Chord Mojo + Beyerdynamic T51

Chord Mojo + Beyerdynamic T51

Ten mobilny zestaw złożony ze słuchawek Beyerdynamic T51 i DAC-a Chord Mojo zaspokoi audiofilskie zachcianki w każdych okolicznościach

  • Data: 2016-09-13

Prawdopodobnie każdemu z nas nie raz zadano już stare jak świat pytanie o to, jakie 10 płyt chciałby mieć w odtwarzaczu, gdyby rozbił się na bezludnej wyspie. Odpowiadając na nie, raczej nie zastanawialiśmy się nad wyborem odtwarzacza, prawda? Dziś większość pomyślałaby po prostu o smartfonie, nie mając nawet pojęcia o tym, że istnieją takie wynalazki, jak DAP-y – przenośne odtwarzacze plików hi-res. Od jakiegoś czasu na łamach "Hi-Fi Choice'a" przekonujemy, że ze smartfonu można uzyskać dźwięk naprawdę wysokiej jakości – albo bezpośrednio, np. z któregoś z flagowców Samsunga, choćby z recenzowanego w poprzednim wydaniu Galaxy S7, albo podłączając do takiego urządzenia zewnętrzny DAC.

Pomyśleliśmy, że wakacje to świetny pretekst do tego, by zastanowić się nad wyborem jakiegoś zgrabnego systemiku, łatwego w przenoszeniu i zapewniającego wysoką jakość dźwięku. Obecnie jest to znacznie łatwiejsze niż jeszcze kilka lat temu, bo na rynku nie brakuje ani smartfonów, ani mobilnych DAC-ów, ani wreszcie słuchawek, mało tego – ich wybór jest tak duży, że, paradoksalnie, łatwo popaść w rozterkę. Z jednej strony jest więc łatwo, a z drugiej złożenie czegoś sensownego, a do tego w miarę przyjaznego dla portfela, wymaga sporego wysiłku. Wzięliśmy to więc na siebie, robiąc szybki przeglądu rynku i zestawiając ze sobą urządzenia, które naszym zdaniem wyróżniają się w swoich kategoriach cenowych. Założyliśmy przy tym, że podstawą tego mobilnego systemu będzie jednak smartfon, a nie DAP (kwestia popularności). I choć w trakcie testów towarzyszył nam wspomniany Galaxy S7, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać inne urządzenie z Androidem, jednak pod warunkiem, że obsługuje ono funkcję OTG, co można łatwo sprawdzić za pomocą stosownej aplikacji.

Słuchawki, na które zwracaliśmy uwagę, miały być modelem typowo mobilnym, od razu więc zrezygnowaliśmy z dużych, rzucających się w oczy i przede wszystkim niewygodnych w transporcie "chełmofonów". Idealne wydawały się dokanałówki, ale ponieważ nie dla każdego wkładanie słuchawek do ucha jest komfortowe, zdecydowaliśmy się na kompromis: zgrabny model nauszny. Jeśli chodzi o przetwornik C/A, to miał on być jak najmniejszy, najlepiej kieszonkowy (dosłownie), a do tego jak najbardziej wszechstronny, czyli zdolny obsłużyć jak największą ilość formatów i częstotliwości próbkowania sygnału muzycznego. Ostatecznie wybór padł na słuchawki Beyerdynamica, model T51, oraz przetwornik Chord Mojo, a efekt przerósł nasze oczekiwania!

Budowa

Niemiecki Beyerdynamic słynie z opatentowanej technologii Tesla, dzięki której jego słuchawki charakteryzują się wysoką sprawnością, co ma znaczenie zwłaszcza w przypadku modeli mobilnych. Na podstawie oznaczenia T51 łatwo się domyślić, że opisywane tu "nauszniki" także korzystają z dobrodziejstw tego wynalazku o czym świadczy litera T w nazwie. Większość elementów T51 wykonano z metalu, dzięki czemu słuchawki te, choć sprawiają wrażenie delikatnych i lekkich, są bardzo solidne. Cieniutki podwójny pałąk jest wystarczająco mocny, a dodatki w postaci skóry (poduszeczki na jego wewnętrznej części) zachwycają precyzją i starannością wykonania. Możliwość obrócenia muszli o 90 stopni ułatwia transport w bardzo wygodnym futerale, wykonanym z wysokiej jakości materiału. Osoby w okularach z pewnością docenią fakt, że T51 nie uciskają nadmiernie uszu – choć jest to model nauszny, to komfort użytkowania jest bardzo wysoki. Niewielkie pady doskonale przylegają do małżowin, zapewniając wysoki poziom tłumienia. Warto pamiętać o tym, że w sprzedaży są dwa warianty tego modelu: pozbawiony pilota T51p, a także wyposażony w sterownik zintegrowany z kablem T51i, dedykowany dla iPhone'ów, iPodów i iPadów. Bez względu na wybór w komplecie oprócz wspomnianego etui znajdziemy dwie przejściówki: lotniczą i z małego jacka na duży.

DAC Chorda to urządzenie, które zaskakuje pod wieloma względami. Na początek wielkością – bez problemu mieści się w dłoni. Obudowę wykonano z dwóch kawałków aluminium skręconych imbusowymi śrubkami. Dzięki temu jest sztywna i bardzo solidna. Na górnej ściance umieszczono trzy przyciski-kulki: włącznik/wyłącznik oraz regulatory głośności (+ i –). Zmieniają one kolor podświetlenia w zależności od poziomu wyjściowego oraz częstotliwości próbkowania sygnału; w niewielkim zakresie (dwa ustawienia) można także regulować intensywność ich podświetlenia. Wejścia i wyjścia umieszczono na krótszych bokach Mojo. Dwa 3,5mm gniazda słuchawkowe działają równolegle, pozwalając na jednoczesny odsłuch na różnych zestawach słuchawkowych. Są też dwa gniazda micro-USB: jedno zasilające, a drugie sygnałowe. Producent zaleca, aby przed pierwszym użyciem podłączyć Mojo do zasilania na co najmniej 10 godzin. W tym czasie urządzenie dość mocno się nagrzewa (podczas pracy również), ale jest to całkiem naturalne. Do ładowania ogniwa Li-Po można użyć ładowarki od telefonu (wymagane natężenie min. 1A) albo tzw. powerbanku. Komplet wejść cyfrowych, w jakie wyposażono DAC-a, uzupełniają optyczne złącza Toslink oraz elektryczne S/PDIF 3,5mm, dzięki którym Mojo można podłączyć np. do odtwarzacza CD.

Pod "maską" Mojo znajdziemy m.in. autorski przetwornik cyfrowo-analogowy Pulse Array DAC 4E, programowalny układ FPGA Xilinx wykonany w technologii 28nm oraz analogowy stopień wyjściowy o budowie dyskretnej, pracujący w klasie A. O wszechstronności urządzenia świadczy fakt, że bez problemu radzi sobie ono nawet z sygnałem PCM i DSD o wartości próbkowania odpowiednio 384kHz i 22,4MHz! Poza tym jest kompatybilne zarówno z iOS-em, Androidem, jak i MacOS-em i Windowsem, przy czym w tym ostatnim wypadku należy zainstalować odpowiedni sterownik (ze strony internetowej Chorda). Miłym dodatkiem do DAC-a może być specjalne skórzane etui (sprzedawane osobno w cenie 379zł), które działa jak ochraniacz. Ubrany w takie wdzianko Mojo wygląda elegancko i, co ważne, umożliwia dostęp do wszystkich regulatorów oraz gniazd.

Konfiguracja

Do podłączenia przetwornika Mojo do urządzenia mobilnego pracującego pod kontrolą Androida potrzebny jest kabel OTG – najlepiej wybrać microUSB OTG < microUSB, ewentualnie USB-A OTG < microUSB i wykorzystać jedyny kabel, jaki znajdziemy w zestawie z Mojo, czyli USB-A < microUSB. Aby podłączyć Mojo do iPhone'a, należy zaopatrzyć się w przejściówkę Camera Connection Kit.

Ważny jest również wybór aplikacji do odtwarzania muzyki. Najlepsza będzie taka, która pozwoli na bezpośredni dostęp do sterownika USB (DAC-a), aby zapobiec możliwym ograniczeniom formatu wyjścia systemowego. Jeśli dany program to umożliwia, warto w jego ustawieniach zaznaczyć opcję Follow Source Frequency – dzięki temu podczas odsłuchu różnych plików zewnętrzny DAC automatycznie odtworzy je z częstotliwością źródłową. Dobrym wyborem będzie Onkyo HF Player, USB Audio Player PRO albo Neutron Music Player (koszt każdego to ok. 30zł).

Jakość brzmienia

Testowany zestaw prowokuje do tego, by podkręcać głośność aż do granic wytrzymałości. Możliwości Mojo wydają się pod tym względem niewyczerpane. Jakby tego było mało, DAC Chorda podniósł jakość dźwięku Galaxy S7 co najmniej o klasę, dając muzyce niesamowitego kopa. Dynamika dosłownie wysadza z kapci – dzięki niej muzyka fascynuje swoją przebojowością, a przekaz jest żywy, plastyczny i wielowymiarowy. Jakimś cudem zarówno niskie, średnie, jak i wysokie tony prezentowane są z bardzo dużą precyzją, a jednocześnie nie sprawiają wrażenia wyeksponowanych czy zbyt nachalnych. Dzięki temu słyszymy dokładnie to, co powinniśmy usłyszeć. Wszystko jest odpowiednio czytelne, a brzmienie łączy cechy na pozór sprzeczne: precyzję, selektywność, wypełnienie i bogate barwy.

Bas tego zestawu nie ciągnie się, jest punktualny i mięsisty, ani za krótki, ani za długi. Nie nosi oznak rozmycia, nie buczy, a do tego nie razi suchością czy konturowością. Kontrabas Avishai Cohena z płyty "From Darkness" (FLAC 24/96), z niezachwianym timingiem i precyzyjną intonacją, stanowił znakomitą, solidną podporę dla towarzyszących mu instrumentów. Basowa solówka w utworze tytułowym zabrzmiała po prostu zabójczo – pozostaje tylko się cieszyć, że można tego posłuchać w takiej jakości na czymś, co bez problemu mieści się w kieszeni. Do sprawdzenia możliwości testowanego zestawu w zakresie zejścia basu wykorzystałem nową płytę Paula Simona "Stranger To Stranger" (FLAC). Już w otwierającym całość "The Werewolf" (FLAC 24/96) niskie składowe zostały oddane z dużym rozmachem i swobodą, dźwięk był bardzo energetyczny i zaskakiwał ciśnieniem, szybkością ataku, siłą i dobrą kontrolą.

Równie udane są średnica i góra pasma. Ta pierwsza – precyzyjna, nasycona i odpowiednio zrównoważona względem skrajów pasma. Nie ma tu żadnego przymilania się, okłamywania ładnym dźwiękiem, udawania czegoś, czego nie ma. Jest za to prawda o nagraniu, wyrazistość i dobitność. Bardzo ładnie słychać na przykład, jaki balans zachowują wokale w stosunku do instrumentów. Jedyne, czego można by sobie ewentualnie życzyć, to nieco więcej swobody i lekkości, która sprawia wrażenie lepszej trójwymiarowości dźwięku, ale to już domena dużo droższych słuchawek. Wysokie tony z kolei ładnie ozdabiają przekaz dużą ilością detali, dzięki czemu emanuje z niego sporo powietrza i otwartości. Podobnie jak w całym paśmie, transjenty dynamiczne nie rażą tu ani natarczywością, ani zbytnim uładzeniem czy gładkością.

A przestrzeń? Jak na zestaw słuchawkowy – bardzo udana. W przypadku starszych nagrań można nawet śledzić, jak muzycy przemieszczali się w studiu. Weźmy choćby solo saksofonu w "Do Nothing Till You Hear From Me" Billie Holiday (FLAC 24/192) – początkowo instrument jest oddalony o kilka kroków, by po chwili odezwać się już "pełnym głosem", a potem zająć miejsce na dalszym planie. Dźwięk nie wydaje się sztucznie uprzestrzenniony, a jednak poczucie głębi jest bardzo sugestywne. Do tego efekty stereofoniczne zachowują odpowiednie proporcje względem najważniejszych składników obrazu muzycznego, czyli znowu wszystko jest na swoim miejscu, dokładnie tak, jak być powinno.

Podsumowanie

Jednoznaczne oceny brzmienia danego sprzętu bywają kontrowersyjne. Sporo zależy przecież od osobistych preferencji, doświadczenia, osłuchania. Mimo wszystko tak fantastyczna prezentacja, jaką oferuje zestaw złożony z Mojo i T51, zasługuje na uznanie. Ten dźwięk bez wątpienia potrafi uwieść słuchacza. W mojej ocenie to jeden z najciekawszych systemów mobilnych za rozsądne pieniądze, jakie ostatnio pojawiły się na rynku. Nie ulega też wątpliwości, że gwiazdą tego zestawienia jest Mojo. Beyerdynamiki T51 świetnie sprawdzą się z nim w podróży, ale DAC Chorda bez problemu wysteruje też większe, bardziej wymagające, stacjonarne słuchawki i – choć ciężko w to uwierzyć, patrząc na to małe czarne pudełeczko – wyciśnie z nich to, co najlepsze.

Werdykt: Chord Mojo + Beyerdynamic T51

★★★★★ Na tym zestawie muzyki słucha się dla przyjemności, a i tak nic nie umyka naszej uwadze. Świetne zestawienie za rozsądne pieniądze.