Verastarr Grand Illusion

Verastarr Grand Illusion

Marka Verastarr dopiero niedawno zawitała na polski rynek za sprawą firmy Audio System. Nasze testy zaczynamy od kabli ze środka oferty – serii Grand Illusion

  • Data: 2016-06-22

Dotychczas niewiele było u nas słychać o marce Verastarr. Dlatego dla wielu osób nawet dość dobrze zorientowanych w tematyce hi-fi może to być zupełnie nieznany producent. Wprawdzie dla mnie nazwa Verastarr nie jest obca, ale nie da się ukryć, że nie jest to światowy gigant w swojej dziedzinie. Niemniej jednak na rodzimym, amerykańskim rynku jest to marka bardzo dobrze postrzegana. Dlatego już kilka lat temu przeglądając amerykańskie fora i serwisy, natrafiłem na markę Verastarr. Wywodzący się z Atlanty producent okablowania audio zbebrał sporo pozytywnych komentarzy na forach tematycznych, a chwalono zarówno samą klasę brzmienia, jak i bardzo dobry stosunek jakości brzmienia do ceny (mimo że ceny wcale nie były specjalnie niskie). Nawiązałem wówczas kontakt z właścicielem firmy, Mikie'em Powellem, rozmawialiśmy o ewentualnym teście jego produktów, acz z racji trudności logistycznych (firma jest amerykańska, a wówczas chyba nawet w ogóle jeszcze nie miała dystrybutorów w Europie, nie mówiąc o Polsce) do testu nie doszło. A ponieważ, jak już wspomniałem, marka do gigantów kablowego rynku nie należy, nie spodziewałem się, że w ogóle trafi na nasz rynek. A tu taka niespodzianka! Skoro więc nadarzyła się szansa przekonać się wreszcie na własne uszy o klasie tych kabli, to nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności. Polski dystrybutor na dziś proponuje dwie serie kabli – Grand Illusion i Grand Illusion Signature. Do testu otrzymaliśmy łączówkę RCA i kabel głośnikowy zaterminowany bananami z tej pierwszej serii.

Firma jako przewodniki wykorzystuje miedziane bądź srebrne folie zamiast tradycyjnych, okrągłych w przekroju drucików. W przypadku obu testowanych kabli jako przewodnik wykorzystano folię z miedzi wysokiej czystości. W interkonekcie funkcję dielektryka pełni czysta bawełna, a zaterminowano go dobrze znanymi również w Polsce wtykami Bullet Plug firmy dawniej znanej jako Eichmann, a obecnie przemianowanej na ETI. Te wtyki zapoczątkowały w swoim czasie nowe podejście do kwestii konektorów stosowanych w przewodach audio, w których do minimum ograniczono powierzchnię styku. Przewodniki używane w kablach Verastarr poddawane są procesom kriogenicznym. Głośnikowy Grand Illusion wykorzystuje dwie folie z miedzi o czystości 99,997%, szerokie na 50,8mm, zaterminowane bananowymi wtykami Furutecha. W miejscu, gdzie szeroka taśma przechodzi w dwa (umowne) kabelki, nadające się do zaterminowania bananami, producent umieścił spory, elegancki element z czarnej skóry. To na dobrą sprawę jedyny element, który można uznać za ozdobny, a mimo tego te niby zwykłe, szerokie taśmy prezentują się naprawdę dobrze. Kable są wykonywane w USA i, jak informuje producent, marka nie należy do tych, które wykorzystują gotowe, kupowane ze szpuli przewodniki, ale zamawia wykonanie tychże według opracowanej przez siebie specyfikacji. W dzisiejszym świecie to jednak rzadkość.

Jakość brzmienia

Zupełnie przez przypadek pierwszym kawałkiem, jaki odsłuchałem po połączeniu odtwarzacza z pre interkonektem, a wzmacniacza i kolumn kablem głośnikowym Verastarr, była improwizacja zagrana na perkusji przez Jima Keltnera z samplera FIM-u. Akurat ten sampler trafił do odtwarzania, bo po pierwsze nie zamierzałem od razu oceniać kabli – miały po prostu dzień czy dwa sobie pograć z różnym materiałem, by dać im czas na wkomponowanie się w system, a mnie na pewną akomodację do ich grania – to właściwie mój prywatny standard przy testowaniu kabli. Po drugie, może nawet ważniejsze, wszystko działo się w dniu, w którym dotarła do mnie smutna wiadomość o odejściu Winstona Ma, twórcy wytwórni FIM i LIM, wydających m.in. płyty XRCD (na licencji japońskich twórców tego formatu), ale także krążki w formatach K2HD, UltraHD i innych doskonale znanych miłośnikom srebrnej płyty za sprawą ich wyjątkowej jakości. Włączyłem więc odtwarzanie i miałem się zająć czymś innym, ale... no właśnie, ale to, co usłyszałem z głośników zaraz po pierwszym włączeniu, nie pozwoliło mi tak łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. Perkusja to moc, masa, uderzenie, ale to także szybkość, natychmiastowość uderzeń pałeczek i błyskawiczna odpowiedź membran bębnów czy blach. To nie był najbardziej dociążony bas, jaki zdarzyło mi się słyszeć, nie miał aż takiej masy, nie czułem go aż tak mocno na wątrobie, jak się to czasem zdarza z niektórymi kablami, tyle że im dłużej słuchałem, tym bardziej byłem przekonany, że to właśnie ta wersja była prawdziwa, a kilka innych znanych mi kabli pogrubiało sztucznie dźwięk. Także szybkość, natychmiastowość wręcz i sprężystość odpowiedzi bębnów były absolutnie wyjątkowe. Podobnie zresztą jak oddanie sporego zakresu dynamicznego tego instrumentu, od najdrobniejszych trąceń blach po mocne uderzenia stopy, niesamowicie szybki werbel czy dźwięczny hi-hat. Tak jak bębny porażały wręcz niebywałą sprężystością, tak dźwięczność i dociążenie blach robiły nie mniejsze wrażenie. Innymi słowy – była to jedna z najlepszych prezentacji perkusji, jakie zdarzyło mi się na swoim systemie słyszeć. Nie idealna, ale w końcu każde odtworzenie muzyki w domowym systemie to jedynie pewna aproksymacja rzeczywistości, a ta była znakomita i po prostu porywająca.

Ciekawym doświadczeniem okazało się także słuchanie słynnego "Riders on the Storm" Doorsów w wydaniu na fortepian, za którym zasiadł George Winston. Wcześniej pisałem, że perkusja nie miała aż takiej masy, potęgi, jakie zdarzało mi się wcześniej słyszeć, ale co ciekawe i wspierające wyżej moją teorię o bardziej prawdziwym brzmieniu Verastarr, fortepian zachwycał dla odmiany właśnie potęgą brzmienia. Ani przez moment nie miałem wątpliwości, że oto gra przede mną jeden z największych, najpotężniej brzmiących instrumentów. Imponował głębią brzmienia, naturalną barwą, długimi, pełnymi wybrzmieniami, a do tego dokładało się wielce oryginalne podejście do doskonale wszystkim znanego kawałka – świetne granie i wyborne odtworzenie nagrania! By w końcu zdecydować, jak to z tym graniem Grand Illusion jest, puściłem "Uwerturę 1812" Czajkowskiego z płyty wydanej przez Telarca, na której grzmią prawdziwe armaty i grają wielkie dzwony. Zabrzmiało to nadzwyczaj realistycznie. Po pierwsze była to bardzo uporządkowana, dobrze kontrolowana prezentacja, co przecież nie jest takie oczywiste przy wielkiej orkiestrze symfonicznej, po drugie wyjątkowo czysta, transparentna i dynamiczna. Gdy więc przyszło do salw armatnich, to nie dość, że zabrzmiały, zgodnie z oczekiwaniem, potężnie, to na dodatek bardzo, ale to bardzo czysto – żadnych zniekształceń czy kompresji. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że systemowi jakoś łatwiej przychodzi zagranie tak wielkiej muzyki z testowanymi kablami niż choćby z moimi LessLossami, przy których, w porównaniu, bo na co dzień wcale takiego wrażenia nie odnoszę, można było usłyszeć, że przychodzi im to trudniej, że nie jest to grane aż tak swobodnie. Podobne wrażenia wysokiej energetyczności połączonej z ogromną swobodą, bardzo dobrym prowadzeniem rytmu i trzymaniem tempa odniosłem, słuchając czy to koncertu AC/DC, czy czarnego albumu zespołu Metallica. Zwłaszcza ten ostatni, którego realizacja odbiega od audiofilskich standardów nawet na najlepszym w tym względzie podwójnym wydaniu na winylu na 45 obrotów, wypadł imponująco. Rzecz w tym, że kable Verastarr narzuciły prezentacji bardzo dobrą kontrolę, w pewnym sensie poprawiając zaniedbania realizatorów płyty. Było to więc bardziej zwarte, lepiej definiowane granie niż zwykle, zagrane z odpowiednią dynamiką, wykopem, gdy trzeba lekko "przybrudzone" i bardzo energetyczne.

Przy nagraniach zrealizowanych na żywo, klasycznych, jazzowych i wokalnych większą uwagę mogłem poświęcić aspektom, nazwijmy to, akustycznym. Verastarr nie serwują wcale jakiegoś kosmicznie czarnego tła, a mimo to oferują barwny, dobrze różnicowany dźwięk. Kreują dużą scenę i to w każdym z trzech wymiarów. Docenić można to, słuchając choćby "Siedmiu ostatnich słów Chrystusa na krzyżu" Haydna nagranych w ogromnym kościele. Dzięki testowanym kablom doskonale było słychać tę przytłaczającą wręcz przestrzeń, odbicia dźwięków dochodzące z ogromnych odległości czy wygaszanie poszczególnych dźwięków następujące w dużej odległości od ich źródła. Również w przypadku jazzowego grania w małym klubie elementy takie, jak wielkość i przestrzenność tejże sceny, trójwymiarowość i namacalność źródeł pozornych, szybkość ataku i długie, pełne wybrzmienia, naturalność barwy i otwartość prezentacji składały się na bardzo przekonujący, bo dający wrażenie wyjątkowo naturalnego, spektakl. Testowane kable potrafią przenieść i jasno pokazać ogromną ilość detali i subtelności. Znakomicie wypadały np. instrumenty dęte – saksofony, puzon czy trąbka czarowały barwą i malutkimi detalikami, oddechem muzyka, pracą wentyli. Im więcej takich małych, z pozoru nieistotnych szczegółów, tym bardziej realistyczna i bardziej wciągająca prezentacja. Dotyczy to również nagrań wokalnych, czyli choćby kolejnego koncertu Patricii Barber czy mojej ukochanej opery "Carmen" z Leontyną Price w roli głównej. Głosy były nasycone, pełne, ekspresyjne – czarowały, zarażały emocjami, nie pozwalały mi siedzieć obojętnie i po prostu słuchać, oferując autentyczne przeżycia, które są przecież kwintesencją muzyki. Im więcej emocji uchwycono w danym nagraniu, tym większym, bardziej wciągającym przeżyciem było jego słuchanie. Nagrania słabe od strony technicznej tak wciągające nie były, acz np. płyty U2, które bardzo lubię za muzykę i których nie znoszę za słabą jakość realizacji, dały się nawet słuchać, nie pozwalając jednakże tak do końca zapomnieć o swoich słabościach.

Podsumowanie

Mówiąc szczerze, do tej pory specjalnym fanem kabli audio opartych o taśmy (folie) zamiast klasycznych, okrągłych w przekroju drucików nie byłem, choć wiem, że mają one swoich wiernych zwolenników. Doświadczeń nie miałem co prawda zbyt wielu, ale odsłuchane do tej pory tego typu przewody nigdy nie wykraczały poza dobry, ale tylko dobry poziom grania. Tym razem kable Verastarr pokazały mi bardzo jasno, że taka forma przewodnika nie jest tylko sileniem się na oryginalność czy zwykłą fanaberią twórcy, ale pozwala uzyskać konkretne, świetne efekty brzmieniowe. I choć nie posunę się do określenia Grand Illusion mianem niedrogich, to jednak w porównaniu z wieloma innymi, zwłaszcza tymi bardziej znanych marek, ich cena wydaje się bardzo rozsądna w stosunku do tego, co mają co zaoferowania. OK, interkonekt nie jest może aż tak wyrafinowany, jak (ponad dwukrotnie droższy) Hijiri Million pana Kiuchi, którego używam na co dzień, a testowany nie tak dawno topowy produkt KBL Sound, Himalaya, potrafił oddać jeszcze nieco bardziej dociążony i jeszcze lepiej zróżnicowany dźwięk, ale w jego przypadku mówimy już o cenie trzykrotnie wyższej. Nie testuję aż tak wielu kabli, więc nie mam pełnego przeglądu rynku, ale zaryzykuję stwierdzenie, iż pośród znanych mi kabli na swoim poziomie cenowym Grand Illusion jest najlepszy – o ile pamięć mnie nie zawodzi, oczywiście.

To niezwykle energetyczne, czyste, przestrzenne i naturalnie wypadające granie, zachwycające natychmiastowością każdego ataku, w którym nie potrafię wskazać słabych stron, choć drożsi konkurenci pokazują, że niektóre elementy można zrobić jeszcze lepiej. Nie będę twierdził, że Grand Illusion podnosi klasę systemu o kilka klas, bo, jak już wiele razy pisałem, nie o to w kablach powinno chodzić. One nie mają być korektorem brzmienia, a raczej mają nie przeszkadzać elektronice w pokazywaniu jej zalet. Mają co najwyżej wesprzeć ją w jej mocnych stronach, nie próbując wymuszać zmiany charakteru brzmienia. To właśnie Verastarry w moim systemie robiły świetnie, pozwalając dopracowywanemu (co wcale nie znaczy najlepszemu na świecie) systemowi grać pełną piersią, że tak powiem. Gdybym dziś rozważał zakup kabli z tego, a nawet i wyższego pułapu cenowego, Grand Illusion znalazłyby się na bardzo krótkiej liście marek, spośród których dokonywałbym wyboru. Zdecydowanie polecam odsłuch w Waszych systemach, bo może się okazać, że planowane wydatki na okablowanie dopracowanego systemu mogą być mniejsze, niż planowaliście!

Werdykt: Verastarr Grand Illusion

★★★★★ Ładnie wykonane, bezproblemowe w układaniu, pozwalają systemowi grać pełnią możliwości, nie narzucając własnego charakteru