Chartwell LS3/5

Chartwell LS3/5

Graham Audio to jedna z niewielu firm posiadających w ofercie kolumny z rodowodem BBC, wzorowane na kultowych już modelach z lat 70. XX w.

  • Data: 2016-10-14

Monitory bliskiego pola LS3/5 – niewielkie, dwudrożne, o obudowie zamkniętej – powstawały jako kolumny przeznaczone przede wszystkim do pracy w studiach BBC. Ich zadaniem było zająć się możliwie najlepszą emisją ludzkiego głosu, czyli średnich tonów. BBC oprócz studiów miało także wozy transmisyjne, czyli pomieszczenia o niewielkiej kubaturze, w których kolumny te musiały pracować bardzo blisko operatora podczas transmisji na żywo. Pierwotnie wyprodukowano 20 próbnych sztuk, które doskonale przeszły wewnętrzne testy BBC, co zaowocowało zamówieniem kolejnej, bardzo dużej partii. Jednak w trakcie produkcji okazało się, że użyte w tej konstrukcji przetworniki nie będą już dostępne ze względu na zmianę, jaką wprowadził w nich producent, firma KEF. Tym samym model LS3/5 z lat 70. jest wyjątkowo rzadkim okazem.

W związku z zaistniałymi zmianami dla BBC niezbędne stało się przeprojektowanie konstrukcji z wykorzystaniem możliwości najnowszych jednostek dostępnych wówczas na rynku. Tak oto w 1974 r. powstał nowy projekt LS3/5 – model LS3/5A z nowymi przetwornikami i nową zwrotnicą, co poskutkowało również zmianą impedancji na 15Ω. Konstrukcja okazała się na tyle udana, że zainteresowały się nią nie tylko studia nagraniowe, ale również, a może przede wszystkim audiofile i melomani, co spowodowało ogromną popularność modelu LS3/5A, a co za tym idzie błyskawiczną sprzedaż licencji innym firmom na ich produkcję. Jedną z pierwszych, która dokonała zakupu tej licencji, był Rogers, potem jeszcze dwie brytyjskie manufaktury, Spendor i Goodmans, a później KEF, Harbeth, Audiomaster i Stirling Broadcast. Model LS3/5A był licencjonowany tyle razy, że śmiało można go nazwać kultowym, co potwierdza prawie 100 tys. wyprodukowanych par.

W 2015 r. na wystawie w Monachium Graham Audio podało informację o wykupie firmy Chartwell, którą z kolei w 1978 r. wykupił Rogers posiadający licencję na produkcję pierwotnego modelu LS3/5. I tak oto Graham Audio uzyskało prawa do produkcji tego legendarnego monitora! Należy jeszcze wspomnieć, że Graham Audio to firma, która powstała po to, aby produkować repliki kolumn BBC, w związku z tym we współpracy z brytyjskim producentem przetworników, firmą Volt, stworzono drivery mające odpowiadać możliwie dokładnie pierwotnym przetwornikom KEF-a. Wykorzystano możliwie zbliżoną sklejkę na obudowy, jak i bardzo podobną zwrotnicę, wzbogaconą jednak o współczesne wysokiej klasy komponenty. W ten właśnie sposób narodził się model monitorów LS3/5 Chartwell by Graham Audio, który miałam przyjemność testować.

Budowa

Jest to klasyczna dla brytyjskiej szkoły konstrukcja – elegancka prostopadłościenna skrzynka o prostych ściankach, z czarną siateczkową maskownicą i delikatnym, gustownym logo. Kształt i proporcje zostały znakomicie dobrane, przez co te maleńkie monitory są zwyczajnie prześliczne w swej prostocie. Na froncie umieszczono dwa przetworniki w klasycznym układzie z tweeterem na górze i głośnikiem średnio-niskotonowym położonym poniżej, a także charakterystycznie usytuowane, widoczne śruby mocujące głośniki. Elegancko i bardzo brytyjsko. Tylna ścianka jest wręcz purystyczna – oprócz tabliczki znamionowej znajdują się tam bezpośrednio wkręcone w obudowę dwa złocone zaciski głośnikowe. Fakt, że nie prezentują się one ani bogato, ani okazale, ale są za to pioruńsko wygodne.

Producent stworzył również dedykowane do tego modelu podstawki, bardzo podobne zresztą do oferowanych przez Spendora, ale to zrozumiałe, że obie firmy mają dość podobne rozwiązania, wynika to z patentów BBC, gdzie ścianki kolumn również mają właściwości akustyczne. Niestety w obu przypadkach podstawki wyglądają jak kwietniki z metaloplastyki z przytwierdzonymi kolumnami w miejscu doniczek. A skoro o przytwierdzaniu mowa, to samo postawienie kolumny na podstawce jest dość ryzykowne, bo stoi ona na czterech rogach ażurowej podstawy i niewielkie trącenie może spowodować upadek kolumny. Dlatego konieczne jest przyklejenie jej czymś w rodzaju Blue-taca, szczególnie jeśli w domu mamy potomstwo czy zwierzęta, bo wówczas nieszczęście i nieplanowane wydatki murowane.

Jakość brzmienia

Chartwelle mimo swoich niewielkich rozmiarów od samego początku zaskakują harmonią, balansem i rozmachem grania. W związku z tym, że są to monitory bliskiego pola, byłam przekonana o konieczności zmniejszenia odległości dzielącej słuchacza od kolumn względem standardowego ustawienia moich Dynaudio. Jednak początkowo jakoś z rozpędu postawiłam je w miejscu swoich "dwudziestek piątek". Jakim zaskoczeniem było dla mnie, kiedy po włączeniu okazało się, że te maluchy naprawdę, mówiąc kolokwialnie, dają radę, serio! Dysonans pomiędzy rozmiarem dźwięku a wielkością kolumn wprawia w zdumienie i każe zadać pytanie, jakim cudem producent zamknął taki dźwięk w tych mikroskrzynkach?

Łatwo można dać się zwieść ich niewinnemu wyglądowi, bo Chartwelle są jak filmowe Gremliny – z pozoru wydaje się, że do pracy wystarczy byle lampka czy biegający w kołowrotku chomik, ale w rzeczywistości to łase na moc, energetyczne wampirzyska, które wezmą jej tyle, ile im dacie i zawsze będzie im mało! Fantastycznie, nieprawdaż? Oczywiście mile widziane są wzmacniacze lampowe, ale tylko te o mocy małej elektrowni, na szczęście mój Octave V-70 okazał się dobrym towarzystwem. Dodatkowo dobrze się złożyło, że mój wzmacniacz nie ma typowych lampowych inklinacji i brzmi jak na lampę dość analitycznie, bo Chartwelle same w sobie brzmią dość ciepło, ale – żebyśmy się dobrze zrozumieli – ciepło nie oznacza miśkowato, tylko raczej złociście. Jeśli miałabym to z czymś porównać, to kolorystyka brzmienia przywodzi na myśl barwy ciepłej, złotej jesieni.

Balans tonalny skoncentrowany jest zdecydowanie na średnicy, co wpisuje się w kanon szkoły dźwiękowej BBC, jednak w tym przypadku został przesunięty na najniższe partie średnich tonów, czego wynikiem może być właśnie ta złocistość brzmienia. Góra nie została w żaden sposób uszczuplona czy przycięta, nie ma tu efektu zamulenia ani miękkiego misia. Dźwięk jest sprężysty, detaliczny i szybki, instrumenty mają swój właściwy dźwięk, blachy odpowiednio długie wybrzmienia, jednak nie ma mowy o zbytniej ostrości czy przerysowaniu, nic nie jest podbarwione ani podkolorowane. Wiem, że może nie brzmi to zbyt wiarygodnie, ale tak właśnie jest. Dźwięk jest niesamowicie zbalansowany, wręcz homogeniczny, jakbyśmy mieli do czynienia z jednym głośnikiem szerokopasmowym, a nie parą przetworników. Dźwięki przechodzą płynnie między sobą, nie słychać wyraźnego podziału pomiędzy poszczególnymi pasmami, wszystko stanowi jedną idealną całość, zestrojenie przetworników jest na najwyższym poziomie.

Niesamowicie zabrzmiał motet na 40 głosów "Spem In Alium" Tomasa Tallisa. Miałam wrażenie podobne jak w przypadku szumu zboża – czuć masę dźwięku szumiącego łanu, ale jednocześnie słychać też pojedyncze źdźbła uderzające o siebie na wietrze. Wrażenie niezapomniane, dało się słyszeć każdy kolejno włączający się głos, podobnie jak w przypadku Grahamów LS5/9.

Wszystkie wokale, zarówno męskie, jak i kobiece, były szalenie naturalne, niewymuszone, z doskonałą artykulacją. Średnica pełna, nasycona, kremowa, ale nie za gęsta. Wybrzmienia fortepianu Możdżera i Hołowni były przyjemnie delikatnie, dźwięczne, niepozbawione swoistego ciężaru, a trącane talerze wybrzmiewały złociście do samego końca.

Bas jest typowy dla monitorów studyjnych – właściwie umiejscowiony, pozbawiony sztucznego wybrzmienia, schodzi tak nisko, jak trzeba i brzmi odpowiednio długo. Ścieżka z "Avatara" została oddana bez większej trudności, a nie jest ona ani miła, ani łatwa dla kolumn, bo naszpikowano ją dynamicznie zmieniającymi się dźwiękami wysokich, krystalicznych dzwoneczków i sapiącego basu. Dało się zauważyć zespolenie środkowej części pasma z niskim i świetnie kontrolowanym basem, co powodowało wrażenie rozmachu i wolumenu dźwięku.

A skoro o rozmachu mowa, to w repertuarze nie mogło zabraknąć Pink Floydów. W utworze "Echoes" Chartwelle poradziły sobie bez najmniejszego problemu z dobrą gradacją poszczególnych planów. Scena zarysowana została dość szeroko – wychodzi poza linię kolumn, ma odczuwalną wysokość i głębię.

Prezentacja muzyki jest zachwycająca i zadziwiająca zarazem, bo wolumen dźwięku sugerowałby znacznie większe konstrukcje niż te malutkie monitory, a nasycenie, barwa, gęstość i dynamika powodują zatrzymanie tchu w piersiach.

Chartwell LS3/5 to monitor wybitny w swojej klasie, który zapewni zarówno ogromną przyjemność, jak i niezapomniane wrażenia ze słuchania muzyki. Doskonały balans i prawdziwość przekazu jest na najwyższym poziomie, a repertuar nie ma dla tych kolumn najmniejszego znaczenia, bo są w stanie poradzić sobie z każdym rodzajem muzyki. W większych pomieszczeniach radzą sobie zaskakująco dobrze, ale z założenia są to monitory dedykowane do małych pomieszczeń, do 15 metrów kwadratowych, i w takich grają wybitnie, wypełniając dźwiękiem całe pomieszczenie, ze szczelinami w podłodze włącznie. Szybkie, dynamiczne, o gęstym i nasyconym dźwięku, umilą każdą chwilę, pozostawiając niezapomniane wrażenie. Tak, tak, tak i jeszcze raz tak! Niedowiarkom polecam posłuchać, ale ostrzegam, że potem już nic nie będzie takie samo.

Werdykt: Chartwell LS3/5

★★★★★ Małe myszki ryczące niczym wielki lew, czyli pełne zaskoczenie i niedowierzanie. Klasa sama w sobie, prawdziwość i naturalność grania połączona z klasycznym brytyjskim wzornictwem.