Odeon Otello

Odeon Otello

Odeon to kolejny niemiecki specjalista od kolumn tubowych. Testujemy najnowszego przedstawiciela tej grupy, model Otello

  • Data: 2016-06-22

Choć marka Odeon funkcjonuje (z przerwą) od ładnych kilku lat na polskim rynku, a ja jestem fanem konstrukcji tubowych, to jednak do tej pory nie było mi dane przetestować żadnego modelu tej firmy. Nowość w ofercie tej niemieckiej firmy, Otello, jest więc moim pierwszym kontaktem z tą marką. To wcale niemała kolumna podłogowa, składająca się z dwóch osobnych modułów. W tej dużej skrzyni pracują dwa przetworniki o średnicy 18cm z membranami wykonanymi z włókna drzewnego, które jednoznacznie kojarzą mi się z produktami duńskiej firmy Dali, choć oczywiście więcej marek stosuje takie przetworniki. Kolumny Odeon są produktem bardzo świeżym, więc na ich temat nie ma jeszcze zbyt wielu informacji – natknąłem się na informację, że to konstrukcja 2,5-drożna, jednak sam producent na swojej stronie internetowej pisze o dwóch drogach, wygląda więc na to, że oba przetworniki pracują jako średnio-niskotonowe.

Głośniki te są obciążone bas-refleksem skierowanym do dołu, acz nie jest to typowe rozwiązanie, gdyż nie znajdziemy tu rury czy rur z wylotami skierowanymi w stronę podłogi, ale szczeliny biegnące na całej długości ścianek. Moduł ten ustawiono na solidnym cokole, który zwiększa jeszcze stabilność całej konstrukcji. Kształt tej podstawowej części obudowy jest dość specyficzny – front to co prawda prosty, płaski panel, podobnie jak ścianki boczne, ale kolumna jest szersza na dole – patrząc z boku, widać wyraźnie zwężanie się konstrukcji ku górze. Po drugie górna ścianka umieszczona jest pod skosem – przód znajduje się dobrych kilka centymetrów niżej niż tył. Kompresyjny przetwornik wysokotonowy pracujący w tubie umieszczono natomiast w osobnej obudowie, której z kolei front jest wyższy niż tył. Tę obudowę ustawia się na głównej. Oba moduły są do siebie idealnie dopasowane, dzięki czemu górna ścianka kompletnej kolumny jest już płaska. Na tylnej ściance modułu głównego, dość wysoko umieszczono tabliczkę znamionową wraz z pojedynczą parą bardzo dobrych zacisków głośnikowych WBT. Z modułu wysokotonowego wychodzi zamontowany na stałe kabelek zaterminowany parą widełek, które wpina się do wspomnianych już gniazd głośnikowych wraz z kablem głośnikowym od wzmacniacza.

Od strony wizualnej kolumny prezentują się bardzo ciekawie nie tylko dzięki wysokiej klasie wykonania i wykończenia, ale również dzięki dość prostemu, acz efektownemu zabiegowi. Otóż główny moduł obudowy jest pięknie fornirowany, testowana (droższa) wersja Makassar wygląda obłędnie, natomiast cokół oraz obudowę wysokotonowca (wraz z tubą) wykończono kolorem czarnym. Prezentuje się to jednocześnie elegancko i efektownie.

Jakość brzmienia

O dziwo elementem, na który zwróciłem uwagę po rozpoczęciu odsłuchu, był... bas. Być może dlatego, że patrząc na kolumnę średniej wielkości, z dwoma niezbyt dużymi przetwornikami, za wiele po prezentacji niskich tonów sobie nie obiecywałem. A ponieważ odsłuch zacząłem od dość przypadkowo wybranej płyty z mocnym, niskim basem zarówno elektrycznym (gitara basowa), jak i akustycznym (kontrabas), to niemieckie kolumny od razu miały szansę się popisać i skrzętnie z tej okazji skorzystały. Nie był to może superkonturowy bas, ale absolutnie nie można powiedzieć, że był rozlazły czy nawet przeciągany. Słychać było "mięso", że tak powiem, nasycenie, dociążenie i naprawdę niezłe tempo. A że popisy na gitarze basowej często polegają na szybkich szarpnięciach, po których następuje błyskawiczne wytłumienie struny, nie sposób było nie docenić tego, jak dobrze Otello radziły sobie z reprodukcją takiego właśnie funkowo-jazzowego grania. Gdy z kolei za prowadzenie brał się kontrabas, wypadało to wcale nie gorzej. Tu szybkość ataku ma też swoją wagę, ale większą rolę odgrywa podtrzymanie dźwięku i wybrzmienie wspierane mocno przez ogromne pudło rezonansowe. Pudła było sporo, myślę, że balans między strunami a pudłem był naprawdę dobry, a i wybrzmienia nie były skracane.

Owszem, znam kolumny, które potrafią pokazać większy kontrabas grający jeszcze większym dźwiękiem, ale związane jest to wprost z wymiarami takich głośników. A Otello to raczej średniej wielkości podłogówka i jak na tę wielkość radziła sobie nadspodziewanie dobrze. Fortepian, ciągle na tej samej funkującej płycie, także mógłby być troszkę większy, mieć ciut więcej "masy", ale to już trochę czepianie się na siłę tym bardziej, że jego dźwięczność i dociążenie poszczególnych dźwięków były wyborne. Ciągle na tej samej płycie posłuchałem również i trąbki. Tu także spotkało mnie pewne zaskoczenie. Otóż kolumny z przetwornikiem wysokotonowym pracującym w tubie kojarzone są dość powszechnie z jasnym, czasem wręcz ostrawym graniem. Tymczasem tu w trąbce trudno się doszukać jakiejkolwiek ostrości. Był oddech, dużo powietrza, otwartość, ale i gładkość, może nawet takie delikatne zmatowienie wypadające swoją drogą bardzo naturalnie. Jasne, że trąbka w naturze potrafi "przyciąć" po uszach, ale nie dlatego, że ten instrument tak właśnie brzmi, tylko dlatego, że tak można na nim zagrać. Można jednakże zagrać zupełnie inaczej – łagodnie, gładko, w pewnym sensie właśnie nieco matowo. Tak z tej płyty zagrały Otello i, jak mi się wydaje, takie właśnie było zamierzenie autorów płyty. Wystarczyło bowiem zagrać albumy choćby Milesa czy Kermita Ruffinsa, aby móc się przekonać, że tam, gdzie trąbka ma lśnić, ma sypać skrami kłującymi w uszy, to tak właśnie jest to zagrane. To pokazało, jak dobrze Odeony potrafią różnicować nagrania, jak nie narzucają im na siłę własnego charakteru, choć przecież jako tuby nieco takowego mają.

Mocną stroną testowanych kolumn jest bardzo dobre oddawanie akustyki pomieszczeń, w których zarejestrowano materiał. Choćby w "Siedmiu ostatnich słowach Chrystusa na krzyżu" nagranych w kościele dobre oddanie jego ogromnej kubatury, dźwięków wędrujących po ścianach, odbić przede wszystkim głosu czytającego tekst od wielkich, pustych powierzchni ścian odgrywa ogromną rolę. To, wraz z bezpośredniością przekazu, charakterystyczną dla tego typu konstrukcji, tworzyło wyjątkową atmosferę uczestnictwa w wielkim, podniosłym wydarzeniu. Znowu – słuchałem tej płyty na większych kolumnach i w ich przypadku wrażenie bycia malutkim człowieczkiem zagubionym w ogromie wnętrza, w którym odbywał się koncert, było jeszcze większe, ale Otello jak na swoje gabaryty wykonały kawał świetnej roboty. Ponadto doskonale bawiłem się przy koncertach zrealizowanych w niewielkich klubach, takich jak: "Jazz at the Pawnshop" Arne Domnerusa, czyli być może najlepszym jazzowym nagraniu live, czy fantastycznym "Live at the Checkerboard Lounge" Muddy'ego Watersa z gościnnym występem Rolling Stones. Oba te albumy brzmiały niezwykle przekonująco i wciągająco. Trudno się było oprzeć wrażeniu osobistego uczestnictwa w danym wydarzeniu muzycznym. Także za sprawą sporej, dobrze poukładanej i przestrzennej sceny, ze sporymi, trójwymiarowymi źródłami pozornymi, które wydawały się grać niemal na wyciągnięcie ręki. Otello nie należą bowiem do kolumn, które cofają scenę daleko za linię kolumn, a raczej ją nieco przybliżają do słuchacza, ale, co ważne, bez wypychania pierwszego planu przed linię kolumn. Sprzeczność? Niby tak, ale w praktyce wcale nie. To jeden z tych ciekawych przypadków, który gra, jak powinien, tzn. pierwszy plan zaczyna się pomiędzy kolumnami, ale ma się jednocześnie wrażenie bliskiego, niemal intymnego kontaktu ze wszystkim, co rozgrywa się przed nami. Pierwszy z tych dwóch znakomitych koncertów pokazał duże możliwości Otello w zakresie rozdzielczości, drugi natomiast to popis bardzo dobrej separacji.

W obu przypadkach mamy do czynienia ze sporymi grupami muzyków grającymi w bardzo ograniczonej przestrzeni niewielkiej sceny. O ile u Arne Domnerusa są to instrumenty akustyczne, o tyle na płycie Muddy'ego Watersa to przede wszystkim gitary elektryczne, a przynajmniej to one, obok wokali ma się rozumieć, odgrywają, że tak to ujmę, pierwsze skrzypce. To, że konstrukcja z tubą radzi sobie bardzo dobrze z muzyką akustyczną, nie jest dla mnie żadną niespodzianką – naturalna barwa, wybrzmienia, bardzo dobra dynamika w skali mikro – to musiało dobrze grać. Jakość elektrycznego grania nie była aż tak oczywista, tym bardziej że na tej płycie, parafrazując wieszcza, "gitarzystów grało wielu", a upchnięto ich na naprawdę niewielkiej scenie, więc dosłownie włażą jeden na drugiego. Owa dobra separacja, całkiem fajny drive, wspomniane "mięsko", czyli nasycenie i dociążenie dźwięku, mocna podstawa basowa – to wszystko sprawiło, że granie Muddy'ego, Keitha Richardsa czy Buddy'ego Guya wypadało znakomicie, energetycznie, czysto, dynamicznie, nie pozostawiając ani na moment wątpliwości, który z nich w danym momencie się popisuje. Wokale Muddy'ego i Micka także wypadały więcej niż satysfakcjonująco – gotowało się w nich od emocji, zwłaszcza w przypadku tego drugiego, początkowo mocno stremowanego występem z własnym idolem, a później rozkręcającego się z kawałka na kawałek, by w końcu pokazać to, za co miliony ludzi na przestrzeni kilkudziesięciu lat kochali i nadal kochają Rolling Stonesów. Nieco mniej przekonująco wypadł koncert AC/DC. Teoretycznie trudno się było do czegokolwiek przyczepić – dobrze, pewnie prowadzony rytm, spora energetyczność i dynamika przekazu, odpowiednio drapieżne gitarowe riffy Angusa Younga czy mocny, całkiem czysty i co za tym idzie czytelny wokal Briana Johnsona – wszystko było. Jedyna kwestia, która powstrzymywała mnie od wystawienia szóstki, to masa całego dźwięku. Otello, jak już pisałem, oferują zaskakująco potężną podstawę basową jak na swoje rozmiary, ale w takiej muzyce słychać jednak pewne ograniczenia wynikające właśnie z ich gabarytów. Tak, to jest marudzenie faceta przyzwyczajonego do grania z kolumn dysponujących dużymi wooferami, bo porównując możliwości Odeonów do kolumn podobnej wielkości, przyczepić się nie da. Ale trochę pomarudzić muszę... Nie zmienia to faktu, że to po prostu bardzo dobre kolumny, dające dużo frajdy ze słuchania właściwie każdego rodzaju muzyki, ze szczególnym naciskiem na dobrze zrealizowane koncerty.

Podsumowanie

Odeony Otello nie są aż tak łatwymi do napędzenia kolumnami, jak testowane niedawno Blumenhofery Tempesta 20, więc nie będą najlepszym partnerem dla 8W SET-a, acz już 30-watowy (Ayon Spitfire) radził sobie z nimi bez problemu. Przez większą część testu używałem jednakże standardowego zestawienia lampowego pre i tranzystorowej końcówki (LS100 + KWA100SE ModWrighta) i taki, czyli delikatnie ciepło, gęsto, płynnie i namacalnie grający system byłby moją sugestią dla tych głośników. Nie można tu co prawda mówić o rozjaśnionej czy agresywnej górze, jak wiele osób kojarzy tuby, ale gładkość, dobre wypełnienie środka pasma po prostu najlepiej uzupełnią brzmienie Otello. Sprawdzą się zarówno lampy o mocy przynajmniej kilkudziesięciu watów, jak i tranzystory w klasie A i pewnie wiele połączeń hybrydowych (czy w postaci integr, czy zestawów pre + końcówka z lampami w pierwszym stopniu i kwarcem w stopniu wyjściowym).

Z tak (czyli dobrze) dobranym systemem te niemieckie kolumny zaoferują wciągającą, namacalną, gładką prezentację z mocną, dobrze kontrolowaną i definiowaną podstawą basową i otwartą, dźwięczną, bardzo dobrze różnicowaną, pełną powietrza górą. Wokale i instrumenty akustyczne będą czarować dzięki bardzo dobrze oddanej barwie, wysokiej detaliczności, wyrafinowaniu czy ponadprzeciętnemu oddaniu całego otoczenia akustycznego. Bardzo dobrze zabrzmią więc wszystkie koncerty, choć i nagraniom studyjnym trudno coś będzie zarzucić. Z muzyką elektryczną będzie energetycznie, będzie dobry drive, a i pace&rhythm będą mocną stroną tej prezentacji. Jednak przy pewnych, wyjątkowo energetycznych bądź gęstych nagraniach może brakować odrobinę rozmachu, ale w końcu nie można wymagać, by niezbyt duża, dwudrożna kolumna grała jak wielkie, trójdrożne kolubryny. Otello nie są tanie, ale jeśli trafią w gust potencjalnego nabywcy, to myślę, że cena nie będzie przeszkodą.

Werdykt: Odeon Otello

★★★★★ Świetnie wykonane, będą ozdobą każdego pomieszczenia, a jakby tego było mało, zagrają każdą muzykę z temperamentem, w otwarty, gładki i wciągający sposób