HiFiMan HE-400s

HiFiMan HE-400s

Nowa intrygująca propozycja renomowanego, choć przecież wciąż młodego producenta słuchawek

  • Data: 2016-09-13

Na rynku słuchawek w ostatnich kilku latach można zaobserwować dwa trendy – nie jedyne, ale dość istotne. Jeden z nich to wyścig o miano najlepszych/najdroższych na rynku. O ile jeszcze parę lat temu słuchawki za kilka tysięcy złotych wydawały się szczytem tego, co miłośnicy dobrego brzmienia są skłonni wydać na nauszniki, o tyle dziś producenci ścigają się na pułapie kilkunastu tysięcy. A przynajmniej ścigali się, dopóki nie przypomniała o sobie firma, której produkt wielu uważało za najlepszy zestaw słuchawkowy w historii, czyli Sennheiser ze swoim Orpheusem. Nowa wersja tego systemu (bo to w końcu słuchawki plus wzmacniacz z wbudowanym DAC-iem) została zaprezentowana kilka miesięcy temu, rozstrzygając przynajmniej na jakiś czas kwestię najlepszych/najdroższych słuchawek. Piszę, że na jakiś czas, bo przecież HiFiMan zapowiada (a nawet już zaprezentował prototyp na ostatniej wystawie CES) swój nowy, topowy produkt o nazwie Shangri-La, który, jeśli trafi na rynek (co podobno nie jest tak do końca pewne), to cenowo przebije Sennheisera, a być może także jakościowo, chociaż to się dopiero okaże.

Drugi trend to produkcja słuchawek coraz łatwiejszych do napędzenia, związana z ogromnym rozwojem rynku urządzeń mobilnych i coraz popularniejszych serwisów streamujących, a co za tym idzie coraz łatwiejszego dostępu do muzyki właściwie wszędzie. A ponieważ sporo osób będąc w ruchu, słucha muzyki ze swoich telefonów, trzeba dostarczyć im słuchawki, które owe niedysponujące jakąś szczególną mocą telefony będą w stanie napędzić. Trend jest ze wszech miar słuszny, bo słuchawki, które otrzymujemy wraz z telefonami, są na ogół słabej jakości. Dobrze więc, gdy firmy, które wiedzą, co robią, chcą oferować alternatywę grającą o niebo lepiej. Nie wszyscy tolerują oczywisty wybór, czyli słuchawki douszne. Dla nich tworzone są nauszne, a nawet wokółuszne o wysokiej skuteczności i niskiej impedancji. Zakładam, że właśnie do tego gatunku należą słuchawki HE-400s HiFiMana.

Ta założona w Stanach, acz mająca główną siedzibę w Chinach firma doktora Fang Biana w ciągu zaledwie kilku lat (teraz sobie uświadomiłem, że za rok HiFiMan będzie świętować już 10-lecie istnienia) zbudowała reputację jednego z czołowych producentów słuchawek. Wszystko zaczęło się od odkurzenia technologii planarnej, znanej właściwie od dawna, ale zarzuconej do czasu, gdy niemal równocześnie firmy HiFiMan i Audeze zaczęły ją ponownie wykorzystywać w swoich słuchawkach. Gdy rozwiązanie przyjęło się na rynku, wiele osób, w tym piszący te słowa, pokochało planary, zwane inaczej ortodynamikami. Znaleźli się także naśladowcy, którzy wykorzystując modę na ten typ przetworników, zaczęli oferować swoje produkty – mówię np. o Oppo czy MrSpeakers. Jednak to właśnie marki, które ten nowy trend wyznaczyły, utrzymują się na pozycji liderów i wciąż rozszerzją swoją ofertę. Z jednej strony toczą rywalizację na szczycie – HiFiMan ma swoje znakomite HE-1000, Audeze LCD-4, a ceny obu modeli przekraczają już granicę 10 tys. złotych. Rywalizujące marki pracują równocześnie nad modelami w bardziej przystępnych cenach i o wyższej skuteczności, skierowanymi do użytkowników urządzeń mobilnych. Do tego gatunku należą opisywane w tym teście słuchawki HiFiMan HE-400s.

Te słuchawki to obecnie najtańszy model planarny w ofercie HiFiMana. Kiedyś najtańszym modelem był HE-400, który niedawno został zastąpiony przez HE-400i, a następnie do oferty doszedł model z literką "s". Przy skuteczności na poziomie 98dB i impedancji 22Ω faktycznie nadają się do słuchania właściwie z dowolnym urządzeniem – z telefonem włącznie. Jest tylko jedno małe ale – są to słuchawki o konstrukcji otwartej, czyli z założenia nieoptymalne do słuchania na ulicy czy ogólniej w miejscach publicznych, bo ani dobrze nie tłumią hałasu dobiegającego z zewnątrz, ani nie chronią otoczenia przed muzyką uciekającą na zewnątrz. Krótko mówiąc, to mimo wszystko raczej słuchawki do wykorzystywania w domowym zaciszu czy innych względnie cichych miejscach, gdzie ich posiadacz nie będzie przeszkadzał innym, ale fakt, że źródłem może być dowolne urządzenie, jest ogromnym plusem. Może i jest to najtańszy model planarny tej marki, ale cena wskazuje, że mamy do czynienia z "poważnym" dźwiękiem. Słowem zakup HE-400s to może być wybór uniwersalny – zarówno do słuchania z telefonu, jak i klasowego wzmacniacza słuchawkowego. To powinno zainteresować wiele osób, które chciałby mieć jedne słuchawki do (niemal) wszelkich zastosowań. Wszystko zależy oczywiście od klasy brzmienia, którą mają do zaoferowania, ale znając wiele nauszników tej marki, byłem o to zupełnie spokojny.

Budowa

Zacznijmy od podstawowych informacji. Jak napisałem wcześniej, HE-400s to wokółuszne słuchawki planarne o konstrukcji otwartej. Są całkiem spore, ale jednocześnie stosunkowo lekkie (jak na ortodynamiki), ważą bowiem 350g. Ze słuchawkami HiFiMana mam do czynienia od ich pierwszych modeli i choć jest to najtańszy model ortodynamiczny, prezentuje się on lepiej niż produkowane na początku modele wyższe i zarazem droższe. O ile dźwiękiem słuchawki tej marki imponowały mi od początku, o tyle co do jakości wykonania i użytych materiałów miałem pewne zastrzeżenia. Od pewnego czasu zauważam jednak, że producent poświęca sporo uwagi tym kwestiom i stąd nowe modele są coraz wygodniejsze, wykonane z materiałów wyższej jakości i lepiej wyglądają. Wszystko to dotyczy również modelu HE-400s, aczkowiek testowane nie tak dawno topowe HE-1000 obrazują to jeszcze lepiej.

Nawet opakowanie, w którym dostarczany jest ten model, prezentuje się zdecydowanie bardziej elegancko niż pudełka, jakie pamiętam z czasów HE-5L czy nawet HE-6. Środek wyłożony jest grubą pianką, a oprócz słuchawek znajdziemy tam krótki, półtorametrowy, odłączany kabel z miedzi OFC w całkiem ładnym oplocie. Od strony słuchawek jest on rozdzielony niewielkim splitterem i zaterminowany 2,5mm jackami, natomiast od strony źródła kątowym minijackiem (3,5mm). Kabel jest dość sztywny i niespecjalnie chce się układać. Jedynym dodatkiem do zestawu jest pozłacana przejściówka na dużego jacka, nie ma żadnego przenośnego pokrowca, zwykle dodawanego do produktów (teoretycznie) przenośnych.

Aby uzyskać niewielką wagę słuchawek, a jednocześnie relatywnie niewysoką cenę, producent wykorzystał plastik jako podstawowy budulec tego modelu. Plastik, dodam, wyglądający solidnie i całkiem atrakcyjnie od strony estetycznej. Z metalu wykonany jest jedynie element pałąka, pod którym umieszczono perforowany pasek materiału skóropodobnego, który styka się bezpośrednio z głową. Nauszniki są całkiem spore – poza przypadkami wyjątkowo dużych uszu powinny wygodnie otaczać całe małżowiny. Wykończono je grubymi, wyprofilowanymi poduszeczkami pokrytymi welurem, które dobrze leżą na głowie. Nacisk wyważono dość dobrze, co w połączeniu z dużymi padami daje poczucie komfortu. Nie jest to poziom pozostających wzorem w tym względzie Sennheiserów HD800 czy nawet niewiele im ustępujących HE-1000, ale w końcu mówimy o dużo tańszych słuchawkach. Jakość wykończenia jest więc dobra, nawet jeśli można znaleźć drobne niedoskonałości.

Jakość brzmienia

Większą część odsłuchu przeprowadzałem w stacjonarnym systemie, korzystając z mojego Lampizatora Big 7 jako źródła oraz wzmacniacza (nie tylko) słuchawkowego Schiit Audio Ragnarok. Jak już pisałem – HE-400s są z jednej strony bardzo łatwe do napędzenia, z drugiej to konstrukcja otwarta, pełnowymiarowa, więc niekoniecznie idealna na rowerowe czy piesze wycieczki. Stąd test w domowym systemie wydaje się jak najbardziej na miejscu. Na koniec testu wypróbowałem jednakże kilka innych, bardziej mobilnych opcji.

Słuchawki przenośne, skierowane siłą rzeczy przede wszystkim do młodego pokolenia, często brzmią efektownie, by nie rzec wręcz efekciarsko. Czyli jak? Ano grają skrajami pasma, bo to poprzez niski bas czy cykającą górę najłatwiej wywołać efekt "wow!", przekonując tym sposobem niejedno mniej wprawne ucho do zakupu. Na szczęście gdy za takie słuchawki bierze się firma audiofilska, proponuje zdecydowanie równiejszy i lepiej zbalansowany dźwięk. O słuchawkach HiFiMana można powiedzieć, że ich najmocniejszą stroną prezentacji jest średnica. Ale wcale nie średnica dominująca skraje pasma, wypchnięta do przodu, sztucznie ocieplona czy w jakikolwiek inny sposób podkreślona. Nic z tych rzeczy. W tym przypadku skupienie przekazu na średnicy polega na jej dopieszczeniu, wypełnieniu, dobrej rozdzielczości i różnicowaniu. A ponieważ to właśnie w tej części pasma zawarta jest zdecydowana większość informacji muzycznych, więc i cały przekaz jest po prostu bardzo dobry. Sprawdza się to zarówno w muzyce akustycznej, jak i elektrycznej. Przesłuchałem na HE-400s kilka klasyków, od "Blue Train" Coltrane'a przez "Soular Energy" Raya Browna po "Jazz at the Pawnshop" Arne Domnerusa i "Tutu" Milesa Davisa. Instrumenty grały swobodnie, z dobrze oddaną barwą, nawet z niezłym wglądem w fakturę, co zwykle jest domeną droższych konstrukcji. W dźwięku jest sporo detali pokazanych mimochodem, a jednak stanowiących o wyjątkowości tych nagrań i realizmie ich prezentacji. Choć bas tych słuchawek nie schodzi tak nisko i nie ma takiej potęgi, jak choćby w przypadku modelu HiFiMan HE-6, to jednak kontrabasu Raya Browna słuchałem z ogromną przyjemnością. Sporo tu było pudła, które nadawało dźwiękowi tego instrumentu odpowiednią głębię i potęgę, a jednocześnie dźwięk był wystarczająco szybki i dobrze zróżnicowany, by słychać było każde szarpnięcie struny, a nawet każde ślizgnięcie się palców po strunie. Na "Tutu" rola Marcusa Millera i jego elektrycznego basu była odpowiednio podkreślona. Bas wyznaczał puls nagrań, miał masę, szybkość, był dobrze różnicowany. Nawet jeśli topowe modele słuchawek oferują lepszą rozdzielczość i wgląd w nagranie, to HE-400s nie ustępują im aż tak bardzo, jak wskazywałaby na to różnica w cenie, a przede wszystkim zapewniły mi po prostu ogromną frajdę z posłuchania tego kultowego albumu.

HE-400s nie gubią jednej z podstawowych zalet konstrukcji planarnych – przestrzenności grania. Potrafią raz po raz zaskakiwać dźwiękami dochodzącymi z różnych miejsc i kierunków. Jest w tym graniu sporo powietrza, jest otwartość, która zapobiega klaustrofobicznym odczuciom przytrafiającym się osobom przyzwyczajonym do grania z kolumn, gdy przesiadają się na słuchawki, siłą rzeczy budujące mniejszą i zupełnie inną scenę. Sprawdzają się bardzo dobrze zarówno przy płytach, na których twórcy bawili się efektami przestrzennymi (choćby Floydów czy samego Watersa), jak i nagranych na żywo, na których dobrze uchwycono akustykę pomieszczenia (wspominany już "Jazz at the Pawnshop" czy "7 ostatnich słów Chrystusa na krzyżu" Haydna zrealizowane w ogromnym kościele). Na tej pierwszej płycie naprawdę nieźle oddany został klimat niewielkiego klubu i jego akustyka, słychać było stłoczenie muzyków na niewielkiej scenie czy zaskakująco wręcz wyraźnie pokazane odgłosy dochodzące od strony publiczności. Dobra rozdzielczość i niezła separacja oferowane przez HiFiMany pozwoliły na czysty, klarowny odbiór muzyki granej przez instrumenty upchnięte na malutkiej scenie. Podobnie wyglądało to na płycie Muddy'ego Watersa z gościnnym występem muzyków Rolling Stones. Tam tłok na scenie panował jeszcze większy, ale śledzenie popisów poszczególnych muzyków, a gitarzystów w szczególności, nie sprawiało żadnego problemu.

O skrajach pasma już nieco napisałem, ale na wszelki wypadek jeszcze to uściślę. Bas nie ma potęgi, rozdzielczości czy znakomitej definicji topowych konstrukcji planarnych, nie schodzi też aż tak nisko, jak HE-6, HE-1000 czy Audeze LCD-3. Ale zważywszy zarówno na ogromną różnicę w cenie, jak i kwestię jeszcze ważniejszą – spójność z resztą pasma, nie ma co robić z tego zarzutu. Czepiać się, moim zdaniem, mogą jedynie fani muzyki bazującej na najniższym, elektronicznym basie, którym na samym dole może brakować trochę dociążenia i energii. Pozostali będą czerpać przyjemność nawet z popisów gitarzystów basowych czy kontrabasistów i wystukiwać rytm podawany przez stopę. Góra jest czysta, otwarta, dźwięczna, choć nie ma tu rozdzielczości topowych modeli, które oferują również więcej energii na samej górze pasma.

Na koniec podpiąłem te słuchawki do kilku urządzeń mniej czy bardziej przenośnych. Najpierw do mojego już nieco wiekowego Samsung Galaxy Note 2, który poradził sobie z napędzeniem HiFiManów nie najgorzej, acz nie pozwalał uzyskać jakichś szczególnie wysokich głośności. Do słuchania w domu, czyli stosunkowo cichym środowisku, to wystarczało, ale już w parku pełnym bawiących się dzieciaków niekoniecznie. Co do jakości grania – było całkiem nieźle. To dość gładkie, równe granie, nieco mocniej niż w dużym systemie skupione na średnicy. Bas nie schodził tak nisko, jak wcześniej, skupiając uwagę przede wszystkim na jego wyższym zakresie, a i różnicowanie nie było tak dobre. Podobnie rzecz się miała na górze pasma, gdzie brakowało mi nieco blasku i otwartości, których doświadczyłem w systemie domowym. Średnica wypadała jednakże naprawdę dobrze. Kawałek Rodrigo i Gabrieli grany na dwóch gitarach akustycznych zabrzmiał dynamicznie, z rozmachem, różnicowanie było całkiem niezłe, a w dźwięku pojawiało się sporo detali. Podobnie było przy gitarze elektrycznej Santany, która zabrzmiała przekonująco, nawet jeśli towarzyszącej jej perkusji czy gitarze basowej brakowało nieco potęgi brzmienia.

Podobne brzmienie udało mi się uzyskać z jedynego posiadanego odtwarzacza przenośnego, jeszcze bardziej wiekowego iPoda. Tu już z głośnością problemu nie było (tzn. dało się uzyskać rozsądne poziomy głośności nadające się do słuchania również poza cichym wnętrzem, acz o graniu naprawdę głośnym dalej mowy nie było), dźwięk zyskał na wyrafinowaniu, góra się otworzyła, zrobiła bardziej dźwięczna, a i na dole pasma zaczęło się dziać więcej. Najniższego basu nadal tu raczej nie było, ale swoją masę, uderzenie miał już nie tylko najwyższy bas, ale i średni, co na dobrą sprawę wystarcza do większości gatunków muzycznych, tym bardziej że i kontrola, i definicja zdecydowanie się poprawiły w stosunku do grania z moim telefonem. To już było granie na poziomie, który usprawiedliwiał targanie za sobą pełnowymiarowych słuchawek zamiast małych, dousznych pchełek, by cieszyć się dobrą jakością dźwięku gdzieś poza domem.

W końcu, jako człowiek, który rzadko rozstaje się z laptopem, postanowiłem sprawdzić, co uda się wydusić z HE-400s, grając pliki z komputera za pośrednictwem też już nie najnowszego, ale ciągle jarego Meridiana Explorera. To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Meridian potrafił bowiem doskonale wysterować te słuchawki, pozwalając im w końcu pokazać pełną paletę możliwości. O ile w poprzednich odsłuchach siłą rzeczy prezentacja skupiała się na średnicy, o tyle teraz było to zupełnie równe, dobrze zbalansowane granie, zbliżające się do tego, co pokazał na początku duży system. Szybki, zwarty, równo prowadzony bas, otwarta, żywa acz nieostra góra pasma wraz z pełną, kolorową średnicą pozwalały w pełni cieszyć się z każdego albumu czy kawałka, jaki przyszło mi do głowy zagrać.

Podsumowanie

HE-400s to kolejny dowód, iż HiFiMan postawił już nie tylko na jakość brzmienia, ale i wykonania, a nawet opakowania. Wyglądają bowiem zdecydowanie lepiej nawet niż dawne topowe modele, opakowanie robi też bardzo pozytywne wrażenie, choć przydałby się jedynie dłuższy kabel do użytkowania stacjonarnego. Testowany model pokazuje pełnię możliwości w wysokiej klasy systemie stacjonarnym, a niewiele gorzej jest z DAC-iem/wzmacniaczem słuchawkowym podpinanym do komputera. Gorzej gdy przychodzi do zastosowań faktycznie mobilnych, choć podejrzewam, że przenośne odtwarzacze czy nawet telefony najnowszej generacji z napędzeniem HE-400s poradzą sobie lepiej niż moje zabytki. Czy to wada tych słuchawek? Jak pisałem wcześniej, ich mobilność jest mocno umowna – to jednak pełnowymiarowa konstrukcja otwarta, więc siłą rzeczy na spacery czy rowerowe wycieczki nie do końca się nadaje. A skoro tak, to wykorzystywane będą jednak w systemach mniej czy bardziej stacjonarnych, a w nich sprawdzą się doskonale.

Werdykt: HiFiMan HE-400s

★★★★★ Bardzo dobre, uniwersalne słuchawki za relatywnie rozsądne pieniądze. Można je napędzić właściwie wszystkim, więc nadają się do słuchania i z telefonem, i w poważnych sesjach w domowym systemie