Zingali Home Monitor 2.8

Zingali Home Monitor 2.8

Po niedawnej wycieczce do włoskiej fabryki nadszedł czas na pierwszy test kolumn firmy Zingali Acoustics. W moje ręce trafił średniej wielkości model, Home Monitor 2.8, w ekskluzywnej wersji Plus

  • Data: 2014-04-15

W nazwie każdego modelu Zingali zawarte są informacje na temat danej konstrukcji. Przykładowo w tym modelu oznaczenie 2.8 mówi wtajemniczonym, że mamy do czynienia z konstrukcją dwudrożną, oraz że użyty woofer (a w zasadzie dwa) ma rozmiar 8 cali. Nawiasem mówiąc, wszystkie kolumny z tej serii są dwudrożne i wszystkie mają taki sam układ przetworników – dwa tej samej wielkości woofery, a między nimi głośnik średnio-wysokotonowy umieszczony w falowodzie. Falowód, tu o średnicy wylotu wynoszącej 8 cali, w wydaniu Zingali ma opatentowaną formę, nazwaną Omniray, a w jego środku umieszczono 1-calowy przetwornik. Jak dowiedzieliśmy się podczas wizyty w fabryce (relacja w bezpłatnym wydaniu cyfrowym numer 4 – www.hifichoice.pl), de facto ochrona patentowa na to rozwiązanie już wkrótce wygaśnie, ale pan Zingali ma już gotowe nowe, jeszcze lepsze, z eliptycznym hornem (zamiast okrągłego), które jest stopniowo wprowadzane do kolejnych modeli. Eliptyczny wylot hornu ma jeszcze poprawiać horyzontalną propagację fal dźwiękowych, zachowując dotychczasową zaletę okrągłego Omniraya, czyli brak klasycznych tubowych podbarwień dźwięku. Premiera jednego z "upgrade'owanych" modeli kolumn odbędzie się już w maju w czasie najważniejszej światowej wystawy audio HighEnd 2014 w Monachium – nie omieszkam przekonać się nausznie, jak grają kolumny, które w siedzibie firmy mogłem jedynie obejrzeć. Włoski producent określa swoje kolumny mianem konstrukcji bas-refleks, ale nawet wiedząc, że z takim właśnie rozwiązaniem mamy do czynienia, trudno wypatrzyć wylot tunelu. Znajduje się on bowiem na spodzie kolumny, a dodatkowo nie jest to klasyczna rura (siłą rzeczy niezbyt duża), ale otwór o średnicy kilkunastu centymetrów, zasłonięty siateczką/maskownicą. Skierowanie wylotu do dołu niejako wymusza na użytkowniku zadbanie o to, na czym te kolumny się postawi – gruby dywan na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem, bardziej wskazane będzie twarde podłoże. Ja zastosowałem granitowe cokoły i jak się okazało, był to dobry wybór. Każdą kolumnę, oprócz regulowanych nóżek (zakończonych półokrągłymi "łebkami" przyjaznymi dla podłogi), wyposażono w coś w rodzaju cokołu biegnącego wzdłuż bocznych i tylnej krawędzi podstawy, przód natomiast pozostaje otwarty. Cokół ten ma zapewne gwarantować pewną minimalną odległość wylotu bas-refleksu od podłoża. Nóżkami można ją w niewielkim zakresie regulować, ale poniżej pewnej minimalnej odległości od podłoża zejść się nie da – bas-refleks musi pracować prawidłowo. Otwór w cokole z przodu sprawia, że ruch powietrza przenoszącego dźwięk nie jest rozproszony we wszystkich kierunkach, ale częściowo skierowany w stronę słuchacza. Obudowę kolumn wykonano z MDF-u, którego grubość, w zależności od miejsca, wynosi od 16 do nawet 30mm. Obudowy wykonywane są na wysokiej klasy maszynach CNC, stąd spasowanie jest idealne, a i wykończenie stoi na najwyższym poziomie. Jakby tego było mało, para kolumn, którą otrzymaliśmy do testów, była w atrakcyjnym kolorze Ferrari Red – za takie wykończenie klient musi dopłacić, ale proszę mi wierzyć, naprawdę warto! Który facet nie chciałby mieć własnego Ferrari, koniecznie czerwonego, a skoro na taki samochód mało kogo stać, a i polskie drogi nie zachęcają do posiadania sportowych wozów, to może właśnie kolumny, których kolor kojarzy się natychmiast z tą włoską marką, zaspokoi w tym zakresie potrzeby miłośnika muzyki, oferując dodatkowo świetne brzmienie, mogące być źródłem satysfakcji porównywalnej z odgłosem silnika Ferrari.

Podobnie jak i w przypadku wszystkich kolumn Zingali, które oglądaliśmy z bliska w fabryce, tak i ta para wykończona jest po prostu rewelacyjnie. Amerykanie w takich sytuacjach mówią, że coś wygląda jak milion dolarów i akurat to określenie pasuje doskonale (i nie jest wcale zależne od konkretnego koloru, nawet jeśli jedne wyglądają bardziej efektownie niż inne). Na tylnej ściance umieszczono dwie pary solidnych gniazd głośnikowych, co umożliwia stosowanie bi-wiringu czy nawet bi-ampingu. Dla "tradycjonalistów" producent przewidział pozłacane zworki (w formie blaszek), umożliwiające stosowanie pojedynczego kabla głośnikowego. Warto przypomnieć, że zwykle lepsze efekty brzmieniowe dają zworki wykonane z kabla głośnikowego (najlepiej takiego samego, jakiego używamy do połączenia kolumn ze wzmacniaczem). Rzeczą, na którą pan Giuseppe Zingali zwracał nam szczególną uwagę podczas naszego spotkania, był fakt, iż wszystkie elementy kolumn (poza drobiazgami typu gniazda głośnikowe WBT) produkowane są w słonecznej Italii. Obudowy na miejscu, drivery według specyfikacji wykonuje włoski producent głośników (głównie do zastosowań profesjonalnych) i nawet wewnętrzne okablowanie jest włoskie. O przepraszam, właśnie sobie przypomniałem, że drewno na same tuby jest specjalnie sprowadzane z Kalifornii – co nie zmienia faktu, że kolumny powstają we Włoszech, a napis Made in Italy jest w pełni uprawniony.

Model Home Monitor 2.8 oferuje skuteczność na poziomie 93dB – słowem dość wysoką, ale testy praktyczne pokazały, że Zingali napędzane SET-em na lampie 300B nie rozwijają w pełni skrzydeł – o ile średnica i góra są bajecznie pięknie, o tyle bas nie jest wystarczająco dobrze kontrolowany i nie tak szybki ani konturowy, jak być powinien. Jeśli więc zechcecie je Państwo zestawić ze wzmacniaczem lampowym, sugeruję taki o mocy wyjściowej rzędu (minimum) kilkudziesięciu watów, ale równie dobrze może to być wysokiej klasy wzmacniacz tranzystorowy.

Jakość brzmienia

Kolumny Zingali Home Monitor 2.8 wypróbowałem w kilku konfiguracjach. Po pierwsze z własnym zestawem ModWrighta (LS100+KWA100SE, czyli z lampowym pre i tranzystorową końcówką), z topowym lampowym zestawem Ayona – monoblokami Orthos XS i przedwzmacniaczem Polaris II, oraz z zestawem Auralica – monoblokami w klasie D (analogowej, a nie cyfrowej) o nazwie Merak, oraz tranzystorowym przedwzmacniaczem Taurus Pre. Niejako wbrew moim oczekiwaniom ten ostatni system podobał mi się z tymi kolumnami najbardziej. Niekoniecznie to obiektywnie najlepszy wzmacniacz spośród wyżej wymienionych, ale w połączeniu z Zingali pojawił się efekt synergii. Ta pochodząca z Chin amplifikacja dzięki sporej mocy i dużej wydajności prądowej potrafi świetnie kontrolować niemal każde kolumny, a Zingali nie były tu wyjątkiem. Taka "twarda" ręka, którą Auraliki prowadzą kolumny, oraz szybkość i dynamika tych wzmacniaczy świetnie służyła włoskim skrzynkom. Stąd większość czasu spędziłem w towarzystwie pięknych czerwonych kolumn podpiętych do niepozornych srebrnych skrzyneczek pochodzących z Kraju Środka.

Kolumny tubowe mają swoich zwolenników (dzień dobry Państwu), ale i przeciwników. Większość takich konstrukcji gra dość bezpośrednim dźwiękiem, co już jest nieakceptowalne dla niektórych, a część z nich częstuje słuchaczy na dodatek podbarwieniami, które mogą się podobać, ale obiektywnie rzecz biorąc, są odstępstwem od idei high fidelity. Ta ostatnia cecha dla części audiofilów wyklucza tuby już na starcie. Jestem to w stanie zrozumieć, acz osobiście (jak wielu fanów hornów na całym świecie) mogę zaakceptować pewien poziom/rodzaj podbarwień, by cieszyć się innymi zaletami takich konstrukcji. Z drugiej strony nie mógłbym słuchać na co dzień kolumn, które zbliżają się do ideału w kwestii neutralności brzmienia, oferując "doskonały" dźwięk. Jest to pewien paradoks, ale dla mnie dążenie za wszelką cenę do uzyskania możliwie najbardziej neutralnego brzmienia nie jest wyznacznikiem jakości danego sprzętu audio. Jest to oczywiście kwestia indywidualnego wyboru, więc nie zamierzam nikogo przekonywać do żadnej z opcji, jako że każdy powinien dokonać własnego wyboru. Ja należę do obozu zwolenników słuchania muzyki, a nie dźwięku. Wolę zatem kwiecisty przekaz, nawet za cenę niewielkich podkolorowań niż suche, hiperanalityczne brzmienie, w którym nie ma za wiele muzyki. Wracając jednak do Home Monitor 2.8, to można śmiało określić je mianem kolumn tubowych, nawet jeśli tylko jeden przetwornik umieszczono w falowodzie, tyle że gdy się ich słucha, to nie jest to wcale tak oczywiste. Dość bezpośredni sposób grania, scena zaczynająca się blisko słuchacza (a w każdym razie na linii kolumn, a nie za nią), duże, namacalne źródła pozorne – to rzeczy, które łatwo i szybko można wychwycić i które sugerują, że mamy do czynienia z tubami. Co bardzo ważne, nie jest to prezentacja, za przeproszeniem, rzucona na twarz słuchacza. Nie znaczy to, że mamy wrażenie, jakbyśmy siedzieli tuż przy wylocie trąbki czy obok pracującej stopy perkusji, albo z uchem przyłożonym do pudła kontrabasu – nie na tym polega ich "bezpośredniość". Rzecz w tym, że nie jest to prezentacja wycofana gdzieś za linię kolumn, raczej przypomina słuchanie muzyki w niewielkim klubie, gdzie siedzi się w jednym z pierwszych rzędów. Mamy bliski kontakt z muzyką i muzykami, więc nie umknie nam żaden detal. Najdalszy plan nie znajduje się hen tam, w pokoju sąsiada, ale ledwie parę metrów od nas. Ta ostatnia kwestia zależy w dużym stopniu od ustawienia kolumn – zostawienie więcej miejsca za nimi powinno przyczynić się do powstania głębszej sceny, pytanie ilu posiadaczy tych kolumn będzie w stanie im dać więcej miejsca niż 50–60cm od tylnej ściany i po metrze od bocznych. Proszę jednak nie odbierać tego jako przytyk do wielkości sceny budowanej przez Zingali. Nie o to chodzi. To kwestia perspektywy z jakiej obserwujemy muzykę, a nie wielkości sceny jako takiej. Siłą rzeczy, gdy na koncercie usiądziemy bliżej sceny, wszystko co na niej się rozgrywa, jest nieco bliżej nas. W przypadku kolumn Zingali są zachowane odległości między poszczególnymi instrumentami, jest ładna gradacja planów i nie mamy wrażenia (jak w przypadku wielu innych kolumn), że scena zdaje się ciągnąć niemal w nieskończoność w głąb. Taki bliski sposób pokazywania muzyki to jeden z powodów, dla których tak lubię słuchać muzyki na kolumnach tubowych, a Home Monitor 2.8 nie są tu wyjątkiem. Nadają każdemu instrumentowi, wokaliście namacalne, trójwymiarowe body, sprawiając, że czujemy niemal intymny kontakt z muzyką tworzoną, jak się wydaje, na wyciągnięcie ręki od nas. Dźwięk jest nadzwyczaj żywy, szybki, a jednocześnie gładki i bardzo płynny. W muzyce nie natknąłem się na żadne chrakterystyczne dla konstrukcji tubowych podbarwienia. Zarówno pan Giuseppe Zingali, jak i Yair Wahal obecny na ostatnim Audio Show podkreślali wielokrotnie naturalność brzmienia oferowanych przez nich kolumn i trudno nie przyznać im racji. Muzyka akustyczna czy wokale wypadają na "Domowych Monitorach 2.8" spektakularnie. Iluzja obcowania z żywą muzyką jest nad wyraz udana. Nie dość, że wszystko "oglądamy" z bliska w 3D, to jeszcze zachwyca naturalność brzmienia, absolutnie niewymuszony, swobodny sposób prezentacji, pięknie oddana barwa, faktura, elementy akustyki pomieszczenia, wybrzmienia, pogłos – wszystko to razem składa się na wciągające, piękne granie. Nie jest to rodzaj prezentacji, który zachęca do analizy dźwięku, tylko do słuchania i przeżywania muzyki. Ogromną rolę odgrywają tu emocje i dlatego właśnie nagrania magicznych głosów – Elli Fitzgerald, Louisa Armstronga, Franka Sinatry, Leontyny Price, Luciano Pavarottiego i wielu, wielu innych – przykuły mnie do fotela na długie godziny. Jaką ogromną pasję słychać było w nagraniach flamenco Paco de Lucii czy Paco Peny, jak wiele hiszpańskiej duszy i serca, które zostawili w tych nagraniach, można było "zobaczyć" bez najmniejszego wysiłku.

Muzyka wokalna i akustyczna to nie jedyne mocne strony Zingali. Wybrane przeze mnie połączenie z zestawem Auralica sprawiło, że i muzyka rockowa czy elektryczny blues wypadały na nich świetnie. Mocny, konturowy, nisko schodzący, znakomicie kontrolowany bas, podany ze świetnym timingiem, z rytmem prowadzonym żelazną ręką, gwarantował znakomitą zabawę również i przy takiej muzyce. Warte podkreślenia jest także bardzo dobre różnicowanie niskich tonów zarówno tych z instrumentów akustycznych typu kontrabas, jak i basu elektrycznego czy elektronicznego. Na żadnej dobrze zrealizowanej płycie bas nie dominował nad resztą pasma, zdarzało się to jedynie na albumach, które padły ofiarą tzw. loudness war, gdzie niskie tony zostały sztucznie podbite, bo wówczas (podobnie jak w przypadku dobrze zrealizowanej muzyki) Home Monitor 2.8 były wierne nagraniu. Wspomniana bezpośredniość średnicy, otwartość góry i energetyczność, dynamika niskich tonów razem tworzyły mieszankę wybuchową, gdy przychodziło do zagrania choćby koncertu AC/DC. Zingali to jedne z niewielu kolumn, które potrafiły zarówno całkowicie wciągnąć mnie w klimatyczną, emocjonalną muzykę, jak i zagrać niesamowicie energetycznie, z przytupem (że tak powiem) rock'n'rolla czy nawet kawałki z pogranicza metalu. Home Monitor 2.8, jeśli trzeba, potrafią być delikatne i wyrafinowane, ale są też w stanie zdrowo przyłoić, gdy wymaga tego dane nagranie.

Wcześniej wspomniałem już, że słuchałem m.in. Pavarottiego czy Price – była to ogromna przyjemność nie tylko ze względu na bardzo piękną prezentację niezwykłych głosów tych wspaniałych śpiewaków. Dość bliski, bezpośredni sposób prezentacji Home Monitor 2.8 sprawiał bowiem, że orkiestrę symfoniczną "oglądałem" z jednego z pierwszych rzędów. Dobra rozdzielczość i selektywność pozwalały mi studiować z bliska dowolną grupę instrumentów czy solistów, ale jednocześnie owa bliskość prezentacji nie przeszkadzała mi w odbiorze muzyki jako całości – bo przecież nie każdy chce rozbierać na czynniki pierwsze to, co słyszy. Zingali nikogo do tego nie zmuszają. Bardzo dobrze, na tym poziomie cenowym wręcz znakomicie, radziły sobie z oddaniem tak skomplikowanego instrumentu, jakim jest orkiestra. Wszystko było uporządkowane, rozłożone nie tylko w szerokości, ale i w głębokości sceny, w przekaz nie wkradał się żaden bałagan. Można lepiej? Tak, ale raczej nie za takie pieniądze.

Rozbijając to na podzakresy, powiedziałbym, że pasmo jest bardzo spójne – mamy mocną, z odpowiednią amplifikacją znakomicie kontrolowaną i definiowaną podstawę basową, która płynnie przechodzi w średnicę, gładką, kolorową, dość gęstą i nadzwyczaj namacalną, a ta równie płynnie łączy się z otwartą, nieco słodką, dźwięczną i detaliczną górą pasma. To właśnie równowaga między poszczególnymi podzakresami i płynne przejścia między nimi są mocną stroną tych kolumn. W wielu kolumnach tubowych to średnica jest wyraźnie najważniejszą częścią pasma, ale tu, choć jest ona pełna, kolorowa, detaliczna, to jednak nie ma mowy o żadnej dominacji czy wypychaniu średnich tonów do przodu. Nie dominuje także mocny i bardzo energetyczny dół pasma, a góra, choć, jak pisałem, jest raczej z gatunku nieco słodkich, nie sprawia wrażenia wycofanej ani zaokrąglonej. Generalnie trudno się do czegokolwiek przyczepić.

Podsumowanie

Zingali Home Monitor 2.8 to pod każdym względem piękne kolumny. Wyglądają znakomicie i to nawet wówczas, gdy przyglądamy się im z lupą w ręku – wykonanie i wykończenie stoi na bardzo wysokim poziomie, a kolor Ferrari Red jest w stanie podnieść ciśnienie nie tylko męskiej części użytkowników. Brzmienie jest równie piękne dzięki niewymuszonej naturalności i swobodzie grania. Mimo że to kolumny z tubą, to trudno doszukać się w ich brzmieniu podbarwień – grają równo, czysto, dynamicznie. Jak mało które kolumny, potrafią oddać emocje zawarte w muzyce, ale równie wielkie wrażenie robią, gdy przychodzi do grania szybkiej, dynamicznej muzyki typu rock czy elektryczny blues. A gdy dodamy do tego umiejętność bardzo dobrego zagrania dużej klasyki, dostajemy kolumny kompletne. Jedyną rzeczą, do której jako lampiarz z zamiłowania mogę się (trochę na siłę) przyczepić, jest fakt, że mimo wysokiej skuteczności Home Monitor 2.8 nie są idealnymi partnerami dla niskowatowych wzmacniaczy lampowych. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Bez wątpienia te kolumny są w stanie zadowolić miłośników różnych gatunków muzycznych, gdyż praktycznie każdy potrafią zagrać co najmniej dobrze. Jest to więc znakomita propozycja dla miłośników muzyki wszelakiej. Z tego powodu Zingali Home Monitor 2.8 powinny znaleźć się na Waszej liście odsłuchowej, jeśli szukacie kolumn z tego przedziału cenowego, a nawet nieco wyższego. Mogą one bowiem bez kompleksów rywalizować z droższymi konstrukcjami i jestem przekonany, że w bezpośredniej konfrontacji wcale nie są bez szans.

Werdykt: Zingali Home Monitor 2.8

★★★★★ To po prostu świetne kolumny, a Omniray pokazuje, że tuba może być ogromnym plusem, a nie wadą kolumn