KBL Sound Himalaya

KBL Sound Himalaya

W naszym kraju powstaje coraz więcej produktów audio z wysokiej półki, śmiało rzucających wyzwanie uznanym, światowym markom. Jednym z wielu przykładów mogą być kable i listwy sieciowe firmy KBL Sound

  • Data: 2016-02-18

O firmie KBL Sound pierwszy raz usłyszałem (pewnie jak i większość z Państwa) kilka lat temu, bodaj podczas Audio Show w 2013 roku. Firma weszła na rynek z przytupem, proponując od razu zestaw kabli i listwę sieciową z serii Red Eye, którą producent określał mianem referencyjnej. Klasą wykonania czy estetyką w żaden sposób nie odbiegały od wysokich modeli produktów znanych firm, a – jak twierdzą ci, którzy mieli okazję posłuchać ich w kontrolowanych warunkach – oferowane brzmienie także lokowało je w klasie high-end. Trudno nie podziwiać firmy, która od początku rzuca wyzwanie rekinom danej branży, a już szczególnie gdy pochodzi z kraju niemającego wielkich tradycji w danej dziedzinie. A tak właśnie zrobił KBL Sound! Od tamtego czasu firma rozbudowuje swoją ofertę o kolejne linie produktów, w większości wycenione niżej niż Red Eye, która obecnie jest oferowana już w nowej, ulepszonej wersji. Bodaj w czasie ostatnich wakacji pojawiła się informacja o nowej flagowej serii, którą producent nazwał: Himalaya. Pozwoliłem sobie nawet zadać pytanie, czy aby najwyższych szczytów na Ziemi nie należało zostawić na przyszłość, dla ewentualnie jeszcze lepszych produktów, ale uzyskana odpowiedź była dość jednoznaczna: jeśli nie pojawią się na rynku jakieś zupełnie nowe rozwiązania czy technologie, to KBL Sound nie będzie w stanie zrobić lepszych kabli. W nowy, topowy model zaangażowano najlepsze materiały i rozwiązania oraz całą zdobytą do tej pory wiedzę, całe doświadczenie – na ulepszanie nie ma więc miejsca, a wybór nazwy był w pełni świadomy.

Dwa główne materiały przewodnika używane w produkcji kabli audio to miedź i srebro. Oczywiście stosuje się i inne, ale one stanowią niewielki procent. KBL Sound nie należy do wyjątków, również wykorzystując właśnie te dwa materiały. W przypadku flagowego interkonektu Himalaya wykorzystany przewodnik to monokrystaliczne srebro, takie samo jak stosowane w poprzednim topowym modelu Red Eye Ultimate, tyle że przewodników jest dwa razy więcej, a topologia kabla bardziej rozbudowana. Kable są na kilka sposobów ekranowane, a dalej kolejną osłonę tworzy wielowarstwowa otulina, która ochrania przewody przed wibracjami pochodzącymi z zewnątrz. Również wtyki dobrano z najwyższą starannością, decydując się na takie o zredukowanej do minimum powierzchni styku. W wersji RCA zastosowano wtyki WBT 0152 Ag nextgen Signature, w wersji zbalansowanej wtyki XLR Focus firmy Oyaide. Standardowe długości interkonektów to 1m, 1,5m, 2m, a inne długości dostępne są na zamówienie.

W kablu głośnikowym Himalaya jako przewodnik wykorzystano miedź monokrystaliczną. Zadałem oczywiście pytanie, dlaczego w przeciwieństwie do interkonektu wybrano inny materiał. Odpowiedź była prosta – próby ze srebrem były wykonywane, ale nie dawały one lepszych efektów brzmieniowych od miedzi, a jednocześnie znacząco podnosiły koszty, a więc i potencjalną, docelową cenę kabli. Najistotniejsza była tu oczywiście kwestia brzmienia, a dokładniej kwestii uzyskania tak dobrego brzmienia z miedzi OCC, iż nie było powodu, by kabel wykonywać ze srebra. W modelu produkcyjnym wykorzystano więc przewodniki z czystej miedzi o strukturze monokrystalicznej, uzyskanej w procesie OCC, o specyficznej konstrukcji splotów. Jak podaje producent: "Ich złożona geometria całkowicie chroni wrażliwy sygnał przed wpływem coraz bardziej wszechobecnego smogu elektronicznego, czyli wszelkiego rodzaju promieniowania z zewnątrz. Inną cechą tego rozwiązania jest bardzo niska indukcyjność, co jest korzystne w przypadku tego rodzaju kabli". Jako dielektryk wykorzystano spieniony drobniutkimi pęcherzykami powietrza teflon. Zastosowanie tego materiału jednocześnie zabezpiecza metal przed korozją, a zarazem nie absorbuje energii przepływającego prądu jak inne dielektryki. Jak dalej wyjaśnia producent: "Kable wyposażone są w tuningowany, wypracowany doświadczalnie system pochłaniania rezonansów, który ma na celu z jednej strony eliminację zakłóceń magnetycznych, generowanych przez przepływający przez nie prąd, z drugiej zaś strony mechanicznych, docierających z otoczenia i zaburzających ich pracę. Jednym z jego elementów są pierścienie antywibracyjne z wyselekcjonowanego gatunku drewna". W przypadku kabli głośnikowych producent także zdecydował się na ich terminację złączami firmy WBT z serii nextgen. Stosowane są widełki WBT 0661 lub 0681 nextgen Topline, ewentualnie banany WBT 0610 Cu. Standardowe długości to: 2x2m, 2x2,5m i 2x3m.

Kabel zasilający Himalaya jako przewodnik również wykorzystuje miedź monokrystaliczną. Od początku zaprojektowany był z myślą o zasilaniu wyjątkowo prądożernych urządzeń. Stąd przekrój przewodników został zwiększony dwukrotnie w porównaniu z wcześniejszym topowym modelem. Jak podaje producent: "Żyły przewodzące mają jednorodną strukturę monokrystaliczną i są dodatkowo zabezpieczane przed oksydacją. Sieciówka Himalaya ma również bardziej rozwinięty system utrzymywania stabilności mechanicznej przewodników i niwelowania ich własnych rezonansów wywoływanych przepływem elektronów". Na potrzeby tego modelu opracowano i zlecono produkcję nowych, wyższej klasy wtyków, których korpus jest wycinany z mosiądzu (a nie ze stali), a wszystkie styki wykonywane są z utwardzonej miedzi, rodowane, a w końcu poddawane procesom kriogenizacji i demagnetyzacji. Standardowe długości to: 1,5m i 2m. Na życzenie klienta kabel może być dostarczony z wtyczką IEC 20A Furutech FI-52(R) dla urządzeń wysokoprądowych (o ile posiadają one stosowne gniazdo).

Himalaya vs Jorma Prime i Statement

Tak się złożyło, że bezpośrednio przed testem kabli KBL Sound robiłem inny test topowego okablowania szwedzkiej firmy Jorma. Do dyspozycji miałem interkonekty i kable sieciowe z serii Prime oraz kable głośnikowe z serii Statement (choć to przedstawiciele dwóch różnych linii, to wszystkie są na chwilę obecną topowymi modelami w ofercie Jormy). Przetrzymałem je o jeden dzień dłużej specjalnie, żeby móc zrobić bezpośrednie porównanie z KBL-ami, a nie polegać wyłącznie na (zawodnej) pamięci. Na początek zrobiłem porównanie samych interkonektów, które łączyły odtwarzacz Soulution 541 z przedwzmacniaczem Nagry Melody, a ten z końcówką mocy Classic Amp (także pochodzącej od szwajcarskiego producenta). W takim właśnie zestawie kończyłem test Jorm, więc i porównanie, na które miałem tylko dzień, postanowiłem przeprowadzić właśnie na nim. Używane w całym teście kolumny to fantastyczny Model One firmy Ubiq Audio. Szwedzkie kable są ponad dwukrotnie droższe, a używanym przewodnikiem jest miedź (IC Himalaya to srebro). Obserwacje poczynione na jednej z płyt Raya Browna, wydanej przez Telarca, były dla mnie nieco zaskakujące. Po pierwsze prezentacja polskich łączówek przybliżała nieco (w porównaniu z Jormami) całą scenę dźwiękową do słuchacza. Dawało to wrażenie bliższego, bardziej intymnego kontaktu z muzyką. Jormy odsuwały wszystko nawet poza linię kolumn i dopiero tam budowały zauważalnie głębszą scenę. Po części pochodną takiej charakterystyki prezentacji był fakt, iż poszczególne instrumenty (co najwyraźniej na tej płycie słychać było na przykładzie trąbki) grały nieco bardziej dociążonym dźwiękiem z IC Himalaya. W porównaniu, te same źródła pozorne, umiejscowione wyraźnie dalej od słuchacza przez szwedzkie kable, wydawały się grać nie aż tak pełnym dźwiękiem.

Z drugiej strony bardziej przestrzenne granie Jorm oznaczało wrażenie lepszego oddania akustyki pomieszczenia. Oczywiście większość opisanych różnic rozgrywa się na poziomie niuansów, które da się wskazać przy bezpośrednim przełączaniu między kablami, a które przy osobnych odsłuchach pewnie trudno byłoby nawet wychwycić. Łączówka KBL Sound precyzyjniej rysowała poszczególne źródła pozorne, podczas gdy szwedzką Jormę zaliczyłbym raczej do grona artystów malujących lżejszą, mniej wyrazistą kreską. Nagry to bardzo muzykalne urządzenia, do których nieco lepiej (w moim odczuciu oczywiście) pasował polski kabel, którego wyrazistość w połączeniu z cechami szwajcarskich urządzeń tworzyła pełniejszy, jeszcze bardziej naturalny (w sensie podobieństwa do wrażeń z koncertu) obraz. Z drugiej strony między odtwarzacz Soulution a przedwzmacniacz Nagry wybrałbym ciut bardziej "pastelową" Jormę, bo jej właściwości "humanizowały" nieco charakter tego urządzenia. Oczywiście to kwestia indywidualnego gustu. Osoby, którym wysoka transparentność, detaliczność i wyrazistość prezentacji Soulution odpowiada, wybrałyby zapewne Himalaye do kompletu, jeszcze bardziej podkreślając cechy tego urządzenia. Warto tu jeszcze zauważyć, że polska łączówka wykonana jest ze srebra, które części osób kojarzy się z jasnym, jeśli nie wręcz z rozjaśnionym dźwiękiem. W tym wypadku nie ma mowy o żadnym rozjaśnieniu – owszem, mamy wysoką detaliczność, znakomitą rozdzielczość, otwartość dźwięku, piękną, skrzącą się górę pasma, ale również wypełnienie i dociążenie, któremu nie jest w stanie dorównać wiele kabli miedzianych. Jak każde (dobre) srebro, IC Himalaya gra bardzo gładkim dźwiękiem, którego nie należy absolutnie mylić z zaokrągleniem czy złagodzeniem, bo gdy pałeczka uderza w blachę perkusji albo w trójkąt czy inną metalową przeszkadzajkę, dźwięk potrafi wręcz przeszywać, jeśli tak został zarejestrowany. Nie występuje tu również "chowanie" sybilantów – jeśli takowe występują, to usłyszymy syczenie wokalistki/wokalisty, ale w bardzo podobny sposób, jak przy odsłuchu na żywo – odbiera się to jako absolutnie naturalny, w niczym nieprzeszkadzający element głosu.

W kolejnym etapie do łączówek doszły już razem i kable głośnikowe, i sieciowe. Nie zmieniło to zasadniczo charakteru brzmienia opisanego już dla każdej marki, ale raczej pogłębiło/wzmocniło pewne elementy. Z polskim zestawem kabli wzmocnił się jeszcze rysunek poszczególnych źródeł pozornych, a co za tym idzie separacja instrumentów. Cały zestaw kabli Himalaya sprawił, że dźwięk robił wrażenie jeszcze bardziej dociążonego. Nie oznaczało to jednakże znaczącego przesunięcia całego balansu tonalnego w dół. Objawiało się to tym, iż każdy instrument nabierał jeszcze więcej masy, nie wykraczając jednakże poza jego naturalne granice – nie było tu efektu powiększania źródeł pozornych. Rzecz raczej w tym, jak pełne, namacalne i realne stało się ciało każdego z instrumentów, jak ogromną energię każdy z nich potrafił wypromieniować w stronę słuchacza. Tak właśnie odbieram granie na żywo, zwłaszcza to akustyczne – to nie jest kwestia tylko dźwięku jako takiego docierającego do uszu, nie tylko dynamiki, ale i ogromnej energii, która fizycznie wręcz towarzyszy każdemu szarpnięciu struny, uderzeniu w bęben czy w klawisz. Tej energii często brakuje, gdy muzyki słucha się w domowych systemach. Wybitnymi specjalistami w jej reprodukcji są kolumny, których i w tym teście używałem – Model One firmy Ubiq Audio, ale pod warunkiem, że otrzymają odpowiedni sygnał. Niejeden kabel potrafi "wyssać" sporą część energii z muzyki, nawet jeśli urządzenia pracujące w systemie odtwarzają ją poprawnie. Himalaye nie należą do tego gatunku – energetyczność przekazu jest tu wręcz wybitna.

Potwierdziła się również wcześniejsza obserwacja dotycząca sposobu prezentacji sceny – polskie kable nieco ją przybliżają, pierwszy plan potrafi wychodzić przed kolumny, jego elementy są rysowane bardzo precyzyjnie. Wrażenie uczestnictwa w ponadprzeciętnie namacalnym muzycznym spektaklu jest niezwykłe. Jormy całość pokazywały z większej perspektywy, dostarczając równie dużo informacji, równie wiele detali, tyle że pokazanych w mniej wyrazisty sposób. Wybór między tymi dwoma fantastycznymi zestawami kabli w dużej mierze powinien zależeć od posiadanego systemu, a w pewnym stopniu również od preferencji muzycznych. Co do elektroniki, to mocno upraszczając, powiedziałbym, że do tej bardzo muzykalnej, takiej jak Nagra, Einstein czy moje ModWrighty, wybrałbym okablowanie KBL, natomiast do bardziej sterylnej, takiej jak Soulution, moim wyborem byłyby Jormy. Pisząc natomiast o preferencjach muzycznych, powiedziałbym, że osoby, które chętnie słuchają małych składów, czy to jazzowych, czy klasycznych, ale także i rocka czy bluesa, powinny raczej skorzystać z owej niezwykłej umiejętności kabli Himalaya kreowania wrażenia wręcz uczestnictwa w pokazywanym blisko i precyzyjnie spektaklu, oraz niesamowitego dociążenia, wypełnienia dźwięku. Osoby preferujące klasykę, a więc opery czy symfonie, które niejako w sposób naturalny pokazywane są z pewnej perspektywy, albo np. elektronikę z wieloma efektami przestrzennymi, zapewne bardziej byłyby zadowolone z wyboru okablowania Jormy. Oczywiście to tylko moja subiektywna interpretacja cech tych kabli, bo przecież są i tacy, którzy wolą słuchać małych składów z piętnastego rzędu, a inni wybierają pierwszy rząd w filharmonii czy operze – wybór należy więc do każdego miłośnika muzyki.

Jeszcze nieco o samych Himalayach, a właściwie o kilku elementach, oprócz tych już wspomnianych przy opisie porównań, które zwróciły moją szczególną uwagę. Otóż kable te są także bardzo szybkie. W czasie testu wiele razy słuchałem soundtracku z "The Force Awakens". Jak to u Johna Williamsa, ścieżka dźwiękowa jest znakomita i, jak to u niego, grana przez orkiestrę. KBL-e znakomicie oddały dynamikę tego nagrania, szybkie zmiany tempa czy rozmach i potęgę orkiestry. Zawsze w przypadku słuchania dużych składów zwracam uwagę na naturalność brzmienia poszczególnych grup instrumentów. W tym przypadku zarówno smyczki, jak i sekcje dęte wypadały spektakularnie. Nie w sensie efekciarstwa, ale właśnie naturalności barwy, energetyczności i potęgi brzmienia. Niezwykła była także czystość brzmienia – to w moim przekonaniu jeden z tych elementów, które naprawdę docenia się dopiero, gdy usłyszy się lepszą wersję od dobrze nam znanej. Przy moim, zdecydowanie tańszym zestawie kabli LessLoss, na czystość dźwięku bynajmniej nie narzekam. A jednak postęp w tym zakresie, jaki nastąpił po przepięciu się na KBL-e, był bardzo wyraźny. To element szczególnie ważny przy tak dużym organizmie jak orkiestra, bo owa czystość, przejrzystość brzmienia sprawia, że całość jest fantastycznie uporządkowana, a każdy z elementów pokazany w taki sposób, że można go sobie nie tylko swobodnie wyodrębnić (to zasługa także bardzo dobrej separacji), ale też ani na moment nie traci się z oczu (uszu) orkiestry jako całości, jako dużego organizmu, który przekazuje intencje kompozytora. Bez dwóch zdań rozdzielczość oferowana przez kable KBL Sound stoi na niezwykle wysokim poziomie. To dzięki niej tak łatwo dostępne są nawet najdrobniejsze niuanse czy to dotyczące cieniowania barwy, dynamiki, czy detali jako takich. Przy tych wszystkich cechach, które są niejako w awangardzie dzisiejszego pojęcia high-endowego dźwięku, Himalaye, w przeciwieństwie do niejednego innego tak grającego produktu, nie tracą z oczu cechy dla mnie absolutnie kluczowej – muzykalności. W tym przypadku wysoka rozdzielczość, transparentność i detaliczność nie są celami samymi w sobie. Ich wybitny poziom to jedynie droga do celu – do płynnego, gładkiego, organicznego brzmienia, w którym niezwykle łatwo jest się zanurzyć, zapominając o bożym świecie.

Nas sam koniec jeszcze tylko kilka zdań o kablach zasilających. Producent sugeruje, iż stworzył je z myślą o wymagających, prądożernych urządzeniach. I faktycznie, Himalaya sprawdzał się znakomicie, zasilając listwę sieciową Gigawatta, do której wpiąłem na czas tej części testu cały system. Z urządzeniem ISOL-8 nie mogłem tej sieciówki sprawdzić, jako że wymaga ono specyficznego wtyku. Z Gigawattem już nawet tylko ta jedna sieciówka dociążała dźwięk i nadała mu nieco studyjnego sznytu. Dźwięk robił się bardziej konturowy, pokazany nieco bliżej słuchacza, bardziej wyrazisty i rozdzielczy. Nie były to zmiany o tej samej skali, co w przypadku wpięcia tego kabla bezpośrednio do wzmacniacza (z którym były wyraźniejsze), ale wystarczające, by je zauważyć. Faktem jest, że żaden ze wzmacniaczy, którymi dysponowałem w czasie testu, nie był jakimś szczególnie prądożernym smokiem – więc nie mogłem sprawdzić Himalayi w ekstremalnych warunkach. Ale nawet już z Nagrą, moim ModWrigtem czy integrą Einsteina słychać było podobny efekt dociążenia, a jednocześnie zwiększenia energetyczności dźwięku. Do tego dochodziło jeszcze bardziej wyraziste rysowanie konturów źródeł pozornych, zwłaszcza tych na pierwszym planie oraz wrażenie bardziej czarnego tła, czyli obniżenia tych teoretycznie niesłyszalnych, ale jednak wpływających na odbiór muzyki szumów tła.

Warto wiedzieć

Flagowe kable KBL Sound wykorzystują przewodniki (miedź i srebro) uzyskiwane w procesie zwanym Ohno Continuous Casting (OCC). Polega to na powolnym wyciąganiu drutu z roztopionego metalu. W ten sposób uzyskuje się materiał o wysokiej czystości oraz, co bardzo ważne do zastosowań audio, taki, w którym pojedyncze kryształy mają długość powyżej 100 metrów.

Proces opracował profesor Ohno z Chiba Institute of Technology w Japonii, a następnie opatentował w 1986 roku. Produkcję kabli metodą OCC prowadzi jedynie kilka firm na świecie. Proces ten jest długotrwały, co znacząco podnosi koszty produkcji, aczkolwiek tak uzyskiwany materiał jest uważany za najlepszy do zastosowań audio i dlatego wykorzystywany jest przez część topowych marek, zwłaszcza (choć nie tylko) w ich topowych modelach.

Podsumowanie

Zakończę tak, jak zacząłem. W Polsce produkuje się coraz więcej urządzeń audio, które śmiało rzucają wyzwanie high-endowej konkurencji z całego świata. Bez dwóch zdań flagowe kable KBL Sound – Himalaya należą do tej właśnie kategorii. Oferują niezwykle dojrzały, dociążony dźwięk, imponują rozdzielczością i czystością, serwują doskonale poukładaną scenę pokazaną nieco bliżej niż w przypadku porównywanych do nich bezpośrednio topowych modeli szwedzkiej Jormy. Wybitna rozdzielczość i bardzo dobra selektywność w połączeniu z bardzo czarnym tłem pozwalają bez wysiłku śledzić nawet najdrobniejsze detale i niuanse. A ponieważ Himalaye rysują także duże, pełne, mające odpowiednią masę źródła pozorne obrysowane ostrzejszą kreską niż wspomniane Jormy, to dobrze zrealizowane nagrania odkrywają przed słuchaczem swoje wszystkie tajemnice – z łatwością można studiować maestrię muzyków czy naturalną, piękną barwę instrumentów. KBL Himalaya to produkty wybitne! Śmiało można je wystawiać do pojedynków z topowymi produktami znanych światowych marek i wstydu na pewno nie będzie, a w wielu takich bezpośrednich porównaniach okaże się, że wcale nie trzeba wydawać kwot kilka razy wyższych, bo polskie produkty oferują co najmniej podobną jakość brzmienia za mniejsze pieniądze. W niektórych systemach sprawdzą się nawet lepiej. Testowane kable jasno pokazują, że moje marzenia o kompletnym polskim high-endowym systemie są coraz bliższe realizacji, bo kable na tej liście już mogę odhaczyć.

Werdykt: KBL Sound Himalaya

★★★★★ Świetnie wykonane kable oferujące niezwykle wyrafinowany dźwięk. Prawdziwy high-end Made in Poland!