dźwięk bardziej się otworzył i zyskał na dźwięczności. To ostatnie zjawisko było o tyle ciekawe, że jedną z cech, jaką ten kabel narzucał dźwiękowi, była gładkość, wręcz kremowość od średnicy począwszy, a na górze pasma kończąc. Kremowy, a jednocześnie bardziej dźwięczny? Na pierwszy rzut oka to sprzeczność, a jednak tak właśnie odbierałem Tellurium Blue. Drążąc nieco temat, doszedłem do wniosku, że Blue może nieco dźwięk wygładzać, "uładniać", sprawiając, że nawet te nieco gorsze nagrania brzmią w sposób miły dla ucha. Robi to jednak z wyczuciem, ze smakiem, więc w tych dobrych nagraniach zupełnie nie czuć zmniejszenia rozdzielczości czy detaliczności, a jedynie te słabsze nagrania brzmią nieco lepiej, choć nie stają się bynajmniej nagraniami audiofilskimi.

Czy więc TelluriumQ Blue jest lepszym kablem od mojego AudioQuesta Carbon? Owszem, jest. Zestaw jego zalet podnosi klasę dźwięku z komputera wystarczająco wyraźnie, by uzasadnić różnicę w cenie. Zmiany zmierzają także w kierunku, który mi się podoba – w stronę lepiej dociążonego, bardziej otwartego, bardziej muzykalnego dźwięku. Skoro najtańszy w ofercie Blue gra tak ciekawie, to co mają do zaoferowania wyższe modele TelluriumQ? Postaram się to sprawdzić niebawem.

Werdykt: TelluriumQ Blue USB

★★★★½ Muzykalna bestia, która sprawia, że słuchanie nawet tych nieco gorszych nagrań sprawia mnóstwo przyjemności