Marantz SA-10

Marantz SA-10

Topowa seria Premium 10 doczekała się najnowszego odtwarzacza CD/SACD, będącego najbardziej zaawansowanym konstrukcyjnie urządzeniem w historii marki Marantz

  • Data: 2017-02-15

Model SA-10 to bezpośredni następca wcześniejszego, referencyjnego SA-7, jest to więc obecnie najbardziej rozwinięty konstrukcyjnie odtwarzacz CD/SACD w ofercie Marantza. Zastosowano w nim zupełnie nowy napęd SACD-M3, zastępując powszechnie stosowany transport DVD-ROM. Nowy napęd w połączeniu z nowym układem konwersji MMM (Marantz Music Mastering – Conversion) ma sprawić, że SA-10 wyprzedzi pod względem brzmienia nie tylko dotychczas produkowane odtwarzacze Marantza, ale też konkurencyjne konstrukcje. Warto zaznaczyć, że SA-10 nie jest standardowym odtwarzaczem CD/SACD, bowiem jest zdolny przyjmować sygnały pochodzące z zewnętrznych źródeł poprzez wejście USB.

Najlepsze od Marantza w pigułce

Po analizie budowy testowanego odtwarzacza stwierdziłem, że model SA-10 nawiązuje do najlepszych konstrukcji, jakie w ogóle ujrzały światło dzienne w historii marki Marantz. Naturalnie składa się na to kilka elementów wewnątrz, bo z zewnątrz SA-10 prezentuje elegancką linię i wzornictwo najwyższego kunsztu, typowe dla urządzeń klasy hi-end produkowanych przez Marantza. Do wyprodukowania obudowy wykorzystano aluminium, miedź i stal. Całość spoczywa na grubej i masywnej, dwuwarstwowej płycie stalowej, do której przymocowano dodatkową miedzianą płytę wchodzącą w skład ekranu izolującego elektronikę od zakłóceń z zewnątrz – tak naprawdę to cały odtwarzacz otoczony jest jedną wielką miedzianą puszką, niewidoczną z zewnątrz.

Przedni panel urzeka czystością formy, elegancją i przede wszystkim wyizolowaną centralną sekcją tworzoną przez wyświetlacz, szufladę transportu oraz wyjście słuchawkowe oraz przyciski sterujące. Po bokach centralnej płyty, na wewnętrznych krawędziach charakterystycznych wyżłobień znalazły się diody ozdabiające front miękkim niebieskim światłem. Po wykręceniu dwóch śrub znajdujących się z tyłu i zdemontowaniu górnej pokrywy otrzymujemy dostęp do wnętrza, a to jest perfekcyjnie uporządkowane, z rzucającym się w oczy transformatorem ukrytym w miedzianej puszce ekranującej oraz centralnie ulokowanym najnowszym napędem SACD-M3 stworzonym z myślą o SA-10. Większą część sekcji cyfrowej znajdującej się tuż przy wejściach cyfrowych ukryto pod miedzianym ekranem. Uwagę zwraca wydzielony, wysokiej jakości wzmacniacz słuchawkowy, skonstruowany na elementach dyskretnych i przy użyciu słynnych modułów HDAM w najnowszej odmianie. Podobnie zresztą poczyniono w przypadku całej sekcji analogowej – zdecydowanie nawiązuje ona do starej dobrej szkoły konstruktorskiej Marantza, ponieważ w całości jest oparta na elementach dyskretnych. W całym analogowym torze doprowadzającym sygnał aż do wyjść XLR i RCA nie znajdziemy ani jednego układu scalonego. Wzmacniacze operacyjne i układy konwersji również są zbudowane na bazie elementów dyskretnych – taki montaż jest znacznie droższy w produkcji, ale zapewnia najwyższą jakość, zwłaszcza jeśli stosuje się takie elementy, jak w testowanym odtwarzaczu. Również kondensatory pochodzą od renomowanego producenta – są to jednostki Elna Silmic, Elna Cerafine (głównie w torze sygnałowym) czy też Nichicon z serii Super Through, zwłaszcza tam, gdzie występują duże pojemności magazynujące i filtrujące prąd w poszczególnych sekcjach rozbudowanego układu zasilającego.

W przypadku SA-10 zastosowano sprytny proces konwersji sygnału cyfrowego na analogowy – zamiast obniżać wysoką rozdzielczość plików na potrzeby klasycznego układu cyfrowo-analogowego, zdecydowano się na układ zwiększający rozdzielczość sygnału do standardu DSD256 w opracowanym przez Marantza procesie konwersji w układzie MMM (Marantz Music Mastering – Conversion). Pracują tam m.in. dwa główne zegary zapewniające poprawność zwiększenia rozdzielczości sygnału właśnie do standardu DSD256, bez potrzeby konwersji częstotliwości próbkowania. Pozostała część układu MMM zapewnia sygnał analogowy o bardzo wysokiej częstotliwości pojedynczych impulsów, aby potem można go było przepuścić przez filtr niskich częstotliwości i dostarczyć do analogowych wyjść w najczystszej postaci.

Dźwięk perfekcyjny

Marantz SA-10 zachwyca skrupulatnym oddaniem subtelnych różnic w dźwięku poszczególnych gatunków muzycznych bez względu na to czy wykorzystuje się klasyczny nośnik CD, płyty SACD, czy też pliki w wysokiej rozdzielczości. Flagowy odtwarzacz Marantza czaruje i wciąga, a robi to na tyle umiejętnie, że słuchanie za jego pośrednictwem muzyki staje się doznaniem kojarzącym się z odsłuchem o studyjnej wręcz jakości, bądź też obcowaniem z muzyką wykonywaną na żywo. Wszystkie zakresy częstotliwości tworzą idealnie harmonijną całość, a efektu naturalności dopełnia znakomicie rozłożony balans tonalny. SA-10 czyta muzykę jako całość, nie rozkładając jej na czynniki pierwsze i nie analizując każdego aspektu brzmienia z chirurgiczną precyzją; jest to ponadprzeciętnie szczegółowy odtwarzacz, czytający z plików najdrobniejsze detale bez najmniejszego wysiłku. Mimo oszałamiającej szczegółowości zakresu wysokich tonów da się wyczuć w jego brzmieniu swego rodzaju organiczność powodującą właśnie to, że muzyka brzmi kompletnie, zachwycając formą o fenomenalnej spójności i harmonii. Doświadczyłem tego nie tylko podczas odsłuchu kilku albumów brytyjskiej formacji Depeche Mode wydanych na nośnikach SACD (edycja kolekcjonerska), ale również odtwarzając muzykę klasyczną, a w szczególności różnego rodzaju interpretacje muzyki Bacha z plików w formacie DSD. O ile płyty CD brzmią poprawnie i w zasadzie nie ma się do czego przyczepić, o tyle SACD z hybrydowego krążka oraz muzyka z bezstratnych plików odtwarzanych z komputerowego dysku twardego potrafi oczarować wybitną szczegółowością, będącą pochodną wysokiej rozdzielczości, z jaką odtwarzane są przez SA-10 różnego rodzaju dźwięki. Marantz wydaje się też neutralny, jeśli wziąć pod uwagę temperaturę i plastykę barwy podczas odtwarzania poszczególnych utworów muzycznych – generalnie nic nie zostaje ocieplone czy wygładzone, jak ma to często miejsce w przypadku odtwarzaczy lampowych. Marantz zawsze będzie stał na straży, pilnując, żeby muzyka była możliwie jak najbardziej wierna oryginałowi, co powinno zostać docenione przez osoby wymagające od elektroniki przede wszystkim wiernego przekazu. Marantz, mimo że jest źródłem cyfrowym, potrafi ująć słuchacza analogowym klimatem brzmienia, na co składa się wiele elementów, ale najważniejsze jest to, że dźwięk nie nosi w sobie nawet śladu cyfrowych naleciałości – absolutny brak agresji, ale też perfekcyjnie odtwarzane niuanse dynamiczne mają niepodważalny wpływ na analogowy klimat budowany przez SA-10.

Stereofonia jest najwyższych lotów i jeśli tylko umożliwiają to kolumny oraz wzmacniacz (podczas testu korzystałem z amplifikacji lampowej Octave V-110 oraz kolumn Taga Harmony Diamond F-200), to SA-10 w pełni uwolni swój potencjał, budując scenę dźwiękową z iście zegarmistrzowską precyzją, ale też obłędną namacalnością źródeł pozornych. Szczególnie imponujący jest rozmach, z jakim Marantz operuje basem, a ten jest sprężysty, schodzi piekielnie nisko i przede wszystkim zachowuje kontrolę na najwyższym poziomie.

Warto wiedzieć

Marantz wielką wagę przywiązuje do eliminacji wszelkich zakłóceń, a zwłaszcza tych związanych z działaniem poszczególnych obwodów elektronicznych, co szczególnie widać na przykładzie testowanego SA-10. Wszechobecna miedź wykorzystywana jest tutaj jako ekran – cała obudowa, czego nie widać z zewnątrz, jest zamknięta w jednym wielkim miedzianym ekranie, tak więc elektronika pracująca wewnątrz urządzenia nie jest narażona na ewentualne zakłócenia, zwłaszcza radiowe. Na tym jednak nie poprzestano, bowiem w środku poszczególne elementy czy też moduły mogące "siać" strumieniem magnetycznym również zostały od siebie odizolowane puszkami ekranującymi wykonanymi z miedzi. Tyczy się to nie tylko transformatora sieciowego, dostarczającego prąd do poszczególnych sekcji zasilających, ale przede wszystkim cyfrowego toru audio. Nawet przedwzmacniacz słuchawkowy spoczywający tuż nad płytką drukowaną z obwodami sekcji cyfrowo-analogowej został zamontowany do miedzianej platformy, pełniącej nie tylko funkcję platformy nośnej, ale przede wszystkim ekranu. Co ciekawe, również stabilizatory zaopatrzono w dopasowane do elementów aktywnych małe miedziane ekrany. Drugim elementem stanowiącym eliminatory zakłóceń są pierścienie ferrytowe znajdujące się niemal na każdej wiązce przewodów – tyczy się to zarówno kabli pochodzących z sekcji zasilania, jak i tych odpowiadających za połączenia z częścią układów sterowania, znajdujących się w okolicy frontu.

Podsumowanie

Marantz SA-10 łączy w sobie dwie szkoły – starą technologię odnoszącą się do konstrukcji układów wyjściowych na elementach dyskretnych, ale też najnowszą, będącą pochodną nowatorskiego układu MMM. Marantz jak nigdy dotąd łączy w sobie analogowe piękno brzmienia z precyzją charakterystyczną dla najlepiej zaprojektowanych cyfrowych układów. W jego dźwięku pojawia się wiele pierwiastków charakterystycznych dla analogu, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie plastyki brzmienia i bogatej, balsamicznej barwy, pozbawionej cyfrowych śmieci i szumów. Z drugiej strony SA-10 dysponuje wysoką rozdzielczością grania, pozwalającą w pełni docenić nie tylko muzykę z bezstratnych plików, ale również tą odtwarzaną z krążków SACD czy też CD.

Werdykt: Marantz SA-10

★★★★★ Model SA-10 bez względu na towarzyszący tor audio zawsze zachowa się z klasą i dostojnością typową dla najbardziej zaawansowanego cyfrowego źródła klasy hi-end