Penaudio Rebel Three

Penaudio Rebel Three

Niedawno zachwyciły nas znakomite kolumny podstawkowe Cenya fińskiej firmy Penaudio. Tym razem testujemy niewielkie podłogówki tego producenta, model Rebel Three

  • Data: 2016-07-22

Z tym modelem jest ciekawa sprawa, bo gdy wpiszemy w wyszukiwarkę jego nazwę, to pojawi się model Rebel 3, który... jest, a raczej był (bo zniknął z oferty) monitorem, a nie podłogówką. Testowany Rebel Three ("three" też oznacza co prawda "trzy", ale różnica w pisowni jest i może o to chodziło) to kolumna podłogowa. Nie znalazłem co prawda nigdzie potwierdzenia tego faktu, ale wygląda na to, że dawny Rebel 3 to teraz Rebel Two (Dwa), większy z dwóch monitorków w serii, a numer Trzy zarezerwowano dla podłogówki.

Testowany model to smukła kolumna o wąskim froncie, niezbyt głęboka, ale wysoka na mniej więcej metr, obciążona bas-refleksem skierowanym do tyłu, wyposażona w trzy przetworniki w układzie 2,5-drożnym. Układ głośników wydaje się sugerować, że do niewielkiej kolumny podstawkowej z tweeterem i wooferem umieszczonymi blisko siebie dodano podstawkę/obudowę, w której umieszczono drugi woofer, nieco niżej niż pozostałe przetworniki. Zapewne taki układ wynika z założeń konstrukcyjnych, bo ten drugi woofer obsługuje tylko najniższą część pasma, podczas gdy ten umieszczony wyżej oprócz basu odtwarza również średnicę. Uwagę zwraca zwłaszcza wyższy punkt podziału zwrotnicy – 4400Hz, który jest odbiciem filozofii konstruktora mówiącej, że idealnym sonicznie rozwiązaniem jest odtwarzanie całego zakresu podstawowego dźwięku instrumentów przez jeden głośnik. Przy takim podziale zwrotnicy jest to faktycznie realizowane przez głośnik średnio-niskotonowy grający w zakresie do 4.400Hz (drugi woofer pracuje tylko do 300Hz).

Testowane kolumny należą do najtańszej serii oferowanej obecnie – testowana poprzednio Cenya to półka wyżej. We wszystkich modelach tej serii pracują woofery Seasa z papierowymi membranami oraz miękkie, 22mm kopułki tekstylne Wavecore'a. Twórca tych kolumn przykłada dużą wagę do użytych komponentów i materiałów. Większa część obudowy wykonywana jest z wielowarstwowej sklejki brzozowej, a nie z MDF-u, jak większość kolumn zwłaszcza z tej półki cenowej, acz z MDF-u wykonane są panele frontowy i tylny. Dwa różne materiały wykorzystano w obudowie zupełnie świadomie – pomaga to w kontroli i wytłumianiu rezonansów. Przetworniki pochodzą od uznanych producentów, podobnie jak terminale głośnikowe (świetne WBT-y), wysokiej klasy elementy zwrotnicy (w tym cewki Jantzen Audio) czy w końcu wewnętrzne okablowanie produkowane na zamówienie przez Suprę. Wykonanie i wykończenie tych kolumn (podobnie jak Cenya) jest znakomite. Wydawałoby się prosty design tych kolumn – czarne, satynowo wykończone panele przedni i tylny, tak samo wykończony, dwuwarstwowy cokół zwiększający stabilność kolumny oraz kontrastujące z nimi, pięknie fornirowane ścianki boczne, dolna i górna – jest nadzwyczajnie elegancki. Nawet metalowa rurka (o niedużej średnicy swoją drogą) bas-refleksu jest tu elementem (umownie) ozdobnym.

Tuż przed tymi kolumnami testowałem francuskie, nieco tańsze dwu-drożne kolumny podłogowe Apertura Ariana MKII zbliżone gabarytowo, które w mojej ocenie powinny podobać się nie tylko właścicielowi, ale i innym domownikom. W tym przypadku mogę powtórzyć to samo i podkreślić, że fińskie podłogówki to jednak jeszcze wyższa liga w tym względzie. Bije od nich elegancja i choć są niewielkie, to można je traktować raczej jako meble będące elementem wystroju upiększającym pokój, a nie przejawem (względnie) kontrolowanego szaleństwa audiofila, który estetykę ma w nosie, bo zależy mu wyłącznie na brzmieniu. Ale wracając do dbałości o szczegóły inżynierów Penaudio, to dawno nie spotkałem się z tak ładnymi i tak atrakcyjnie zapakowanymi kolcami i podkładkami pod nie, jak właśnie w tym przypadku. Nie dość, że same wkręcane, regulowane kolce są naprawdę ładne, to na dodatek dostarczane są nie w foliowym woreczku czy zwykłym kartonowym pudełku, jak to bywa w przypadku wielu, nawet dużo droższych kolumn, ale w bardzo eleganckich, fajnie w środku rozwiązanych, czarnych pudełkach z pokrywą z przezroczystego plastiku. Człowiek bierze takowe do ręki i od razu ma poczucie, że obcuje z produktem wysokiej klasy. Niby drobiazg, niby zbędny – w sensie niepoprawiający brzmienia (mówię o opakowaniu, a nie samych kolcach), a jednak założę się, że każdy właściciel zwróci na to uwagę i poczuje się doceniony. Tak się sprzedaje towary luksusowe! A to przecież przedstawiciel najtańszej serii tego producenta... Wspomnę o jeszcze jednej, teoretycznie także nie tak istotnej rzeczy, na którą jednakże zwraca się uwagę już na samym początku. Mówię o opakowaniach. To niezwykle porządne, wzmacniane drewnianymi listewkami pudła kartonowe, które na czas podróży są skręcane wkrętami, a nie tylko sklejane taśmą. Znowu niby zwykłe kartonowe pudła, a jednak gdy człowiek nieco się namęczy, wykręcając wkręty (trzeba je najpierw wszystkie znaleźć), to wyjmując kolumny, poczuje się... dowartościowany – proszę, jakie kolumny kupiłem! A jak są tak zapakowane, to jak muszą grać?! To kolejny fajny element budowania image'u marki, wyróżniający ją pośród wielu innych. Po nacieszeniu oczu wszystkimi opisanymi powyżej elementami przyszedł czas, by posłuchać, jak grają.

Jakość brzmienia

Ponieważ wspomniane wcześniej Ariany MKII kończyłem odsłuchiwać z kultową integrą w klasie A Sugdena, A21 w wersji 1aL Signature, więc i odsłuch Rebel Three postanowiłem zacząć w dokładnie takim samym systemie, z tym samym wzmacniaczem. Siłą rzeczy, zwłaszcza na początku odsłuchu, narzucały mi się porównania do francuskich kolumn, a dopiero później zacząłem odnosić bieżące wrażenia do testowanych wcześniej Cenyi. Z jednej strony uwagę zwracał potężniejszy, mocniej dociążony bas, z drugiej jakby nieco ciemniejsza góra pasma. Nieco (bo różnica nie była bynajmniej duża) lepiej rozciągnięty bas dawał z kolei wrażenie mniej dociążonej średnicy (rzecz o tyle dziwna, że dobra podstawa basowa wspiera średnicę, odbieramy ją jako bogatszą, bardziej kolorową). Wspominam o pierwszych wrażeniach tak, jak je usłyszałem, bo i Państwa mogą być podobne na samym początku, gdy zaczniecie słuchać tych kolumn. Zdawałem sobie jednakże sprawę z tego, że przecież należy dać im trochę pograć, bo odbyły kilkusetkilometrową podróż, wytrzęsły się po drodze (nawet w tych znakomitych kartonach), więc zasługiwały choć na parę godzin spokojnego grania, by dojść do siebie. I dostały. Ustawiłem powtarzanie płyty w odtwarzaczu i zająłem się czymś innym.

Do odsłuchu wróciłem kilka godzin później. Jak się jednak okazało, opisane już pierwsze wrażenie nie zmieniło się wiele. Pozostało mi więc zagłębić się w tę prezentację nieco bardziej, by lepiej ją zrozumieć. Kwestia basu jest najprostsza. Mamy tu dedykowany przetwornik grający do 300Hz, a drugi woofer wspiera go w tym paśmie, grając również wyżej. Sama większa masa i dociążenie basu nie są więc żadną niespodzianką przy porównywalnych (w stosunku do Apertur) wielkościach przetworników i obudów (acz francuska obudowa jest nieco większa, a woofer jest jeden). Całkiem mocna podstawa basowa nie dominuje tu nad resztą pasma. Utwór z elektronicznym basem i perkusją pokazał, że Penaudio są kolumnami dość szybkimi, dobre tempo ataku i umiejętność stosunkowo szybkiego zakończenia dźwięku robią wrażenie i zdecydowanie przydają się w takiej muzyce. Piszę o "stosunkowo" szybkim kończeniu dźwięków, bo to także jest konstrukcja obciążona bas-refleksem i choć, podobnie jak w przypadku Apertur, nie jest on przesadnie eksploatowany, to jednak w naturze tego rozwiązania jest delikatne przeciąganie niskich tonów, którego bardzo trudno się pozbyć. W tym przypadku nie ma to jednakże nic wspólnego z wieloma po prostu "buczącymi" przez rurę bas-refleksu tworami – tu można mówić o jedynie ledwie słyszalnym przeciąganiu niektórych basowych nut.

Od odsłuchu Cenyi minęło już trochę czasu, ale pamiętam, że zachwycałem się szybkością, sprężystością i dobrym różnicowaniem basu, choć oczywiście zważywszy na ich wymiary, sam dół pasma był jedynie lekko zaznaczony. Rebel Three grają inaczej. Ich wielkość sprawia, że pasmo jest lepiej rozciągnięte w dół, że nie tylko wyższy, ale i średni bas jest dociążony i zagrany z wysoką energią, i że najniższe dźwięki są mocniej zaznaczone. Wydaje mi się natomiast (jeszcze raz podkreślę – na ile pamiętam tamten odsłuch), że ten model nie jest tak szybki i nieco gorzej niskie tony różnicuje. Trzeba wziąć pod uwagę, że Cenya to reprezentant wyższej serii, wyposażony w lepsze drivery, co przekłada się na wyższą cenę niż testowanych kolumn, a przecież to mały monitor, a nie podłogówka. Poza więc samym zejściem na dole można, a nawet trzeba wymagać od nich więcej. Rebel Three szybko pokazały, że wielkość (kolumn) ma znaczenie. Choćby fortepian w wydaniu Rebel Three jest pełniejszy, ma większą masę, a niższe oktawy są bardziej dynamiczne, więcej w nich jest energii. W przypadku kontrabasu także więcej jest tu pudła, a co za tym idzie, instrument ma większą masę i pełniejsze, ciągnięte w pudle rezonansowym wybrzmienia. Z testowanymi kolumnami człowiek zaczyna już czuć, że ma do czynienia z naprawdę dużym, potężnym instrumentem. Z Cenyami, pomimo ograniczeń wynikających z ich rozmiarów, zachwycałem się popisami perkusistów, sięgnąłem więc po nie i tym razem. I znowu mi się podobało, choć z nieco innych powodów. Tam była to kwestia przede wszystkim tempa, szybkości uderzeń pałeczek i odpowiedzi membran oraz ich sprężystości. Teraz uderzenia były może ciut wolniejsze, ale za to miały większą masę – choćby stopa brzmiała dzięki temu naturalniej, a i pozostałe bębny były lepiej różnicowane.

No dobrze, dość o samym basie – macie już Państwo chyba jako takie pojęcie o możliwościach Penaudio w tym zakresie. Drugi skraj pasma, góra, od początku wydawała mi się nieco ciemniejsza niż w przypadku Apertur Ariana MKII, ale także Cenyi. I tak pozostało niezależnie od tego, jaki wzmacniacz do nich podłączałem. Na górze nie ma bowiem aż takiego blasku, nawet przy mocnych uderzeniach pałeczek w blachy perkusji nie sypią się iskry, nie czuć aż takiej energii. Talerze wydają się ciut bardziej dociążone, ale jednocześnie kapkę bardziej matowe. Podobnie jest z innymi wysokimi dźwiękami – mają nieco większą masę niż w przypadku Cenyi, ale nie są aż tak żywe, aż tak dźwięczne, choć np. trąbka potrafiła miło uszy podrapać. Taki, delikatnie wygładzony sposób prezentacji górnej części pasma, choć obiektywnie mniej prawdziwy, ma swoje zalety. Wystarczy posłuchać jakiegoś wokalu bogatego w sybilanty, czy po prostu nieco gorzej zrealizowanych nagrań, np. rockowych, by docenić ten sposób grania. Z testowanymi kolumnami i owszem, syczące zgłoski takimi pozostają, ale nie przeszkadzają w słuchaniu, nie są elementem drażniącym. Podobnie wyostrzenia, rozjaśnienia czy chropowatości, właściwe wielu kawałkom rockowym, w wydaniu tych Penaudio są łatwiejsze do przełknięcia niż w przypadku precyzyjniejszych, bardziej rozdzielczych i przejrzystych Cenyi. Jak łatwo z tego wywnioskować, Rebel Three to kolumna nieco mniej wyrafinowana, ale za to bardziej uniwersalna zarówno ze względu na lepiej rozciągnięty bas, jak i łagodniejszą dla nagrań górę pasma. O ile na Cenyach z racji ich wyższej wierności odtwarzanemu materiałowi nagrania popowe czy ta gorzej nagrana część rocka były trudne do zaakceptowania, przynajmniej na dłuższym dystansie, o tyle w przypadku tych podłogówek takiej muzyki (poza faktycznie najgorszymi jakościowo nagraniami) da się słuchać godzinami i mieć z tego sporą frajdę. Nie dość, że nie wyciągają na wierzch wszystkich brudów z nagrań, to na dodatek grają je w żywy, energetyczny sposób, a to przecież istota rocka czy popu.

Dodatkową cechą Rebel Three, dzięki której ich prezentacja jest jeszcze bardziej przekonująca, jest niewiele ustępująca Cenyom przestrzenność grania. Testowane kolumny budują (o ile nagranie na to pozwala) szeroką scenę, a i głębi nic nie brakuje. Potrafią ładnie zrenderować namacalne, spore źródła pozorne, a między nimi zaserwować dużo powietrza, które daje instrumentom oddech. No i jeszcze jedna kwestia – to nie są wcale takie małe kolumny, a jednak umiejętnością znikania z pokoju niemal dorównują dobrym monitorom.

Na koniec kilka słów na temat najważniejszej części pasma, a mianowicie średnicy. Podobnie jak w przypadku Cenyi, jest ona mocną stroną tych kolumn, nawet bardzo mocną pomimo innego pierwszego wrażenia, o którym pisałem na początku. Akcent prezentacji jest położony na dolną część tego zakresu, przez co kolumny są odbierane jako grające raczej (ale nieprzesadnie) ciepło, namacalnie i dość gęsto. Wraz z opisanym już wcześniej charakterem góry pasma sprawia to, że niemal każda muzyka zabrzmi na Rebel Three przyjemnie i angażująco. Duże znaczenie ma wspominane wcześniej pasmo przenoszenia woofera średnio-niskotonowego, które sprawia, że przekaz jest wyjątkowo spójny. Sam przetwornik jest nieco mniej rozdzielczy niż stosowany w Cenyach, ale słychać to dopiero, gdy człowiek faktycznie zaczyna analizować nagrania i to te lepiej zrealizowane, które same oferują odpowiednią rozdzielczość dźwięku. W większości przypadków Rebel Three będą więc sprawiać równie wielką frajdę ze słuchania instrumentów akustycznych czy wokali, dobrze oddając ich barwę i fakturę, częstując słuchacza namacalnie, gładko i płynnie podanymi detalami. Posłuchałem na nich np. sporo nowoorleańskiej muzyki z dużą ilością dęciaków. Instrumenty te grały bowiem z rozmachem, energetycznie, z oddechem, a dorzucając do tego dobrze prowadzony rytm i angażujący przekaz emocjonalnej warstwy tych nagrań, dostawałem właściwie wszystko, za co tak lubię tę muzykę. Także i elektryczny blues czy rock grane były z rozmachem i sporą energią. Dobrze prowadzony rytm, fajne, lekko drapieżne brzmienie elektrycznych riffów, uzupełnione opisywaną wcześniej, dobrą perkusją dawały podstawy do świetnej zabawy. Mocną stroną fińskich kolumn jest także klasyka. Ta mniejsza – małe składy, czaruje barwą, dużą ilością detali, dobrym oddaniem akustyki nagrań, w tej dużej słychać rozmach i energię, a rozdzielczość, choć nie tak dobra, jak w przypadku Cenyi, pozwala zajrzeć w głębsze warstwy muzyki. Tym bardziej, że dobrą rozdzielczość wspiera niezła separacja, która nawet w przypadku wielkiej orkiestry symfonicznej pozwala śledzić wybrane grupy instrumentów.

Podsumowanie

To moje drugie spotkanie z kolumnami Penaudio i drugie bardzo udane. Wprawdzie Rebel Three ustępują nieco czystością, transparentnością brzmienia Cenyom, nie mają też tak dobrej rozdzielczości – to koszt zastosowania innych przetworników, a pewnie i elementów zwrotnicy. Tyle że kolumny są sporo większe i mają dedykowany woofer do niskich tonów. Dzięki temu oferują pełniejszy dźwięk, który jest odpowiednio dociążony i wypełniony również w niższych rejonach basu, gdzie Cenye już tylko go zaznaczały. Nieco łagodniejsza i ciut mniej rozdzielcza góra to z kolei szansa, by z przyjemnością posłuchać wielu nagrań zrealizowanych nieaudiofilsko. Większy, lepiej dociążony dźwięk, pewne prowadzenie rytmu, akcent na niższej średnicy – wszystko to razem wzięte sprawia, że dostajemy nie tylko łapiące za oko, ale też i uniwersalnie grające kolumny. Z równą przyjemnością posłuchamy na nich audiofilskich nagrań jazzowych, wokali czy klasyki, jak i popularniejszych, nieco gorzej zrealizowanych nagrań rockowych czy popowych. Tego tak naprawdę oczekuje większość klientów poszukujących kolumn z tej półki cenowej. Mają oferować już na tyle dobrą jakość brzmienia, by można było docenić walory nagrań wysokiej klasy, ale jednocześnie słuchanie popularnej muzyki czy po prostu nagrań z nie do końca audiofilskich źródeł typu popularne serwisy streamujące muzykę także powinno dawać satysfakcjonujące efekty. Penaudio Rebel Three wszystko to oferują, a na dodatek znakomicie się prezentują. Jeśli je kupicie i wstawcie do salonu, to wyglądem oczarują domowników, a Wam zapewnią mnóstwo frajdy ze słuchania muzyki.

Werdykt: Penaudio Rebel Three

★★★★★ Wyglądem wygrywają z wieloma, nawet i dwa razy droższymi kolumnami, brzmieniem spokojnie konkurują z czołówką ze swojej półki cenowej